Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jakub Kumoch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jakub Kumoch. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 października 2021

17 października 2021


1. No więc obudził mnie Kocio. Chodziło mu o to, żeby wpuścić Rudzię, która siedziała na tarasie, pod drzwiami. 
Przezbroiłem kuchenny piec na zimowy tryb pracy. Znaczy: wymieniłem podnoszony ruszt na ruszt ruchomy – taki, że którego można strącać popiół. 
Obejrzałem samą końcówkę Rymanowskiego. Zaprosił do Interii na dogrywkę. Próbowałem się podłączyć. Złą informacją jest, że przy dwudziestej reklamie musiałem dać sobie spokój.

2. Włączyłem Piaseckiego. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk histeryzowała – Piasecki miewał problem, żeby ją opanować. Pasławska popierała mur. Artur Dziambor tłumaczył, że nie lubi PiS-u, a pomysł muru był Konfederacji. Tomczyk próbował łączyć poglądy Dziambora (zamknąć granicę) z poglądami Dziemianowicz-Bąk (nie murem – wpuszczajmy rodziny), Sellin sprawiał wrażenie, że nic go nie może wyprowadzić z równowagi. Wzruszające było zdziwienie Kumocha. Przez parę lat go nie było w Polsce, więc zapomniał o tym, że nawalanka polityczna stała się ważniejsza niż raison d'État. A się stała. I to jest zła informacja. 

3. Z „Kawy…” przenieśliśmy się na Domo. „Ucieczka z miasta – Australia” zaszczepiła mnie na jakiekolwiek chęci tam emigracji. Domy brzydkie. I strasznie drogie. 

Oglądamy czwartą serię „Goliata”. Chyba jest lepsza niż trzecia. 
Złą informacją jest, że – podobnie, jak mojego kolegę Arka – śmieszy mnie nazwa „Amurzyn”.

Wieczorem Kocio znowu zrobił awanturę, by wymóc na nas wpuszczenie czekającej na deszczu Rudzi. Porządny jednak z niego chłop. 




 

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

1 sierpnia 2021


1. Śniadanie z Ekscelencją Ministrem.
Ekscelencja Minister proponował w nocy, bym przyszedł, przyniósł kebab i oglądał olimpiadę. Wybrałem jednak śniadanie. Jajka po benedyktyńsku.
Jak rok temu, Miasto poskładało pod powstańczymi tablicami wieńce ze sztucznych kwiatów. Ciekawe, czy to te same.

2. Z Andrijem na Powązki. Nie pamiętam czego słuchaliśmy.
Kura spóźnił się z pięć minut. Wyjątkowo nie był jednak ostatni. Po nim przyszedł Czarzasty. Zresztą stali chwilę obok siebie. Padał deszcz i grzało słońce. Na raz. Powinna być tęcza.
Dyrektor Habilitowany Dariusz powiedział, że dyrektor Ołdakowski wylądował w szpitalu. A ja gotów się byłem założyć, że go przy Gloria Victis widziałem. Wychodziłem z cmentarza ze świeżo mianowanym prezesem IPN-u. Później wpadłem na niegdysiejszego Ministra Zdrowia. Powiedział, że dymisja oddała mu możliwość normalnego celebrowania 1. sierpnia.
Doszedłem pod kościół św. Karola Boromeusza. Tam znalazłem hulajnogę, na której dojechałem do domu. Gdzieś w okolicach Karcelaka zaczepił mnie człowiek twierdzący, że się urodził 1. sierpnia 1956 roku. 

3. Śpiewanki. Za rok może będą na placu Piłsudskiego. I dobrze, bo w Muzeum to jednak nie to. Kiedy wszyscy już pojechali, ze szpitala wrócił Janek. Jak na parę godzin wcześniej zabranego przez pogotowie wyglądał całkiem nieźle.
Dyrektor Habilitowany Dariusz poprosił mnie, bym nie pisał o tym jaką przygodę mieli z wieńcem na placu Krasińskich. Więc nie napiszę. Dyrektor zaś Zydel próbował wszystkich wkręcać mówiąc, że jest w stanie upojenia alkoholowego. Nie był. Chyba, że się na tyle sprofesjonalizował, iż nie widać wcale, że wypił. W instytucjach kultury to przydatna umiejętność. 

Później był teatr. Nie był o Powstaniu, ale było coś o złych Niemcach. 


 

wtorek, 20 stycznia 2015

20 stycznia 2015



1. W bardzo ważnej, acz tajnej misji musiałem pojechać do Krakowa. Nie mogłem zrobić tego samochodem, bo zakładałem, że uda mi się popracować w pociągu. Pamiętając o 650 złotowej opłacie dodatkowej przed wyjściem na dworzec kupiłem bilet przez Internet. Zapłaciłem jedyne 150 zł. Bożena jadąc do pracy podrzuciła mnie na Centralny.
Na peronie spotkałem poznanego przed laty w „Przekroju” Jakuba Kumocha. Który zarzucił dziennikarstwo na rzecz pracy innego rodzaju. Zajmuje się między innymi przyglądaniem się wyborom dla OBWE. No i powiedział, że chodzą słuchy iż OBWE na tegoroczne wybory przyśle pełną misję. Co znaczy, że będzie się im przyglądać jak robi to w krajach, z którymi wolelibyśmy mieć mało wspólnego.
Ciekawe, jak będą to tłumaczyć ludzie, którzy wcześniej pokrzykiwali, że wybory w Polsce są przeprowadzane w cywilizowany sposób. Pewnie nie będą tego tłumaczyć, a dziennikarze nie spróbują od nich tych tłumaczeń wydobyć. I to jest zła informacja.

2. Pociąg ruszył. Między siedzeniami było gniazdko 230V. Nie było za to WiFi. Rozrywki miały dostarczać ekrany, na których ciągle się coś zmieniało. Najpierw zauważyłem porady jak przygotować cerę na Sylwestra, później zdjęcia pingwinów. Informację o tym, kto pierwszy zaczął ubierać choinki. [gdyby ktoś nie wiedział: „społeczeństwa germańskie”]. Był też film z Pendolino z lotu ptaka. Były zdjęcia ptaków zimą. Informacja o tym jak przyrządzić domową przyprawę do pierników. Wyjaśnienie angielskich słówek. Recenzje kilku filmów. Zdjęcia rysi. Informacja o tym, że najszybszy wąż to czarna mamba. Zestawienie jak w słowiańskich językach brzmi „kawa rozpuszczalna” [to ponoć z błędem, bo po słowacku nie „rozpustna”], zdjęcia jelonków. No i tak zamiast pracować wgapiałem się w ekran zastanawiając o co chodzi. Nie udało mi się tego problemu rozwikłać. I to jest zła informacja. PKP Intercity jest spółką prawa handlowego, więc się pewnie nie podzieli informacją kto ten kontent przygotował i ile za to wziął pieniędzy.
Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że jeżeli gdzieś naraz występują trzy słowa: „ekran”, „komunikacja” i „Nowak” – od razu przypomina mi się czwarte (z piątym): „CAM Media”. Nie wiem dlaczego, ale to jest silniejsze ode mnie.

3. Nie mogę napisać, co robiłem w Krakowie. I to jest zła informacja. Mam nadzieje, że to zapamiętam i jak będę mógł to to opiszę.
W każdym razie o 20:30 wsiadłem do Pendolino w przeciwną stronę. Nauczony starałem się nie patrzyć w ekrany. Patrzyłem więc to w komputer, to w sąsiadów. Pociąg dość żwawo minął tunel w Tunelu i wyjechał na Centralną Magistralę Kolejową. W pewnym momencie zaczął się trząść w dość nieprzyjemny sposób i po chwili z głośników odezwał się głos kierownika pociągu informujący o tym, że osiągnęliśmy prędkość 200 km/godz. I, że PKP Intercity jako jedyna w środkowej Europie rozpędzą pociągi do tej prędkości. Część pasażerów zaczęła wtedy sarkastycznie klaskać.
Przejrzałem „Stan Gry” 300polityki żałując, że nie oglądałem bezprzykładnej agresji red. Olejnik wobec Janusza Palikota. Zainspirowany tym przykładem bezkompromisowego dziennikarstwa postanowiłem udać się do „Warsu” i osobiście wyrobić sobie zdanie na temat jakości obsługi i serwowanych tam potraw.
Obsługa była miła. Części potraw z karty już nie było. Zamówiłem sałatkę i małego Żywca. Kiedy przyszło do płacenia zrobił się problem – w pociągu nie ma Internetu (ponoć jakieś problemy robią z jego założeniem Włosi), zaś – jak powiedział pan warsowy – wagony są tak szczelne, że sygnał z terminala słabo przechodzi. Po tym, jak terminal wypluł dobre 40 cm papieru z informacjami o niemożności nawiązania połączenia pan warsowy wyciągnął mnie między wagony (tam, gdzie jest gumowa harmonijka), bo tam sygnał jest lepszy. I był lepszy. Przy okazji się dowiedziałem, że tam chodzą dzwonić. Więc jeżeli ktoś musi zadzwonić z Pendolino, a sygnał jest zbyt słaby, niech stanie między wagonami. Sałatka była w porządku. W zestawie nie było pieczywa, ale mówią, że to zdrowo. Wracając na miejsce postanowiłem skorzystać z toalety. Niestety drzwi postanowiły wybrać wolność i spadły z zawiasów. Gdybym miał pół metra i 50 kilogramów mniej mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nie mam, więc skończyło się nijak. Obsługa pociągu zachowywała się bardzo odpowiedzialnie – pytała mnie, czy na pewno nic sobie nie zrobiłem. I to dwa razy. Nic sobie nie zrobiłem, więc czuję dumę. Zaatakowały mnie drzwi najdroższego pojazdu w Polsce i nic im się nie udało mi zrobić.
To, że do Pendolino nie zamówiono urządzeń do Internetu, czy repeaterów GSM – można zrozumieć. Ale, żeby drzwi…