1. Znowu byłem w Gminie. Pan Wójt tym razem z geopolityki przeszedł na politykę krajową. Konkretnie na kwestie praworządności. Podzielił się ze mną swoim przekonaniem na temat powodów różnych decyzji Głowy Państwa. Mówił to z takim przekonaniem, jakby świadkiem był rozmów pomiędzy Prezesem a Prezydentem. Wybiłem go nieco z tej pewności, przypominając weto do ustawy o Regionalnych Izbach Obrachunkowych.
Następna rozmowa najwcześniej w czwartek.
Cała Polska, a przynajmniej ta część, którą algorytm wyświetla mi na tajmlajnie, zajmuje się mieszkaniem państwa Myrchów. Póki nie zaczniemy posłom płacić odpowiednich pieniędzy, tak się będzie co chwilę działo.
Parę lat temu, były dyrektor biura jednego z posłów (dziś dyplomaty), gdy rozmawialiśmy o kilometrówkach, westchnął, że gdyby nie one, to by nie było z czego zapłacić pracownikom biura. Uważam, że posłów powinno być mniej. Niech ich nawet będzie tylu, co senatorów (a senatorów niech na przykład będzie tylu, ile jest województw), ale płaćmy im tak, jak się płaci europosłom. Robotę mają przecież ważniejszą.
Nikt mnie też nie namówi to ganienia rządu za kupowanie samochodów. Choć lepszym pomysłem jest wynajem.
2. Od ponad miesiąca grupa uzbrojonych w trzy koparki (w tym jedną bardzo dużą) panów pogłębia za unijne pieniądze nasze poniemieckie przeciwpożarowe stawki. Panowie najpierw przepompowali wodę ze stawku mniejszego do stawku większego. Wykoparkowali szlam z dna, wypalowali brzegi, wysypali je później kamyczkami rozciągając wcześniej takie coś, co utrudnia im osypywanie. Przepompowali wodę ze stawu większego, do stawu mniejszego i zaczęli w większym robić to samo, co wcześniej robili w mniejszym. W większym trwa to dłużej, niż trwało w mniejszym, co jest jakoś logiczne, gdyż mniejszy jest mniejszy.
W każdym razie chodzę codziennie popatrzeć, jak panom idzie. Parę dni temu, kiedy wdałem się z jednym z panów w dyskusję o tym, co to jest to szare, co z dna wydłubują (glina), (którą muszą wydłubać, bo mogła stracić swoje gliniane właściwości), piesek postanowił zobaczyć z kim rozmawiam i oparł się przednimi łapami o płot. No i jak się oparł, to płot poleciał. Płot jest z betonowych prefabrykatów. Ma z pięćdziesiąt lat. Kawałek płotu poleciał, ale nie do końca, gdyż zatrzymał go go obrastający winobluszcz. Kupiłem odpowiedniej wielkości trytytki i postanowiłem dziś wracając z Gminy, ten odpadnięty kawałek przyczepić. Podjechałem Lawiną. Przedarłem się przez błoto, które panowie od stawków narobili. Zacząłem przyczepiać. No i się okazało, że się nie da, że odpadnięty kawałek jest zdezintegrowany. A jeszcze, przy próbie przypinania, odpadł ten kawałek zupełnie. Płot więc w tym miejscu zaczął pełnić funkcję wyłącznie symboliczną. A ta nie musi wcale zniechęcić pieska do tego, by zrobił to, co mu się czasem zdarza gdy zauważy otwartą bramę. Pojechałem więc w te pędy do miasta i w Mrówce kupiłem dwa kawałki ogrodzenia z zielonego drutu. Za pomocą kupionych wcześniej tryrytek połączyłem kawałki zielono-drucianego ogrodzenia z ogrodzeniem betonowym. Nie wygląda to najlepiej. Ale działa. W przyszłym roku zarośnie, gdyż winobluszcz pewnie będzie zachwycony.
3. Dziś grzybów nie było. Były tylko ślady po grzybiarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz