1. W końcu udało mi się spać do
ataku bożenowego budzika. Nie, żebym się jakoś specjalnie wyspał,
ale zasadniczo nie powinienem narzekać.
Mam takie hobby, że
lubię jeździć z samochodami na przeglądy rejestracyjne. Jeżdżę
konkretnie do stacji przy 17 stycznia. To chyba wciąż tereny LOT-u.
Chyba, że kolega Mikosz już je sprzedał. Pierwszy raz byłem tam,
z właśnie kupowanym Suburbanem. Samochód przyjechał z Krzeszowic
i się okazało, że od pół roku nie ma przeglądu. Głupio tak
kupować auto bez przeglądu. Zaczęliśmy więc nerwowo szukać
stacji. Był wieczór. Na pierwszej, gdzieś w Jankach pan widząc
sytuację zaczął wywierać presję w celu pozyskania nienależnej
korzyści majątkowej. Pojechaliśmy więc dalej. Pamiętam, że
szukałem adresów na Era MDAII pierwszym telefonem produkcji HTC z
jakim (bez świadomości, że to HTC) miałem do czynienia.
Trafiliśmy na 17 stycznia, do – jak się później dowiedziałem –
najdłużej działającej Stacji Kontroli Pojazdów w Warszawie. Było
miło i profesjonalnie. Pan diagnosta dokładnie przejrzał auto i
wbił w dowód pieczątkę. Ja zapłaciłem za Suburbana i się
rozstaliśmy.
Od tego czasu tam jeżdżę. Z przerwą. O ile
dobrze zrozumiałem – stacja należała do LOT-u, i kiedy kolega
Mikosz zaczął LOT naprawiać – zlikwidował stację. Ale
odrodziła się po pewnym czasie. Teraz już chyba nie jest LOT-u. I
nie jest najstarsza, bo miała przerwę.
Czekając na moją
kolej przejrzałem jakąś średnio aktualną „Rzepę” było w
niej o przepisach, jakie chce wprowadzić Platforma Obywatelska,
które z powodów ekologicznych uniemożliwiałyby wjazd starszych
samochodów do miast. Rzecz wygląda słabo, bo mimo iż twórcy
ustawy powołują się na przykład Berlina, zachowują się, jakby
nie sprawdzili, jak niemieckie przepisy wyglądają.
Nie tak do
końca nie chodzi tam o wiek samochodu, tylko o normę spalin, jaką
spełnia. I tak, jak diesel musi się mieścić w Euro4, to
benzynowemu wystarczy Euro1.
Niemcy od normy spalin uzależniają
wysokość podatku drogowego. Sprawdza się więc czy auto wciąż
wypełnia normy takie, jak w momencie pierwszej rejestracji. U nas
nie ma to znaczenia.
Ważne, żeby spaliny mieściły się w
ogólnej normie.
Nie rozpisując się – jeżeli ustawa wejdzie
w wersji opisywanej – większość polskich samochodów nie będzie
mogła wjeżdżać do centrów miast. Spełni się marzenie
importerów i ludzi z pieniędzmi. Miasta bez korków, z wolnymi
miejscami parkingowymi. A jak kogoś nie stać, niech jeździ
rowerem. Polska racjonalna.
Lobbujący od lat za taką ustawą
importerzy samochodów wierzą, że jeżeli wejdzie w życie –
ludzie zaczną kupować nowe samochody. Głupi są. I to jest zła
informacja.
2. Bożena poszła do teatru. Dramatycznego, na
coś w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych. Zawiozłem ją,
chwilę po tym jak wróciłem do domu zadzwonił mój ulubiony
wydawca i wyciągnął mnie na knucie do Krakena. Zanim przyszedł
zdążyłem wypić piwo słuchając, jak przy sąsiednim stoliku pan
tłumaczy pani co to jest Mordor. I gdzie są jego granice. Opowiadał
o tysiącach przyjeżdżających eskaemką pracowników korporacji.
Bardzo to było poetyckie, ale nie wszystko słyszałem, gdyż był
hałas. Przyszedł Wydawca i poknuliśmy chwilę wypijając po dwa
piwa. Jak się zaczęliśmy zbierać przyszedł kolega Krzysztof z
Żydowskim Księgowym.
Wróciłem do domu i od razu trafiłem
na twitterową dyskusję o problemie euro w kampanii.
Dla
każdego, kto ma minimalne pojęcie o rzeczywistości
polityczno-ekonomicznej oczywiste jest, że praktycznie nie ma szans
na wprowadzenie euro w najbliższym czasie. Ale to nie znaczy, że
nie ma o czym rozmawiać. IMHO sztab kandydata Dudy popełniał błąd
sprowadzając komunikowanie problemu do Bronkosklepu i drożyzny na
Słowacji.
Jak zauważył jeden z moich przyjaciół
dziennikarzy – Bronkosklep to koncepcja z tej samej parafii, co
Kluzik-Rostkowska przebrana za hipiskę tańcząca pod budynkiem
telewizji w 2010 roku.
Słowacka drożyzna też jest słaba,
bo zawsze można 'metodą Wimera' znaleźć takie dane, z których
będzie wynikać, że coś podrożało, coś potaniało, a średnio
ceny się nie zmieniły. Można by też – tym razem moją metodą –
pojechać do Lidla we Frankfurcie, porównać ceny z tymi w Lidlu w
Słubicach i wykazać, że w Niemczech coś tam jest taniej a w
Niemczech jest euro.
Od razu muszę napisać, że
zarzucanie hipokryzji kandydatowi Dudzie, że sam zarabia w euro, a
mówi, że jest przeciwko euro jest tak idiotyczne, że nie warto
tego komentować. Nie warto, ale skomentuję. Po pierwsze hipokryzją
by było, gdyby teraz forsował wprowadzanie euro. Zarabia w tej
walucie naprawdę nieźle i traci wymieniając na złotówki. Nie są
to wielkie kwoty, ale piechotą nie chodzą. Po drugie: kandydat Duda
właśnie ciężko pracuje na to, żeby niezłe pieniądze w euro
zamienić na mniejsze w złotówkach.
Argument, żeśmy się
kiedyś na euro zdecydowali też jest słaby, bo przez jedenaście
lat zmienił się i świat i my.
Wydaje mi się, że „problem
euro” dziś nie sprowadza się do wprowadzania euro, tylko do
stosunku do tego wprowadzania.
To, że teraz nie ma specjalnej
możliwości wprowadzenia euro nie znaczy, że nie powinien być to
temat do rozmowy.
Jest na fejsie strona „Czytałem Fukuyamę dla
beki zanim to się zrobiło modne”.
W ciągu ostatnich paru lat
stało się tyle – wdawać by się mogło – niemożliwych rzeczy,
że obywatele mają pełne prawo zastanawiać się nad planami
ewentualnościowymi.
Bo co będzie z euro, jeśli PO z SLD
uzyskują w jesiennych wyborach większość konstytucyjną.
[nie wierzę, że to napisałem]
Jak
się wtedy zachowa prezydent Komorowski? Będzie przeć do
referendum? Chyba niekoniecznie.
W niedzielę po Loży pasowej w
TVN24 puszczono dokument. Usłyszałem, że jakieś brytyjskie miasto
wprowadziło własną nibywalutę i że to wzmacnia lokalny biznes.
Chciałbym, żeby mi ktoś spróbował to wszystko wyjaśnił. Na
razie z jednej strony mam Bronkosklep, z drugiej nieco pogardliwe
milczenie przerywane z rzadka oświadczeniami typu – euro jest
dobre dla naszego bezpieczeństwa. I to jest zła informacja.
3.
Bożena wróciła w stanie upojenia alkoholowego. Sztuka („Red”)
była tak zła, że musieli pójść później z naszym przyjacielem Marcinem
do jakiejś knajpy i wypić po butelce wina na głowę.
Moja niechęć
do obcowania z polskim teatrem ma głęboki sens. I to jest zła
informacja.