Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beirut. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beirut. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 stycznia 2022

12 stycznia 2022


1. No i się nie wyspałem. Zerwało mnie białym świtem. I to jest zła informacja. 
Jednak dzięki temu obejrzałem Horbana u Mazurka. Czasami wyleczenie odbywa się wbrew terapii – komentował cudownie uleczonych Amantadyną. 

2. Dzień spotkań. Dziesięciu. To w sumie niezły wynik. Warszawskie elity są jednak strasznie depresyjne. I to jest zła informacja. Na prowincji świat wygląda zdecydowanie lepiej. 

3. Po dwóch dobach akumulator się naładował. Więc może nie były to wyrzucone pieniądze. Dawno nie oglądałem „Tak jest”. Morozowski zaprosił panią profesor Płatek i policyjnego związkowca. Pani profesor Płatek plotła jak zwykle. Najpierw na temat podsłuchów, później na temat wyroku Sądu, który stwierdził, że nie można mieć zaufania do Policji. Morozowski próbował zmusić policyjnego związkowca, by komentował podsłuchy. Policjant odmawiał. Morozowski cisnął. Policjant powiedział w końcu, że zaproszono go, by komentował inną sprawę. W rzeczywistości się okazało, że wcale nie miał komentować, tylko być tłem dla Morozowskiego i pani profesor Płatek. By mogli naobrażać policjantów. Na miejscu Morozowskiego jeździł bym teraz bardzo ostrożnie, nie zbliżając się nawet do naruszenia jakichkolwiek przepisów. 

Wieczorem spotkałem się w Beirucie z kolegą Kaplą. Powracającym zza granicy. W Panamie nie ma restrykcji, a wszyscy noszą maseczki. U nas nie noszą. I to jest zła informacja.


 

środa, 12 stycznia 2022

11 stycznia 2022


1. Warszawa. Jak zwykle. Znaczy: się nie wyspałem. I to jest zła informacja. 

2. Poszedłem po makaron. Makaron kupuję w Piccola Italia przy Hożej. Nie było spaghetti w dużych paczkach. I to jest zła informacja, bo kupiłem w małych i przepłaciłem. 
Wracając wpadłem do Beirutu. Poznałem tam wzór na schody: suma podwójnej wysokości stopnia i jego długości powinna się mieścić pomiędzy 60 a 65 centymetrami. Cokolwiek by to miało znaczyć.  

3. Kilka razy usłyszałem: Trzy razy szczepiony ozdrowieniec i zarażony. Niezła promocja szczepień. Nie można było powiedzieć, że się przeziębił? Może i można było. Tylko po co? Wirus mutuje. Każda nowy wariant różni się od poprzedniego. Nie wiadomo, co będzie jutro. Dziś wiadomo, że szczepionki zdecydowanie zwiększają szanse na przeżycie choroby. Można było inaczej tę sprawę komunikować. W każdym razie, nie jest to mój problem. 

Wieczorem spotkałem się w Krakenie z trzema Wojtkami. Trzeciego odsyłałem Uberem. Prosił, bym napisał, że wiózł go Dzhumakhon. Złą informacją jest, że nawet nie wiem, jak się to czyta. 



 

poniedziałek, 25 października 2021

24 października 2021


1. Tak, jak przewidywałem – obudziłem się nieprzytomny. Budzikiem się obudziłem. Okazało się, że chwilę wcześniej dzwonił Misiek. Rudzia zaczęła rodzić. Rodziła i noworodki porzucała w różnych miejscach domu. Ich piski obudziły Miśka. Jeden (pewnie pierwszy) był zimny. Misiek go rozcierał. Później wsadził na chwilę do piekarnika. Noworodek się zrestartował. Urodziły się w sumie trzy. Zostały wsadzone do pudła. Rudzia nie była jakoś specjalnie nimi zainteresowana. I to jest zła informacja. Zobaczymy, co będzie jutro. 

2. Byłem – wciąż nieprzytomny – na śniadaniu z Ważną Postacią. Postać z rodziną. Rozmawiamy. Dzwoni Misiek. W sprawie pokrwawionej podłogi. Mówię, żeby krew zbierał papierowym ręcznikiem i do pieca wrzucił. Rodzina Ważnej Postaci mówi, że gdyby się nie domyśliło, że o ślady kocie poporodowe chodzi, by się mogła poczuć niepewnie. 

Turcja wyrzuciła wczoraj kilku ambasadorów. Z amerykańskim na czele. Niemieckim na dodatek. I jeszcze paroma unijnymi. Napisali list otwarty, w którym stwierdzili, że się im nie podoba jakiś wyrok tureckiego sądu. Turcy zachowali się w sposób zrozumiały. Złą informacją jest, że dla sporej części krajowych, naszych bliźnich – nie. Słowo „suwerenność” jakoś znikło z programu wychowania obywatelskiego (o ile taki przedmiot w ogóle istnieje)

3. W Beirucie nie ma już ulubionego piwa byłego kanclerza Niemiec. Było jeszcze wczoraj. I to jest zła informacja, bo nie udało mi się w tym roku go spróbować. Nie licząc dwóch butelek z Lidla. A to butelkowe jednak inaczej smakuje. 
Ciężki i długotrwały wieczór w pracy. Żeby nie to, że doświadczenie mówi, że dzięki takim wieczorom nabywa się doświadczenia byłbym zły bardzo. 

A, no i rano przeczytałem, że Andrzej Saramonowicz napisał, że nie należy się ode mnie domagać wrażliwości. Cytując klasyka: Mocna słowa, jak na twórcę „Lejdis”.






 

wtorek, 17 sierpnia 2021

16 sierpnia 2021


1. Wstałem, odleżałem swoje w wannie i udałem się po nadredaktora Muchę. Złą informacją jest, że nie zjadłem śniadania. Z rzeczonym udaliśmy się do Mordoru. W Mordzorze przeżyłem mordorowe poszukiwanie miejsca parkingowego. Średnio skutecznie. Na koniec się okazało, że mój nowy pracodawca dysponuje miejscami w parkingu podziemnym. Parkingu w przeciwfazie do tych przed budynkiem – zupełnie pustym. 

2. Śniadania nie zjadł również nadredaktor Mucha. Udaliśmy się więc z Mordoru do Beirutu. Nadredaktor zjadł hummus z chrzanem, moi haloumiburgera. Nie byliśmy jakoś specjalnie usatysfakcjonowani, więc przeszliśmy na Wilczą by zjeść po Pho. Tam się na chwilę rozstaliśmy. Wróciłem do domu, żeby się spakować. Skutecznie. 
Znowu się pojechałem po nadredaktora Muchę i razem się udaliśmy na rozmowy na szczycie. Złą informacją jest, że nie pamiętam, czy osoba, z którą rozmawialiśmy życzy sobie występować w Negatywach, więc – na wszelki wypadek – pominę nazwisko. 
Później, po rozstaniu z Nadredaktorem udałem się na kolejne rozmowy na szczycie. Tym razem – zgodnie z precedencją – szczycie wyższym. Skoro poprzednie nazwisko pominąłem. To pominę też. 

3. Ruszyłem do Rokitnicy. Jeszcze w Warszawie dorwała mnie burza. Zlało mnie, gdy tankowałem na byłym Orlenie przy Łopuszańskiej. Potem lało jeszcze bardziej. Zjechałem na MOP koło zjazdu na Grodzisk. I czekając na to, aż przejdzie zajmowałem się Gazetą, w której: protest gorzowskich ratowników medycznych, bukszpanową ćmę, budowę Miejskiego Centrum Kultury w Gorzowie i o tym, gdzie mogła się dziać akcja „Szatana z siódmej klasy”.
Deszcz przeszedł. Jechało się nieźle. LPG na autostradzie tańsze niż przy świebodzińskim Tesco. 

Prawie dojechałem do domu. Zatrzymały mnie w Świebodzinie rogatki przejazdu kolejowego. Trzymały chwilę. Przejechał towarowy. Dziwne wagony DB ciągnięte przez polski elektrowóz. Po pół godzinie stania zawróciłem i przejechałem objazdem koło Policji i Straży pożarnej. Ciekawe, czy gdybym się nie zdecydował na objazd, czy dalej bym tam stał. Nie wiem. I to jest zła informacja. 

Kiedy podjechałem do bramy, z wiejskiej ciemności wyszedł Kocio. Konkretnie od strony dębów posadzonych z okazji urodzin Führera. Wszedł do domu. Pokręcił się chwilę i poszedł. Rudzi nie ma. Kocięcia nie ma od wczoraj. Rudzia rano wpadła zjeść. 


 

niedziela, 15 sierpnia 2021

14 sierpnia 2021


 

1. Śniło mi się – mniejsza z tym, co. Ważny wniosek – na starość stałem się państwowcem. Przynajmniej we śnie. 
Po roku z okładem wróciłem do skręcania półek. Z Miśkiem. Skręciliśmy dwie. I, że tylko tyle, to zła jest informacja. Wyszło 30 minut na jedną. Klapa paki Lawiny świetnie robi za stół montażowy.

Kocia nie było przez całe przedpołudnie. W końcu przyszedł. Zjadł i zasnął. Kiedy spał, Rudzia przyprowadziła Kocię. 

2. Ktoś musiał rzucić akumulatorową klątwę, gdyż gdy mieliśmy ruszyć z Miśkiem do Warszawy się okazało, że akumulator w Audim odmówił współpracy. Został Audi odpalony Lawiną. Pojechaliśmy bojkotując Kulczyka. Zagęściło się przed Tarnowem Podgórnym. Przez Poznań jechało się zbyt długo. Później było jako-tako. Września by night nie jest zbyt interesująca. Zatankowałem na Orlenie w Słupcy. No i przez Wacławów wjechaliśmy na A2. 
Na A2 ciągle ktoś mi zajeżdżał drogę. Misiek sugerował, że powinienem obtrąbiać. A na pewno błyskać światłami. Przed jednym i drugim mam wewnętrzny opór. I to jest zła informacja. W każdym razie dojechaliśmy przed północą. Odstawiłem Miśka na zupełnie mi nieznaną część Białołęki i dojechałem na Wilczą. 

3. Kraken/Beirut z poluźnionym reżimem. Znaczy: po północy można wyjść na zewnątrz ze szklanką. Prawdopodobnie stalker pojechał na wakacje. Złą informacją jest, że kiedyś wróci. 
Usiadłem w Noli (naprzeciw domu), żeby napisać Negatywy. Obok siedzi para. Pan podrywa panią na samolot. Że własny. Czteroosobowy. Ale z tyłu jest mało miejsca. Widok mam na 911. Szare. Pan od samolotu ma syna w Zurychu. Nie rozróżniam modeli 911. Ten nie jest może najładniejszy. Ale i tak miło popatrzeć. Pan od samolotu mówi, że kobietom jest łatwiej. Pani pyta: dlaczego jest łatwiej (już się wkurwiłam). Przez żółte na ulicy światło nie jestem pewien, czy porsche aby nie ma złotych felg. 
To nie mój issue – powiedziała pani od pana z samolotem. Ale nie wiem à propos czego. 
Ale nie chcę na koniec drugiej randki, żebyś swoich decyzji życiowych uzależniał ode mnie – powiedziała pani. Podjechał samochód opel. Na śląskich numerach bez świateł. SLU. Z Lublińca. Strasznie wyje silnik wentylatora chłodnicy. 
Po to ja kupiłem samolot, żeby móc wozić psa – powiedział pan od samolotu. Pani ma problem ekologiczny, z samolotem. Lubliniecki opel odjechał. Bez świateł. Pan od samolotu opowiadając o Szwajcarii mówi „retroromański”. Czyli historia przestaje być interesująca. Później przyszedł fotograf Laska i by było na tyle. 






wtorek, 3 sierpnia 2021

2 sierpnia 2021


1. Położyłem się spać o piątej, wstałem po dziewiątej. Jak to ostatnio, 2 sierpnia bywa. Z Oleksandrem pojechałem do BBN-u. Oleksandr prowadził samochód francuski Scenic, który na dużym środkowym wyświetlaczu awanturował się po niemiecku. Nie widziałem, w jakiej sprawie się awanturował, gdyż okulary były nie takie. 
Później pojechałem się spotkać z pewnym – zdecydowanie nie byle jakim – żołnierzem. No i na tym spotkaniu zakończyłem oficjalne urzędowanie w Warszawie. 

2. Jeżeli na skrzyżowaniu Rakowieckiej z Puławską się nie przejdzie na wschodnią stronę, trzeba iść aż do Batorego. Takie to pedestrianfriendly miasto. 
W Krakenie, a właściwiej: w Beirucie siedział dawno niewidziany Krzysztof. Dwa stoliki dalej stała klatka z dwiema papugami. Klatka bardziej przypominała akwarium. Ale takie niezupełne. Z jednej strony były szczebelki. Przez te szczebelki, chyba właściciel poił papugi piwem. A przynajmniej jedną papugę. Kiedy miałem lat niewiele upiłem papugę spirytusem. Najpierw nie mogła trafić na patyczek, później dostała czkawki, na koniec miała kaca. Nie jestem z tego dumny.
Wróciłem do domu. Zacząłem się pakować. Przed kamienicę naprzeciwko przyjechała na sygnale policja. Później straż. W dwa auta. Zablokowali ruch. Na koniec przyjechało pogotowie. Nie wiem w jakim celu, gdyż kontynuowałem pakowanie.

3. Się spakowałem, zapakowałem, przyszedł Misiek, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na zachód. Droga poszła żwawo, gdyż trafiliśmy na zająca w A6. Albo S6. Zając jechał w bardzo porządny sposób, trzymając się prawego pasa. Chyba, że się nie dało. 
Zaraz za Świebodzinem drogę przebiegł lis. Później, było jeszcze kilka. Ale nie czekały grzecznie aż przejedziemy w krzakach, na poboczu. 

No i właśnie przyszedł Kocio. Je. Wygląda zdrowo. 


 

niedziela, 18 lipca 2021

17 lipca 2021



1. Cały dzień słuchałem o klikach – w znaczeniu innym niż przedstawiciele pewnych środowisk, użytkownikach, odsłonach, kontencie, princie, agregowaniu, i innych słowach, które już zdążyłem zapomnieć. Ja tam pamiętam ołów. Metrampaży, zecerów, różnicę między kreską a siatką. Szczotki. Czasy, kiedy tekst przed drukiem czytało z siedem osób. Dla młodzieńców pokazujących w powerpoincie tabelki z excela muszę być starszy niż węgiel. 

2. Nadredaktor Mucha wysiadając z Ubera na Hożej (róg z Poznańską) rozejrzawszy się wkoło, powiedział, że całkiem tu parysko. Poznańska pełna ludzi. Ogródki pełne. Chodniki pełne. Posiedzieliśmy chwilę w Krakenie. Chwilę, bo Nadredaktor szedł się spotkać z przedstawicielami mniejszości narodowych. Portugalskiej i tej drugiej, co to trudno ją nazywać mniejszością. Zamykano witrynę. Naprzeciw Krakena mieszka człowiek, który twierdzi, że mu Kraken przeszkadza spać. I wzywa Policję. I inne służby. Przez 23. zamykają więc witryny, gonią ludzi z ogródka, później ochroniarz Sławek wywiera presję, by siedziano cicho. I jest to straszny pech. Bo Kraken (z Beirutem) to jedyne w okolicy miejsce, które ma taki problem. My, naprzeciw okien mamy Warkę, która jest teraz Okocimiem i coś, co było kiedyś Koko&Royem, No i tam ogródki funkcjonują dopóki się z naturalnych przyczyn nie zamkną. Mieszkanie w mieście wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Ale to jakby się obrażać na to, że tramwaj jeździ. Albo samoloty startują, gdy się kupiło dom przy lotnisku. Jest wpół do pierwszej, w Warce, która jest teraz Okocimiem przyśpiewuje grupa zagranicznych kibiców. Cóż, nie ma obowiązku mieszkania w mieście. Można się zawsze wynieść na wieś. Ale, gdy się jest excusez le mot zjebem, wtedy się człowiek oburza, że pies szczeka, kogut pieje. Albo latają pszczoły. 

3. Kocio się aklimatyzuje. Powoli. Na razie przestał protestować. 


 

sobota, 17 lipca 2021

16 lipca 2021


1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać. 
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta. 

2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił. 
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić. 
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń. 
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.

3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.  
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić. 




 

piątek, 9 lipca 2021

8 lipca 2021



1. No i znowu siedziałem do czwartej. Obudziło mnie o dziewiątej. Odzwyczaiłem się od Warszawy i nie mogę się jakoś przyzwyczaić. Zanim oprzytomniałem, temperatura w domu osiągnęła 30 stopni. Wypiłem kawę w Krakenie. I potem jeszcze jedną. Spotkałem się z dawno nie widzianą koleżanką Paczką. Przyjechała dość nową toyotą C-HR, przesiadła się z hondy i nie może dojść do siebie. Nie jestem toyoty C-HR specjalnym wielbicielem. Toyota pisze, że C-HR jest napędzana zachwytem. Ja tam wolę samochody napędzane silnikami. Pozałamywaliśmy ręce nad naszym ciężkim losem. Któż nas pożałuje, jeżeli się nie pożałujemy sami. Przeszedł Antykwarysta. Zadziwiająco dużo moich znajomych zna jego służącego Polsce brata. Delikatny wietrzyk powodował, że nawet w słońcu było przyjemniej niż w mieszkaniu. Ruszyłem więc w miasto. 

2. Na placu Powstańców spotkałem prawdziwego Brylanta. Poznałem go piętnaście lat temu, podczas mojego krótkiego epizodu w TVP. Był wtedy kierownikiem produkcji. Pamiętam trampki, w których biegał z kasetami z montażu na emisję. Dziś nie trzeba biegać z kasetami. A Brylant jest teraz bardo ważną postacią. W zeszłym roku miał wypadek. Poważny. Przerażająco poważny. Nic złego by się nie stało, gdyby nagle znikły sporty motorowodne. Kiedy ostatni raz o nim słyszałem – wracał do żywych. Szybko, ale bez gwarancji pełnego sukcesu. Dziewięć miesięcy później spotykam go na Placu. Cały, żywy, świetnie wyglądający. On się też nasłuchał na mój temat, choć moje przeboje, przy tych jego to małe piwo. Spotkanie dwóch, którym się kostusze udało uciec. 
Później z kolegą Krzysztofem poszliśmy coś zjeść. Kolega Krzysztof jest w pierwszej piątce najciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich sześciu lat. Parę razy udało nam się viribus unitis zrobić parę naprawdę dobrych rzeczy. Znaczy Krzysztof robił, a ja pilnowałem, żeby mu jak najmniej przeszkadzano. 
Pogadaliśmy zbowidowsko. Dostałem z tego wszystkiego ataku depresji. Przypomniała mi się adrenalina, której teraz jakby niej. 
Później spotkałem się z jeszcze jedną bardzo ważną postacią. Postacią, której wagę doceniają tylko wtajemniczeni. (testuję formaty do patronite)

3. Wracałem do Krakena, żeby się spotkać z moim byłym współpracownikiem. Po drodze wpadłem do byłej Cenzury, by kupić okulary. Bóg łaskawie mnie potraktował – wzrok psuje mi się w sposób, który można wyrównywać prefabrykowanymi okularami. Później lunął deszcz. Najpierw zaczął padać. Trochę na mnie. Lunął, gdy już byłem w Krakenie. Dokładniej – w Beirucie. Były współpracownik robi karierę. Wieszczę, że to dopiero jej początek. Picie bezalkoholowego piwa to katorga. 
Z naprzeciwka zniknęła flaga Palestyny. 
Tymczasem w Rokitnicy Kocio nie jest pewien, czy mu się podoba, że jego koleżanka się u nas stołuje. 







 

środa, 7 lipca 2021

6 lipca 2021


1. Problemem przyjazdów moich do Warszawy są spotkania, o których nie za bardzo mogę pisać. Dzisiaj dwa. Ciekawe. Długie. Zajęły pół prawie dnia. Podjechałem później na chwilę do Jacka do JSS, wymyśliłem, że mu wstawię Suburbana. I on – jak już kiedyś – odkryje na czym polega problem. I się okaże, że to jakaś – jak już kiedyś – bzdura. Niestety plac miał zastawiony arcydziełami japońskiej motoryzacji. Mitsubishi 3000GT, dwa nissany 300zx, jakiś lexus, do tego nissany 240, jakieś audi, chyba porsche (zarośnięte), wielki, zardzewiały Sprinter. I nie pamiętam co jeszcze. Więc z pomysłu wstawienia Suburbana nici. Jacek pokazał mi motor. V6, chyba 1500 pojemności. Jakże się cieszę, że mnie motory nie kręcą. Jakże się boję, że mnie kiedyś kręcić zaczną. 

2. Kiedy wracałem do domu, najpierw się zrobił na Wilczej korek, poźniej się okazało, że ktoś zaparkował pandę w sposób tak nieszczęśliwy, że nie da się naraz skręcić do bramy. Musiałem więc zrobić kółko przez Poznańską i Hożą. 
Dwie panie mieszkające pod byłym Ministrem Spraw Zagranicznych najpierw jadły coś na balkonie, później wywiesiły palestyńską flagę. Flagę zwykle wywieszał były Minister Spraw Zagranicznych. Z tym, że on akurat Polską.
Pojechałem do Pałacu oglądać mecz. Większość oglądających była za Włochami. Ja byłem za Cracovią. Mam wrażenie, że nie straciła ani jednej bramki. W 2012 roku byłem na meczu Irlandia–Włochy. Cracovia też nie straciła ani jednej bramki. 

3. Wróciłem z Pałacu do domu. Flaga dalej wisi. Panda w bramie dalej stała. Zaparkowałem na podwórku i poszedłem pod Krakena/Beirut, a tam sensacya. Parę minut wcześniej miał miejsce policyjny pościg ze strzelaniną. Poznańską pod prąd. Najpierw uciekający wyskoczył na – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu. Wyskoczył, że aż iskry poszły. Później na tym samym – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu wyskoczył radiowóz undercover. Też z iskrami. Radiowóz normalny zwolnił, więc nie wyskoczył. Z przeciwka jechała kobieta w aucie jakimś, by się czołowo nie zderzyć z uciekającym walnęła w barierki ogródka greckiej knajpy, tej, co to ją w COVID-zie otwarli w tym przeklętym lokalu, gdzie padł najpierw „Grizzly”, później rodzimy Tajlandczyk. No i wtedy policjanci zaczęli strzelać. Z pięć ponoć razy. Ale nieskutecznie, bo uciekający uciekał dalej. Historię znam od naocznego świadka Sławka (ochroniarza), który opowiadanie jej przerywał na gonienie wychodzących z alkoholem z powrotem do środka. Znaleźliśmy później łuskę 9 mm (parabellum), która historię uprawdopodobniła. Później ktoś przyszedł i powiedział, że uciekających złapano na wspólnej. Później przyjechała Policja. Poznańską pod prąd. Czegoś szukali. Nie wiem, czy łusek. Tę znalezioną Sławek (ochroniarz) im oddał. 
Tusk przyjeżdża, nocuje przy Poznańskiej i od razu się takie rzeczy zaczynają. Przyjdzie chyba do Krakena/Beirutu w kamizelce chodzić. Niestety swoją niestety zostawiłem na wsi.  


 

środa, 19 maja 2021

18 maja 2021


 

1. Kocio urządził rano pobudkę. Chyba z nudów, bo i tak nie było go gdzie wypuścić. 
Mazurek rozmawiał z Sonikiem. Sonik rozpoznał, że na koszulce Mazurka był Menachem Begin. Wymieniali później parę nazwisk twórców Izraela. Naszych. Mazurek powiedział, że naszych było kilku. Szewach Weiss wyliczył, że – bez chyba trzech – wszyscy. 

Zamiast słuchać, co rozmów o polityce, przeprowadziłem kilka osobiście. Kiedy w Warszawie byłem poprzednim razem, większość rozmówców załamywała ręce nad Zjednoczoną Prawicą. Dziś wszyscy byli przekonani, że jest na dobrej drodze do zwycięstwa w następnych wyborach. 
Dziennikarz jeden (z tych mądrzejszych) opowiadał, jak go fascynowała ekscytacja sejmowych kolegów projektem „rząd techniczny”. Przecież nie trzeba było być prorokiem, czy po prostu tytanem intelektu, żeby wiedzieć, że to nie ma szansy się udać. 

2. Doroczna wizyta w stacji diagnostycznej. Rok temu, o tym, że nadchodzi, w przeddzień terminu, poinformował mnie funkcjonariusz SOP, który kontrolował audi przed dołączeniem do kolumny. Na mazowieckiej wsi. Jak jechałem na tę wieś google maps wyprowadziło mnie na manowce. Jakieś polne drogi, gdzie ze dwa razy o mały włos się nie powiesiłem. Dotarło do mnie, że z jakichś powodów szyby w audi tłumią sygnał GPS, i nawigacja nie wiedząc gdzie jest, robi dobrą minę do złej gry dając dość idiotyczne polecenia. Dlatego lepsza niż ta w iPhone jest nawigacja audi, której antena przymocowana jest do klapy bagażnika. Mapy, co prawda, nieaktualizowane od lat prawie dziesięciu, ale za to na porządnych faszystowskich podrysach.
Rok temu diagnosta, starszy, powiedział, by wymienić wahacz. Górny. Przedni. Jeden z czterech. Wymieniłem dwa, więc jechałem po przegląd, jak po swoje. Tym razem diagnosta był młodszy. Wciągnął mnie do kanału i zaczął histeryzować, że całe zawieszenie jest do wymiany. Zdziwiło mnie to o tyle, że jeździłem samochodami, których całe zawieszenie było do wymiany i prowadziły się jednak inaczej niż audi, które prowadzi się dobrze. Wczoraj zaliczyłem pełen przegląd dróg, od gminnych, po autostrady. Wolniej, szybciej, prosto i po zakrętach. Jedynym problemem było to, że coś z tyłu skrzypiało. (To coś, to jakiś drążek.)
Wyszło na to, że zawieszenie nie ma luzów, tylko mu się nie podobała jakość gum w tulejach. Jak zobaczyłem, to mi też się przestała podobać. Przyjdzie wymienić.  

3. W ramach celebrowania powrotu normalności spożyliśmy rodzinną kolację w Beirucie. W kuluarach przeprowadziłem dwie interesujące rozmowy. Z producentem telewizyjno-imprezowo-muzycznym – o tym, jak pandemia przewróciła mu rynek, że problem nie tyle polega na tym, że ludzie się odzwyczaili od dużych imprez, co reklamodawcy zauważyli, że bez tych imprez mogą funkcjonować. 
No i druga, z moim starszym kolegą z liceum – Grzegorzem, architektem. O tym, że siedemdziesięciometrowe domki to może być ciekawe wyzwanie dla architektów, świetny biznes dla producentów prefabrykowanych domów, duża oszczędność dla ludzi chcących kupić mieszkania i jeszcze większy kłopot dla deweloperów. 

Swoją drogą, wszyscy, którzy uważają, że osiedla siedemdziesięciometrowych domków zniszczą krajobraz, powinni się wybrać na Jazdów. Fińskie domki są jeszcze mniejsze. A potem pojechać na któreś z nowych osiedli apartamentowców, które Patryk Jaki, nieopatrznie w swojej kampanio nazywał blokowiskami. 

czwartek, 29 kwietnia 2021

28 kwietnia 2021


 

1. Kocio urządził pobudkę przed siódmą. Na wsi człowiek by wstał, wypuścił Kocia i wrócił do łóżka. W Warszawie nie ma gdzie Kocia wypuścić. Balkon go nie interesuje. Więc narzeka. A człowiek nieprzytomny, bo się przed trzecią położył. Drzemiąc słuchałem Millera. Bardziej drzemałem niż słuchałem. Nie żałuję, bo wciąż jednak czuję do Millera niechęć pamiętając, co opowiadał po tym, gdy się załapał na szczepienie poza kolejnością. Powinno mi już przejść, bo przy tym tempie szczepień ani się obejrzymy jak większość chcących będzie zaszczepiona, a dwóch – excusez le mot – pajaców będzie organizować pod Narodowym konferencje: Po co rząd kupił tyle szczepionek. To marnowanie publicznych pięniędzy. Można je było przeznaczyć na psychiatrię dziecięcą.
Bardziej drzemałem niż słuchałem. Mogę się tylko domyślać, że skoro Kwaśniewski mówił to co mówił, to Miller musiał mówić coś innego. 
Obudziłem się, by przełączyć na Żukowską w Graffiti. Zaraz zasnąłem. Mazurka odtwarzałem. Był obrażony, że Niedzielski mu nie powiedział, co będzie o 10:00 na Konferencji z Premierem. I tak przez prawie całe pół godziny. 

Dyrektor Zydel udowadnia, że jak człowiek raz zostanie dyrektorem, to się to do człowieka przykleja. No i teraz jest dyrektorem muzeum. Etnograficznego. Ma gabinet. Windę. Sztandar. Bibliotekę i dwa związki zawodowe. Ma też zbiory. Jak się otworzy – wypada przyjść obejrzeć. 

2. Zadzwonił pan Zbyszek (ojciec Kamila). W audi działa już wspomaganie. Wcześniej strzelił przewód ciśnieniowy. Część trudna do zdobycia. Silnik też jest już ponoć w porządku. Do roboty zostały hamulce. I zawieszenie. Od dwóch przeglądów diagnosta mówi, że trzeba wymienić wahacz. Jeden z dwunastu, jakie są w tym aucie. 
Pan Zbyszek uważa, że jest za wcześnie na robienie głowic. Że trzeba jeszcze pojeździć.

Więc może będziemy wracać w dwa auta. 

Byłem w Pałacu. Niby Covid, zdalna praca, a nie ma gdzie zaparkować. Wiszą nowe obrazy, mam wrażenie, że jeszcze gorsze niż poprzednie. Choć jest to raczej mało prawdopodobne, więc pewnie się nie przyjrzałem. Najlepsze obrazy zastaliśmy w 2015 roku. Poprzednia ekipa się – jak to mawiano przed laty – nie szczypała. Ogołociła stałą ekspozycję w Sukiennicach. Muszę się do tych Sukiennic wybrać, żeby popatrzeć na „Wieczór nad Sekwaną” Gierymskiego, koło którego, przez parę miesięcy, przechodziłem parę kilka dziennie. 

Odzwyczaiłem się od jeżdżenia po mieście. Jest oczywiście Świebodziński korek przy poczcie. Ale to jednak coś innego niż jazda na Bielany koło siedemnastej. Wisłostradą, na której, przed tunelem stał zepsuty chyba Sprinter.

3. Poszliśmy po zupę do Beirutu. Był Krzysztof. Ukradli mu auto. To był chyba Range Rover. Pięcioletni. Już się odzwyczaiłem od tego, że można tak stracić samochód. 
Policjanci sugerowali, że zapomiał gdzie zaparkował, że żona wzięła etc. Monitoring jednak przeciął te spekulacje.
Przypomniała mi się historyjka sprzed lat prawie trzydziestu. Jeden z właścicieli Free Pubu obudził się na strasznym kacu. Przyjechał do pracy taksówką. Zobaczył, że nie ma jego samochodu. Poszedł zgłosić na Policję. Policja przyjęła zgłoszenie i znalazła samochód pod jego domem. Kiedy następnym razem na ciężkim kacu nie znalazł pod pracą auta, policjanci zasugerowali, by sprawdził pod domem. Słusznie zasugerowali. I to nie był ostatni raz. 
Polska się jednak bardzo zmieniła. Tak, jak prawie się nie kradnie aut, jeżdżenie na zerwanym filmie też nie jest tak popularne. Przykręcanie śruby przynosi czasem efekty. 










czwartek, 4 czerwca 2020

2 czerwca 2020



1. U Mazurka minister Piontkowski. Przez większą część rozmowy musiał się tłumaczyć, dlaczego nie ministerstwo nie zajmuje się czymś, co jest zadaniem samorządów. Niektórzy twierdzą, że Piontkowski to reptilianin. Nie ma dowodów na to, że to nieprawda. Mazurek może żywić niechęć do reptilian. Nie ma dowodów na to, że to nieprawda. I to jest zła informacja, bo osobiste niechęci nie powinny wpływać na dziennikarzy. 

2. Nie jesteśmy zachwyceni biciem urodzinowego zegara. Trochę jest jak miedź brzęcząca lub cymbał brzmiący. Podjechałem na Wiejską, do jedynych znanych mi specjalistów od odmierzania czasu. Usłyszałem, że zasadniczo lepiej zegara nie ruszać, bo bardzo łatwo można doprowadzić do tego, że przestanie działać. I to jest zła informacja. No i szybko przeszliśmy do rozmowy na temat sytuacji w USA.

3. Wieczór zakończyłem w Krakenie. Krzysztof wrócił do Warszawy z dwumiesięcznej kwarantanny na Helu. Było co świętować. I to jest zła informacja.

piątek, 29 maja 2020

27 maja 2020



1. Praca zmusiła mnie do tego, bym wstał przed siódmą i coś szybko zrobił. I to jest zła informacja.

2. Zrobiłem, było przed ósmą. Co tu robić z tak pięknie rozpoczętym dniem. Zacząłem oglądać telewizor. Najpierw bardzo kolorowy serial, w którym jeden z Policjantów z Miami gra policjanta z San Fracisco. Oglądałem i nic nie mogłem zrozumieć. Jeden z bohaterów mówił, że się nazywa Jerzy Kosiński, choć wcale nie był podobny. W skrzyni oznaczonej ostrzeżeniami przed promieniowaniem trzymał pieniądze, które – jak tłumaczył – pochodziły z tantiem. Policjanci tłumaczyli jego narzeczonej, że nie moży być Kosińskim, bo Kosiński nie żyje. Ona tłumaczyła, że żyje, tylko nic nie pisze, bo cierpi na niemoc twórczą, z którą walczy uprawiając seks. Narawdę nie rozumiejąc o co chodzi przełączyłem na TVN Turbo, na „Legendy PRL-u”. Patryk Mikiciuk jeździł Lambrettą, później wożony był Osą. Zanim zaczął być wożony mignęło zdjęcie z Warszawskiej Fabryki Motocykli. No i dotarło do mnie, że przez kilka lat, w redakcji periodyku „Malemen” siedziałem w miejscu, gdzie kończyła się linia produkcyjna Os. No i mi się przypomniały tamte czasy. I to jest zła informacja, bo to, że dziś problemy, które wtedy miałem wydają się śmieszne, nie znaczy, że wtedy nie wydawały się bardzo poważne.

3. Remont klatki schodowej zamarł. Dziury w ścianach, w nich nowe rury. Swoją drogą ta klatka schodowa udowadnia, że nigdy nie zrozumiem warszawiaków. I to jest zła informacja. Otóż z przedwojennej kamienicy – sprzed pierwszowojennej – zachowała się część klatki schodowej. Schody z piaskowca, spoczniki z terakotą. Poręcze. Widać było, że kamienica mimo iż formy jest powojennej, ma ze sobą jakąś historię. Schody z piaskowca, ponad stuletnie nieco się powycierały. Mieszkańcy więc grupowo zażądali, by je wymienić. Na nowe granitowe. Terakota na spocznikach była popękana, więc ją też trzeba było wymienić. Na paskudne płytki. Paskudne ale hiszpańskie. W ten sposób pozbyto się śladów czegoś, co przetrzymało dwie światowe wojny, powstanie i komunę. Schody po których – na ten przykład – chodził Witkacy, do swojego handlującego drewnem przyjaciela. Szkoda gadać.

Wieczorem, po pracy poszedłem do Beirutu. Wypiłem dwa piwa ucinając pogawędkę z kolegą Marcinem, wydawcą gazet lotniskowych. Pogawędkę o kryzysie. Z wnioskiem, że kryzys obecny może zadziałać oczyszczająco. Wykończy firmy, które nie miały sensu, pozwoli się szybciej rozwijać tym, którzy są ogarnięci. 

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.  

wtorek, 4 sierpnia 2015

1 sierpnia 2015



1. Piątek. Muszę to podkreślać, bo piszę ze zbyt dużym opóźnieniem. Co jest wciąż bardzo złą informacją.

2. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że we czwartek zostałem sprawcą newsa w telewizjach informacyjnych. I to jest zła informacja, bo gdybym wiedział, to bym siedział i oglądał. Poprzednim razem występowałem w programach informacyjnych ze dwadzieścia lat temu. Ale wtedy też się nie oglądałem, bo występowałem na żywo.

3. Dziewczyny pojechały na wieś. Ja zostałem z kotami. Wieczorem w Beirucie kolega kolegi Krzysztofa wznosił toast za dziecko, które mu się urodzi w przyszłym roku. [Tu powinien być cytat z „Misia”, ale go sobie daruję] Odmówiłem picia Pуского Cтандфрта. Od razu usłyszałem, że takie same obiekcje miał kiedyś minister Kamiński.
A tak łatwo o kimś mówić, że jest pozbawiony zasad.


Przed snem przespacerowałem się na Placyk. Warszawa w wakacje to bardzo przyjemne miejsce. Złą informacją jest, że trudno się tym cieszyć.  

sobota, 27 czerwca 2015

27 czerwca 2015


1. Piąteczek. Wstałem, wlazłem do wanny, przejrzałem tajmlajny, wylazłem, się odziałem i pojechałem oddać M235i. Jechało się nieźle. Dopiero w samym Mordorze zaczął się koreczek.
Nigdy jeszcze tak wcześnie nie byłem pod BMW.
Pogadałem chwilę z Kamilem o rajdach. Opowiedziałem jakie wrażenie robiły diodowe światła i poszedłem do metra.
W metrze, jak to w metrze – w pierwszej linii nie było sygnału, więc nie dało się czytać tweetów. W drugiej linii sygnał był, ale miałem problemy z tym, żeby tam trafić. Znaczy z pierwszej się na drugą linię przesiąść.
Na przesiadanie nałożyła się jakaś idiotyczna afera z krakowskiego liceum, która z niewiadomych przyczyn się strasznie rozdmuchała. Znaczy, właściwie z wiadomych, choć irracjonalnych. Afera szybko, dzięki pomocy Urzędu Miasta Krakowa została zażegnana, histeria trwała dalej. I to jest zła informacja.

2. Spotkałem się dwoma bardzo sympatycznymi panami z agencji Reutera. Było bardzo elegancko.
Póżniej z człowiekiem, który ma tak samo na imię, jak rondo Babka poszedłem na śniadanie. Znaczy po raz drugi w życiu zjadłem placki ziemniaczane z tatarem ze śledzia. W Kameralnej. Miejscu, gdzie można czytać ściany pod warunkiem, że się zatka uszy.
W pracy cisza. Nie ma Szefa. Stoi u niego w gabinecie telewizor, więc mogłem sobie, korzystają z okazji pooglądać TVP Info.
Występował nowy rzecznik rządu. Z pewnym rozbawieniem, że klapie jego marki miejsce nierozpoznawalnego dla mnie znaczka zajęła biało-czerwona flaga.

Mam wrażenie, że spindoktorzy z Platformy tak bardzo nie ogarniają powodów zwycięstwa #PAD, że zaczynają przypominać dzieci, którym się wydaje, że jeżeli będą odpowiednio szybko machać rękami, to pofruną jak ptaki.
Dlatego naglę wszyscy z Panią Premier na czele zaczęli używać [swoją drogą – dla mnie niezbyt zgrabnego] spinu „rozmawiać/się konsultować z Polakami”. Teraz ta flaga zajmuje miejsce tak wyśmiewanego kotylionu.
Broń Boże nie mówię, że #PAD, czy PiS mają na flagę monopol. Nie mają. Ale cała sytuacja jest śmieszna.
Jednak wydaje mi się, że mejnstrimowy marketing polityczny jest w Polsce na dość żenującym poziomie. I to jest zła informacja.

3. Chwilę spacerowałem z Tęgim Łbem. Weszliśmy do kwiaciarni „Bożena”. Tęgi Łeb opowiedział pani kwiaciarce, że przy jego babci zasuszone kwiaty wracały do życia.
Nie napiszę kim tęgi łeb jest i czym się zajmuje, bo Platforma zaczęła by jeździć po Polsce i szukać kogoś, kto też miał babcię z takimi zdolnościami.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną na jedno piwo do Krakena. A właściwie do Beirutu. Z jednego piwa zrobiły się trzy. Z tym, że Bożena przeszła na Ardbega.
Tak mi się jakoś zrobiło, że czuję Ardbega z dwóch metrów. I nie jest to nieprzyjemne.
Piliśmy z kolegą Krzysztofem. Do którego przyszło dwóch kolegów z podstawówki. Koledzy z podstawówki są w porządku. Wiem coś o tym.
Ja wpadłem na znajomego, który się zajmuje wymyślaniem literek. Nie widziałem go z dziesięć lat. Zupełnie się nie zmienił. Może tylko posiwiał. Bożena mówi, że ludzie się nie zmieniają. Ja tam nie wiem, czy mi to odpowiada, bo wolałbym być nieco inny niż parę lat temu.
Później przyszedł mój brat z kolegą z pracy. Marcinem, którego w SMS-ie nazwał Marvinem. Bożenie się przypomniał Marvin Pontiac. Mnie Starvin' Marvin. Taka sytuacja.

Wróciliśmy do domu. Zabrałem się za Negatywy, ale nie dałem rady skończyć. Zasnąłem. I to jest zła informacja, bo – żeby utrzymać rytm – będę musiał napisać dwa odcinki prawie na raz.   

czwartek, 18 czerwca 2015

18 czerwca 2015


1. Tak właściwie, to trochę zaspałem. Znaczy wstałem za późno, żeby zrobić sobie poważną analizę wczesnoporannego Internetu. I to jest zła informacja.

2. Precle i sok pomidorowy. Tym razem szedłem Żurawią i tyłami Nowego Światu. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie mógłbym tam gdzieś mieszkać. Nie mógłbym. Wolę miasto sprawiające wrażenie bardziej całego.
Chyba po raz pierwszy ochrona wpuściła mnie bez konieczności wyciągania z kieszeni dokumentu.
W ciągu dziewięciu godzin pracy ponad 40 razy rozmawiałem przez telefon. No dobra. Nie wiem ile razy, bo nie chce mi się liczyć. W każdym razie kolejka numerów do oddzwonienia przekroczyła w pewnym momencie dziesięć. Może zrobię sobie tabelkę, taką jak ta z czasów, kiedy analizowałem wstępniaki redaktora Lisa.

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Dudapomoc nie działa. I jest to zła informacja, bo używając podobnej metody mógłbym udowodnić, że „Gazeta Wyborcza” już nie wychodzi. Najgorsze jest to, że ja, czytelnik Gazety od 89 roku, nie będę się tym zajmował jedynie dlatego, że mi się nie chce.

Mój znajomy z Nowego Jorku wrócił za ocean. Będę musiał kogoś namówić na to, żeby zorganizował jakieś sympozjum i mojego znajomego zaprosił, bo jeszcze wiele tematów mamy do rozmowy.

3. Bożena przyjechała po mnie japońskim samochodem na niemieckich numerach. Dobrze, że mnie jakiś paparazzo nie trafił. Pojechaliśmy do jakiegoś sklepu, z ubraniami dla pań. Bożena chciała swojej córce kupić coś na urodziny. Tego czegoś nie było. I to jest zła informacja.

No właśnie. Moja – jak by to idiotycznie nie brzmiało – pasierbica miała urodziny. O tym, że życzę jej jak najlepiej, to tuszę, iż wie. Życzę codziennie. Nie tylko 17 czerwca.

W Beirucie (choć bardziej Krakenie) spotkałem się z wybitnym publicystą, który nie życzy sobie występować w Negatywach i dr. Flisem. Ty właśnie dr. Flisem, który naukowo jako pierwszy dowodził, że Andrzej Duda wygra wybory. Próbowaliśmy go namówić na jakieś prognozy dotyczące wyborów parlamentarnych. Nieskutecznie.  

środa, 17 czerwca 2015

17 czerwca 2015



1. Wstałem przed szóstą, wlazłem do wanny, żeby poczytać tweety. Nie było nic ciekawego. I to jest zła informacja. Czekałem, że może się coś nowego pojawi – a tu nic.
Cóż było robić. Poszedłem do roboty. Po drodze kupiłem dwa precle i sok pomidorowy. Jestem – jak widać – konserwatystą. Ale chyba nie tak twardym, bo zmodyfikowałem nieco trasę i przeszedłem obok Witkaca. [Vitkaca, Witkatza, Vitkatza – czy jak się ten budynek nazywa.

2. W pracy poznałem wielu nowych ludzi. Na przykład bezszelestnego akustyka. Dowiedziałem się też jak należy się obchodzić z zielonym suknem. Że się je moczy, naciąga, blokuje i następnego dnia rano jest idealne. Człowiek uczy się całe życie.

Zainwestowałem 5,90 w „W Sieci”. Znaczy, zasadniczo to w Mazurka/Zaleskiego. Coś się nagle stało takiego, że rubrykę łatwiej jest ogarnąć. Znaczy: wiem co się stało. Jest łamana w bardziej logiczny sposób.
Ale nie o tym. Zauważyłem, że lepiej się autorom nie narażać. Napisałbym, że mi żal ich ostatniej
ofiary ale sam sobie obiecałem, że nie będę kłamał. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się z moim starym kijowskim znajomym. Najpierw siedzieliśmy w Beirucie, później przenieśliśmy się do takiej małej knajpy koło mieszania premiera Marcinkiewicza. Rozmowy ciekawe. Choć właściwie niedokończone. Zobaczymy, gdzie się teraz spotkamy. W Nowym Jorku czy Warszawie.

Odprowadziłem go do miejsca, gdzie mieszkał. Pokoju na strychu Muzeum Etnograficznego. Z windą z dwoma przyciskami: góra i dół. Windą z 1968 roku. Za to właściwie bez okien.
Wcześniej porównywaliśmy architekturę. Znajomy docenia Warszawę. Nawet socrealizm z ludzką twarzą. Z tego, co mówił można było wyciągnąć wniosek, że wszystko lepsze niż Nowy Jork. I to jest zła informacja.

czwartek, 4 czerwca 2015

4 czerwca 2015


1. Rano przyszedł kurier i przyniósł maszt. I flagę. O dokładniej: Aluminium Fahnemast (Inklusive Deutschefahne). Ich muß sprawdzić, czy poza Polnische Fahne jest auch Deutschefahne.
Później przyszedł listonosz i przyniósł ruter, który kupowałem od zeszłego sierpnia.
Odwiozłem Bożenę seatem do pracy. Prawie 200 kilometrów i wskazówka, która spadła o 1/8 baku. Wskazówka oczywiście nie jest specjalnie miarodajna, ale już widać, że auto po mieście na zbiorniku zrobi ponad 1000 km. To i wielkość bagażnika robi z Toledo wymarzony samochód taksówkarza. Znaczy, wymarzonym raczej będzie skoda Rapid, ale jakiś ekscentryczny taksówkarz może się marzyć o Toledo. Hiszpańska precyzja, niemiecki temperament.

Odwiozłem seata do Seata. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego BMW 640d i pojechaliśmy do Volvo. W Volvo zamieniłem parę słów ze Stanisławem, ale był za bardzo zakręcony na to, żeby prowadzić z nim rozmowy na temat inny niż impreza, którą organizował. I to jest zła informacja. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego V40 D2 i się rozjechaliśmy.

2. „Gazeta Wyborcza” piórami dwóch krakowskich asów zajęła się Wojtkiem Kolarskim. Powstał demaskatorski tekst o tym, że Wojtek jest niedorajdą/szarą eminencją. Niepotrzebne skreślić.
Wojtek jest tak podejrzaną postacią, że aż Jan Rokita odmówił na jego temat komentarza. Czekam na to, aż jakiś dziennikarski mistrz zajmie się mną. Jest o tyle łatwiej, że nie mam trzech córek, więc powinno się udać nie pomylić ich imion.

Wpadłem na blogera Rybitzky'ego. Towarzyszył mi w spacerze do szewca. Szewc wziął ode mnie siedem dych. Jak żyć panie premierze. Poszliśmy do Beirutu narzekając, że nie ma słabych piw. W Beirucie kolega Krzysztof postanowił ewangelizować blogera Rybiyzky'ego i zaserwował mu Księżniczkę. Księżniczka, za którą osobiście nie przepadam to ponoć arcydzieło sztuki piwowarskiej. W każdym razie ma wielbicieli na całym świecie, którzy wpadając do Beirutu dziwią się, że można ją tu dostać. Do tego z beczki.

Wróciłem do domu i zacząłem obserwować efekty wtorkowej „Kropki nad I”. Redaktor Olejnik zmanipulowała wypowiedź Prezydenta Elekta, podrzuciła taką prezydentowi Biedroniowi, który złapał haczyk i poleciał. Najlepsze, że redaktor Olejnik prawdopodobnie nie zauważyła, że wypowiedź manipuluje. Za to, poprawiła sobie coś z ustami.
Trzymam kciuki za prezydenta Biedronia. I sugeruję, żeby dla własnego dobra omijał Warszawę i tutejsze telewizje. Czasem jednym niezbyt przemyślanym zdaniem zdaniem może zmarnować miesiące dobrej w Słupsku roboty. I to jest zła informacja.

3. Pakowanie auta zajęło mi dziwnie dużo czasu. Na koniec wstawiliśmy słoneczniki do wanny, żeby nie zeszły na balkonie. Ruszyliśmy przed jedenastą. Nie pamiętam, czy już to pisałem, ale Volvo swoimi samochodami wyleczyło mnie z hejtu na nie. Auta Volvo są w porządku. D2, czyli silnik, który teoretycznie nie powinien jechać potrafi rozpędzić V40 do prawie dwóch paczek. (To z wiatrem). Normalne autostradowe 140 osiąga może w niezbyt oszałamiającym tempie, ale da się wytrzymać.
Dojechaliśmy bezboleśnie przed drugą. Przez miesiąc, kiedy nas nie było wszystko zarosło. I to jest zła informacja.