1. Rozładowałem chevroleta. Na jednej ze skrzyń zachował się fragment listu przewozowego. Przyjechały w nich die Spurstangen. Do jakiegoś naprawdę dużego auta. Udało mi się wyjechać bez składania lusterka. Wszystko się okazało kwestią kąta.
Zadzwonił Gazownik. –Kto panu robił tę instalację? –Nie mam pojęcia. –Oj, będzie to pana kosztować.
Parownik nie dość, że za mały, to jeszcze nieszczelny. Rurka od zbiornika przy mocy ponad 300 koni powinna być ósemką. Jest szóstką. Gumowe przewody w komorze silnika wszystkie do wymiany. Zgodziłem się na wymianę parownika i gumowych rurek. Reszta zaczeka na wymianę zbiornika, którego atest się niedługo kończy. Złą informacją jest, że audi będzie gotowe dopiero w poniedziałek.
2. Pojechaliśmy do Gronowa. Tak się składa, że Gronów jest koło Łagowa. Obie miejscowości są w Lubuskiem. W Łagowie są dwa piękne jeziora i zamek Joannitów. Festiwal filmowy i inne atrakcje. Z tym, że to jest tylko część prawdy. W Lubuskiem zupełnie gdzie indziej, bo po drugiej stronie Odry jest jeszcze jeden Łagów. A obok niego zupełnie inny Gronów. Legenda głosi, że to specjalni, by utrudnić życie amerykańskich komandosów, którzy by się mieli na wczesny PRL desantować, żeby im się wszystko mieszało. W każdym razie, gdy ktoś zobaczy ogłoszenie – Łagów, lubuskie, atrakcyjny apartament na wynajem lepiej niech sprawdzi czy to aby nie ten drugi. Ten bez dwóch jezior, zamku Joannitów i innych atrakcji.
W Gronowie był sklep ze starymi meblami. Akurat dzisiaj wyjątkowo zamknięty. I to jest zła informacja. Pojechaliśmy więc do Zielonej Góry. Bożena zapisała się tam do biblioteki. Oddawała Lema, pożyczała jakieś trzy.
Jechaliśmy przez Zieloną, która bombardowała mnie pretensjonalnością szyldów. Manufaktura Pizzy. Kebab Factory. Na koniec sklep: Franczeska. Przepraszam. Nie sklep, tylko boutique. Tak się na Franczeskę zagapiłem, że o mały włos nie staranowałem jakiegoś mijającego mnie autka.
W sprawie Franczeski wypowiedziała się kiedyś Rada Języka Polskiego. „Franczeska to zapisane w polskiej postaci włoskie imię Francesca, a jego rodzimym odpowiednikiem od setek lat jest Franciszka. Zapisanie imienia jako Franczeska, czyli oddającego za pomocą znaków polskiej ortografii jego włoską wymowę, nie powoduje możliwości jego akceptacji jako formy polskiej, ponieważ taką formą jest od wieków Franciszka”
Swoją drogą czy Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiedział się w kwestii ograniczania prawa rodziców do nadawania imion dzieciom? Skoro można sklep nazwać Franczeską, to dlaczego nie można tak nazwać córeczki. Albo syneczka. Teraz powinienem przypomnieć dowcip o indiańskich imionach. NIe przypomnę. I nie chodzi tu o Stojącego Węża. Swoją drogą praca z dekadę młodszymi ludźmi otwiera przed człowiekiem zamknięte wcześniej bogactwo internetu. Takie jak wymiony wyżej „Stojący Wąż” czy „Osa Aldona i bąk Andrzej”. Bogactwo, z którego istnienia wcześniej człowiek sobie nie zdawał sprawy.
3. Przed wieczorem ruszyłem do Warszawy. Co jest oczywiście złą informacją. Nie spieszyło mi się zbytnio, więc wjechałem na A2 dopiero przed Strykowem. Zaoszczędziłem pewnie z osiemdziesiąt złotych. Jechałem ciut szybciej niż TiR-y, słuchając „Wschodzącego Słońca” Crichtona. Szkoda, że książkę sfilmowano w czasach przednetfliksowych, bo serial mógłby dużo więcej zawartości książki pomieścić. Jechałem z sześć godzin. Książka skończyła się, gdy otwierałem drzwi do domu.
Trafiłem na powtórkę Trzaskowskiego w Faktach po Faktach. Pseudowyrok pseudotrybunłu obalił pseudokompromis.
„Ulicę Sezamkową” sponsorowały literki, tę wypowiedź najwyraźniej słowo „pseudo”.