1. Wstałem i nie poszedłem włączyć
telewizora z „Kawą na ławę”, bo się bałem, że gdybym
włączył, to Lilka (córka brata) by zażądała przełączenia na
któryś z tych przerażających kanałów dla dzieci, na których
dorośli mówią dziwnymi głosami i śpiewają straszne piosenki.
Okazało się, że Lilka już zdążyła
zażądać włączenia kanału dla dzieci, na którym dorośli mówią
dziwnymi głosami i śpiewają straszne piosenki, ale Michał (mój
brat) wytłumaczył jej, że tego nie można zrobić, bo się obudzi
Bożena i będzie zła.
Michał ma własny sposób rozpalania w
kuchennym piecu. Ja ładuję do pełna, bardziej lub mniej palne
rzeczy, polewam naftą, podpałką, rozpuszczalnikiem, benzyną
(czymkolwiek, co wpadnie w ręce), podpalam i mam nadzieję, że
zadziała.
Michał zaś dokłada po gałązeczce
dokładnie kontrolując proces.
Perfekcjonista.
Perfekcjonista.
Zjedliśmy rodzinne śniadanie.
Otworzyłem kilogramową puszkę lidlowego tuńczyka. W sumie mamy
trzy takie puszki. Z daleka wyglądają jak lakier do drewna, więc
nikt ich nie kupuje. Tuńczyk w porządku, choć temu w słoikach z
tygodnia hiszpańskiego do pięt nie dorasta.
Lilka „l” i „r” wymawia: „j”.
Mój brat też tak miał w jej wieku. Starsze dzieci namawiały go,
by mówił „chór”. Mówił.
A dziś protestuje, kiedy ja mówię to słowo, gdy odległość do Lilki jest mniejsza niż 25 metrów.
A dziś protestuje, kiedy ja mówię to słowo, gdy odległość do Lilki jest mniejsza niż 25 metrów.
Myślałem, że będę musiał oglądać
wieczorną powtórkę „Kawy na ławę”. Okazało sie, że
300polityka.pl zaczęła robić niedzielny „Stan gry”. I to jest
dobra informacja, bo dzięki temu zyskam dodatkowe dwie godziny w
niedzielne przedpołudnie. Ale jest też zła, bo za chwilę się
całkowicie uzależnię od kolegi Mężyka i jego wiernego Kolanki.
2. Pożyczyłem od sąsiada Tomka
Renatę. Renata to skrzyniowe renault, które Tomek dostał w jakimś
rozliczeniu. Ma tam z 400 tys. przebiegu, pali na dotyk, i jak trzeba
potrafi przewieźć nie powiem jak wielką masę, bo ITD czuwa.
Kiedy rok temu wysypała mi się skrzynia rozdzielcza w chevrolecie, Tomek przyciągnął mnie Renatą spod Nowego Tomyśla. Było to niezłe doświadczenie, bo lecieliśmy prawie setką.
Dobrze, że miałem hamulce. Chevrolet waży ponad trzy tony, ciekawe o ile by Renatę skrócił.
Kiedy rok temu wysypała mi się skrzynia rozdzielcza w chevrolecie, Tomek przyciągnął mnie Renatą spod Nowego Tomyśla. Było to niezłe doświadczenie, bo lecieliśmy prawie setką.
Dobrze, że miałem hamulce. Chevrolet waży ponad trzy tony, ciekawe o ile by Renatę skrócił.
Przypomniało mi się, że w
podstawówce kochałem się w jednej Renacie, ale zupełnie nie była
podobna.
Z prawego przedniego koła schodzi
powietrze. W oponę powbijane jest tyle opiłków, że męczyguma
(jak w okolicy się nazywa wulkanizatora) się poddał. Są już
nawet kupione opony na zmianę, ale jakoś nie ma okazji, by zmienić.
Gienek (teść Tomka) ma zmodyfikowany kompresor z lodówki. Coś tam
jest zaślepione, przewód z końcówka do wentyli. Całość na
zgrabnej deseczce. Pompuje, choć powoli.
Pompowało. Gienek w oplu swojej
małżonki Joli wymieniał wężyk pomiędzy chłodnicą a
zbiornikiem wyrównawczym. Jolka czyściła grzyby. Gienek skończył
–Teraz wszystko jest w porządku. Jolka jakoś specjalnie się nie
zainteresowała.
–Nawet nie podziękowała – wziął
mnie na świadka Gienek.
–Ty mi za obiad nie dziękujesz.
Jeszcze muszę po tobie zbierać talerze – odpowiedziała Jolka.
–Ale ja pracuję – użył
ostatecznego argumentu Gienek.
Przekomarzali się jeszcze przez
chwilę. Ja odpaliłem Renatę i podjechałem przed schody.
Renata była potrzebna by przewieźć do stodoły nazywanej stołówką (bo przez kilkanaście lat pełniła tę funkcję) strasznie ciężką i strasznie dużą skrzynię po zdjęciu rycerza, które dostaliśmy od Igora Omuleckiego.
Renata była potrzebna by przewieźć do stodoły nazywanej stołówką (bo przez kilkanaście lat pełniła tę funkcję) strasznie ciężką i strasznie dużą skrzynię po zdjęciu rycerza, które dostaliśmy od Igora Omuleckiego.
Michał oglądając skrzynię
zażartował. I nie mogę go zacytować, bo mnie o to poprosił. I to
jest zła informacja, bo było to złośliwe i zabawne.
Walka ze skrzynią zakończyła się
sukcesem. I to dobra informacja, bo już traciłam wiarę w to, że
się uda jej z domu pozbyć.
Później był obiad. Bożena wywarła
presję na Karolu (synu Tomka) by, skoro sobie naładował tyle
makaronu, wszystko (prawie) zjadł. Oboje byli dzielni.
Wcześniej Karol bał się iść do
toalety, bo naprzeciw drzwi do niej wisi rycerz (Igora Omuleckiego).
Chciałem, mu dać walthera PPK, żeby, w razie czego, rycerza
zastrzelił, ale Michał nie pozwolił „Nie wolno dzieciom dawać
broni”.
Perfekcjonista.
3. Po serii pożegnań Michał z Lilką
ruszyli. Myśmy ruszyli razem z nimi, bo postanowiliśmy wpaść
razem do Boryszyna na grób babci. Za Wilkowem zobaczyliśmy ptaka
giganta. Na polu siedziało kilkanaście kruków i chyba jastrząb.
Chyba wszyscy czekali, aż wylezie jakaś mysz.
Bycie myszą nie jest chyba specjalnie przyjemnym sposobem życia.
Bycie myszą nie jest chyba specjalnie przyjemnym sposobem życia.
Oglądaliśmy ptaka giganta, aż
zadzwonił Michał, by zapytać, czy wszystko w porządku, bo mu
zniknęliśmy ze wstecznego lusterka.
Perfekcjonista.
Za cmentarzem w Boryszynie wycięto
krzaki. Zupełnie się przez to zmienił horyzont. Wcześniej za
cmentarzem było nic, teraz jest pustka.
Dawno nie byłem na grobie babci. I to
jest zła informacja.
Wieczorem zastanawialiśmy się jakie
wrażenie zrobił Michał na sąsiadkach. Bo raczej zrobił. Ojciec
non-stop zajmujący się dzieckiem. Żeby z tego nie było jakiejś
rewolucji.