1. Urodziny profesora Żerki. Pamiętam, jak się pierwszy raz z panem Prfesorem spotkaliśmy na niezbyt mądrze wymyślonym iwencie wyborczym – oglądaniu meczu w piłkę kopaną z panią przyszłą premier Szydło. Niezbyt mądrze wymyślonym, gdyż mecz utrudniał rozmowy, a przecież porozmawiać się tam przyszło. W każdym razie profesor Żerko widząc mnie powiedział: więc jednak istnieje pan naprawdę. Trudno się z tym nie zgodzić. Choć w takich sytuacjach przypomina mi się cytat z wiersza kolegi mojej babci: umrę i nigdy się nie dowiem, czy świat będzie istniał beze mnie.
2. U Mazurka pani z OSW. Warto słychać ludzi z OSW. Mazurek z ekspertami, to zupełnie inna bajka, niż Mazurek z politykami. Nawet, gdy ci politycy są ekspertami.
W zeszłym roku, po wyjściu ze szpitala, zrywało mnie codziennie koło szóstej. Miałem wtedy bogaty przegląd porannej publicystyki. Ciekawe, czy tracę coś poza tematem do komentowania tutaj.
Zatkana przeze mnie rura nie cieknie. Czyli sukces. Mogłbym teraz rozwinąć się hydraulicznie i uruchomić nieużywaną od lat osiemdziesiątych toaletę. Niebieskie rury powinny być bardziej odporne na mróz. Ciekawe, czy jest jakiś patent na to, żeby je prostować.
Lawina będzie mieć jutro wymieniany olej. I w silniku, i w skrzyni. W silniku bym wymienił sam, ale w skrzyni mi się nie chce. Na sześćdziesiąte urodziny – o ile dożyję, rzecz jasna – sprawię sobie kolumnowy podnośnik. Postawię przed stołówką i będę oglądał samochody od spodu.
3. Oglądamy na Amazonie „The Lost Symbol”. Książka był opisywała bardzo dokładnie Waszyngton, serial zrobiony jest po taniości, kręcony pewnie gdzieś w Kanadzie. I to jest zła informacja, bo bym sobie chętnie Waszyngton pooglądał. Świetny, w sumie, serial do drzemania przed telewizorem, człowiek zasypia, budzi się, odkrywa, że zasadniczo nic nie stracił.