Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kancelaria Prezydenta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kancelaria Prezydenta. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 stycznia 2024

5 stycznia 2024


1. Kancelaria w sprawie słynnego ułaskawienia prowadzi niestety komunikację nieco wsobną. Dla prostego człowieka, który wiedzę o kwestiach prawnych czerpie z amerykańskich seriali, niekoniecznie dotrze informacja o tym, że w najważniejszym polskim podręczniku prawa karnego napisano o abolicji indywidualnej. Dotrze – w znaczeniu, że człowiek zrozumie, co to znaczy.

Dużo łatwiejszym do przyjęcia jest komunikat: Jak można ułaskawić niewinnego? Przecież przed prawomocnym wyrokiem każdy jest niewinny. He, he. Zwłaszcza gdy jest to poparte tekstem: współczesne prawo nie zna takiej sytuacji.
A przecież zna. Dlaczego Nixon nie stanął przed sądem? Bo go Ford ułaskawił. A czy został skazany przez jakiś sąd? Nie został. Nie stanął przed sądem. Bo go Ford ułaskawił. Wszelkie przestępstwa, które mógł popełnić podczas pełnienia urzędu prezydenta. Amerykański prezydent może ułaskawić jeszcze przed postawieniem w stan oskarżenia. Nikt się jakoś specjalnie nie oburza. Jest traktowane jako element systemu checks and balances. Chodzi o to, żeby w sytuacji gdy władza sądownicza odwali jakąś manianę, władza wykonawcza mogła to skorygować.

He shall have Power to grant Reprieves and Pardons for Offences against the United States, except in Cases of Impeachment” – „He” czyli Prezydent Stanów Zjednoczonych. 

U nas wygląda to tak:
Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu.

Można odnieść wrażenie, że ktoś od kogoś odpisywał. 
Tak, wiem, że w Ameryce biją murzynów. To jest zła informacja. Ja tego nie pochwalam. 

Gdyby się komuś chciało poszperać – przeczytałem gdzieś, że prawo do ułaskawienia, w dowolnym momencie procedury sądowej, ma prezydent Austrii, nie mogę teraz tego znaleźć. 
Austria jest bliżej niż Stany. Ale tam pewnie sami faszyści. 

2. Zdziwiony brakiem dzwonka listonosz przyniósł paczkę z Niemiec. Dzwonka nie było, bo się zepsuł. A to był porządny chiński dzwonek. Przestało działać gniazdo ładowania. Chwilę przed listonoszem przyjechał kurier, który przyniósł nowy dzwonek, więc zdjąłem stary. Listonosz miał podejrzenia, że dzwonek zniknął w noc sylwestrową. A tu nic sensacyjnego się nie wydarzyło. W paczce z Niemiec (spod Wuppertalu, a to w Niemczech) była kieszeń na dysk do XServe. 
XServe, to – jak sama nazwa wskazuje – serwer produkcji Apple. Bardzo piękny. Kupiłem sobie taki w prezencie, bo od lat marzyłem, by taki mieć. A kupiłem przez brata mojego Michała. Otóż alkoholizowałem się z kolegą moim Kubą w „Noli”, knajpie przy Wilczej. Wspominaliśmy ciężkie czasy COVID-u. Ja złapałem od Kuby. Później równolegle leżeliśmy w szpitalach. No i brat mój Michał wysłał mi wiadomość, że jest Xserve na Allegrze. Za grosze. Więc niewiele myśląc kliknąłem. Przez te wspomnienia, nie zwróciłem uwagi na to, że jest bez kieszeni na dyski. Więc, kiedy serwer przyszedł, musiałem jakieś kombinacje alpejskie stosować, by go uruchomić. System z pendrajwa na USB, dysk po FireWire. Chodził, ale nie za bardzo. Równocześnie się okazało, że kieszeni, których zawsze było na Allegrze multum, nie ma wcale. Dopiero po paru tygodniach trafiem na jedną na eBay-u. I ją listonosz przyniósł. No i serwer ruszył. Teraz będę musiał przeorganizować sieć w domu. I to jest zła informacja, bo robię to raz na ruski rok, więc za każdym razem muszę cobie przypominać o co chodzi z tymi maskami podsieci, adresami, portami etc.

3. Spadł śnieg. Ale tylko trochę. Niby biało, a jednak błoto. Do tego wiało. Piesek na spacerze był zasadniczo grzeczny. Dopiero na koniec bardzo się był zainteresował powieszonym na drzewie sąsiadów jedzeniem dla sikorek. Bogu dzięki powieszonym na tyle wysoko, że się nie zdecydował na próbę zerwania. No i jak go wyciągałem spod sąsiedzkiego drzewa, to się rozbrykał. I rozbrykany był właściwie do wieczora. Złą informacją jest, że nikt nie wymyślił smartfonów dla psów. Dostawałby taki pies smartfon i się wgapiał jak ludzkie dzieci. 

sobota, 14 lutego 2015

14 lutego 2015



1. We czwartek w Rabce poseł Kwiatkowski połamał się na nartach. I to jest zła informacja. Ja się połamałem na oślej łączce w Koninkach chyba w trzeciej klasie podstawówki. Pamiętam, że to właściwie był mój drugi w życiu zjazd. Nogę unieruchomił mi pułkownik Służby Bezpieczeństwa. Znaczy nie tyle unieruchomił, co przywiązał do podudzia deskę w sposób taki, że nic nie unieruchamiała. I to właściwie było strasznie śmieszne. Pułkownik Kantek, to ciekawa postać. Okupację spędził w domu dziecka. Ulubionym gubernatora Franka. Gubernator wpadał, sadzał sobie dzieci na kolanach i dawał im cukierki. Razem z nim przychodzili inni panowie w bardzo eleganckich mundurach i też rozdawali cukierki. Swoją drogą ostatnio zauważyłem ostatnio na nie-powiem-kim spodnie od tego krawca, co mundury tamtych panów obserwowanych przez płk. Kantka za młodu.
No i pewnego dnia panowie w ładnych mundurach wyjechali przegnani przez brudnego żołnierza, który miał karabin na sznurku. Młody płk Kantek wymyślił wtedy, że skoro ten brudny żołnierz z karabinem na sznurku jest silniejszy od panów w ładnych mundurach to się trzeba do niego przyłączyć. No i w ten sposób trzydzieści parę lat później płk Kantek był podpułkownikiem SB i pracował w wydziale łączności WUSW w Krakowie.
Płk. Kantka przypominam nie dlatego, żeby się ponabijać z jego nieumiejętności udzielania pierwszej pomocy, tylko, żeby przypomnieć, że 13 grudnia 1981 roku nie wykonał rozkazu i nie wyłączył wszystkich automatów telefonicznych (budek) w mieście. Chodziło mu o to, że ludzie nie będą mieli jak wezwać pogotowia i ryzykował sporo, bo rozkaz jest rozkaz. Zwłaszcza na wojnie.
Z deską przywiązaną do nogi dowieziono mnie na krakowskie pogotowie. Tam mnie zagipsowano. I w tym gipsie byłem z pół roku. I to nie było fajne. W każdym razie od tego czasu na nartach nie jeżdżę. Oszczędziłem więc mnóstwo czasu i pieniędzy.

2. Więc poseł Kwiatkowski się połamał. No i nie wiem kto pierwszy rzucił hasło, że cały wypadek był ustawką, żeby kandydat Duda mógł być sfotografowany jak pomaga koledze. Ktoś hasło na Twitterze rzucił, PiS-owcy zaczęli protestować. Biedny Kwiatkowski cierpiał w szpitalu.
Gazeta.pl zrobiła materiał o dyskusji na temat tego, czy to ustawka. Nikt oczywiście nie zadzwonił do szpitala, żeby się dowiedzieć o stan Kwiatkowskiego, bo to przecież nie o to chodzi, żeby podać czytelnikom fakty.

Kwiatkowskim zainteresowała się posłanka Ligia Krajewska. W kontekście ustawki oczywiście. Zrobiła to w momencie, w którym już było wiadomo, że ten leży połamany.
Pani Ligii to jest mi czasem żal. Bo nawet teoretycznie zaprzyjaźnieni z nią ludzie za jej plecami mówią, że jest idiotką. Tak, tak, to o was redaktorze Kolanko.

No dobra, ostatnie zdanie to żart. Niesmaczny. Wszyscy wiedzą, że red. Kolanko taki nie jest.

TVN24 puścił materiał, w którym słowo „ustawka” padło chyba ze dwadzieścia razy. I to jest zła informacja. Przepytali na tę okoliczność jakiegoś SLD-owca (tych młodszych nie rozróżniam). On myślał, że pytany jest o jadę Dudy na nartach, z kontekstu wynikało, że o wypadek Kwiatkowskiego. SLD-owiec mówił, że ustawka. Zaczęła się na Twitterze robić zadyma. Odezwał się Konrad Niklewcz. (w podobny jak pani Ligia sposób).


No właśnie. Kontynuując temat Instytutu Obywatelskiego, bo znowu przez telefon usłyszałem jakieś smaczki – Niklewicz był postponowany przez Makowskiego. Jak przestał być ministrem od prezydencji zrobiono z niego zastępce Makowskiego, co Makowskiemu zbytnio nie pasowało. Mobingował go więc sadzając w pokoju z praktykantami. Ministra.
A, no i nowy dyrektor Sienkiewicz podczas przywitania z zespołem użył słowa „podwyżka” więc zespół się w nim zakochał. Dyrektorowi Sienkiewiczowi na miłości zespołu chyba specjalnie nie zależy, bo przecież nikt nie kocha go tak bardzo jak on sam.
Jak tak dalej pójdzie, to będę się finansował prowadząc linię 0700, ludzie będą do mnie dzwonić, żeby się podzielić informacjami na temat polskiej polityki.

W Kancelarii Prezydenta ponoć nastrój jakby ktoś umarł. Na chorobę zakaźną. Prof. Nałęcz omijany jest przez pracowników dużym łukiem. Lubiłem oglądać prof. Nałęcza w czasie komisji Rywina. Teraz nie lubię. Stracił lekkość wypowiedzi, która wtedy go jakoś charakteryzowała.

To co piszę wcale nie musi być prawdą, bo ani w Instytucie, ani w Kancelarii nie byłem. Choć mam blisko. I one (Instytut i Kancelaria) też są od siebie blisko.

Redaktor Durczok z niewiadomych przyczyn wycofał się z sędziowania „Blogu Roku” w kategorii, w której startowałem i w której najwięcej SMS-ów zebrał Matka Kurka. I to jest zła informacja. Gdybym się załapał do półfinału (a chciałem to zrobić, żeby poznać red. Durczoka na gali) – to bym z tym półfinałem został jak Himilsbach z angielskim.

3. Coś jeszcze chciałem napisać i nie pamiętam co. I to jest zła informacja.
Obejrzeliśmy z Bożeną „Amerykańskiego Snajpera”. Mnie się podobał. Bożenie – nie. Mowa wychowawcza ojca bohatera na początku filmu warta wszystkie pieniądze.