Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janusz Molke. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janusz Molke. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 lipca 2015

28 lipca 2015




1. Poniedziałek. Wstałem, poszedłem na pocztę, bo przyszły w końcu strasznie dawno kupione na Allegro raybany. Wyglądały na prawdziwe. I to jest dobra informacja. Choć nie w tym, co chciałem kolorze. I to jest zła informacja.

2. Zjadłem precle, wypiłem sok, pojechałem do pracy. I właściwie tyle pamiętam. Migawki jakieś mam. To, że piszę z aż takim opóźnieniem to duży błąd. I zła informacja.

3. W Komorze kończyłem „Ubeka”. Zasadniczo bez wielkiej satysfakcji. Muszę, oj muszę z red. Rymanowskim o o Molkem porozmawiać, bo mam kilka ciekawych informacji. Na przykład o fałszowaniu podpisu pod decyzją o wykasowaniu kopii „Człowieka służby” z telewizyjnego archiwum. Albo tym jak Molke latał po lesie z bronią krótką pijany – excusez le mot – jak świnia. I inne takie.
Z Komory pojechałem do Sejmu, ale było już zbyt późno. Z sejmu na spotkanie, o którym pisać nie mogę. I to jest zła informacja.
Znowu zaistniałem w rubryce red. Mazurka. Tym razem jako krasnal–pijak. Trudno. Co obić.  

środa, 29 lipca 2015

27 lipca 2015


1. Do Komory wziąłem „Ubeka” Rymanowskiego. Znam obu. I Ubeka i Rymanowskiego, choć ten drugi raczej mnie nie pamięta. Wystąpiłem w jego audycji w RMF-ie dwadzieścia parę lat temu.
„Ubek” ma duże literki, więc się go łatwo czyta.
Wróciłem na to coś, co w TVN24 jest , kiedy nie ma Rymanowskiego, w miejscu „Kawy na ławę”.
Prof. Nałęcz dawał czadu. Ale nie będzie mi go brakować. Red. Werner lepiej sobie radzi w programach z mniejszą liczbą gości. Do „Loży prasowej” nie dotrwałem, więc nie wiem czy dalej jest. I to zła informacja.

2. Pojechaliśmy na Koło, na którym kupiliśmy dwa słonie. Przy bankomacie (musiałem na słonie wypłacić pieniądze) spotkałem Jana Lityńskiego. Patrzył na mnie podejrzliwie, więc go nie zaczepiłem. A czytałem o nim w „Ubeku” w Komorze. Ciągle ostatnio wpadam na pracowników prezydenta Komorowskiego.
Ze słońmi na rękach wróciliśmy do domu. Gdzie się okazało, że jednak nie ma z czego zrobić obiadu, więc pojechałem po krewetki do Makro. Kupiłem złe. I to jest zła informacja. Bo ze złych krewetek robi się złe jedzenie.

3. Wieczorem chyba oglądaliśmy jakiś film. A potem poszliśmy spać. Ale nic z tego nie pamiętam. I to jest zła informacja.  

czwartek, 23 kwietnia 2015

22 kwietnia 2015


1. Mam dwie historyjki na później. Jedną strasznie śmieszną, drugą trochę straszną. Ani jednej, ani drugiej teraz nie opiszę. Ale postaram się to zrobić za jakiś czas. Gdybym zapomniał – w tym miejscu zostawię sobie podpowiedź. „Problem wykrywaczy metali”

Zacząłem czytać „Ubeka” red. Rymanowskiego. Mam poważne obawy, że Molke (pod takim poznałem go nazwiskiem) zrobił w konia autora. I to jest zła informacja. Chyba, że później coś się zmieni. Nie mam za bardzo czasu na czytanie, więc dokończenie chwilę mi zajmie. I to jest jeszcze gorsza informacja.

2. Naszła mnie dziwna konstatacja. W Nowej Soli stoi największy na świecie krasnal. Ma nawet certyfikat Guinnessa. Jest – nie bójmy się tego słowa – brzydki. Jak krasnal. Tylko bardziej. Bo jest wielki.
Wpadłem kiedyś na pomysł, żeby zrobić sobie krasnala większego o pięć centymetrów. Postawić w parku i złośliwie chichotać na myśl o prezydencie Nowej Soli, który w okolice swojego krasnala zainwestował jakieś worki pieniędzy.

Z sześćdziesiąt kilometrów na północ, w Świebodzinie stoi inna, przez jakiś czas największa na świecie figura. Też estetycznie dyskusyjna. Choć nie aż tak jak krasnal.
Obie figury generują ruch turystyczny. Z tym, że ta druga bardziej. O wiele bardziej W powstanie tej drugiej nie zaangażowano publicznych pieniędzy. I teraz zgadnijcie, która powoduje większy hejt. Której sensowność powstania jest bardziej podważana?
Krasnal vs Chrystus? Problem jak z pilotowego odcinka „South Parku”. Tylko pozbawiony właściwej serialowi głębi.

O świebodzińskim Chrystusie wszyscy opowiadają ten sam dowcip. Z tym, że nikomu się nie chce sprawdzić kiedy zbudowano „Tesco”. I to jest zła informacja.


3. Od rana było wiadomo, że MON podjął decyzję o zakupie Patriotów i francuskich helikopterów. Przy takich przetargach strasznie trudno jest cokolwiek ogarnąć, bo dziewięćdziesiąt procent dostępnych informacji generowane jest przed lobbystów. Nauczyłem się nie zastanawiać nad tym, co jest technologicznie lepsze, co gorsze, bo często się okazuje, że na dłuższą metę nie ma to znaczenia.
Dziesięć lat temu byłem redaktorem naczelnym serii „II wojna światowa [coś tam dalej w tytule było, ale nie pamiętam]”. Do książek dodawane były filmy produkcji Discovery. Jeden był o PzKpfw VI i M4. Znaczy o tym jak wyglądały pojedynki Tygrysa z Shermanem. Znaczy trudno to nazwać pojedynkami, bo na jednego Tygrysa potrzeba było trzech Shermanów. A może nawet czterech. Nie pamiętam. Wydawać by się więc mogło, że Tygrys był lepszym czołgiem. Ale z filmu wynikało, że niekoniecznie. Bo czasem najlepsza broń wcale nie jest najlepsza.

Kiedyś, po informacjach że będziemy się starać o Tomahawki. Mój wewnętrzny trol kazał mi się wdać w dyskusję z jednym z twitterowych specjalistów od bezpieczeństwa, kiedy ten załamał ręce nad decyzją i zaczął wychwalać jakieś francuskie odpowiedniki. Wieloletnie doświadczenie odebrało mi wiarę we francuską myśl techniczną. Francuscy inżynierowie potrafią zrobić ładne i ciekawe rzeczy. Ale jakoś zawsze się później okazuje, że jest z nimi coś nie tak.
Mój oponent wychwalał francuskie rakiety pisząc o ich bojowych zastosowaniach. Ja poddawałem je pod wątpliwość na podstawie przeczuć związanych z francuską elektroniką użytkową. W końcu doszło do wojny o Falklandy, kiedy Argentyńczycy z starszych francuskich rakiet zatopili jakieś brytyjskie okręty. Wypadało już sięgnąć do źródeł. No i przeczytałem, że obie rakiety okazały się być niewybuchami. Znaczy walnęły w okręty. Nie wybuchły. Tylko wylało się z nich paliwo i wybuchły pożary, który okręty zatopił.

No i właściwie tyle chciałem napisać o pomyśle kupowania francuskich śmigłowców. Które – jakby nie były świetne, są francuskie. I to jest zła informacja.
Gdyby były francusko-polskie to bym się pewnie nie czepiał.


Gdyby były francusko-polskie to bym się pewnie nie czepiał.