7–8 września
1. W Poniedziałek wylądowaliśmy w
Krakowie. W Warszawie lało. W Krakowie wręcz przeciwnie. Z Balic
trafiliśmy do hotelu postawionego w miejscu parkingu, na którym
Francuz (chyba z Korsyki) zastrzelił Andrzeja Zauchę. Trzymałem na
tym parkingu Taunusa. Rocznik 1975. Dojeżdżałem nim do pracy.
Piechotą 350 metrów, samochodem 1200.
Samochodu już nie ma,
więc nieistnienie parkingu mi aż tak bardzo nie przeszkadza.
Zresztą nie mieszkam już przy Syrokomli. Chyba, że w hotelu.
Z
okna widok miałem na budynek Biprocenwapu. Swoją drogą ciekawe
czym ta firma się teraz zajmuje. Pewnie wynajmem powierzchni
biurowej.
Ze dwadzieścia pięć lat temu na części parkingu był
autokomis. Stało tam porsche 924, które chciałem przez chwilę
mieć. Może i dobrze, że się nie udało. Zresztą jakoś
specjalnie się nie starałem.
I to jest zła wiadomość, Bo może
gdybym się wcześniej zaczął starać – wszystko by było
lepiej.
2. Udałem się do kolegi Krzysztofa znanego w pewnych
kręgach jako Mistrz Bronisław. W tak zwanym międzyczasie
urodziła mu się dwójka dzieci. Wciąż ma jeden z najbardziej
krakowskich widoków jakie mogę sobie wyobrazić.
Później z kolegą Jankiem udaliśmy
się do Pięknego Psa. Trzeciego. Który chyba najwięcej wspólnego
ma z pierwszym. Trochę „Dziady”. Albo pierwszy odcinek
„Czterdziestolatka”. Przemazujący się ludzie, których nie
widziałem ze dwadzieścia pięć lat.
Kiwi mówiący: dziadek,
tylko tego nie spierdolcie, choć ponoć głosował i głosować
będzie na Platformę. Wielka ci odpowiedzialność na nas spoczywa.
Później poszliśmy na Sławkowską, gdzie ktoś reaktywował
Free Pub. Nie dajcie się zwieść – jest tam zupełnie inaczej niż
w oryginalnym. Za to w Dekafencji jest jak zwykle.
Wieczór
przyjemny. Nie tak hardkorowy jak drzewiej bywało.
Cóż,
widać symptomy starości. I to nie jest dobra informacja
3. Pojechaliśmy do Krynicy. Po drodze widziałem krowę. Zapomniałem jak duże jest to zwierzę. Leżała koło stacji benzynowej i żuła. Na stacji dwóch panów odkurzało mercedesy obrendowane firmą – partnerem polskiego Davos. Swoją drogą, skoro polskiego, to raczej Dawos.
Spędziliśmy tam parę godzin. Złą informacją jest, że język macedoński jest jednak zbyt trudny, nie rozumiałem przemowy macedońskiego prezydenta, a sprawiał wrażenie niezłego mówcy.
Wracaliśmy Viano, którego kierowca (pan Sławek) słucha RMF-u. Przypomniało mi się, że dwadzieścia lat temu wieczorem zamiast przerywanej reklamami nawalanki radio nadawało niezłą polityczną publicystykę. I komu to przeszkadzało?
3. Pojechaliśmy do Krynicy. Po drodze widziałem krowę. Zapomniałem jak duże jest to zwierzę. Leżała koło stacji benzynowej i żuła. Na stacji dwóch panów odkurzało mercedesy obrendowane firmą – partnerem polskiego Davos. Swoją drogą, skoro polskiego, to raczej Dawos.
Spędziliśmy tam parę godzin. Złą informacją jest, że język macedoński jest jednak zbyt trudny, nie rozumiałem przemowy macedońskiego prezydenta, a sprawiał wrażenie niezłego mówcy.
Wracaliśmy Viano, którego kierowca (pan Sławek) słucha RMF-u. Przypomniało mi się, że dwadzieścia lat temu wieczorem zamiast przerywanej reklamami nawalanki radio nadawało niezłą polityczną publicystykę. I komu to przeszkadzało?