Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Eminowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Eminowicz. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 stycznia 2021

13 stycznia 2021


1. Wciąż Warszawa. Zaśnieżona. Wstałem za późno, gdyż położyłem się za późno spać. Nie zjadłem więc śniadania. I to jest zła informacja. Kiedy poprzednim razem nie zjadłem śniadania – o włos źle się to nie skończyło. Oj, bardzo źle. 
Odbyłem serię spotkań i znowu, dzień skończył się przed czasem. Ledwo zdążyłem do zoologicznego przy Hożej, żeby kupić Kociowi jedzenie, które mu kiedyś smakowało. 

Beirut/Kraken do hamburgera z tuńczykiem dodaje frytki z batatów. Właśnie się dowiedziałem, że batat to tak naprawdę wilec ziemniaczany. 
Cóż, nazwa: frytki z wilców – nie brzmi najlepiej marketingowo. 
Wilec ziemniaczany to jakiś kuzyn naszego powoju. 
Na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie – króluje grzaniec. Osobiście nie jestem wielbicielem. Kojarzy mi się z kacem. W punktach sprzedaży tłum się kłębi. Przy Domu Bez Kantów wystawiono nawet stoliki z gazowymi ogrzewaczami. 
W Świebodzinie w poniedziałek zdejmowano z latarni świąteczne iluminacje. Warszawa wciąż świętuje. Bogatemu wszystko wolno. 

2. Skończyła się bateria w dzwonku do drzwi. Wyszedłem kupić baterie AAA. Mam wrażenie, że kiedyś takich baterii nie było. Nie pamiętam jak się nazywały w wersji z literą R. AA to były R6. Grubsze, do radia Major, które stało w kuchni, to były R14. Z bateriami bywało krucho, kiedy się kończyły, radio zaczynało – excuse le mot – pierdzieć. Wtedy wkładało się je na chwilę do piekarnika i działały przez parę dni dłużej. Radio Major na stole w kuchni. Trójka – rano, Głos Ameryki – wieczorem. Pełen pluralizm. 
Baterie AAA kupiłem w Carrefourze przy Hożej. Naprzeciwko sklepu stał kontener pełny dębowego, świeżo zerwanego parkietu. Parkietu nie klejonego po warszawsku jakąś smołą, tylko przybijanego gwoźdźmi. Jak w Krakowie. Parkietu, który jeżeli się zniszczy, jeżeli się już nie da przecyklinować, można zdjąć, odwrócić i jeszcze raz ułożyć. Przeżył taki parkiet wojną, komunę, trzydzieści lat wolnej Polski, w końcu ktoś postanowił go wymienić. Ciekawe na co. Może na hiszpańskie (czy włoskie?) płytki, jak u nas w kamienicy. 
Gdybym miał duże auto, to bym podjechał naładował tego parkietu po dach, mimo iż zrywany był barbarzyńsko – coś by można z niego zrobić. Złą informacją jest, że nie mam dużego auta. 

3. Osiem lat temu zmarł Marek Eminowicz mój również nauczyciel historii z liceum. Przypominał mi się ostatnio, przy słuchaniu Jasienicy. (Słuchamy audiobooków przed snem). Odkryłem, że Stary (ja nie nie jestem z grupy, która go nazywała Eminem) często mówił Jasienicą. 
Kiedy dziś zauważyłem, że to już osiem lat – przypomniał mi się pogrzeb. Salwa honorowa. I dwie starsze panie – najwyraźniej emerytowane nauczycielki, które tę salwę skomentowały: „nawet po śmierci nie ma wstydu”. 
Coś w tym jest. Stary raczej nie miał wstydu. Ale naprawdę nikomu rozsądnemu to nie przeszkadzało. Dziś niestety byłoby inaczej. I to jest zła informacja. 



niedziela, 24 stycznia 2016

22 stycznia 2016



1. Musiałem wstać nieprzyjemnie wcześnie. Kancelaryjny Viano powiózł mnie do Zakopanego. W poprzednim moim życiu – muszę przyznać – samochody miały lepsze fotele. Tym Viano mogę jechać do czterech godzin. Później jest słabo. I to jest zła informacja, bo jechaliśmy godzin z siedem. Dziwną trasą. Przez Wadowice Suchą Beskidzką i Zawoję. Za Zawoją była przełęcz i było pięknie.

2. Na Magurce (między Suchą i Zawoją) Chatę miał prof. Marek Eminowicz. Fejsbuk przypomniał mi, że trzy lata temu był jego pogrzeb. Trzy lata temu w kościele św. Szczepana piękną mowę wygłosił prof. Andrzej Nowak, którego akurat historii w V zakładzie uczył prof. Luty – antyteza Marka Eminowicza.
Przypomniała mi się ostatnia z nim rozmowa. Zadzwoniłem z dość głupim pytaniem, z odpowiedzi na które miał powstać tekst do gazety. Zastałem go już ciężko chorego – czyli w stanie, który zdecydowanie mi do niego nie pasował.
Pół roku później był pogrzeb. I strasznie dużo ludzi, którzy mówili, że by nie byli w tym miejscu, gdzie są, gdyby nie Stary [bądź Emin – ale tak mówili ci starsi].
Muszę przyznać, że chętnie bym ze Starym pogadał. Nie, żebym to robił po liceum jakoś specjalnie często, ale wiedziałem, że była taka możliwość. Dziś już jej nie ma. I to jest zła informacja.

3. Dojechaliśmy do Zakopanego. Zakwaterowano nas w hotelu, którego nazwy prze litość nie wymienię. W każdym razie liczba gwiazdek pod nazwą nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Razem z jednym z bardzo ważnych kancelaryjnych dyrektorów jechaliśmy windą, która nagle odmówiła współpracy. Dzwoniliśmy przyciskiem z dzwonkiem – bez efektu. Ważny Kancelaryjny Dyrektor – zadzwonił telefonem do recepcji. Usłyszał, że pracują nad problemem. Mnie się w końcu przypomniały amerykańskie filmy – otworzyłem drzwi siłowo. Okazało się, ze jesteśmy w piwnicy. Na schodach minęliśmy ekipę ratunkową w postaci pana w nibyliberii.

Człowiek, który wymyślił trąbki używane przez kibiców powinien w piekle siedzieć w idealnej ciszy. Bądź wręcz przeciwnie. Ważne, by to było dla niego dotkliwe.
Chodząc po Krupówkach chciałem mordować. Ale boję się, że nikt by mnie nie zrozumiał.
Krupówki straszne. Zakopane straszne. I to jest zła informacja. Mam nadzieję, że w okresie bezeventowym jest lepiej.

Z niewiadomych przyczyn co chwile natykałem się na napis „Viel Spass in Zakopane”.

Das ist kein Spaß.


niedziela, 27 grudnia 2015

25 grudnia 2015


1. Przez dwa dni nie chciał się rozpalić trociniak. I to jest zła informacja. Piec, w którym się pali trocinami. Piec w tym przypadku bardziej określa funkcję niż konstrukcję, bo zasadniczo jest to beczka z wspawanym kawałkiem rury, którą podłącza się do komina. Do tej beczki wstawiamy inną beczkę w której ubiliśmy wcześniej trociny w taki sposób, by w środku pozostała dziura. Trociny palą się od środka. Od tej dziury. Jeżeli są dobrze ubite – piec grzeje przez kilkanaście godzin.

Z pierwszym trociniakiem miałem do czynienia w liceum w tzw. Chacie ś.p. prof. Eminowicza. Trociniak nazywany był Skiełem i był tam podstawowym ogrzewaniem.

Ciekawe, czy jakiś inny wychowanek Starego [nazywanego przez starsze pokolenia Eminem] dał się zarazić tym sposobem ogrzewania.

Trociniak kupiłem cztery lata temu w Zwoleniu. Jakąś dużą mazdą zrobiłem w tym celu trasę Warszawa-Zwoleń-Sandomierz-Kraków-Rokitnica. Pamiętam, że samochód sporo palił, ale był dość wygodny. Kiedy minąłem Lubin w Trójce nie pamiętam już kto wspominał Stan Wojenny. Te wspomnienia zrobiły na mnie takie wrażenie, że wymyśliłem tekst o gen. Jaruzelskim.

Dojechałem w środku nocy, podłączyłem trociniak, ubiłem trociny, rozpaliłem i zadymiłem cały dom, bo źle podłączyłem. Wtedy trociniak służył do podgrzewania piwnicy. Dziś jest na górze.

2. Trzeba było zawieźć dziewczyny na berliński pociąg. Wyjechaliśmy zbyt późno, bo w założeniach pominięto problem EML i wynikającą z niego prędkość 60 km/godz. Po drodze spod kół uciekł mi lis, który pewnie był jenotem. Dziś trudno o prawdziwego polskiego lisa wyparły je rosyjskie podróbki. I to jest zła informacja.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Pociąg przyjechał wyjątkowo na peron trzeci. Nie – jak zwykle – na drugi.
Dla kilku osób niespodzianką było istnienie trzeciego peronu. Coż, jest on może trochę na uboczu, ale działa.

3. Kevin Spacey występuje w reklamie Espace. Słabej reklamie. I to jest zła informacja.

niedziela, 1 lutego 2015

1 lutego 2015


1. Dawno temu Bożena przywiozła mi z Czech chiński zegar ścienny z Matką Boską. 
Przez większość czasu był wyłączony ale parę dni temu coś mnie naszło i go uruchomiłem. Niestety od siódmej do dwudziestej trzeciej, o pełnej godzinie, ze skrzeczącego głośnika wygrywał najpierw Big Bena, a później melodyjkę. Jedną z kilku. 
Rozpoznałem wśród nich tę z „Blaszanego bębenka”, choć nie było łatwo, bo głośniczek skrzeczy potwornie.
No więc kiedy, koło czwartej kładłem się spać, mając świadomość, że zegar zaraz zacznie skrzeczeć udało mi się (nie bardzo wiem jak) to skrzeczenie wyłączyć.
W związku z tym spaliśmy do południa.
Przegrzebując telewizyjne kanały trafiłem na drugą połowę filmu „Exodus”. Paul Newman jako żydowski bojownik walczy o izraelskie państwo najpierw z Brytyjczykami, później ze sterowanymi przez byłych faszystów Palestyńczykami.
O tym, że Niemcy pozostawili niezatarty po sobie ślad na Bliskim Wschodzie pisał kolega Jakub nie tak dawno temu we „Wproście”.
Była w filmie jedna niezła scena. Pod oblężony żydowski sierociniec podjeżdża kilkanaście ciężarówek. W nocy. Ktoś tam pyta dowódcę odsieczy – skąd ich aż tylu? Ten odpowiada, że tylko dwóch na samochód, ale wrażenie robią odpowiednie.
Napisałbym „Żydy pany” ale mało kto złapie ten wysofistykowany dowcip. I to jest zła informacja.

2. Oglądałem samą końcówkę „Śniadania mistrzów”. Nie wiem skąd Meller bierze energię do rozmawiania z tymi głupkami.
Artysta Mleczko oddawał Krym Rosji. Sekundował mu w tym taki łysy pisarz, który znany jest ze związku z aktorką, która wynajmuje mieszkanie koledze Zbroi. Był jeszcze muzyk rockowy od „Nie wierzę politykom”, ale od muzyków rockowych w tym wieku trudno wymagać jasności umysłu. Jedyny z gości, który był się dystansował od towarzystwa to pisarz Żulczyk. A jeżeli Żulczyk wychodzi na najrozsądniejszego gościa, to łatwo sobie wyobrazić co się tam działo. I to nie jest dobra informacja.

3. Polskie Stronnictwo Ludowe wystawi swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Będzie to Honorowy Obywatel Pińczowa, pan Jarubas.
Nazwa Pińczów kojarzy mi się z grą w brydża. Ś.p. prof. Eminowicz zwykł mawiać „w Pińczowie dnieje”, gdy ktoś się zbyt długo zastanawiał.
W „Faktach po Faktach” kandydaturę pana Jarubasa komentował pan Protasiewicz. Trzeźwy. Pan Protasiewicz powinien jak najdłużej być na antenie. Nie robi wtedy głupot.

Przeczytałem, że Hienę Roku 2014 dostali Stasiński z Czuchnowskim. I jak temu pierwszemu należy się ona jak psu kość, to Czuchnowskiemu – nie. Czuchnowski ostatnio się parę razy zachował. I zrobił to „na łamach” przeciw sporej części swoich kolegów i czytelników.

SDP ma jakiś problem. Z jednej strony nie przyjmują Pereiry, z drugiej – zaliczają taką wtopę. Najgorsze, że osłabia to wydźwięk „Hieny” dla Stasińskiego. A to bardzo zła informacja.