1. Dziś będzie krótko, bo prawie świta. I to jest zła informacja, bo wolę spać przynajmniej sześć godzin.
2. No więc od rana się zastanawiałem, czy w związku z hamulcowym problemem, kontynuować plan przebazowania Suburbana na wieś. Wykonałem czynność, która powinna była zminimalizować wyciek.
Porozmawiałem z Egipcjaninem, który w sobotę wyrażał chęć kupienia Suburbana i wysłania go Kuwejtu, gdzie ponoć świetnie sobie radzą z rewaloryzacją Suburbanów. Dziś chęć była mniejsza. Wyrażona w tak małych pieniądzach, że wiadome się stało, że z Kuwejtu nici. W Kuwejcie była moja osoba. I wystarczy.
Zapakowałem auto. Bez szaleństw. Znaczy: wziąłem trochę rzeczy, które na pewno do Audi się nie zmieszczą. I ruszyłem.
Bogu dzięki postanowiłem wpaść do Jacka na Szyszkową. Jacek się na mój widok nie ucieszył. Pozwolił wjechać tyłem na kanał. Wykonanej przez mnie wcześniej czynności, która powinna zminimalizować wyciek skuteczność porównywalna była do tej reformy sądownictwa. Jacek powiedział, że się tego nie da zrobić dobrze. Zrobił i tak lepiej niż ja. Przy okazji stwierdził, że wyprowadzenie na ludzi Suburbana będzie kosztować z pięćdziesiąt tysięcy złotych. I to jest zła informacja. Może nie aż tak zła, bo jednak sporo przesadził.
3. Miałem ruszać z domu rano, ruszyłem od Jacka o 17:00. Dojechałem o 2:00. Działały dwa biegi, czyli prędkość maksymalna coś koło osiemdziesiątki. Przejazdowa – między sześćdziesiąt a siedemdziesiąt. Bardzo porządnym autem jest Suburban. Dojechał. Złą informacją jest, że przestał działać patent do podłączania iPhone do radioodtwarzacza.