piątek, 25 kwietnia 2025

23–24 kwietnia 2025

 


1. Środa. Śniło mi się, że przytarłem czyjś służbowy samochód. Znaczy prowadziłem czyjegoś służbowego Passata albo Camry, nie wyrobiłem się na zakręcie i przytarłem. I nie wiem, co z tego miało wyniknąć, bo obudził mnie dawno nie używany budzik. 

Dawno mnie nie widzieli na lotnisku w Babimoście. Leciałem z liderem miejscowego ZSMP (niektórzy są wiecznie młodzi) i posłem, niegdysiejszym senatorem znanym z rekordowej liczby przelotów za sejmowe pieniądze. Nie czepiam się, uważam, że stać Polskę na to, by parlamentarzyści latali sobie nawet codziennie. Byle robili to LOT-em. Są to dwójnasób dobrze wydane pieniądze. Parlamentarzyści się przemieszczają, narodowy przewoźnik ma się lepiej i nikt nawet nie pomyśli o niedozwolonej pomocy publicznej. 
Przy całej mojej niechęci do polskiego parlamentaryzmu, irytuje mnie populistyczne czepianie się poselskich wydatków. Zmieńmy ordynację, tak żeby trudniej było wprowadzać do Sejmu półgłówków, dosypmy im pieniędzy, niech zarabiają jak ci z Europarlamentu. Mają przecież zdecydowanie bardziej odpowiedzialną pracę. Dołóżmy kasę na biura, żeby pracowników nie musieli opłacać z fałszowanych kilometrówek, wybierajmy mądrze i dopiero się czepiajmy, jak będzie czego. Taką mam propozycję. Niemożliwą do zrealizowania. I to jest zła informacja. 

2. Trafiłem do Sejmu. Właściwie przypadkiem. Szwendałem się po korytarzach, kiedy exposé wygłaszał minister Sikorski. Przez to nie wiem, co mówił. Znaczy trochę wiem, bo słuchałem później w „Zero” komentarza Sławomira Dębskiego. Bardzo słusznie pojechał po naszych stosunkach transatlantyckich. Nie tylko tych, których nie buduje MSZ.
Piąte przez dziesiąte słuchałem wypowiedzi PAD, bardziej zajmowałem się plotkowaniem z jednym z pałacowych dyrektorów, co bardzo denerwowało jednego z pałacowych ministrów. A może go nie ja denerwowałem, tylko on taki po prostu jest. A jest dziwny. 

Miałem potem spięcie z funkcjonariuszem Straży Marszałkowskiej. Dwa razy miałem spięcie. Najpierw chodziło o to, że nie mam na wierzchu przepustki. Co jest problemem excusez le mot z dupy, gdyż bez przepustki bym do Sejmu nie wszedł. Chyba, że problem polega na tym, iż Strażnicy Marszałkowscy nie mają do siebie zaufania i uważają, że któryś, kogoś bez przepustki może wpuścić. I to miałoby sens, choć odbierałoby sens istnienia służby specjalnej, jaką to jest Straż Marszałkowska. 
Druga scysja była o to, że chciałem wyjść głównym wyjściem, a miałem na przepustce literkę Z. Zawsze wychodziłem głównym, ale chyba faktycznie miałem inną literkę. 
Generalnie uważam, że stworzenie służby specjalnej ze specjalną musztrą paradną, szablami mundurami galowymi etc., nie świadczy specjalnie dobrze o rozsądku funkcjonariuszy PiS-owskiej dyktatury. Podobnie jak nie stworzenie osobnej służby, która zajmowałaby się ochroną Prezydenta i wyjęta byłaby spod Ministra Spraw Wewnętrznych. Gdyby taka służba istniała, nie sądzę, żeby ktoś się decydował na zajazd na prezydencki Pałac. 
Ktoś by kiedyś mógł napisać białą księgę idiotycznych decyzji i zaniechań poprzedniej władzy wraz z tym, co z nich wynikło. 

Spotkałem się z redaktorem Muchą, który miał imieniny. Siedliśmy w ogródku baru kawowego „Piotruś”, przy Nowym Świecie i zaczęliśmy kontemplować rzeczywistość. A było co kontemplować. Ciągle ktoś interesujący przechodził. Różni funkcjonariusze państwowi, którzy podchodzili, by się przywitać, ale szybko uciekali, widząc, że my rzeczywistość kontemplujemy nie na sucho. Przejeżdżały autobusy. W większości z portretami Rafała Trzaskowskiego na plecach. Były też z zaproszeniami na mecz Polonii. Nigdy nie byłem, a powinienem się wybrać. 
Redaktor Mucha (z redaktorem Gajcym) napisał bardzo ważną książkę, o której coś powinienem napisać. I to pewnie zrobię. Ale raczej nie tu, tylko we „Wszystko Co Najważniejsze”.

Z Nowego Światu, autobusem pojechałem na lotnisko. Z lotniska poleciałem na lotnisko, z którego autobusem pojechałem do hotelu. W Krakowie, w autobusach (a przynajmniej w tym, którym jechałem) reklamują imprezy, które były rok temu. Ponad. To może świadczyć o konserwatyzmie miasta, albo o problemach z jego zarządzaniem. 

Później wykonywałem obowiązki. Na koniec dnia udałem się na róg Brackiej i Reformackiej, gdzie spotkałem się z profesorem Klocem, który na czas jakiś zarzucił pisanie książki o Stempowskim i tworzy teraz dzieło poświęcone polskiej inteligencji. Rozmawialiśmy więc o kryzysie polskich uczelni. Mogłem na ten temat mówić z odpowiednim dystansem, gdyż z żadną nie miałem bliższych kontaktów. Profesor Kloc nie słyszał historii o tym, że Lenin brał ślub u św. Floriana. W legendzie, którą słyszałem chodziło o to, że nie chcieli zameldować Lenina z Krupską w jednym numerze, bo nie mieli jak udowodnić, że są po ślubie, więc wzięli ślub jeszcze raz. Wiedział za to, co za moich czasów było wiedzą mniej popularną, że przy Kopernika ślub wziął Feliks Dzierżyński.
Profesor zaczął publikować dzienniki: https://przedsmiertnefigle.blogspot.com. Co mu się chwali. 

3. Czwartek. Śniło mi się tym razem, że prowadzę ciężarówkę. Wielką, wojskową, która przewozi system rakietowy obrony przeciwlotniczej. No i tą ciężarówką najeżdżam jakieś auto na autostradzie. Bo ciężarówka była tak wielka i ciężka, że hamowała, jak pociąg. Nic poważnego się nie stało, ale dociera do mnie, że mam problem, bo przecież jak się kładłem spać, to zupełnie trzeźwy nie byłem. Drugi dzień śniły mi się wypadki samochodowe. Aż strach się położyć spać. 

Spałem w hotelu, który się nazywa Riverside. Zastanawiałem się czy chodzi o to, że Madalińskiego w tym miejscu nieco meandruje. Ale chyba ważniejsze było, że w naprzeciwko telewizora było duże zdjęcie opactwa w Tyńcu. 

Po wykonaniu obowiązków, udałem się autobusem (właściwie dwoma) na lotnisko. Na lotnisku tłumy takie, że się właściwie nie dało przejść. Ciekawe, co na to powiedziałby taki strażak. Z lotniska, na lotnisko samolotem, później pociągiem, tramwajem, spotykałem się, rozmawiałem, później poszedłem kupić makaron. Skutecznie. A miało już tego makaronu nie być. Potem spotkałem Marcina Mellera, który przede mną uciekł, tłumacząc na migi, że prowadzi ważną rozmowę telefoniczną, a chciałem mu podziękować za polecenie bardzo przyjemnego kryminału (James Kestrel „5 grudniów – jest na Audiotece). Później autobusem na lotnisko. Na lotnisku, w saloniku spotkałem inkryminowanego wyżej posła, niegdysiejszego senatora znanego z rekordowej liczby przelotów za sejmowe pieniądze. Poza nim w autobusie do samolotu była jeszcze paru parlamentarzystów z moją ulubioną byłą marszałek Polak na czele. 
Samolot doleciał do Babimostu, tam wsiadłem w Lawinę i dojechałem do domu. 
I poszedłbym właściwie spać, ryzykując, że znowu będą śnić mi się samochodowe wypadki, ale piesek postanowił być dziś psem stróżującym i nie chce się dać zagnać do domu. I to jest zła informacja. 



1 komentarz:

  1. Róg Brackiej i Reformackiej? Co prawda jest teraz parę remontów na Starym Mieście, ale aż tak nie przebudowują chyba

    OdpowiedzUsuń