1. Rano nie już nie wiało. Przyjechali panowie od światłowodu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jeden powiedział, że te napowietrzne linie nie mają sensu, bo po każdym wietrze mają za dużo roboty, że lepiej by było wszystko zakopać.
Może i lepiej, ale ileż by to trwało.
Przyjechali goście. Na kawę. Misiek z synem Henrykiem. Obeszliśmy teren. Większych strat nie było. Połamało tylko trochę choinkowych gałęzi.
Pojawiły się przebiśniegi. W styczniu. Wojna będzie.
Brat mój Michał, zaproponował, byśmy połączyli konta w Apple – stworzyli razem rodzinę. Wysłał mi stosowne zaproszenie. Okazało się, że nie mogę wejść do rodziny mojego brata, bo jestem już w innej. Strasznie to Apple jest konserwatywne. Złą informacją jest, że nie będę tego ciągnął. A aż się prosi.
2. Mieliśmy pojechać po zakupy. No i już prawie ruszyliśmy, ale się okazało, że kupiony przeze mnie w Warszawie, przed niecałym miesiącem akumulator – ukląkł. Znaczy: nawet w pełni naładowany nie był w stanie rozruszać rozrusznika. Trzeba było wyprowadzić audi. W Świebodzinie były dwa akumulatory z lewym plusem. Jeden nawet dokładnie taki, jak trzeba. Bez kombinowania. Znowu sklep motoryzacyjny przy targu zwanym Rynkiem. Złą informacją jest, że chyba przyjdzie mi tamten odwozić do Warszawy. No i nie wiadomo jak z tą gwarancją będzie.
3. Na koniec oglądałem „Judas and the Black Messiah”. Zasnąłem. I to jest zła informacja, gdyż nie wiem jak się film skończył. W każdym razie udało mi się zapamiętać definicję polityki wg przewodniczącego Mao: Wojna to polityka z rozlewem krwi. Polityka to wojna bez rozlewu krwi.