
1. Niepisanie Negatywów prowadzi do tego, że znikają cudowne historie jakich doświadczam. W taką środę na przykład. Jechałem wstawić Lawinę na geometrię, a przede wszystkim na wymianę końcówek drążków, których poprzednim razem nie wymieniono, gdyż z Ameryki, w dobrym pudełku, przyszły nie takie, jak przyjść powinny. No więc przyjechałem na Ostroroga. Jana. Swoją drogą, był ci on przez chwilę kasztelanem międzyrzeckim, więc jakby krajan. Na Ostroroga nie było jak się obrócić. Więc dobre dwadzieścia minut zajęło mi porzucanie samochodu. W końcu, jak porzuciłem, to się okazało, że żadna podwoda nie chce przyjechać. W końcu się jedna znalazła. Kierowca miał być po dwunastu minutach, ale aplikacja pokazywała, że się nie rusza. Ruszyłem więc w jego kierunku. W aplikacji stał, w rzeczywistości jechał. Więc mnie minął. Zaczęliśmy się szukać, zajęło to kolejne minuty. Pominąłem najważniejsze – jechałem na Okęcie. Wsiadłem, mówię, że za czterdzieści minut samolot mi odlatuje. Wybrał więc najszybszą trasę. Przez jakieś osiedlowe uliczki. Białorusin z brodą. Słuchał rosyjskojęzycznej wersji disko-polo. Czyli raczej disko-białorusko. Jedziemy. Nie idzie. W związku z tym, że kierowca imigrant, stajemy na każdym żółtym świetle. Panowie w głośnikach śpiewają о любви. I o tym do czego ta miłość prowadzić może, do samego rana. Pan kierowca co jakiś czas przycisza i tłumaczy, że ruch duży. Ale on się stara. I że się inaczej jechać nie da. Na Komitetu Obrony Robotników pyta: o której, tak naprawdę muszę być na lotnisku. Odpowiadam, że za minutę (zgodnie z zasadą: najpóźniej piętnaście minut przed odlotem należy być przy bramce). – To co to będzie, jak pan nie zdąży? – pyta, sugerując w domyśle, że jakby co, to mnie może z tego Okęcia do miasta zawieźć. Dojeżdżamy. Wysiadam. Security. Przede mną rodzina z wózkiem. Następuje proces obmacywania wózka. Czas płynie. Wózek bezpieczny. Przechodzę. Bramka wylosowuje mnie do kontroli śladów pirotechnicznych. O raz pierwszy od kilkunastu lotów. Czas płynie. Śladów nie ma. Idę do bramki. Tyle dobrze, że jest blisko. Próbuję coś powiedzieć, ale człowiek przy bramce mówi, żebym nie gadał, tylko się skanował. Wchodzę do samolotu. Drzwi się zamykają. A w głowie wciąż wokalista śpiewa о любви.
W Krakowie większość kierowców to Polacy. Jeden wiezie mnie wieczorem. Młody człowiek. Gadatliwy. Opowiada o deweloperach, którzy niszczą miasto. O tym, że Miszalski to kontynuacja Majchrowskiego. Miękko przechodzimy na politykę krajową. Będą kombinować z wyborami. Tak jak w Rumunii. Albo tak, jak we Francji z tą panią zrobili.
Na pożegnanie mówię, że ja głosować będę na Stanowskiego. Pierwsza tura sercem, druga nie na Trzaskowskiego, odpowiada.
Następnego dnia na lotnisku jestem półtorej godziny przed czasem. Krakowskie lotnisko nie jest fajne.
Lawina ze zrobionym układem kierowniczym i wymienionymi sworzniami wahaczy nie wpada w wibracje, do których na tyle się zdążyłem przyzwyczaić, że jakoś mi ich brakuje. Do tego mniej pali. Złą informacją jest, iż podejrzewałem, że tak będzie od dłuższego czasu. I nic z tym nie robiłem.
2. Mamy na wsi remont. Od miesiąca. Wszystko stoi na głowie. Wstaję o jakiejś niechrześcijańskiej porze. Wszystkie okna są pozaklejane folią. Ciekawe doświadczenie. Zwierzęta mają problem, bo nie wiedzą, które drzwi aktualnie są czynne. Na razie nie wpadły na pomysł biegania po rusztowaniach. Tulipany, których cebulek słuszne ilości nawsadzałem jesienią, zostały rozjeżdżone przez żółtą maszynę do – w tym przypadku – wożenia betonu, a na kilku stoi toi-toi.
Przed domem piętrzy się kupa gruzu. Powinienem wyciągnąć z niej całe cegły. Ale mi się nie chce. I to jest zła informacja.
3. Rozmawiałem nie powiem z kim, bo jak go tu dekadę temu opisałem, to się obraził i wciąż mi tamto pamięta. I to jest zła informacja. Bo mógłby odpuścić.
Człowiek ustosunkowany po obu stronach głównej barykady. Po wymianie świątecznych nieuprzejmości przeszliśmy do omawiania rzeczywistości. Nie powiem kto, jest przekonany, że niemiłościwie panująca nam władza musi coś zrobić ze Stanowskim, bo im rozwalił cały misterny plan. Nie powiem kto, mówił, że Stanowskiemu służby wjadą, że mu odzyskana Krajowa Rada przywali grzywnę za cokolwiek, że coś muszą zrobić, bo nie może nie być kary. Wątpiłem. Zgodził się o tyle, że powiedział iż istnieje spora szansa, że jednak mamy do czynienia z gangiem Olsena. I mogą tego po prostu nie potrafić zrobić.
Zauważył, że nikt, żaden PiS-ior, nie zrobił tyle na kierunku rozbijania Trzeciej RP, co Stanowski. Trudno się z tym nie zgodzić.