Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Sachajko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Sachajko. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 czerwca 2021

15 czerwca 2021


1. Mazurek z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy pastwił się nad kukizowym posłem Sachajką. W pewnym momencie zaczął go egzaminować ze znajomości Szwajcarii. Zapytał o liczbę języków urzędowych. 
Cztery, wydaje mi się, że cztery – odpowiedział niepewnie Sachajko.  
Ma pan rację, wydaje się panu – odpowiedział Mazurek. 
Trzy? – zapytał Sachajko.
Tak – błysnął Mazurek. I zaczął z Sachajki szydzić. No i na koniec mu wyjaśnił, że to francuski, niemiecki i retroromański. Retoromański – wg Mazurka – niesłusznie nazywany włoskim, choć włoskim nie jest, a jest podobny. 
Sachajko miał rację. Urzędowych języków jest cztery. Francuski, niemiecki, retoromański (romansz) i włoski. Czym Mazurka z równowagi wyprowadził? Nie wiem. Może tym, że był Sachajką a nie kimś innym?

2. Pojechałem do Zielonej Góry. Do Sulechowa, później S3. Zieloną znam punktowo. Jestem na etapie łączenia tych punktów. Ciekawe doświadczenie. Parkometry nie są zainteresowane kartami kredytowymi. Apple Pay i mObywatel spowodowały, że poruszam się wyłącznie z telefonem. Więc miałem kłopot. Czyli – przed wizytą w Zielonej Górze – warto zebrać kolekcję monet. 
Zasadniczo, to pojechałem rozmawiać. Ale skoro już w mieście byłem, to w Castoramie kupiłem listewki, do których przywiąże się pomidory, które zdążyły wyrosnąć z bambusowych kijaszków, do których przywiązane zostały dwa tygodnie temu. 

Pod Auchanem zaczepił mnie pan w chyba Viano. Powiedział, że też miał Avalanche'a. Ale go dwudziestotonowa ciężarówka walnęła. Na Śląsku. I by kupił. Ja nie sprzedaję. Ale kciuki trzymam. 

Wracałem promem. Wciąż mnie fascynuje fakt, że prom płynie, bo do pcha prąd rzeki. Znaczy, że nie trzeba motoru, żeby płynął. No i dotarło do mnie, że bardzo bym chciał mieć odblaskową kamizelkę z napisem „Obsługa promu”. Tłumaczyłbym zainteresowanym, że to pamiątka z przylądka Canaveral. 

3. Wróciłem. Wyciągnąłem z kocia trzy kleszcze. Zmotywowało nas to, by pojechać z nim do weterynarza. Zaszczepić go na różne rzeczy. I nasmarować zajzajerem na pchły, kleszcze i pasożyty jelitowe. Czynności te wykonał pan weterynarz (ten, który mówi z identycznym akcentem, jak mój świętej pamięci dziadek). Wcześniej Kocia przejrzał i stwierdził, że zdrów jest on jak ryba. Nie licząc gojących się ran, po nocnych eskapadach. Przy okazji, sugerując po raz kolejny kastrację, przyznał, że w przypadku kota, który lat ma tyle, co Kocio, kastracja może nie przynieść spodziewanego efektu. I Kocio dalej będzie wychodził w noc, tłuc się z innymi kotami.