Pokazywanie postów oznaczonych etykietą „Rojst '97”. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą „Rojst '97”. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 lipca 2021

27 lipca 2021


1. Się nie wyspałem. Śniły mi się jakieś słabe rzeczy. Bogu dzięki nie pamiętam już co. Stojąca od wczorajszego wieczoru pod lipą Lawina wygląda, jakby ktoś porzucił ją ze dwa miesiące temu. Lipy rządzą.
Przyjechał po mnie Mój Nowy Szef i udaliśmy się do tej drugiej stolicy naszego województwa. Ta druga stolice z innego punktu widzenia jest tą pierwszą i jest to drażliwa sprawa. W Gorzowie dotychczas znałem szpital, Castoramę i Urząd Wojewódzki. Teraz doszła jeszcze katedra. I redakcja Lubuskiej w centrum handlowym bez parkingu. Kiedyś takie budowano. Zobaczyłem dwie milczące ofiary COVID-u – na pieprz zasuszone rośliny doniczkowe. Centrum Handlowe zamknięte, to nie było komu podlewać. I uschły. 

2. Wracając podjechaliśmy do Głębokiego. Od paru dni na redakcyjnym kolegium mowa była o wysychającym jeziorze. Nad Głębokim byłem w 1987 roku. I potem w 1988. Pamiętam Kiszczaka w telewizorze. Mówił o czymś, co się pół roku później objawiło jako Okrągły Stół. W każdym razie było wtedy jezioro. No i jezioro jest i dziś. Tylko jakby go było mniej. Pomost nad plażą wygląda dość abstrakcyjnie. 

Zacząłem sobie dziś przypominać jak to super jest robić w dzienniku. Na lotnisku w Przylepie (ze trzydzieści ode mnie kilometrów) CBŚ zatrzymało dwóch facetów, którzy specjalnie kupionym do tego celu samolotem przemycali trawkę. 73 kilo.
A myślałem, że tu się będzie człowiek zajmował wyłącznie liczeniem dziur w drogach.

3. Z braku telewizji wróciliśmy do „Lupina”. Jakież to jest nudne. Niby francuski film, a A3 ściga BMW 3. Peugeotem jeździ policja. Porządnym busem jest mercedes. Drugi „Rojst” jest naprawdę o wiele lepszy. 






 

sobota, 17 lipca 2021

16 lipca 2021


1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać. 
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta. 

2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił. 
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić. 
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń. 
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.

3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.  
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić. 




 

niedziela, 11 lipca 2021

10 lipca 2021


1. Nareszcie się zrobiło trochę chłodniej. Poszedłem do tzw. „Perełki”, sklepu, gdzie mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”. Ważne, że się to nie zdarza za każdym razem, kiedy tam wchodzę. Właściwie ostatni raz się to zdażyło dość dawno temu. Więc może moje zaprzeczenia osiągnęły skutek. Spotykam tam też czasem reportera „Faktów”. Tego od żartobliwie złośliwych antypisowskich materiałów. COVID wciąż utrudnia mi kontakt z moją wewnętrzną. bazą nazwisk. Knapik. A jednak, czasem się udaje. Wczoraj przechodził koło „Krakena”. Nie zdążyłem rzucić się za nim, by mu przekazać, że w obronie „Hotelu Paradise”, „Mam talent!” i programu Kuby Wojewódzkiego się oflaguję. Cenię bowiem jakościowe dziennikarstwo. 
Szczerze mówiąc nie oglądałem dawno żadnego z tych programów. Ale skoro tylu mówi, że to ostoja wolności słowa, bez której znikną resztki demokracji – nie można na to pozwolić. W dwóch miejscach wyczytałem, że do nadawania TVN24, które oglądam (ostatnio zwykle na telefonie) nie jest potrzebna polska koncesja, więc raczej w całej awanturze o tę stację akurat nie chodzi. 
W sklepie straszna drożyzna. Za kawałek sera korycińskiego, fałszywy oscypek, kawałek chleba (rozmiarowo bliżej ćwiartki) i dwie mineralne wody zapłaciłem prawie pięćdziesiąt złotych. Wolę chyba jednak moją świebodzińską lidlowo-tescową rzeczywistość.

2. Zjadłem kawałek chleba z kawałkiem korycińskiego sera i zacząłem oglądać drugą serię „Rojsta”. No i się okazało, że rozbieżne z kolegą Modelskim gusta nie dotyczą tego akurat serialu. Muszę przyznać, że mnie wciągnęło. Bardzo porządnie zrobione. Nawet nieodzowny w netfliksowych produkcjach wątek LGBT jest podany w bardzo kulturalny (miast propedeutyczno-łopatologiczny – jak to czasem bywa) sposób. Dla tych, dla których obecność wątku LGBT może być drażniąca, specjalnie pewnie pokazano, że zły prokurator do Polski wjechał na pancerzu sowieckiego czołgu. Albo przynajmniej pace ciężarówki. 
Muszę przyznać, że serial ten jest tak dobry, jakby był czeski. 
Mogę się przyczepić sposobu trzymania przez bohaterkę broni. W latach dziewięćdziesiątych policjantów raczej tak nie uczyli. 

3. Dziś jeszcze udało mi się przeprowadzić dwugodzinną rozmowę o polityce zagranicznej. Swoją drogą rozmowę zakończoną atakiem pijanego Hindusa. Z Pendżabu. Znaczy Hindus był z Pendżabu. Atak – nie. 
No i byłem w Makro. Woda mineralna kosztuje tam jedną trzecią ceny, którą zapłaciłem rano. Strasznie dawno w Makro nie byłem. Chyba z rok. Będę teraz jeździł do Makro do Zielonej Góry. Po warzywa, owoce i ryby. 

Palestyńskiej flagi wciąż nie ma. Gdyby wisiała dalej, być może spróbowałbym skądś wytrzasnąć flagę z gwiazdą Dawida. Gdybym wisiała do końca miesiąca, naprzeciw pojawiłaby się wywieszona przez profesora Czaputowicza na rocznicę Powstania flaga polska. Wtedy może sąsiedzi tatuażyści wywiesiliby flagę tęczową – tę, która wisi z drugiej strony kamienicy. A może na to James by wywiesił Union Jacka. Na parterze naprzeciwko nie ma już „Coco&Roy”. A szkoda – wywieszali nieco zmaltretowaną flagę amerykańską. Jest tam teraz nowa knajpa, której nazwy nie widzę, bo mi zasłania drzewo. Dzisiaj był tam koncert. Jazzowy. Ostatnio jazzu na żywo słuchałem w knajpie obok Times Square. Z Martą z Googla. Można tam było zamówić do piwa popcorn. Byłem tam jeszcze później z Krzysztofem. Jazzu na żywo już nie było. W przeciwieństwie do popcornu. Ten akurat był. Mówią, że Manhattan po COVID-zie się zmienił nie do poznania. Ostatnio Martę wspominam w kontekście mejli. Znając Martę – łatwo by było sobie wyobrazić, że prywatna poczta ważnych, korzystających z niej postaci jest lepiej zabezpieczona niż jakakolwiek inna. Na jakichkolwiek innych serwerach. 
Z Krzysztofem co jakiś czas wspominamy popcorn do piwa. I gdyby ktoś słyszał, że gdzieś w Warszawie serwowany jest amerykański lager z popcornem – prosimy o informację. 

Nie ma dziś żadnych interesujących informacji na temat Kocia.