1. Mimo kacowej pogody udało się
wstać rześko. Chwilę po mnie w kuchni pojawił się Profesor.
Nieco nieskładnie zacząłem przygotowywać śniadanie. Później
Bożena. Przyszła i wyraziła pretensje, że śniadanie
nieprzygotowane. Profesor wziął mnie w obronę: –Śniadanie może
niegotowe, ale za to rozwiązaliśmy dwa geopolityczne problemy. To
prawda, rozmawialiśmy o polityce. Złą informacją jest, że raczej
byliśmy na etapie diagnozowania problemów, a nie ich rozwiązywania.
2. Po śniadaniu wsiedliśmy do auta i pojechali do
Świebodzina, by odwieźć Profesora z Jasiem na stację. Przed
wyjazdem sprawdziłem w mojej ulubionej aplikacji Infopasażer, czy
pociąg aby nie jest opóźniony, bo gdyby był, to byśmy mogli
jeszcze jedną herbatę wypić. Jechał zgodnie z rozkładem.
Dojechaliśmy do Świebodzina. I stanęli przed przejazdem kolejowym.
Na którym właśnie się zatrzymywał pociąg towarowy. My stoimy,
pociąg stoi, towarowy, czas płynie. Zbliża się pora odjazdu
pociągu profesorskiego. My stoimy, pociąg stoi, czas płynie.
Objechać się nie da, bo ulica Cegielniana, którą się i przejazd
i korki w mieście omija, jest w remoncie.
My stoimy. Pociąg
rusza. Najpierw – powoli – jak żółw – ociężale. Zaczęliśmy
się zastanawiać, co będzie, jeśli wagonów jeszcze ze
czterdzieści będzie. Nie zdążyliśmy sprawy omówić, bo się
okazało, że wagon, który stał na przejeździe był zasadniczo
przedostatni. Pociąg przejechał. Szlaban zamknięty. Zaczęliśmy
się zastanawiać, co będzie, jeśli szlaban zamknięty będzie
czekał na następny – czyli profesorski – pociąg. Nie
zdążyliśmy sprawy omówić, bo szlaban został podniesiony.
Dojechaliśmy na stację na pięć minut przed odjazdem
profesorskiego pociągu. Poszedłem z Profesorem i Jasiem na peron.
Rozmawiamy sobie miło. A tu nagle z głośników, że pociąg
opóźniony o pięćdziesiąt minut. Patrzę w moją ulubioną
aplikację Infopasażer, a w niej widzę, że pociąg o czasie
odjechał ze Świebodzina. A nie odjechał. Porozmawialiśmy jeszcze
chwilę. Pożegnałem się. Idę w stronę poniemieckiego podziemnego
przejścia. Widzę panią, która już do tego przejścia ma zacząć
schodzić, a tu krzyczy do niej przez okno pan kolejarz z nastawni.
Krzyczy, żeby nie szła, bo ten pociąg, to będzie jednak za
kwadrans, nie za pięćdziesiąt minut.
Sprawdziłem później w
mojej ulubionej aplikacji Infopasażer – przyjechał opóźniony o
minut dwadzieścia. Ciekawe ilu ludzi uwierzyło w komunikat o prawie
godzinnym spóźnieniu i się na ten pociąg spóźniło.
Moja
ulubiona aplikacja Infopasażer ściemnia. I to jest zła
informacja.
W Świebodzinie ktoś chce oddać w dobre ręce
11-miesięcznego kota. Wywiesił ogłoszenia ze zdjęciem. Kot bardzo
kontaktowy. Lubi spać na kolanach. A kiedy wstanie z kolan korzysta
z kuwety. Albo je spokojnie karmę dla dorosłych kotów. Biały kot.
Plamy na głowie i ogonie.
3. Pojechaliśmy do kantoru przy
Orlenie, na którym trzy lata temu tankowałem przez czterdzieści
minut gaz, bo tłum ludzi kupował hot-dogi.
Później przez
Wilkowo, Borów i Ołobok do domu. Nie wiem po raz który zauważyłem
jak duże jest Wilkowskie jezioro.
W domu Michał tuningował
swoją Micrę. Ja próbowałem reanimować beemkę. Z takim sobie
skutkiem. Pojechaliśmy z Michałem do Skąpego, żeby kupić jarzyny
na zupę. Pierwszy raz byłem w skąpskim markecie Dino. Przy stoisku
z warzywami zamiast foliowych worków, ktoś powiesił rękawiczki.
Plastikowe. Zanim znalazłem worki [Właściwie – woreczki],
zacząłem wpychać do rękawiczki marchewki. Z pięć to by i
weszło.
W kolejce do kasy za nami stał pan w motocyklowym
ubraniu BMW. Kupował chyba piwa, takie duże, w plastikowych
butelkach. Wsadził je późnej do metalowych skrzynek przymocowanych
do motocykla BMW, który stał pod sklepem.
Michał kiedyś
wkręcił w windzie dwie ważne panie z korporacji, w której
pracuje. Wyjaśnił, ze pan, który z windy wysiadł, a ubrany od
stóp do głowy w motocyklowe skórzane wdzianko, wcale nie ma
motoru. Tylko się tak ubiera, żeby trochę błysnąć. Pan był
kiedyś wielką gwiazdą polskiego projektowania graficznego. Dziś
już nie jest o nim tak głośno. Wtedy nie miał chyba motoru.
Sąsiad Tomek jest coraz bardziej sfrustrowany budową. Tym,
że wciąż trwa. Układa panele. W ramach odreagowania w jednym z
bardziej skończonych pokoi uruchomił sprzęt audio. Bardzo głośno.
Rano, przed śniadaniem słuchaliśmy przez chwilę Woronicza 17.
Jednym uchem. Było bardzo hałaśliwie. Wyłączyłem i zrobiło się
bardzo przyjemnie cicho.
Nim wyłączyłem rozmawiano o
niesławnym wywiadzie Borysa Budki.
Przypomniało mi się, jak
minister jednego z poprzednich rządów powiedział mnie i koledze
Kapli, że gdyby, jak mu obiecano został ministrem obrony to by nie
było Smoleńska. Później wyciął to w autoryzacji.
Dziennikarze
z obcych krajów nie są w stanie zrozumieć, jak polityk może coś
mówić i później to całkowicie przerabiać. Bo skoro taki jest
politykiem, to chyba wie, co mówi.
Złą informacją jest, że
likwidacja autoryzacji nie zdałaby egzaminu. Bo niejeden raz
widziałem, co nasi dziennikarze potrafią zrobić z usłyszanym –
wydawać by się mogło – prostym zdaniem.