1. Kiedyś mi się wydawało, że
różnica pomiędzy dziennikarzem a blogerem polega na tym, że ten
pierwszy musi swoją pracę wykonywać zgodnie ze sztuką. A blogera – nie. Czasy mamy takie, że pojęcie sztuki nabrało nowych znaczeń.
Choć raczej zatraciło znaczenia stare.
Po ludzku: nie ma
żadnych powodów, żebym miał opory związane z zapisywaniem
czegokolwiek, co usłyszę. I to jest zła informacja.
Po
pierwsze usłyszałem, że Gremi w osobie pana Hajdarowicz negocjuje
zakup „Dziennika – Gazety Prawnej”. Parę godzin później
usłyszałem, że Infor w osobie pana Pieńkowskiego negocjuje zakup
zakup „Rzeczpospolitej”. To drugie jest jednak bardziej
prawdopodobne. Małe szanse, żeby pan Pieńkowski uzyskał podobne
warunki, jak wtedy, kiedy przejmował Der Dziennik. O ile się nie
mylę zapłacił był za ten tytuł –10 milionów euro (to przed 10
to minus).
Pracujący w „Dzienniku” kolega opowiadał mi
skądinąd fascynującą dykteryjkę o zachowaniu niektórych
dziennikarzy (również społeczno-ekonomicznych) w momencie zmiany
właściciela tytułu. Otóż zarabiający Springerowskie pieniądze,
uprawnieni do trzymiesięcznego wypowiedzenia, godzili się na
przejście do Inforu na gorsze warunki finansowe, po czym byli
zwalniani z miesięcznym wypowiedzeniem. Dziennikarze piszący
udzielający rad, jak się zachować na rynku pracy.
Dlaczego
informacji, która jest poniżej nie zachowałem dla siebie?
Chodzi o człowieka, który ocenia i
piętnuje dwulicowość, wydaje werdykty dotyczące innych osób,
komentuje najważniejsze wydarzenia, Przez lata stał się
autorytetem dla wielu młodych dziennikarzy. Obowiązują go nieco
inne standardy niż gwiazdy rocka. Jego środowisko, środowisko
mediów, obowiązują pewne reguły. (dalej mi się nie chce tego
przepisywać)
Otóż usłyszałem, że redaktor Latkowski ma
romans z podległą mu pracownicą. Niby się z tym kryje, ale świat
jest mały, więc są też świadkowie.
Choć może to, z czym ci
świadkowie mieli do czynienia to tylko poszlaki. Może wnioski,
które z tych poszlak wyciągnęli są oparte o wadliwą logikę,
spaczoną przez zwykłą niechęć. Bo przecież nieprawdopodobne
jest, żeby red. Latkowski był takim idiotą.
Cóż, nie mogłem
tego zachować dla siebie. Mam nadzieję, że jakieś medium zbada tę
sprawę i wynikami śledztwa sukcesywnie się podzieli z opinią
publiczną.
2. Poszedłem na piwo z kolegą Rybitzkim.
Poszedłem bez grosza przy duszy. I to jest zła informacja. Kolega
Rybitzki opowiedział mi o pierwszym forum blogerów w Gdańsku, na
którym był w ekipie Salonu24. Ja byłem w Gdańsku rok później. I
wiele słyszałem o tym, co ekipa Salonu24 tam wyprawiała. Cóż,
nie usłyszałem wszystkiego.
Siedzieliśmy i plotkowali. Jak na
mężczyzn przystało. Później dołączyła do nas narzeczona
Rybitzkiego, która pracuje w internetowym Cosmo.
Pewna moja koleżanka była w Cosmo
(analogowym) fotoedytorką. Była, Bo tę pracę rzuciła.
Powiedziała, że co roku przychodzi miesiąc, w którym magazyn
publikuje tekst o seksie analnym, a ona musi znaleźć do tego jakieś
ilustracyjne zdjęcie. Po paru takich latach nie wytrzymała.
Rozmawialiśmy o tym na skrzyżowaniu Wilczej i Poznańskiej.
Przechodzący obok pan dziwnie na nas popatrzył, kiedy usłyszał,
że ona rzuca pracę bo ma dość seksu analnego.
W Cosmo
elektronicznym ponoć nie ma takich problemów.
3. Nie wiadomo
kto, czyli chyba PiS zrobił śmieszny filmik z Panem Prezydentem. O
tym, że Pan Prezydent niemożebnie nudzi, a jak nie nudzi, to mija
się z prawdą.
Pan Prezydent wystąpił później w programie
pani redaktor Pieńkowskiej. Uszom nie mogłem uwierzyć, kiedy
powiedział, że Ukraina nie jest w NATO, bo nie chciała. Smaczków
było więcej.
Uważam, że PiS marnuje pieniądze robiąc
śmieszne filmy o panu Komorowskim. Wystarczyło by, gdyby rozsyłał
linki do z nim wywiadów.
Wieczorem w Beiruto–Krakenie
odbywała się impreza pożegnalna Krzysztofa, który na jakiś
miesiąc leci z rodziną do Izraela. I to jest zła informacja, bo
kto mi będzie teraz co dzień stawiał kawę.