1. Zawiozłem Bożenę do pracy jej
beemką i pojechałem do gazownika, bo instalacja LPG z uporem godnym
lepszej sprawy paliła bezpiecznik. Gazownik mieści się przy
Burakowskiej za CeDeKiem.
Właściwego gazownika nie było, bo
pojechał coś załatwić. Byli jego pracownicy. Jeden męczył się
z Micrą, drugi właściwie nie wiem co robił.
Gazownik przyjechał Legacy kombi, w
środku miał psa typu bokser, do którego mówił coś w stylu
„Tatuś ci jedzonko przygotował”. Jakoś nie myślałem
wcześniej, że może być gejem. Choć to, że jeździł dużym
chopperem mogło nasuwać taki wniosek.
Nakarmił dziecko, i zajął się
beemką. Znaczy zgodził się ze mną, że to pewnie któraś z cewek
daje zwarcie. Przy okazji zauważył, że gniazda bezpieczników są
wypalone, więc trzeba je będzie zmienić. Cewki okazały się w
porządku, ale na wszelki wypadek zostały wymienione.
Zaordynowałem czyszczenie filtrów.
Zajęło to chwilę. W międzyczasie Leganzą przyjechał chłopak z
synem. Leganza mogłaby być ładnym autem. Ta miała niesamowity
kolor szkieł w reflektorach. Szaro-żółty. Przyjechała jeszcze
pani Hondą, bo jej się zapaliło check engine. Gazownik podpiął
urządzenie, wyczytał, że chodziło o zbyt bogatą mieszankę. Pani
się zdziwiła, bo jeździ na oparach, żeby oszczędzić na benzynie
– 30 litrów jest tańsze. (Nie wiem, gdzie w tym jest logika).
Gazownik wykasował błąd i skasował 50 zł. Równie dobrze mógł
150, więc zasadniczo zachował się w porządku.
W beemce niestety same z siebie nie
naprawiły się wtryski, więc będę je musiał wymienić. I to nie
jest dobra informacja. Choć, z drugiej strony, jeśli silnik znowu
zacznie ładnie pracować, to ten wydatek się opłaci.
Od gazownika pojechałem do szewca.
Dokładniej, to do cholewkarza, ale trafiłem do sąsiadującego z
cholewkarzem szewca o nazwisku Cholewa. Szewc Cholewa nie chciał
naprawić moich dziurawych butów, odesłał mnie do cholewkarza,
który stwierdził, że może i mógłby mi wszyć w miejsce
dziurawych niedziurawe kawałki skóry, ale do tego jakiś szewc
musiałby buty rozebrać. Wróciłem więc do szewca Cholewy, ale on
odpowiedział, że się tego nie podejmie. I żebym sobie kupił nowe
buty, będzie taniej. Ale gdzie ja znajdę nowe hipsterskie buty,
które wyglądają, jakby się miały zaraz rozlecieć?
2. Od szewca Cholewy pojechałem do
Piaseczna, gdzie umówiłem się z kolegą Wojciechem. Razem z nim
pojechaliśmy w stronę Mysiadła, gdzie kolegi Wojtka znajomy
naprawiał wentylator do systemu ogrzewania powietrzem w Rokitnicy.
Okolice Mysiadła to widzialny dowód
na to, że minister Sienkiewicz nie kłamał mówiąc, że Państwo
nie istnieje. Takiej liczba domów bez żadnej drogowej
infrastruktury. Bez chodników. Dróżki, na których z trudem mijają
się dwa samochody. Systemowo – południowoamerykańskie slumsy.
Ludzie, którzy kupowali tam nieruchomości, chyba nigdy nie widzieli
prawdziwego miasta.
Znajomy kolegi Wojciecha nie zdążył
skończyć naprawy, więc podjechaliśmy do Auchanu. Na stoisku z
elektroniką były kamery endoskopowe USB. Za jedyne sto złotych
można w domowym zaciszu spróbować zrobić sobie kolonoskopię.
Były też kamery w brelokach i piórach. Przecenione.
Żadnej nie kupiliśmy. Zjedliśmy za
to po kawałku najgorszej pizzy świata. Jedliśmy, patrząc na
bezobsługowe kasy. Napisano nad nimi, że są miłe. Dlatego, że
nie ma w nich kasjerek?
Lunął deszcz. Okazało się, że
nowe, kupione na Allegro wycieraczki słabo zbierają. I to nie jest
dobra informacja.
Znajomy kolegi Wojtka naprawił
wentylator. Zrobił to bardzo porządnie, a wziął tylko 200 zł.
Wydzwoniony przeze mnie serwis producenta sugerował, że naprawa się
nie będzie opłacać. Nowy wentylator kosztuje z 600 zł.
3. Pojechałem po Bożenę, z którą
podjechaliśmy na Żurawią, a właściwie Parkingową, gdzie była
impreza Jack Danielsa. Spotkałem dawno nie widzianych znajomych,
którzy mówili, że nie muszę mówić, co u mnie słychać, bo
czytają 3 negatywy. To wygodne. Redaktor Jemielita powiedział, że
mu się nie podoba moja broda. Jak wiadomo jestem mistrzem ciętej
riposty, więc odpowiedziałem mu „Spierdalaj”. Redaktor
Jemielita wyjaśnił, mi skąd się biorą dzieci – otóż biorą
się stąd, że ludzie przestają uprawiać seks analny. Powiedział,
że tłumaczy to swoim studentom. Redaktor Jemielita pracuje w
„Playboyu” i „Automaniaku” w TVN Turbo. Na pewno można tam
trafić na więcej przykładów jego poczucia humoru. Przyznał, że
pracuje nad nowym potomkiem. Trzymam kciuki. Im więcej dzieci –
tym lepiej.
Porozmawiałem przez chwilę z Piotrem,
który wcześniej w Brown-Formanie zajmował się Jackiem, teraz
awansował i ma stanowisko z nazwą, której nie jestem w stanie
wymówić. Piotr jeździ na motorze. I opowiada o tym tak, że sam
człowiek sam by chciał gdzieś na motorze pojechać.
Jeździ na porządnym motorze, a na
imperezie prezentowane były harleye. Rozmawialiśmy ze dwa lata temu
z Tomaszem Kaczmarkiem. Bardziej znanym jako Agent Tomek.
Rozmawialiśmy o samochodach, których używał udając innych ludzi.
Przy okazji powiedział pewną mądrość o harleyu. Otóż jest to
idealny motor dla przykrywkowca. Jeżdzi powoli, robi dużo hałasu.
I do tego nikt nie traktuje człowieka na harleyu poważnie.
Zrobiliśmy sobie zdjęcie na harleyu z
kolegami Kaplą i Fiedlerem. Zrobiłem sobie potem sam – tyłem,
ale nie wyszło zbyt korzystnie.
Na imprezie było kilku dziennikarzy
motoryzacyjnych. Niektórzy – samochodami. Wychodząc zostawiali mi
swoje talony do baru.
Przyszedł redaktor Modelski. Spotkania
z redaktorem Modelskim zawsze są interesujące.
Redaktor Modelski uważa, że Esquire
będzie ograniczonym sukcesem. Ale zasugerował, żeby się tam nie
pchać. Inaczej niż pani dyrektor Wdowiak, która będzie się tam
zajmować reklamą. Powiedziała, żebym do Filipa wysyłał CV.
Odpowiedziałem, że nic ciekawego w moim CV nie ma. Jak mnie ktoś
będzie chciał znaleźć, to mnie znajdzie.
Chyba nie mogę pracować w tym
magazynie, bo gdybym pracował, to bym nie mógł narzekać, że jest
słaby. A tak, to przynajmniej jeden negatyw co jakiś czas z głowy.
Uwielbiam Jacka Danielsa. Mogę go
strasznie dużo wypić, czego nie można powiedzieć o szkockich
single maltach, które uwielbiam z innych powodów.
Imprezy Brown-Formana mają wiele
plusów. I wychodzę z nich zawsze w bardzo dobrym humorze.
Ale zanim wyszedłem, posiedziałem
przez chwilę przy stole z dwiema gwiazdami czeskiego rocka. Chciałem
się przysiąść do malemenowego stolika, ale jakoś nie było
chemii. Teraz myślę, że gdybym zostawił im talony do baru, to by
pewnie było jakoś milej. Nie zostawiłem, czyli nie jestem fajnym
kolegą. I to nie jest dobra informacja.
Wracając wpadłem do Krakena, żeby
odebrać paczkę z dyskiem, którą zostawił tam dla mnie kurier.
Przy okazji oddałem kasę, którą winien byłem koledze
ochroniarzowi za rewolwer. Wojna idzie, więc lepiej pewne rzeczy
uporządkować. Niespłacony rewolwer może krzywo strzelać.