1. Kot Pawełek spędził
noc na polu. Musiał wyjść kiedy wieczorem przynosiłem drewno do
kominka. Rano wbiegł do domu i zaczął się użalać nad sobą.
Strasznie narzekał. Później zjadł żarcie swoje, swojego ojca i
poszedł spać.
Złą informacją jest, że nie zauważyłem braku
Pawełka. Że nie policzyłem kotów.
2. Przez cały dzień
robiliśmy rodzinnie porządki przy domu. Krajzegą, młynkiem do
gałęzi, piłą spalinową, grabiami. Część gałęzi leżała
chyba z dziewięć lat. Na wiosnę wywiezie się do parku to coś, co
przypomina ziemię, a powstało z kory, liści, pyłu, i pewnie
różnych innych rzeczy. Dużo dobrego się udało zrobić. Brak
górki i brak kupy gałęzi – wielki sukces.
Strasznie wiało.
Ognisko, kiedy się je już udało rozpalić (nie bez udziału
benzyny) – było bardzo widowiskowe. Wirujący dym, snopy iskier.
Wiatr działał jak doładowanie, więc stosunkowo szybko się
spaliło, to co się miało spalić.
Na niedzielę została mi
naprawa dachu nad bocznym wejściem. I to jest zła informacja, bo
nie mam koncepcji, jak na ten dach wyleźć, żeby go do reszty nie
zniszczyć.
Przed Świętami dostałem słuchawki Samsunga
(Level On się nazywają). Używam ich pisząc – pomagają się
skupić. Dziś się okazało, że działają również jako
ochronniki słuchu.
3. Poszedłem do sąsiadów, żeby
porozmawiać z Teresą – tak jak obiecałem w Sylwestra. Kiedy
tylko wszedłem poczęstowano mnie nalewką, którą Teresa z Jolą
tak się załatwiły. Nalewka powstała z zalania cukierków
„kukułek” spirytusem. I chyba kawą. Mocna rzecz.
Szpital w Świebodzinie
kilka lat temu został sprzedany firmie ze Szczecina. Cały. Razem z
działką, budynkami i wyposażeniem. Właściciel jest w sporze z
pielęgniarkami. Pielęgniarki, jeżeli są na etatach zarabiają…
mój osobisty lekarz za dwa dyżury dostaje więcej pieniędzy niż
pielęgniarka przez miesiąc. Jeżeli są 'na kontraktach' – czyli
nie dotyczy ich prawo pracy – mogą zarobić nieco więcej, ale
pracują miesięcznie po 300 godzin. Zresztą często te 'na
kontraktach' musiały czekać na pieniądze, bo nie dotyczy ich prawo
pracy.
Pojawia się widmo strajku, które do wściekłości
doprowadza starostę.
Starosta dumny bardzo, że
sprzedał deficytowy szpital nagle ma problem. Bo co będzie, jeżeli
jedyny w powiecie szpital przestanie działać? Co będzie, jeżeli
spółka zbankrutuje? Powiat wybuduje nowy szpital? Może odkupi
budynki od spółki?
Na razie więc straszy pielęgniarki w
lokalnej prasie prokuratorem (że zgłosi jeżeli odejdą od łóżek).
Złą informacją
jest, że nie interesowałem się tym wszystkim przed rozmową z
prof. Balcerowiczem, którą przeprowadziliśmy z kolegą Grzegorzem
w 2013 roku.