1. Zaspałem. I to jest zła
informacja. Bardzo. Śpiąc poleciałem do roboty. Śpiąc
wykonywałem czynności. Nawet skutecznie. Gorzej było, gdy ktoś
próbował ze mną rozmawiać. Ważne, że się w końcu obudziłem.
2. Zwiedziliśmy Polin. Oprowadzał Dyrektor. Nie znając innych mam wrażenie, że to chyba najlepszy ze wszystkich przewodników, którzy tam pracują.
Zauważyliśmy z Druhem Podsekretarzem pewną ciekawostkę. W części wystawy dotyczącej średniowiecza na ścianach namalowane są miasta. Obok siebie Płock, Warszawa, Kraków. To, że Warszawa jest większa od Krakowa można zrozumieć. Ale dlaczego w średniowieczu ma być większa od Płocka?
Na końcu wystawy były dzisiejsze czasy. Zestawiono odradzającą się diasporę z antysemickimi napisami na murach. I to jest zła informacja, bo część tych napisów dotyczy wojny pomiędzy „Wisłą” a „Cracovią”. A to jest sprawa dużo bardziej skomplikowana, gdyż niektóre słowa zdążyły zmienić znaczenia. Ale już kiedyś o tym pisałem.
3. Polecieliśmy do Wrocławia. Nie leciałem nigdy wcześniej do Wrocławia. Spada liczba lotnisk, na których nigdy nie byłem. Z Wrocławia pojechaliśmy do Karpacza. Mam problem z tą nazwą, bo Karpacz pasuje mi bardziej do Karpat, więc za każdym razem się zastanawiam, czy czegoś nie mylę. Hotel Gołębiewski. O Matko Boska!
Wieczorem pod drzwiami pokoju usłyszałem regularne mordobicie. Odczekałem chwilę, wychodzę. Kawałek dalej na podłodze siedzi młodzieniec. Obok stoi drugi. W drzwiach dziewczyna w samym T-shircie prosi siedzącego, by wrócił już do pokoju. Koło mnie dwóch ochroniarzy o karykaturalnie wielkich klatach. Jeden mówi do potwornie hałasującej krótkofalówki – „w waszym kierunku idzie człowiek w czerwonych spodenkach”. Ruszają. Ja za nimi. Dużym łukiem omijają pilnujących prezydenckiego apartamentu BOR-owców, którzy patrzą na nich z lekkim rozbawieniem. „Od zwykłego chodzenia mają zadyszkę. Tak to jest, kiedy masa wygrywa z kondycją” – mówi do mnie jeden z oficerów. Po chwili pojawia się mężczyzna w czerwonych gatkach. Za nim ochroniarze. Idzie wymierzyć sprawiedliwość za jakiś zegarek. Ochroniarze próbują go zniechęcić. „Sugeruję panu powrót do pokoju” – mówi jeden. „A oddasz mi osiem stów za zegarek?”
Złą informacją jest, że nie wiem jak się cała sprawa zakończyła. W każdym razie hotel Gołębiewski dostarcza wielu rozrywek. Nie tylko możliwości zgubienia drogi z pokoju gdziekolwiek.
2. Zwiedziliśmy Polin. Oprowadzał Dyrektor. Nie znając innych mam wrażenie, że to chyba najlepszy ze wszystkich przewodników, którzy tam pracują.
Zauważyliśmy z Druhem Podsekretarzem pewną ciekawostkę. W części wystawy dotyczącej średniowiecza na ścianach namalowane są miasta. Obok siebie Płock, Warszawa, Kraków. To, że Warszawa jest większa od Krakowa można zrozumieć. Ale dlaczego w średniowieczu ma być większa od Płocka?
Na końcu wystawy były dzisiejsze czasy. Zestawiono odradzającą się diasporę z antysemickimi napisami na murach. I to jest zła informacja, bo część tych napisów dotyczy wojny pomiędzy „Wisłą” a „Cracovią”. A to jest sprawa dużo bardziej skomplikowana, gdyż niektóre słowa zdążyły zmienić znaczenia. Ale już kiedyś o tym pisałem.
3. Polecieliśmy do Wrocławia. Nie leciałem nigdy wcześniej do Wrocławia. Spada liczba lotnisk, na których nigdy nie byłem. Z Wrocławia pojechaliśmy do Karpacza. Mam problem z tą nazwą, bo Karpacz pasuje mi bardziej do Karpat, więc za każdym razem się zastanawiam, czy czegoś nie mylę. Hotel Gołębiewski. O Matko Boska!
Wieczorem pod drzwiami pokoju usłyszałem regularne mordobicie. Odczekałem chwilę, wychodzę. Kawałek dalej na podłodze siedzi młodzieniec. Obok stoi drugi. W drzwiach dziewczyna w samym T-shircie prosi siedzącego, by wrócił już do pokoju. Koło mnie dwóch ochroniarzy o karykaturalnie wielkich klatach. Jeden mówi do potwornie hałasującej krótkofalówki – „w waszym kierunku idzie człowiek w czerwonych spodenkach”. Ruszają. Ja za nimi. Dużym łukiem omijają pilnujących prezydenckiego apartamentu BOR-owców, którzy patrzą na nich z lekkim rozbawieniem. „Od zwykłego chodzenia mają zadyszkę. Tak to jest, kiedy masa wygrywa z kondycją” – mówi do mnie jeden z oficerów. Po chwili pojawia się mężczyzna w czerwonych gatkach. Za nim ochroniarze. Idzie wymierzyć sprawiedliwość za jakiś zegarek. Ochroniarze próbują go zniechęcić. „Sugeruję panu powrót do pokoju” – mówi jeden. „A oddasz mi osiem stów za zegarek?”
Złą informacją jest, że nie wiem jak się cała sprawa zakończyła. W każdym razie hotel Gołębiewski dostarcza wielu rozrywek. Nie tylko możliwości zgubienia drogi z pokoju gdziekolwiek.