1. Tryb życia Kocia w końcu się ułożył. Chłopak wychodzi na noc. Wraca rano, nim go nie wpuszczę – śpi na tarasie.
Pojechałem Laguną wymienić opony. Do Portu2000. Za Mostki. W Świebodzinie u wulkanizatorów kolejki. W Porcie – jak zwykle – nie. Zostawiłem zimówki, żeby mnie nie kusiło, by je jeszcze raz zakładać. Letnie zasadniczo też powinienem zostawić.
Opłata recyklingowa to chyba było 12 złotych. Męczyguma opowiadał o człowieku, który nie chciał zapłacić tych 12 złotych, wyrzucił opony byle gdzie. Ale akurat to byle gdzie było monitorowane. I zapłacił 500 złotych mandatu.
Męczyguma był już drugim męczygumą namawiającym do tego, by kupować opony całoroczne. Na tym się pewnie skończy.
Czeka mnie wyciąganie sterownika ABS-u. Jest przymocowany do ramy. W bardzo zabłoconym miejscu. Nie chcąc, by mi się sypało do oczu, kiedy będę leżał pod samochodem – pojechałem do myjni na Orlen. Niby było napisane, że nie można myć pickupów. Wydawało mi się, że chodzi o to, żeby się woda w skrzyni nie zbierała, a Lawina ma skrzynię zakrytą. Do tego mam zwyczaj siedzieć w mytym aucie.
No i udało mi się zawiesić myjnię. Nie poradziła sobie z kształtem samochodu. Przez piętnaście minut szczotki myły trzydziesto centymetrowy odcinek zaraz za końcem kabiny. Ruszanie samochodem nie pomogło. Musiałem wyjść z auta i wyłączyć program. Udało mi się to zrobić i nie dać się zmiażdżyć czemuś, co ponoć nazywa się portal. No i oczywiście mycie podwozia miało być później.
2. Po drodze do Warszawy zwiedzaliśmy Wielkopolskę. Wolsztyn, Grodzisk, Mosinę, Rogalin, Kórnik, Środę, Miłosław, Pyzdry, Konin.
Za Koninem zaświeciło się żółte kółko objęte przez krzywe kreseczki. Tak, jak przewidywałem, mój lut wytrzymał ze dwieście pięćdziesiąt kilometrów.
3. Myślałem, że Warszawa będzie pełna ludzi nienasyconych knajpianym życiem. A tu cisza. Poniedziałek? Cóż, Warszawa to nie Kraków. W nieodżałowanym Free Pubie, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, w poniedziałki były prawie tak dobre jak piątki. Ludzie po szaleństwach piątkowo–sobotnich odpuszczali w niedziele, w poniedziałek szli do roboty, co musieli wieczorem odreagować.
wtorek, 18 maja 2021
17 maja 2021
niedziela, 24 stycznia 2021
23 stycznia 2021
1. Śniła mi się Rada Gabinetowa. W takim ni to biurowcu, ni to hotelu. Chciałem pokazać Bożenie, jak taka rada wygląda. Siedliśmy pod ścianą, nagle mi się przypomniało, że Rada Gabinetowa jest zastrzeżona, więc musimy jednak wyjść. Bożena powiedziała, że to samo jej mówiła Zofia Romaszewska, więc nie rozumie, dlaczego ją ciągnąłem. Później, chciałem znaleźć pokój, gdzie zostawiłem płaszcz i torbę z komputerem, ale jakiś łysy pan odebrał mi przepustkę – tłumacząc, że już nie mam uprawnień żeby tam być. No i szukałem sposobu, żeby się do tego pokoju, zmylając ochronę dostać. Z tego wszystkiego obudziłem się niewyspany. I to jest zła informacja.
2. Zasadniczo, to nie wyspałem się z jeszcze jednego powodu. Otóż jeszcze we śnie zaczęli mi w głowie śpiewać Pudelsi głosem Maleńczuka – „Jestem pudel z Gwadelupy, nogi proste mam jak słupy”. No i trwało to przez pół dnia.
Parę dni temu zmarł Pudel i to jest zła informacja. Parę dni temu, jadąc do Ołoboku po pomarańcze włączyłem Trójkę no i właśnie, w związku ze śmiercią Pudla jakiś młodzieniec puścił tę piosenkę. Trochę przy okazji trochę bredził. Ale nie chce mi się o tym pisać.
Trójka przez całą swoją historię kolaborowała z władzą. W końcu pojawiła się władza, która zamiast pozwolić Trójce ze sobą kolaborować – postanowiła Trójkę zwalczać. I zrobiła to skutecznie.
Bez sensu.
3. „Moja matka to wodołaz, ślepia czarne ma jak smoła. Moje dzieci pekińczyki, Porypane małe friki.”
Pod koniec mojego mieszkania przy Filareckiej, kawałek dalej, bliżej stadionu Cracovii, mieszkała Katarzyna T. Nowak. Wtedy jeszcze nie pisarka. Jeszcze dziennikarka. Jeszcze wcześniej znana z próby porwania samolotu z Balic na Tempelhof. Lotnisko Tempelhof od 2008 roku nie działa. I to jest zła informacja. Bo to było naprawdę ładne lotnisko. Kilka osób – w tym ja – zawdzięcza Kaśce początek medialnej kariery. Ale to zupełnie inna historia
Do Kaśki na telewizję wpadał Maleńczuk. Wydaje mi się, że chodziło o oglądanie festiwali polskiej piosenki. To było dawno. Jeszcze przed tym, gdy Maciek został gwiazdą kultury popularnej.
Siedział przed telewizorem, wypatrywał znanych mu muzyków przygrywających gwiazdom. I gdy któregoś zobaczył – komentował. –O i ten też się skurwił. Ze trzy razy brałem udział w takich sesjach. I zawsze wyglądały tak samo. Lato, otwarte okna. Za oknami rosnące na Filareckiej drzewa. Sopot, czy Opole w telewizorze i złorzeczący Maleńczuk.
„Jestem Pudlem z Guadelupy. Nosze z kota piękne buty. Jestem piękny i puszysty, ojcem moim ratler bystry.”
Na „bela pupa”, pierwszej płycie Pudelsów, Maleńczuk śpiewa dwie piosenki („Morrisona” i „W krainie ciemności”). Robi to wybitnie. O wiele lepiej niż Kora pozostałych piosenek siedem. Usłyszałem kiedyś, że to Maciek miał je wszystkie śpiewać, ale się pokłócił i nie zaśpiewał. No i zaśpiewała Kora. I na okładce napisano Kora i Pudelsi.
Saksofonista Pudelsów, niejaki Biedrona był barmanem we Free Pubie. Nie przepadaliśmy za sobą. Ale to od niego odegrałem pierwszą kasetę zespołu Morphine.
Drogie dzieci, to były czasy, kiedy twórca Spotify chodził jeszcze do powszechnej szkoły.
Kocio wychodzi za dnia. Nocuje w domu.