Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frank Sinatra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frank Sinatra. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 grudnia 2014

9 grudnia 2014


1. Właściwie śpiąc pojechałem do Ząbek zawieźć podporę wału. Po drodze po raz kolejny z niedowierzaniem patrzyłem na cenę LPG na stacji Lotosu, po skręcie z Radzymińskiej. 2,34. Czyli nawet 40 groszy taniej. Przy 100 litrach, które wchodzą do Suburbana to niezła kwota.
Prawie mi się udało wrócić w godzinę. Niestety na Trasie Łazienkowskiej był poranny korek, który zjadł mi dwadzieścia minut. Musiałem się więc spieszyć. A to, rano, to dla mnie zła informacja.

2. O 11:30 miałem być w „Domu whisky” ale trochę się spóźniłem. Wszystko przez wykopki przed komisariatem przy Wilczej.
Z niewiadomych przyczyn przed południem w „Domu whisky” nie ma zbyt wielu gości.
W kameralnym więc gronie zaprezentowano nam (mnie, mojemu koledze Grzegorzowi i młodemu człowiekowi chyba z gazeta.pl) specjalną edycję Jack Daniel's Sinatra Select (człowiek z gazeta.pl przyjechał samochodem, więc zaprezentowano ją bardziej mnie i mojemu koledze Grzegorzowi).

No i to jest bardzo dobry alkohol. Drogi. Ale w związku z tym kolega Jeff (który w Lynchburgu jest master distillerem) bardzo się postarał. Użył specjalnie żłobionych beczek – destylat obcował więc z większą powierzchnią drewna. Zostawmy technikalia. Alkohol był tak dobry, że degustację zakończyłem o 21. Odkryłem, co łączy mnie z Sinatrą. Ja też jestem honorowym ambasadorem Jack Daniel's Tennessee Whiskey.
Dzisiaj informacja o tym, że ktoś znany związał się z jakąś marką świadczy o tym, że ta marka zapłaciła mu pieniądze. Kiedyś – tak jak było z panem Frankiem – znaczyło to, że ma do produktów danej marki słabość.
Małgorzata Socha – ambasadorka wszystkiego.
Ciekawe, kiedy działy marketingu dojdą do tego, że dzisiejsi ambasadorowie marek mogą mieć działanie – tu moje ulubione słowo – przeciwskuteczne. Pewnie nie szybko. I to jest zła informacja.

3. Pod koniec mojego wieczoru, do „Domu whisky” przyszedł Michał Kamiński z jakimś anglojęzycznym towarzystwem. Złą informacją jest, że przyszedł. Telewizor zawsze można przełączyć, a wstać i wyjść, kiedy się już wychodzi od kilku godzin – trudno.
Mówił Kamiński po angielsku – dało się wytrzymać. Ale w pewnym momencie zadzwonił telefon. No i wtedy Kamiński zaczął nadawać: „Właśnie broniłem Radka w telewizji. Od tego ma się kumpli”. „To wyjdzie jutro? Dobra, zadzwonię do Ewy”. Wyszedł na chwilę, pewnie do Ewy zadzwonić. Wrócił, odebrał jeszcze jeden telefon, tu już zaczął rzucać kurwami.
Chodź dla mnie gorsze było „…powiedz kurwa temu swojemu friendowi…”. „Friendowi”.

Wieczorem u Lisa widziałem frienda Kamińskiego – mecenasa Giertycha, jak walczył o dobre imię Radka. Niezbyt skutecznie. Taki lajf.

W każdym razie Jack Daniel's Sinatra Select – wybitny,