Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GranCoupe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą GranCoupe. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 października 2014

26 października 2014


1. Pojechaliśmy do Frankfurtu, żeby odebrać dziewczyny z pociągu. 
Za każdym razem fascynuje mnie, że Niemcom opłaca się utrzymywać transport kolejowy. 
W Polsce przez Niemców zbudowane linie kolejowe się niszczy i za pieniądze od Niemców (unijne) robi się w ich miejsce ścieżki rowerowe, którymi nikt nie jeździ. Albo się po prostu niszczy. Mieszkaniec Frankfurtu może iść na dworzec i wie, że w ciągu pół godziny odjedzie pociąg, który za godzinę zawiezie go do Berlina. Frankfurt to spore miasto. Ale podobnie mają mieszkańcy wiosek, do których zasuwają szynobusy skomunikowane z tymi pociągami do Berlina.
A u nas co? U nas Pendolino. Miś na miarę naszych możliwości.

Gelenda spaliła średnio 12,6 litra. Tak do Trzciela. Później byłem już zmęczony i przyspieszyłem. No i średnia skoczyła do 13. Dużo. Choć z drugiej strony Suburban silnik ma ciut większej pojemności, o 180 koni słabszy. I poniżej 17 litrów raczej nie schodzi. A i setki w sześć sekund raczej nie osiągnie.
W Słubicach w Lidlu wszyscy mówili po niemiecku. Miastem partnerskim Słubic jest Frankfurt. To trochę tak, jak gdyby Praga była miastem partnerskim Warszawy.
[A, Frankfurt nad Odrą i Praga nieczeska.]

Wracaliśmy starą dwójką. Dziewczyny w pewnym momencie zażądały, by przyspieszyć. Część rodziny twierdzi, że dziewczyny tak sobie znoszą podróże, że choroba lokomocyjna etc. Ja mam zupełnie inne doświadczenia. Zdarza im się żądać bardziej agresywnej jazdy. Przy czym bezbłędnie rozpoznają kiedy samochód stać na więcej.
Kiedyś w BMW 640 GranCoupe zrobiły mi awanturę, że jadąc z tempomatem ustawionym na 150 marnuję ich czas.
Gelenda, czego by o niej nie mówić, kiedy powstawała, raczej nikt nie zakładał, że będzie jeździć z prędkością ponad 200 km/godz. 200? 140 pewnie było traktowane jako wartość rzadko osiągana. Wersja prawie 400 konna jeździ szybciej. Ale przyspieszając nie zmienia geometrii, więc hałas, który robi powietrze potęguje efekt przyspieszania. A samochód przyspiesza i przyspiesza. Więc na nastolatki działa bardzo dobrze.
Ale tak naprawdę najwięcej przyjemności sprawia ten samochód na dziurawych drogach. Drogi w dziwny sposób przestają być dziurawe.
Zastanawiam się, co będzie szybciej – remont drogi ze Skąpego do Poźrzadła, czy czas, w którym mnie będzie stać na Gelendę (nie musi być z takim silnikiem). I to, że się zastanawiam na ten temat, to zła informacja.

2. Pojechaliśmy do Świebodzina, dziewczyny w Tesco musiały kupić sobie mango, mleko sojowe i coś tam jeszcze, czego nie było w słubickim Lidlu. Ja poszedłem do Mrówki.
Nie wiem, czy to specyfika świebodzińskiej Mrówki, czy tak jest w każdej, ale obsługa jest idealna. Zatrudniają wyłącznie ludzi, którzy popracowali w Anglii?
Pan najpierw nie pozwolił mi kupić złych drzwiczek kominowych, później dopilnował bym nie przepłacił za zaprawę, na koniec przyjechał z drugim panem (obaj w kaskach) zmodyfikowanym widlakiem, który podniósł go by z najwyższej półki zdjął mi dwie styropianowe rozety.
Kiedyś pani sprzedawczyni goniła mnie na parkingu, z folią, żebym sobie ziemią z jakiegoś drzewka nie pobrudził samochodu. No i to, że sklep z dobrą obsługą robi na mnie takie wrażenie, to też zła informacja.

3. Sąsiadowi Gienkowi przestała palić piła marki Stihl. Do tego zgubił do niej klucz. Klucz do piły to połączenie tego czegoś do odkręcania świec ze śrubokrętem. Nie paląca piła potwornie frustruje. Gienek był nie tyle sfrustrowany, co nieco zmęczony. Wielokrotne próba odpalenia może wykończyć. Gienkowi sekundował jego szwagier Darek. Jako, że to nie on próbował odpalić – zaczął żartować o kolejności zapłonu. Pytał – jaka jest w pile.
–Jeden, jeden, jeden – odpowiedziałem
–Zastanawiałem się zawsze jaką jest w cienkusiu – kontynuował
–Jeden, dwa, jeden, dwa.
–A jeżeli zaczyna się od drugiego?
Na to już nie byłem w stanie odpowiedzieć.


Poszedłem do Józka (ojca sąsiada Tomka) po jajka. Pokazał mi postępy w zagazowywaniu białorusa. Robi mechaniczne sterowanie, bo nie uważa, że z elektroniką są same kłopoty. Patrząc na chevroleta i beemkę – coś w tym jest. Chevrolet ma gaźnik gazowy. Praktycznie – bezobsługowy. Wtrysk w BMW właśnie elektronicznie zmarł. A wcześniej wymagał dwa razy do roku serwisu.

Dziewczyny załamały ręce nad zniszczeniami jakie poczynili panowie kopacze. Po czym wzięły łopaty i zaczęły zbierać błoto-glinę naniesioną przez maszyny. Dmuchawa Husqvarny też się przydała, choć było zbyt mokro, żeby zrobić mgłę.

Dodatkową godzinę nocy wykorzystaliśmy na oglądanie „Homeland”. Zacząłem się zastanawiać, czy da się zapytać naszych przyjaciół z Departamentu Stanu, czy w ambasadzie wszyscy wiedzą, kto jest z CIA. I nie wiem jak to zrobić. Nie interesuje mnie tak naprawdę sytuacja w Warszawie, tylko bardziej wiedza uniwersalna.
Czy to, że pilot F15 zjawił się w kantynie ambasady, rozpoznał i zaczepił Carrie było możliwe? Chyba nie.
Chętnie bym porozmawiał o tym, jak wygląda kohabitacja CIA i Departamentu Stanu. Ale nie sądzę, żeby mi się udało znaleźć kogoś, z kim by mi się to mogło udać. I to jest zła informacja.

środa, 13 sierpnia 2014

9 sierpnia 2014

1. Rok temu w maju jeżdżąc Z4 odwiedziłem Dachau. http://marcin.kedryna.salon24.pl/503907,pobicie-ze-skutkiem-smiertelnym
BMW prezentowało wtedy nową Z4 i M6 GranCoupe. Wcześniej obudziłem się w samolocie nieco zdziwiony, bo nie pamiętałem odprawy, wsiadania i tego wszystkiego, co się robi na lotnisku przed odlotem. Logicznie doszedłem do wniosku, że skoro nie pamiętam, to pewnie jeszcze byłem pijany. A skoro o świcie jeszcze byłem pijany, to co ja właściwie dzień wcześniej robiłem? Właściwie nie mam kaca, więc chyba nic złego. Ale zaraz… byłem… I tu nagle się otwierają klapki i człowiek przypomina sobie, cały wieczór i jest coraz bardziej zdziwiony, że pewne rzeczy mogły mieć miejsce.
Więc najpierw w korporacyjnym barze Pernod-Ricard zakochałem się w Nadurrze (Glenlivet). Dariusz Fabrykiewicz świadkiem, że wlałem jej w siebie naprawdę słuszną ilość. Później z przystankiem w „Krakenie” trafiłem na imprezę z okazji zmiany zarządu w Marquardzie. I tam przez dobre dwie godziny tłumaczyłem nowemu wiceprezesowi dlaczego ich magazyny mają problemy i co w nich powinni zmienić. Człowiek słuchał mnie, ale nie posłuchał. Może gdyby posłuchał, więcej ludzi by dziś miało pracę. Może by już wychodził słynny magazyn na E. Ale jest jak jest – i to jest smutne.

2. Od rana padało. A jak powszechnie wiadomo: deszcz to idealna pogoda na jeżdżenie kabrioletem.
Tak jest dziś, od kiedy kabriolety mają sztywne dachy, których latem nie trzyma się w piwnicy, bo kiedyś, kiedy dachy były słaboszczelne i ograniczające zdecydowanie widoczność było inaczej.
Przyjechałem do BMW, gdzie w holu leżała BMW Group Zeitung. Na jedynce, pod tytułem „Unsere starken Frauen” było zdjęcie, na którym: jedna pani trzymała hantel (czy jak tam brzmi liczba pojedyncza od hantli) druga dwie skrzynki z owocami, trzecia zaś była ciemnoskóra. Wszystkie się uśmiechały. Najmniej ta ze skrzynkami.
Niżej było napisane „Warum BMW auf weibliche Power setzt”. Z liceum pamiętam, że najlepszą odpowiedzią na „Warum” jest „Darum”.
Muszę dodać, że panie na imiona miały: Sina, Yudagül i Kenya. Tekst zaś zaczynał się od podkreślonego słowa „Diversity”. Porządek musi być.

Niestety nie udało mi się zamienić kilku słów z Kamilem, z którym rozmowy zawsze są interesujące i przyjemne, gdyż gdzieś przy ukraińskiej granicy pokazywał dziennikarzom X4. I to byłby minus, ale niestety dowiedziałem się czegoś gorszego: otóż, że jadąc BMW 640i do Krakowa, by uratować miasto przed Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi gdzieś na dziurach uszkodziłem dwie felgi i dwie opony. Znaczy, że każda 6, którą testuję wymaga później naprawy. Aż strach prosić o 640 kabriolet.

3. Kolega Pertynski słysząc, że jedziemy Z4 na wieś. (Z4 z trzylitrowym silnikiem) wyraził wątpliwość, czy uda się nam na baku dojechać. Udało się. I to jest dobra informacja. Nie będę pisał o wyrzeczeniach, jakie były z tym związane, bo to strasznie smutne.