Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fakty po Faktach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fakty po Faktach. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 października 2021

5 października 2021


1. Poniedziałku nie będzie. I to jest zła informacja. 

2. Wtorek. Dzień zebrań. Przed południem trzy. Później jeszcze jedno. W międzyczasie pojechałem do miasta. Serca dla kotów we wciąż czynnym Tesco. Można sobie kupić kasę samoobsługową. Mógłbym właściwie taką mieć. Nie wiem – co prawda – po co. Stacja benzynowa już nie działa.
Ktoś wymyślił, że w hali po Tesco będzie hotel, dla przywiezionych z zagranicy, pracowników Amazona. Chciałbym to zobaczyć. W wersji „Wielkie projekty” na Domo. Burmistrz dementował. Nie sądzę, żeby tych, którzy to rozpowiadali dementi przekonało.  
Męczyguma na targu zwanym rynkiem trzyma dla mnie cztery opony. Bardzo porządne. Amerykańskie. W rozsądnej cenie. Złą informacją jest, że wysokość ich, zamiast 70 wynosi 65 (procent szerokości). Ale chyba i tak je kupię. 
W Lidlu można kupić ulubione piwo Adolfa Hitlera. Co pewien czas Hofbräu pojawia się też w Krakenie. 

3. Niby ciepło, a jednak zimno. Muszę więc podłączyć piec u mnie w pokoju. Zlał mnie kominiarz, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Najpierw szukałem komina wiertarką. Niezbyt skutecznie. Później dotarło do mnie, że dziwna wnęka na piętrze może być kominem. Sprawdziłem, wrzucając piłeczkę w tę dziurę, w którą kominiarz wsadza szczotkę. Teraz pozostaje mi przebić się przez ścianę z rurą od pieca i dorobić drzwi do wnęki. Chwilę to potrwa. I to jest zła informacja.

Na Prime nowy „Borat”. Właściwie bez Cohena. Dwóch sztucznych rednecków wysłuchuje wykładów, które ich mają odwieść od – według twórców – redneckich poglądów. Strasznie nudne. 

Swiatłana Cichanouska powiedziała Anicie Werner w „Faktach po Faktach”, że migranci używani są do szantażowania Polski i Europy, i że nie można ich wpuścić. Powiedziała też, niedawny wywiad Łukaszenki dla CNN to zło, bo uwiarygodnia reżim Białorusi. 
Po czymś takim pewnie już jej do TVN24 nie zaproszą.







 

wtorek, 26 stycznia 2021

25 stycznia 2021


 

1. Słuchaliśmy rano prof. Horbana u Mazurka. Naszła mnie konstatacja, że nikt już chyba nie chce słuchać jak jest. Ludzie przyzwyczaili się do rzeczywistości, w której słyszą to, na co mają ochotę. Nic innego ich nie interesuje. I to jest zła informacja. 
Z całej rozmowy z Horbanem przebiło się tylko, że jak ktoś musi ćwiczyć, to niech se hantle kupi. Nie przebiło się coś, co ze słów Horbana wynika. Mianowicie, że przy tak nieprzewidywalnej przyszłości, plany ewentualnościowe to jedynie propaganda.

2. Wieczorem, w Faktach po Faktach wystąpił Aleksander Smolar. Dawno temu, we Free Pubie poznałem jego brata Eugeniusza. Zapytał mnie: –A kolega zasadniczo, to czym się zajmuje?Zasadniczo, to niczym – odpowiedziałem. I tyleśmy porozmawiali. 
Ale nie o tym. Teraz, na stronie TVN24 są fragmenty rozmowy. Fragmenty krytyczne o Platformie i o nadziejach związanych z Hołownią. Nie ma tych, których prawdopodobnie nie chcieliby słyszeć wierni widzowie stacji. I to jest zła informacja. Nie ma na przykład o tym, jakie są we Francji obostrzenia. No i nie ma o obywatelskim nieposłuszeństwie. Otóż, że nie chodzi w nim tylko o to, żeby się nie podporządkowywać prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Otóż, że chodzi w nim o to, żeby być gotowym na konsekwencje niepodporządkowania się prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Konsekwencjami mogą być więzienie, grzywna, tradycyjne oberwanie po grzbiecie pałką lub bliskie spotkanie z gazem łzawiącym. 
Po Smolarze był Hołownia. U Moniki Olejnik. Był w okularach. Jak wiadomo, ludzie w okularach wyglądają inteligentniej. 

3. Odezwał się nabywca beemek. Chce je w tym tygodniu zabrać. We środę jadę do Warszawy, więc pewnie uda się to zrobić dopiero w weekend. Jutro wstawiam audi go gazownika na przegląd instalacji, bo mam wrażenie, że gdzieś jest jakaś nieszczelność. Wypadałoby też wymienić w Avalanche olej. Może to zrobię w Warszawie. Znowu się wybieram tam z długą listą rzeczy do zrobienia. I to jest zła informacja, bo im dłuższa lista, tym mniejszy procent planów uda mi się zrealizować. 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

26 stycznia 2015


1. Musiało do tego w końcu dojść. Zaspałem na „Kawę na ławę”. Na „Lożę prasową” właściwie też. Zdążyłem usłyszeć tylko, jak pani z kołem sterowym na wdzianku powiedziała „Państwu też dziękuję”.
Z głodu polityki obejrzeliśmy piątkowe „Fakty po Faktach”, a konkretnie to jak kandydat Duda rozjechał redaktora Kajdanowicza. Za tym drugim nie przepadamy i oglądaliśmy to nie bez przyjemności.
Później na 300polityce przeczytałem, że kandydat Duda ma już 25 procentowe poparcie. A badanie było robione 10 dni temu. Marian Kowalski ma poparcie zerowe. I to jest zła informacja. Komuś o takim imieniu (i nazwisku) należy się poparcie choć procenta wyborców.

2. Przyszedł kolega Jakub, z którym z większym lub mniejszym zaangażowaniem od mniej-więcej pół roku pracujemy nad pewnym projektem. Poznaliśmy się naście lat temu w „Przekroju” za najsztubowych czasów. Później pracowałem z nim w „Ozonie”. Robiliśmy razem różne rzeczy. Na przykład wysłaliśmy go do Kambodży, z której przywiózł bardzo dobry tekst do projektu „GQ”. Pisząc o Czerwonych Khmerach pokazał do czego doprowadził brak rozliczenia przeszłości.
Kolega Jakub jest pierwszym znanym mi posiadaczem Karty Dużej Rodziny. Bożena postanowiła, że kiedy najmłodszy syn kolegi Jakuba – Bolek osiągnie pełnoletniość wyjaśnimy mu, że przyszedł na ten świat, by jego matka z dwójką rodzeństwa mogła jechać Pendolino do Krakowa za jedyne 250 zł.
Kolega Jakub dorabia sobie teraz pisując do „Wprost” historyczne teksty. I jest z tego bardzo zadowolony, choć jeszcze nie dostał ni złotówki. Więc dorabia na razie księgowo.
Znam ten stan. Pamiętam jak w latach 90. sprzedałem dużo zdjęć do magazynu który się nazywał chyba „Fakty”. Piszę chyba, bo nie udało mi się znaleźć śladu po tym piśmie w sieci. Podobnie było z pieniędzmi. Więc stwierdzenie, że jakieś zdjęcie „sprzedałem” było nieco na wyrost. Ale zanim ten magazyn znikł na dobre, chodziłem po Krakowie w przekonaniu, że dostanę wkrótce worek pieniędzy. „Wprost” zniknięcia nie życzę. Wręcz przeciwnie.
Złą informacją jest, że mogłem koledze Jakubowi niepotrzebnie zepsuć humor.

3. Poszliśmy do Beirutu. Kolega Jakub, jako specjalista od Bliskiego Wschodu skomponował menu. Które było smaczne i sycące, choć Bożena zgłosiłaby od tego stwierdzenia votum separatum. Ale to dlatego, że chyba wolałaby jednak zjeść w Krakenie.
Rozmawialiśmy na różne tematy. Temat wdzięczny – wspólni znajomi sprowadził się do cenionego reżysera teatralnego (i jego małżonki) oraz dyrektora Smoczyńskiego, o którym kolega Jakub nie ma specjalnie dobrego zdania. (To oczywiście eufemizm)
Kiedy kolega Jakub przypominał dlaczego nie ma specjalnie dobrego zdania o dyrektorze Smoczyńskim wszedł starszy analityk Szacki. I potem było tak, że co wracaliśmy do tematu dyrektora Smoczyńskiego, to akurat starszy analityk Szacki koło naszego stolika przechodził.

Kolega Jakub nie jest jedynym moim znajomym, który do ponad 10 latach nie może zapomnieć dyrektorowi Smoczyńskiemu. Ja mam łatwiej. Mnie nigdy żadnego tekstu nie popsuł. Najwyżej przez jakiś czas później wracałem do domu. Cóż, młodość ma swoje prawa. Nawet cudza.

Rozmawiałem chwilę ze starszym analitykiem Szackim. O frankach. Złą informacją jest, że zapomniałem mu powiedzieć, że z myślą o nim odpowiadam na pytania „Panelu Badawczego Ariadna”. Chcę mu dać w prezencie którąś z nagród, którymi się kiedyś tak fascynował. Nie jestem tylko pewien, czy to był miecz do baniek mydlanych, czy coś innego.  

sobota, 24 stycznia 2015

24 stycznia 2015


1. Sąsiedzi z naprzeciwka wygasili choinkę. Myślałem, że zrobią to wcześniej, bo sprawiają wrażenie tradycjonalistów. Pierwszego sierpnia wywieszają wielką biało-czerwoną flagę. Dziesiątego kwietnia też.
Niechętnie włączyłem telewizor. Na TVN24 co chwilę chodziła reklama pakietu onkologicznego. Reklamy w TVN24 zbyt tanie nie są. Zacząłem się zastanawiać ilu ludzi by można za wydany na nie budżet wyleczyć. Zapytałem nawet o to przez Twittera ministra Arłukowicza. Ale nie odpowiedział. I to jest zła informacja. Dyrektor Zydel, zanim został dyrektorem Zydlem i pracował w sieciowej agencji reklamowej jako inny dyrektor Zydel przy produkcji kampanii promującej in vitro. Próbowałem wyciągnąć z niego ile to kosztowało, ale milczał jak grób.
Swoją drogą takie akcje publiczna telewizja powinna produkować i emitować w ramach swojej misji. Wydaje przecież publiczne pieniądze. .
Oszczędzona pieniądze mogły by iść na coś pożytecznego. Do tego jeszcze skończyłyby się (oczywiście zupełnie nieuzasadnione) podejrzenia, że Rząd kupuje sobie za publiczne pieniądze przychylność niektórych mediów.

2. Wyjąłem z walizki komputer, z którego wiertarką wyciągałem w święta dysk. Zawiozłem do MacLife na Puławską. Wzięli, sprawdzą. Ponoć się spotkali z sytuacją, że w wymienionej przez Apple płycie po jakimś czasie znowu szlag trafiał grafikę. Ale może to nie to.
Mają tam Classica i Duo. Pamiętam czasy, kiedy były nowe.

Z Puławskiej pojechałem do mechanika Jacka, żeby mu podrzucić olej. Nie było już Espace. Na jej miejscu stała M3. Ze zdziwieniem zauważyłem, że zagazowana. Na gazie auto przejechało 80 tys. wcześniej 300 tys. A mówią, że te silniki źle znoszą gaz.
Olej, który przywiozłem jest zielony. Nazywa się Zenzation. I ma ponoć specyficzny zapach. Co jakiś czas u mechanika Jacka spotykam pewną panią, która kiedyś zieloność tego oleju zauważyła, powąchała i ten zapach tak jej się spodobał, że tym razem zapytała czy butelkę z olejem otworzyć.
Więc kiedy oglądałem nieco zdemontowaną M3, ona wąchała olej. I wyrażała radość z tego powodu. To miłe dostarczyć komuś radości w tak prosty sposób.

Od Jacka pojechałem do Lidla w alejach Jerozolimskich. W promocji były niby „delicje”. Paczka za chyba 1,50 zł. Za podobne, koło domu muszę zapłacić ze trzy razy więcej.
Lubię małe sklepy koło domu, ale coraz mniej mnie na nie stać. I to jest zła sytuacja.
W Lidlu za jedyne 39,99 można kupić symulator migotania. Chyba chcę dostać to w prezencie.

3. Nie zdążyłem wrócić na „Fakty po Faktach”. Zdążyłem na sam początek audycji redaktora Piaseckiego. Występowali u niego panowie Czarzasty i Kamiński. Ten pierwszy znów nie w sweterku. Panowie pili sobie z dzióbków. Zagadali nawet redaktora Piaseckiego.
Oglądaliśmy później film o wampirach Jarmuscha. Bardzo ładny, trochę nudny. Niestety nie wiem jak się skończył. Bo zasnąłem.
Później się obudziłem. Czekałem na powtórkę „Faktów po Faktach”. No i się nie doczekałem. I to jest zła informacja. Za to było dwugodzinne „Szkło kontaktowe”.





czwartek, 15 stycznia 2015

15 stycznia 2015



1. Zasadniczo się wyspałem. Obudziły mnie dwa telefony, których nie odebrałem. Pierwszy dzwonił kolega Misiek. Kupił w MediaMarkt smartfon marki Sony. Zasadniczo był zadowolony do momentu, kiedy odkrył w swoim nowym telefonie kilka lat czyjegoś życia na zdjęciach.
Ciężko to przeżył, bo liczył na czystość nowego, kupionego w sklepie telefonu.
Misiek niby nieskończony etnograf. Powinien znać Ibrahima Ibn Jakuba, który pisał, że jeżeli jakiś nasz praszczur poślubioną kobietę odnajdywał dziewicą, to ją odprawiał mówiąc „inni by w tobie coś dobrego zdążyli odnaleźć”.
Ale ten zwyczaj raczej nie odnosił się do smatfonów. Chyba.
Później dzwonił mój brat, żeby powiedzieć, że śnił mu się Donald Tusk, który dziękował Męskim Blogerkom Modowym za profesjonalizm.
Złą informacją jest, że to nie mnie się przyśnił. Zadałbym mu kilka pytań.

2. Razem z kolegą Wydawcą Gazet Lotniskowych udaliśmy się do sklepu z zegarkami, który miał wielki wpływ na karierę ministra Nowaka. Sympatyczny pan od zegarków opowiedział nam o zegarkach firmy Vulcain, które charakteryzują dwie cechy. Po pierwsze mogą mieć budzik. Zegarek. Mechaniczny. Z alarmem. Druga – Vulcainy to zegarki amerykańskich prezydentów. (Z wyjątkiem Cartera i Bushów). Zastanawialiśmy się, czy w trzecim sezonie House of Cards Frank dostanie swojego Vulcaina. Pan od zegarków zauważył, że w poprzednich częściach nosił IWC.
Mechaniczny naręczny budzik. Mógłbym mieć. 
Choć właściwie nie wiadomo po co, bo jednak jestem wielbicielem smartwatchy. Więc jednak nie mógłbym. I to jest zła informacja.

3. W „Faktach po faktach” obejrzałem wywiad, jaki premier Ewa Kopacz udzieliła Kamilowi Durczokowi. Patrzyłem jak urzeczony. Niby zdanie o Pani Premier mam już wyrobione ale to było niesamowite.

Durczok: W jakiej perspektywie państwo budowali ten plan? W oparciu o jaki bilans elektroenergetyczny? W jakiej perspektywie te kopalnie mogą być zamknięte a kiedy nie?
Co było podstawą?

Pani Premier: Ale dlaczego my mówimy o zamknięciu kopalni? Dlaczego mówimy o likwidacji kopalni? Czy w tym planie, który został przyjęty przez Radę Ministrów przewija się słowo likwidacja kopalni?
Durczok: Tak.

Od razu mi się przypomniał „metr w głąb”.

Durczok: Kopalnia to jest taki biznes, który bardzo łatwo zamknąć, ale się go już właściwie nie da otworzyć. Jaką mamy gwarancję, że państwa wyliczenia dzisiaj obowiązujące, dzisiaj prezentowane przez ministra Kowalczyka za trzy lata okażą się aktualne, skoro poprzednie plany naprawcze Kompanii Węglowej wzięły w łeb.
Pani Premier: Dlatego należy monitorować cały proces. Nie można się tylko przywiązać do jednych wyliczeń i jednego planu. Dzisiaj staranna i obiektywna ocena działalności tych spółek nie powinna polegać na tym, że to organ właścicielski czy organ nadzorczy będzie ręcznie sterował tym, co się dzieje w tych spółkach. Tam mają być odpowiedzialne za to, co się dzieje zarządy, ale tam mam być też monitoring i ocena wyników finansowych tej spółki, bilansowania się bądź niebilansowania tej spółki, kosztów wydobycia, ilości sprzedaży, bo to jest istotne. To jest plan.
Durczok: Tylko, jeśli to nie działa wcześniej, to właściciel wkracza do akcji, bo to jest jego…
Pani Premier: I właśnie wkracza
Durczok: Dlatego ja nie mogę zrozumieć, dlaczego w takim razie nie wkraczał przez te 7 lat i ci górnicy też nie rozumieją.
Pani Premier: Dobrze, ale ja jestem od 1 października. 
Durczok: Dobrze, Pani Premier, ale Platforma jest od 7 lat
Pani Premier: Dobrze, ale ja jestem od 1 października.



Jeżeli ktoś wierzy, że to, że Pani Premier (jako Minister Zdrowia) nie zamówiła szczepionek na ptasią grypę w wyniku świadomego procesu myślowego niech jeszcze raz przeczyta powyższy dialog, choć lepiej niech wejdzie na stronę „Faktów po Faktach” i zobaczy z jaką ekspresją pani Premier te słowa wypowiada.
http://faktypofaktach.tvn24.pl/premier-w-faktach-po-faktach-zrobie-wszystko-by-100-proc-gornikow-dolowych-nie-stracilo-zatrudnienia,506054.html

Pani Premier trafiwszy na dziennikarza, który więcej na temat górnictwa wie niż ona, do tego jest jakoś zdeterminowany – rozmawia o być albo nie być swoich krajan nie daje rady. Przyznaje się do tego, że nie bierze odpowiedzialności za słowa swoich ministrów, że nie jest w stanie od prezesa państwowej spółki dowiedzieć się ile zarabia. Do tego jeszcze udaje, że wygaszanie to nie likwidacja.

Należy być wdzięcznym red. Durczokowi, że na koniec przypomniał, że kobieta, z którą rozmawiał to premier polskiego rządu. Zresztą minę na koniec zrobił, jakby nie mógł w to uwierzyć.


Donald Tusk musi nienawidzić kobiet. Nie wiem, czy można by zrobić więcej złego niż on w sprawie obecności ich w polityce. No i to jest zła informacja.  

niedziela, 16 listopada 2014

15 listopada 2014


1. Odwiozłem Bożenę do pracy i pojechałem do Baniochy po drewno. 
Jadąc w stronę Góry Kalwarii w Baniosze na wysokości „Orlenu” skręca się w prawo. Mija się szkołę i kościół. Za lasem po lewej stronie jest stolarnia. 
Bardzo sympatyczny pan z równie sympatycznym synem produkują detale meblowe. Robią to do Niemiec i chyba Wielkiej Brytanii z porządnego drewna. Przy produkcji powstają odpady. Trociny i kawałki drewna. Z trocin robią brykiety. Kawałki drewna pakują w worki. Jedne i drugie sprzedają za relatywnie małe pieniądze.
Lubię tam przyjeżdżać, bo – po pierwsze: wyjeżdżam stamtąd z czymś, co będę mógł wsadzić do kominka, po drugie: zawsze utnę sobie przyjemną pogawędkę. 
A to o samochodach, a to o drewnie, bądź drewna przetwarzaniu.
Tym razem przyjął mnie syn. Okazało się, że miał kupić identycznego Superba. Wpłacił zadatek. Czekał. Czekał. Czekał. Czekał. Odebrał zadatek. Kupił mercedesa. Jest zadowolony. Choć Superb wciąż mu się podoba.
Miał problem z serwisem Mercedesa. Samochód stracił moc. W serwisie komputerem nie byli w stanie problemu zdiagnozować. A jako, że nie byli – twierdzili, że wszystko jest w porządku. W końcu trafił do niezależnego serwisu, gdzie po pięciominutowej przejażdżce znaleziono nieszczelność za intercoolerem. Nieszczelność – czyli dziurę.
Cóż, komputer wymaga operatora.
Ale wracając do Skody – to już któryś raz, kiedy słyszę, o tym, że się trudno doczekać na nowy samochód. I to jest zła informacja.

2. Z Baniochy pojechałem do Góry Kalwarii. Zabrałem stamtąd kolegę Wojciecha. Zanim wróciliśmy do Warszawy postaliśmy trochę w korkach. Gdybym kandydował na stanowisko prezydenta Warszawy, to w celu uspokojenia ruchu w mieście zainwestowałbym w parking Park&Ride w Piasecznie. I pociągnąłbym nitkę metra do Mordoru. I gdzieś przy Żwirkach zrobił stację przesiadkową kolej-metro.
Dziś ludzie, którzy dojeżdżają do pracy z okolic Piaseczna, Konstancina czy wręcz Góry Kalwarii muszą jeździć samochodami. Te samochody blokują Puławską, później zatykają Mordor i resztę Warszawy. Ścieżki rowerowe niczego nie zmienią. Buspasy też.
Niestety mieszkańcy Piaseczna nie głosują na prezydenta Warszawy, więc nikt nie będzie w ten sposób myślał. I to jest zła informacja.

Zadzwonił Gazownik ze zła informacją. Musiał założyć nową instalację, a miała być używana. Cena więc skoczyła w górę. Pojechaliśmy na Wilczą, gdzie czekał pan ze Skody, żeby odebrać Superba. Zobaczył drewno w bagażniku, opowiedział, że on kupuje w lesie (u leśniczego) w metrach, wiezie na działkę i tam rąbie.
Pozachwycaliśmy się jeszcze samochodem jeszcze przez chwilę (pan pokazał nam legendarne miejsce na parasol) i się rozstaliśmy. Pan pojechał, my wywlekliśmy worki z drewnem na trzecie piętro. Jako, że w sumie brakuje nam tylko 5 lat do setki – nie było łatwo.

3. Pojechaliśmy z kolegą Wojciechem do Gazownika. Założył do BMW jakąś niemiecką instalację. Ponoć bardzo nowoczesną. Porzuciłem chevroleta, w którym w końcu trzeba wymienić zbiornik gazu. Nowy od dwóch lat czeka u Gazownika w piwnicy. Wsiedliśmy do BMW i zaczęliśmy testować. Na obwodnicy komputer pokazywał spalanie na poziomie 9 litrów. Dwudziestopięcioletnie auto, trzyipółlitrowy silnik z przebiegiem (co najmniej) 320 tysięcy. Nieźle. Później, w korku na Puławskiej spalanie skoczyło do 14 litrów. Co i tak było niezłym wyczynem, bo przed wymianą instalacji w takich sytuacjach komputer pokazywał 25. Do tego wróciła moc i moment. Tyle tysięcy kilometrów męczyliśmy to biedne auto. Na samym paliwie zaoszczędziłoby się na tę instalację. I to że tego wcześniej nie zrobiłem, to jest zła informacja.

Wieczorem w Faktach po Faktach wystąpił profesor Śpiewak. Razem z profesorem Krzemińskim komentowali kampanię. Bardzo ciekawie jest oglądać, jak profesor Śpiewak w imię ojcowskiej miłości stawia na szali cały swój autorytet, by wesprzeć w wyborach syna. 
I profesora Krzemińskiego, który stara się w tym Śpiewakowi nie przeszkadzać.

No i redaktora Marciniaka, który oczywiście ani słowem się do tego nie odnosi.  

sobota, 15 listopada 2014

14 listopada 2014


1. Napisała do mnie SMS-a Słynna Polska Reżyserka, z którą przyjaźniłem się w liceum.
W liceum przyjaźniłem się jeszcze z jednym Słynnym Polski Reżyserem. Choć „przyjaźniłem” to jednak w tym przypadku przesada. Robiłem zdjęcia do jednej jego etiudy. 
Po liceum obcował cieleśnie na stole w mojej kuchni z laureatką Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Nie, nie byłem tego bezpośrednim świadkiem. 
Teraz nakręcił film wg książki innego mojego kolegi. Tego kolegi brat miał znajomych, którzy rywalizowali, kto dalej dojedzie Puławską bez zatrzymywania. Nawet na czerwonym świetle. 
Ale nie o tym.
Słynna Polska Reżyserka napisała SMS-a, by wyrazić pretensje o to, że dałem numer jej telefonu naszemu znajomemu sprzed lat dwudziestu pięciu. Pretensje skądinąd słuszne. 
No i to jest zła informacja. Po paru latach odzywa się Słynna Polska Reżyserka. I nie robi tego, by zaproponować ważną drugoplanową rolę, tylko żeby opierdolić. Słusznie.

2. Jak było do przewidzenia publiczność rzuciła się na udostępnione przez Kancelarię Sejmu zestawienia poselskich podroży. Poseł Błaszczak wyczytał, że minister Halicki był naraz w dwóch miejscach. Ogłosił to na konferencji prasowej. Halicki zaprotestował, tłumaczą, że podróżował w innym terminie. Od słowa, do słowa wyszło, że zestawienie nie do końca odzwierciedla rzeczywistość. Rzecznik Kancelarii ogłosiła, „że marszałkowi Sejmu Radosławowi Sikorskiemu zależało na tym, by jak najszybciej opublikować dane dotyczące wyjazdów wszystkich posłów, aby nie było zarzutów, że Kancelaria Sejmu coś ukrywa czy podaje tylko dane dotyczące posłów wybranych partii.”
Więc opublikowano dane nieprawdziwe.
Radosław Sikorski to antyteza odpowiedzialnego polityka. Ale mało komu tu to przeszkadza. I to jest zła informacja.

3. Spotkałem się w Beirucie z dyrektorem Zydlem. Nowa praca go ekscytuje. Jest pełen wiary w to, że może poprawić Miasto. Ja tam uważam, że bez zmiany najgłówniejszej szefowej dyrektora Zydla miasta poprawić się nie uda. Ale niech próbuje.

W pizzerii przy Wilczej oglądałem rozmowę z posłem Andrzejem Dudą w „Faktach po faktach”. Redaktor Marciniak pytał: Adam Hofman zapowiadał prawybory, pan wtedy mówił, że prawyborów nie będzie, czy nie miało ich być? Dlaczego Adam Hofman to mówił?
W momencie, kiedy poseł Duda zasugerował, że lepiej o to zapytać Hofmana, redaktor Marciniak odparował (mniej-więcej): Doskonale pan wie, że Adam Hofman nie odpowiada na pytania, więc pytam pana.
Redaktor Marciniak to istny wilk w owczej skórze. Jakże on potrafi przyprzeć.

Później u redaktor Olejnik występował minister Halicki. Najpierw udowadniał, że w kwitach Kancelarii Sejmu są błędy, później powołując się na te same kwity oskarżał.
Po programie pozostałem z dylematem: czy Monika Olejnik świadomie manipuluje czy jest po prostu idiotką. I to jest zła informacja, bo nienawidzę mieć tego rodzaju wątpliwości.  

Nie mam za to wątpliwości wobec prof. Hartmana. Ten jest po prostu – przepraszam za wyrażenie – zjebem.

wtorek, 4 listopada 2014

4 listopada 2014


1. Warszawa. Rano u redaktora Piaseckiego wystąpił Andrzej Duda. Redaktor Piasecki usłyszał słowa, których Duda nie powiedział i zmajstrował z nich tweeta. Tweet przeczytało kilkadziesiąt tysięcy, które redaktora Piaseckiego followują. Wśród nich ci, którzy rozmowy słuchali. Wyrazili zdziwienie. Redaktor Piasecki pokrętnie tłumaczył, że o to rozmówcy chodziło. Bardzo pokrętnie.
Teza nie była do obrony. W końcu usunął tweeta. Nie sprostował.
To nie jest dobra informacja, bo jakoś cenię Piaseckiego. Szkoda, że z jednej strony potrafi uwierzyć w coś, co mu się tylko wydaję. Z drugiej – nie potrafi się wycofać z błędu i przeprosić.

Szukałem (z ograniczonym efektem) przepisów dotyczących zarządzania drogami gminnymi. W znaczeniu: komu można naskarżyć, że gmina drogi nie poprawia.
No i nie wiem komu. I to jest zła informacja.
Przez dziesięciolecia sąsiedzi skracali sobie drogę przez nasze podwórko. Znaczy: nie nasze, bo nas wtedy nie było. Jak się pojawiliśmy Gienek powiedział: no to skończyło nam się jeżdżenie. Zrobił bramę no i przestali jeździć. Teraz mają dalej o jakieś 250 metrów. Ostatni kawałek gminnej drogi jest niestety bardzo zniszczony. Jeżdżą do wójta. Proszą go, żeby drogę poprawić. Od rozkłada ręce. Mówi, że drogę niszczą maszyny rolnicze. I że nie warto jej poprawiać.
Wójt skądinąd sympatyczny człowiek. Patriota lokalny. Wójtuje już chyba trzecią kadencję, co go nieco zdegenerowało. Wybory wygra znowu, bo kontrkandydatem jest jakiś wróg farmy wiatrowej, któremu nie wyszło w mieście, więc wrócił po studiach.
Swoją drogą sporo mi zajęło czasu uzyskanie informacji, że w ogóle istnieje jakiś kontrkandydat.

Panowie od kopania kanalizacji zamknęli na parę dni główną drogę przechodzącą przez wieś. Objazd zrobili tą, obok sąsiadów. Kilka tirów rozwaliło ją zupełnie.
Wyczytałem, w Ustawie o Drogach Publicznych, że zarządca drogi ma obowiązek jej utrzymywania i pilnowania przed zniszczeniem. Wójta, który się z obowiązków nie wywiązuje teoretycznie można nie wybrać. Ale poza odpowiedzialnością polityczną jest chyba też administracyjna. A może jej nie ma, bo – cytując klasyka – „polski państwo praktycznie nie istnieje”

2. Poszedłem do sklepu 'na rogu'. Żadnej Żabki, Małpki, Fresha, a tym bardziej Biedronki czy Lidla. Za żadne zakupy zapłaciłem ponad 50 zł. I to jest zła informacja. Wszystko było przynajmniej dwa razy droższe niż w Lidlu. Na wsi za pięć dych żyłbym nieźle przez tydzień.
Logika w tym jakaś jest. W centrum europejskiej metropolii musi być drożej. Tylko dlaczego drożej niż w Berlinie?

3. Wieczorem w „Faktach po faktach” koleżanka Kolenda gościła prof. Glińskiego, panią Piekarską i posła Protasiewicza. Protasiewicz wyglądał na trzeźwego. Dość szybko mianował Donalda Tuska prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Koleżanka Kolenda tytułowała prof. Glińskiego premierem. I zasadniczo byłoby miło, gdyby nie to, że Protasiewicz zaczął nadawać zagłuszając wszystkich.
Na koniec koleżanka Kolenda zauważyła, że wszyscy jej goście byli kiedyś w Unii Wolności.

Z Kwaśniewskim u Olejnik dałem sobie spokój. A szkoda, bo Męskie Blogerki Modowe mogły mieć coś na ich temat do powiedzenia.