Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Kurski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Kurski. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 sierpnia 2021

26 sierpnia 2021


 

1. Rudzia z Kocięciem nocowała w domu, Kocio krążył. Razem rano przyszli zjeść. Kocię je wszystko. Rudzia zaczęła wybrzydzać. Kocio niby nie je, ale kiedy reszta je, on też zaczyna. Złą informacją jest, że trzeba będzie Rudzię z Kocięciem do weterynarza zawieźć. A nie bardzo wiadomo, jak to zrobić.  

2. Dzień – excusez le mot – się posrał, gdy próbowaliśmy skręcić z drogi nr 277, czyli tej przez Kije ze Skąpego na starą trójkę. Otóż był korek. I do skrętu, i na starej trójce. Byliśmy spóźnieni. Już wcześniej byliśmy spóźnieni. Zanim wjechaliśmy na S3 byliśmy spóźnieni jeszcze bardziej. I to się do Zielonej nie zmieniło. Z Zielonej z Moim Nowy Szefem pojechaliśmy do Gorzowa. W Gorzowie nawiedziliśmy Szpital. Później pojechaliśmy oglądać jak prezes Kurski wbija łopatę. 
Doświadczenie interesujące, gdyż po raz pierwszy nie pamiętam od kiedy prezes Kurski na imprezę się nie spóźnił. Że się Kura zawsze na wszystko spóźnia to secret de Polichinelle. Ostatnio obserwowałem to 1 sierpnia przy Gloria Victis
Najbardziej widowiskowe spóźnienie Kury uniemożliwił wtedy chyba jeszcze BOR-owik z Czasówek. Miało to miejsce na Jasnej Górze. Otóż Franciszek (papież) zaczął odprawiać mszę na wałach. No i ta msza już chwilę trwała. Pod wałami ludzi tysięcy setki, transmisja pewnie nie tylko do polskich telewizorów. Wpada Kura. No i zamierza przejść między Franciszkiem a światem. Widzi to BOR-owik z Czasówek. Nie wierzy własnym oczom. W ostatniej chwili szczupakiem się rzuca i blokuje Kurę, mówiąc, że może jednak przejdzie inną drogą. 
W każdym razie wystąpiłem w telewizji. Jako tło przebitki do przemówienia Kury. Złą informacją jest, że byłem niezbyt ostry. Zauważył mnie waszyngtoński Stańczyk.

3. Po powrocie do Zielonej, dzień – 
excusez le mot – posrał się do imentu. I to jest zła informacja, bo zakładałem, że się – excusez le mot – posra tylko trochę. Skończyło się na tym, żeśmy spóźnili Gazetę o dwie godziny. I na takie spóźnienie korporacja już raczej nie miała procedur. Pikanterii dodaje fakt, że spóźniliśmy Gazetę pojutrzejszą. 

A w jutrzejszej: O referendum w sprawie odwołania lekarza w gminie Zabór, o oświetleniu gorzowskiego żużlowego stadionu, o wypadku na S3, przez który się spóźniliśmy do Zielonej i o tym, że się remontują kolejowe dworce. 


środa, 17 sierpnia 2016

16 sierpnia 2016


1. Wciąż nienawidzę używać budzika. Budzę się z półtorej godziny wcześniej, niż ma zadzwonić, na ogół po czterech godzinach snu. I to jest zła informacja.

2. Nowe doświadczenie – w końcu mogę porównywać wydarzenia z tymi z roku poprzedniego.
Pod Belwederem, przy pomniku Piłsudskiego były rozstawione różne media. Wśród nich ekipa Superstacji. Operator i pani reporterka. W momencie, kiedy przygotowywano się do złożenia wieńca pani reporterka zapaliła papierosa i usiadła sobie obok kamery.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się dowcip z podstawówki:
–Wiesz czym się różni kibel od szafy?
–Nie
–No to cię do domu nie wpuszczę.
Polityka kadrowa telewizji prezesa Kurskiego wydrenowała rynek w sposób taki, że czekam, aż na antenie którejś z polskich stacji pojawi się southparkowy klaun w bikini. I to jest zła informacja.
W belwederskich ogrodach ambasador Jones zapytał mnie „how are you?”. Poprzednim amerykańskim obywatelem, który mnie o to zapytał był jego szef, prezydent Obama.


3. Wieczorem ruszyłem na wieś. Skręciłem najpierw na stację, by zatankować gaz tańszy o 83 grosze, od tego dostępnego na autostradzie. 0,83 to więcej niż połowa 1,40 i to jest raczej przegięcie. Gazu weszło mi dziwnie mało. Okazało się, że beemka musiała się wczoraj, w pewnym momencie przełączyć sama na benzynę. I to jest zła informacja.
Ruch w stronę Lizbony był niezbyt duży. W stronę przeciwną było wręcz przeciwnie.
Zjechałem za Koninem, by oszczędzić 36 złotych na dwóch bramkach przed Poznaniem i ze 20 zł na cenie paliwa. Jakoś się zagapiłem i zamiast S5 na A2 pojechałem prosto do Swarzędza.
Na stacji BP trzy panie nie podjęły się wytłumaczenia mi, jak się najszybciej dostać na autostradę – my tu jeździmy swoimi skrótami. Jeżeli chodzi o tę trasę, którą wytyczyły mi google – nic dziwnego.
Między Lubogórą a Ołobokiem zobaczyłem na poboczu dwie kanie. Ale były tak małe, że nie chciało mi się stawać. Słyszałem legendę, że grzyb raz zobaczony przestaje rosnąć. Doświadczenie mi mówi, że w tej legendzie prawdy jest tyle, co w mądrościach prof. Hartmana, ale mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze raz sprawdzić.    

poniedziałek, 11 stycznia 2016

9 stycznia 2016


1. Drugie Śniadanie Mistrzów. Zdecydowanie polecam. Jeżeli ktoś się boi, że zrobi TVN24 'oglądalność', nie powinien się martwić, bo wbrew pozorom normalny telewizor nie informuje nadawcy, że jego program jest na nim oglądany.

„Śniadanie” było naprawdę ciekawe. Przeważały rozsądne wypowiedzi. Do czasu, kiedy mistrz Pszoniak powiedział, że to, co się stało w Kolonii to była antyimigrancka prowokacja. Zasugerował, że zrobiona przez prawicę.

Od lat fascynuje mnie społeczne przekonanie o wybitnych walorach intelektualnych aktorów. W poprzedniej pracy miewałem gwiazdami ekranów (i scen) dość często do czynienia. I muszę przyznać – nadreprezentacji intelektualistów nie było. Było normalnie. Raz lepiej, raz gorzej na ogół normalnie. Jak gorzej – to wtedy się pojawiał kolega Kapla. On to jest w stanie w każdym odkryć coś pięknego.

Kolega Kapla jest teraz na Dakarze. Dakar zasadniczo jest w Afryce. Ale nie ten.
Dawno się z kolegą Kaplą nie widziałem. I to jest zła informacja.


2. K.O.D. zorganizował wiece w obronie wolnych mediów, wolności słowa etc. Na warszawskim red. Żakowski tłumaczył, że media publiczne nie stanęły na wysokości zadania, bo gdyby stanęły – PiS by nie wygrał wyborów. Ciekawa teoria. Red. Wanat wzywała do tego, by „PiS-owskich” mediów nie oglądać, bo wolnośś słowa jest najważniejsza. Kolejny dowód na to, że „wolność słowa”, o którą się walczy na wiecach K.O.D.-u to jakaś inna wolność słowa niż ta, co zwykle.
Generalnie K.O.D. redefiniuje znaczenia słów. I to nie tylko tych wielkich. Załapał się też liczebnik porządkowy „pierwszy”. Sławomir Sierakowski tłumaczył, że red. Blumsztajn pierwszy raz bierze w manifestacji. Redaktor Kurski powiedział, że nie wszyscy Kurscy są źli. 
Na razie monopolizują media. A monopole są ponoć złe.

Co ciekawe – po tej akurat manifestacji paru demokracji zaprzysiężonych obrońców przyznało, że czują się w coś wmanewrowywani i że im to nie pasuje.
I to jest zła informacja, bo jak się K.O.D. posypie – poseł Szejnfeld nie będzie gdzie miał występować w czerwonym bezrękawniku.

3. Gaz tani, benzyna tania. Nic tylko jeździć. Pojechałem na zakupy. W Makro znowu są półtorametrowe misie. Do Castoramy dowieźli moje ulubione brykiety. W Lidlu były kiszone ogórki.
Wracając wpadłem do wulkanizatora na Skrze. Z prawego przedniego koła powoli schodziło powietrze. Pan męczyguma zdjął oponę, wyczyścił felgę, założył oponę za co właściciel zakładu skasował 50 zł. I to jest zła informacja. Poprzednim razem ze trzy lata temu płaciłem tam 25 zł. A ponoć nie ma inflacji.  

poniedziałek, 26 października 2015

26 paźniernika 2015




1. Zasadniczo była jakaś zmiana czasu. Dzięki telefonom komórkowym nie trzeba przestawiać zegarków. Ale przez to człowiek nie wie, czy spał dłużej, czy krócej. Ale z drugiej strony po co mu ta wiedza?

Wstaliśmy, wyjątkowo (Bożena nie przepada, kiedy są dziewczyny) postanowiliśmy zjeść śniadanie przed telewizorem. Mieliśmy oglądać jakiś amerykański film familijny (przez ciszę nie było „Kawy”). Filmu nie było. Oglądaliśmy więc na Domo „Ucieczkę na wieś”, serię programów o Brytyjczykach, którzy sprzedają nieruchomość w Londynie i szukają czegoś, gdzie by mogli spędzić starość. Za pół miliona funtów. Najpierw było o Szkocji. Bardzo ładnie. Później wręcz przeciwnie. Też ładnie.

Wyjąłem akumulator z kosiarki, przestawiłem Suburbana, zapakowałem kominek pożegnałem się z sąsiadami i ruszyliśmy. (Pomijam czynności, jakie wykonała Bożena – było ich dużo więcej). Ruszyliśmy dwie godziny później, niż było w planach. I to jest zła informacja.

2. W nocy ktoś wyciął powieszone na naszym ogrodzeniu banery kandydatów PiS-u. Zostawił plakat kandydatki Platformy. Nie sądzę, żeby pani z PO zapłaciła za bezumowne użycie naszego płotu. Ale to nie jest najważniejszy problem związany z tą partią.

Jechaliśmy i jechaliśmy. Zdecydowanie większy ruch był w przeciwną stronę. Udało się dojechać stosunkowo szybko. Szybciej by było, gdyby od Łodzi były cztery pasy. Może kiedyś będą.
W beemce przestał działać lewy tylny migacz. Jechałem więc lewym pasem. I to jest zła informacja, bo wolę trzymać się prawej strony.


3. Chwilę przed 21 wbiłem się na Nowogrodzką. Jakoś nie mogłem sobie tego odmówić. Mam wrażenie, że energia była mniejsza niż po pierwszej turze wyborów prezydenckich.
Nie zrobiłem sobie selfie z Jackiem Kurskim i to jest zła informacja, bo bożyszcze ćwierćinteligentów nazwało mnie jakiś czas temu „Jackiem Kurskim Pałacu Prezydenckiego”.
Przez jakiś czas tłumaczyłem gratulującym mi ludziom, że akurat z tym sukcesem mam mało wspólnego. W końcu przestałem. Bo to nie o mnie chodziło, tylko o gratulujących ludzi. 
Zrobiłem sobie zdjęcie z Tęgim Łbem, ale prosił, żeby nie upubliczniać. Więc tego nie robię – Tęgi Łeb, to teraz będzie jeszcze bardziej ważny człowiek.

Na imprezie 300polityki było niedobre wino. No i poznałem tam Sławomira Nitrasa. Człowieka, dzięki któremu przypomniały mi się komendy sterujące zaprzęgiem.

Fascynujące jest, że właśnie postępowcy modlą się do swojego nieistniejącego boga o wejście Korwina do sejmu.  

piątek, 13 marca 2015

12 marca 2015


1. Odwiozłem Bożenę do pracy. Wziąłem jej BMW i pojechałem zawieźć do serwisu amortyzatory, przez które dzień wcześniej kurier wyciągnął mnie z wanny. Po raz pierwszy w życiu zauważyłem fort Śliwickiego. Znaczy zauważyłem coś fortecznego, a potem sprawdziłem i się okazało, że to fort Śliwickiego. Znaczy to, co po nim zostało.
Jeden amortyzator działał bardziej niż drugi, ale pan z serwisu kazał się póki co nie przejmować. 

Zanim wróciłem do miasta pojeździłem chwilę po Henrykowie (tak się ta okolica nazywa – jeżeli wierzyć tabliczkom na domach). Nie wiem kto wymyślał tam nazwy ulic. I jakim kluczem się kierował. Z Uczniowskiej skręciłem w Podróżniczą, Później w Drożdżową, Pasieki, Skuterową. Znowu w Podróżniczą. Minąłem Krokwi. Podróżnicza zmieniła się w 15 Sierpnia. Skręciłem w Fortel, później w Żywiczną. Żywiczna zmieniła się w Uczniowską. W końcu Drogową dojechałem do Modlińskiej. Ale właściwie nie wiem po co to piszę. Może tu po prostu tak się nazywa ulice. I jest to jakiś rodzaj zemsty na przyjezdnych. Za to, że przyjeżdżają i… przyjeżdżają.
Słyszałem legendę, że polskie nazwy miejscowości w Lubuskiem były dobierane tak, żeby amerykańscy komandosi za chińskiego boga nie mogli się połapać gdzie są. Nazwy się powtarzały, różniły tylko jedną literą. Albo dwoma. Ale to chyba nieprawda.
Nazwy nadawał Instytut Zachodni na podstawie badań jakichś prehistorycznych dokumentów. Swoją drogą ciekawe ile w tym znajdowaniu słowiańskości było ściemy.
Babcia mi opowiadała, że jakąś miejscowość na z Bismarcksfelde przemianowano na Świniary. Ale to wcześniej, w 1918 roku. Pod Gnieznem.
Jak skończę z amortyzatorami do Suburbana będę się musiał zająć tymi z BMW, bo się prawy tylny tłucze. I to jest zła informacja.

2. Nie chciało mi się wyłazić na trzecie piętro, więc poszedłem się przejść. Tak w stronę Filtrów. Przy alejach Niepodległości stoi naprawdę niezła architektura. Marcin Meller opowiadał, że Saakaszwili w średnio demokratyczny sposób przebudował Tbilisi. Wybudował ponoć sporo porządnych budowli państwowych. I że budynki publiczne działają państwowotwórczo. Jakoś to widać w alejach Niepodległości.
Nasze Państwo buduje stadiony i akwaparki. I to jest zła informacja.

3. U Moniki Olejnik wystąpił były poseł Kurski z byłym ministrem Drzewieckim. Myślałem, że nic w „Kropce nad I” mnie nie zaskoczy, ale Drzewiecki wypowiadający się na tematy prawno-moralne – muszę powiedzieć, że zrobił na mnie wrażenie.
Swoją drogą bezczelność chyba ministra Kamińskiego (bo kogoż innego?) jest niewiarygodna. Partia, która rządzi od prawie ośmiu lat. Zarzuca partii opozycyjnej, że nie doprowadziła do zwiększenia kontroli nad SKOK-ami. Przygotowuje co prawda ustawę, ale ustawę uwala Trybunał Konstytucyjny, za co wini nie autorów ustawy, tylko kogoś, kto wykazał przed Trybunałem niekonstytucyjność. No i na koniec wysyła do telewizji skompromitowanego na kilku poziomach gościa. Wysyła, żeby wykazywał jak zła jest opozycja. Ciekawe co by było, gdyby nagle cały PiS znikł. Na kogo by próbowano zrzucić winę.
Były poseł Kurski radził sobie całkiem nieźle. Doprowadził byłego ministra Drzewieckiego do tego, że spod florydzkiego brązu opalenizny zaczęła wychodzić czerwień. Niestety w momencie, kiedy Drzewiecki zaczął mówić o smerfie Marudzie, nie wypomniał mu „dzikiego kraju” – jak były minister raczył nazwać naszą ojczyznę. I to nie „U Sowy”, tylko na Florydzie. I nie do ukrytego mikrofonu, tylko kamery TVN. No i to jest zła informacja.


piątek, 20 lutego 2015

20 lutego 2015



1. Śniło mi się, że dostałem amerykańską wizę. W postaci naklejki, którą sam sobie miałem wkleić do paszportu. No i już miałem wklejać, kiedy się okazało, że to nie ja, tylko jakiś Janusz. Z wąsami. Nie zdążyłem się dowiedzieć, czy jednak to ja jestem tym Januszem z wąsami, czy też przyśniła mi się pomyłka, bo zadzwonił kierowca z Gazpolu.
Na wsi obok domu stoi baniak na Liquefied Petroleum Gas służący zimą do utrzymywania w domu dodatniej temperatury (kiedy nas nie ma). Przez cały rok (kiedy jesteśmy) do podgrzewania wody użytkowej. Zbiornik trzeba napełniać. Co jakiś czas przyjeżdża cysterna. Niekiedy o jakiejś niechrześcijańskiej porze. Jeżeli kierowca jest był wcześniej – potrafi sobie poradzić bez asysty. Tym razem był po raz pierwszy. Zadzwoniłem do sąsiada Gienka, który był już w pracy, ale zadzwonił do swojej żony Jolki, którą wyciągnął z łóżka. Wcześniej kierowców Gazpolu brała na siebie Kamila, Jolki córka, ale wyprowadziła się do Ołoboku.
Mój dług u sąsiadów rośnie. I to jest zła informacja, bo nie wiem jak się odwdzięczę.

2. Jacek Żakowski objawił się nagle światu jako specjalista od zegarków:
Trzeba kompletnie upaść na głowę, żeby kupować zegarek za 37 tys. złotych. To kompletnie dyskredytuje człowieka jako kandydata na wysoki urząd państwowy, bo oznacza, że ma coś pod kopułą.
Módlmy się, żeby nikt nie powiedział panu Jackowi ile kosztują drogie zegarki. Jeszcze by mu jakaś żyłka pękła a po takiej stracie Polska by się nie podniosła.

Pan Jacek jest dumny z tego, że pani premier Kopacz odmówiła przyjęcia tytułu „Człowieka roku Wprost”. To właściwie strasznie śmieszne. Nie to, że pan Jacek jest dumny. Ale to, że bezkompromisowy tygodnik postanowił ten tytuł pani Kopacz wręczyć.
Swoją drogą warto pamiętać, że pan Lisiecki utracił tytuł największego psuja polskich mediów nie za sprawą własnych działań, tylko dlatego, że odebrał mu go pan Hajdarowicz.

„Wprost” pokazał zdjęcie zrobione ponoć dwa tygodnie przed tym, jak jego śledczy weszli do niesławnego apartamentu. Na zdjęciu widać talerzyk, co mam być dowodem, że talerzyk nie został w ciągu dwóch tygodni przyniesiony.
To właściwie śmieszne, że chcąc zwiększyć wiarygodność historii wykazano manipulację w tekście. Otóż „pusta butelka po luksusowej wódce” na zdjęciu okazała się flaszką po Baczewskim. Jeżeli ktoś podkręca pierdoły, to co dopiero robi z poważnymi rzeczami.

Mam gulę na „Wprost” za aferę taśmową. Zaangażowałem się wtedy w ich obronę, co utrudniło życie mnie ale też innym ludziom (w tym miejscu powinienem pozdrowić Olafa – ale historia jest zbyt hermetyczna, żeby wyjaśniać kim jest Olaf i o co w niej chodzi). 
Cóż, jak następnym razem ABW będzie robić najazd na „Wprost” pojadę tam protestować z dużym niesmakiem.

3. Do Warszawy przyjechał premier Orban. Polska polityka zagraniczna jest coraz bardziej przerażająca. I to jest zła informacja.
Pani premier odczytująca z kartki, co powiedziała panu Orbanowi w cztery oczy – niezapomniany widok. Ciekawe, czy tę kartkę miała ze sobą podczas rozmów, bo jeżeli nie – współczuję osobie, która tłumaczyła potok myśli pani Kopacz na węgierski. Wieczorem, w „Kropce nad I” treścią kartki pani Premier zachwycał się prof. Nałęcz. Zachwycał się tak bardzo, jakby był treści tej kartki autorem.
W „Kropce” miała miejsce inna ciekawa sytuacja. Drugim gościem był Kurski (nie ten z Gazety). Otóż kiedy Kurskiego wyciszano, żeby nie mógł przeszkadzać prof. Nałęczowi. Profesora zaś Nałęcza, kiedy mógł przeszkadzać Kurskiemu nie wyciszano wcale.

Ale wcześniej wpadłem do Faster Doga zobaczyć indianski koc firmy Pike Brothers. W sklepie było mrowie gości. Wśród nich restauratorka opisana przez recenzenta Nowaka. Znaczy opisana była nie tyle restauratorka, co restauracja. Hiszpańska. Vis a vis Teatru Narodowego. Recenzent Nowak opisał restaurację źle. Restauratorka nie mogła zrozumieć, jak to jest, że mu nie smakowało, a zjadł tak dużo. Do tego, żeby w 2015 roku można się przejmować złą recenzją w Gazecie, trzeba chyba nie mieć żadnych problemów.



środa, 24 grudnia 2014

23 grudnia 2014


1. Zanim przyjechał mój brat zdążyłem przeczytać, że Jacek Żakowski uważał materiał Wprost o taśmach za PR-owski.
Chciałem jakoś zażartować, że w związku z zaangażowaniem w pewien budynku w centrum Warszawy panu Jackowi musiało się wszystko przewartościować. On, jako wielki intelektualista i autorytet moralny nie mógł przecież brać udziału w działaniach PR-owskich. Czyli działania, w których brał udział PR-owskie nie były. A jakie więc działania nazywamy PR-owskimi? Te inne.

Pojechaliśmy z bratem odebrać Navarę i oddać TT. Samochody prasowe Nissana wydaje pan tak miły, że kiedy firma postanowiła zmienić dilera, który prasową flotą się będzie zajmował w warunkach konkursu było przejęcie pana, który zajmuje się prasówkami.
Navara to był wielki sukces rynkowy Nissana. Nie był to samochód specjalnie ładny. Specjalnie wygodny. Specjalnie dobrze wyposażony. Normalne rolnicze auto. Niezłe właściwości terenowe, skrzynia, pięcioosobowa kabina. Świetna rzecz dla robotników leśnych, drogowych, budowlanych. Proste użytkowe auto.
W Polsce używane przez właścicieli firm.
Dlatego wersja, którą dostałem miała skórzane siedzenia, automat, dwustrefową klimatyzację i stosunkowo mocnego diesla.
Dlaczego właściciele polskich firm kupowali farmerskie auto? Przez urzędników Ministerstwa Finansów. Przez lata można było odliczać pełen VAT od samochodów ze skrzynią ładunkową.
Ktoś właściwie mógłby się doktoryzować na temat wpływu urzędników na rynek motoryzacyjny w Polsce. Kratki, bankowozy, skrzyniowe limuzyny. W tym roku, przez błąd Ministerstwa Finansów miało sens kupowanie samochodów z kratką. W związku z tym Volvo w ciągu pierwszych trzech miesięcy sprzedało – przepraszam za wyrażenie – wolumen, jaki miało sprzedać przez cały rok.
Pewnie wciąż piją zdrowie tego urzędnika, który się pomylił.
VAT to jedna sprawa. Drugą jest akcyza. Ma utrudniać bezsensowne wydawanie pieniędzy. Samochody z silnikami trzylitrowymi są obłożone wyraźniej większą, niż te dwulitrowe. Doświadczenie mówi, że trzylitrowe diesle lepiej jeżdżą, mniej palą – są więc wyraźnie bardziej ekologiczne. Co z tego, skoro przez akcyzę mniej opłaca się je kupować.
Polityka fiskalna bywa pozbawiona sensu. I to jest zła informacja.

2. Oddałem TT. Przemek (człowiek opiekujący się prasową flotą Audi i VW) nie był specjalnie zainteresowany moimi wątpliwościami co do prowadzenia się tego auta przy większych prędkościach. Rok temu wydał mi R8, które miało wahacz wiszący na jednej śrubie. Cóż, on tymi samochodami jeździ tylko do najbliższej stacji benzynowej, więc osobiście nie jest nimi zainteresowany.
Odwiozłem brata do Edipresse i pojechałem do Baniochy po opał. Po TT skrzynia biegów w Navarze sprawiała wrażenie zepsutej, albo ze 40 lat technologicznie starszej. Lało. A miałem kupić brykiety. Dość wrażliwe na wilgoć. Kupiłem po drodze plandekę. Po drodze pogadałem z dyrektorem Ołdakowskim. Podzielił się ze mną obserwacją na temat dziennikarzy TVN, ale nie jestem pewien, czy mogę o tym napisać, więc nie napiszę. W każdym razie są wśród nich tacy, których lubi.
Lało. Nic nie widziałem, bo nie zabrałem okularów. Teoretycznie są do czytania, ale świetnie się sprawdzają w deszczu podczas prowadzenia auta. Dojechałem. Okazało się, że firma mam zrobiła sobie wolne. Święta to święta. Pilnujący terenu pracownik miał plenipotencje, żeby sprzedać mi opał. Ładowaliśmy worki w wietrze i deszczu. Nie było to przyjemne. Jakoś udało mi się zakryć wszystko plandeką. Niestety po kilku kilometrach zaczęło ją podwiewać. Jakoś dojechałem.
Poszedłem do apteki, żeby zrealizować recepty, które przywiozłem z Krakowa. Okazało się, że nie mogę, bo pesel wpisany jest innym długopisem. Nie ważne, że dotyczy osoby, która jest wymieniona z imienia, nazwiska i adresu zameldowania. NFZ taką receptę by odrzucił z powodu koloru długopisu. Leki, które musiałem wziąć wziąłem na 100% z reszty zrezygnowałem.

Mieliśmy jechać na wieś. Kiedy Bożena wróciła z pracy postanowiliśmy, że jesteśmy zbyt zmęczeni. I to jest zła informacja.

3. W „Kropce nad I” wystąpił Kurski. Jacek Kurski – rzecz jasna. Jak urzeczeni patrzyliśmy jak pobija red. Olejnik jej własną bronią. Zagadał ją tak, że na koniec życzyła mu, żeby został członkiem sztabu Andrzeja Dudy i wygrał z Komorowskim.

Gdyby Kurski, Jacek Kurski otworzył szkołę rozmawiania z redaktor Olejnik, ta szybko by przeszła na zasłużoną emeryturę. Nie otworzył i to jest zła informacja.