1. Śmieciarka. Rano. Obudziła. Nie wiem, na czym to polega, nie wiem, z czego się to bierze, ale w Warszawie są najgłośniejsze śmieciarki w Polsce.
2. Pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Uberem. Moim kierowcą był Muhammad Samie. Spotkanie z Powstańcami w Parku Wolności. Był dyrektor Zydel. Zasadniczo powinien występować z orderem. Była wszakże rocznica dyrektora Zydla udekorowania.
Ale nie o tym. Zanotował po pierwszy raz od dawna zły efekt covid-u. Fizyczny – że tak powiem, mentalnych nie liczę. Otóż, kiedy postałem chwilę na słońcu, które wcale takie mocne nie było, zaczęło się mi kręcić w głowie. Oj nie dał bym rady pracować jak kiedyś. Ale nie o tym. Rozmawiałem chwilę z funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa. Funkcjonariusz, to chyba jednak lepsze określenie niż oficer, gdyż nie każdy funkcjonariusz jest oficerem, a każdy oficer jest funkcjonariuszem. Znaczy z niejednym funkcjonariuszem rozmawiałem. Ale chodzi mi o tego konkretnie. Staliśmy z tyłu. On patrząc na zgromadzonych, których nie było tak dużo, jak kiedyś, zaczął się zastanawiać, co będzie gdy Powstańców już wśród nas nie będzie. Że pewnie przestaną przyjeżdżać oficjele. Że wszystko będzie zależeć od Miasta, jeżeli uroczystości będzie tratować poważnie, to oficjele przyjadą. Pamiętał czasy, kiedy rocznicę wybuchu świętowano z dużo mniejszą pompą. Kiedy właściwie świętowali sami Powstańcy. Rozmawiałem o tym z kolegami Dyrektorami. Zależy im na tym, by to dziwne coś, co sobie przekazują w sztafecie przejęły rodziny Powstańców. By opowiadały, co od Powstańców usłyszały. Zasiedziałem się u kolegów Dyrektorów. Tak, że aż musieli iść, żebym sobie poszedł.
2. Poszedłem do domu. Z Muzeum Grzybowską do Jana Pawła, kawałek Świętokrzyską, Emilii Plater, koło kościoła św. Barbary do Poznańskiej i do domu. Posiedziałem chwilę, aż sobie przypomniałem, że muszę zatankować Audiego. Pojechałem więc. Po zatankowaniu pojechałem Audiego umyć. (tak, nazywanie audi Audim jest nieco pretensjonalne, ale się mojej osobie podoba). Jak go już umyłem, pojechałem do Makro. Po wodę, która jest tańsza ze trzy razy niż w tzw. normalnych sklepach.
3. Udałem się na proszoną kolację. Uberem. Wiózł mnie Sadin. Przez całą drogę słuchał jakiś – jak to kiedyś mówiono – tureckich kazań. Znaczy tureckie, to one nie były. Jedyne słowo, które rozumiałem to Allah. Powtarzało się. Jestem jednak pełen uprzedzeń, od razu się zacząłem zastanawiać, czy człowiek, którego zdjęcie świeciło na telefonie, nie jest aby podobny do dwójki Al-Kaidy. Na kolacji było miło. Znowu się zasiedziałem. Wracałem Uberem. Wiózł mnie Saiar. Puszczał rosyjskojęzyczny POP.
Wcale mi nie przeszkadzał, więc może aż takich uprzedzeń nie mam.
sobota, 31 lipca 2021
30 lipca 2021
piątek, 29 stycznia 2021
28 stycznia 2021
1. Jak zwykle w Warszawie, zbyt krótko spałem. I to jest zła informacja. Do tego, rano nie działał twitterowy link do rozmowy Mazurka z Suskim.
Pojechałem odzyskać felgi od beemki. Trzy lata temu zostawiłem je na przechowanie i jakoś później nie było okazji ich odebrać. Zapłaciłem trzy stówki. Ech, ta inflacja. Za to zutylizowano opony. Były na tyle stare, że nie powinno się na nich jeździć i na tyle młode, że nie miały jeszcze wartości muzealnej. Dwie kupiłem jeszcze do Supry, która przestała jeździć w 2005 roku.
Kiedy czekałem na felgi zadzwonił brat mój, by się pochwalić, że kupił subaru. Legacy. Trzy litry. Automat. 2004 rok. Jakże ja się cieszę, że nie zapadłem na chorobę subaru. Jedyne, do jakiego się przymierzałem, to był Outback w słynnym warszawsko-praskim komisie przy Marsa. Komisie, który blokował budowę wielkiego wielopoziomowego skrzyżowania. Outback był w naprawdę złym stanie. Pan z komisu bardzo mi chciał go sprzedać. Poza wszystkimi innymi problemami nie działał ABS. Pan z komisu utrzymywał, że działa (wyjęta była kontrolka). Wsiadł rozpędził się, zahamował. Pojechał po śniegu na zablokowanych kołach. –Widzi pan, działa. –Nie, nie działa. –Ale wie pan, że ABS tak naprawdę jest bez sensu. Kiedy się żegnałem, był przekonany, że negocjuję. A ja już nie chciałem tego auta.
W każdym razie brat mój jest zachwycony. Przez ostatnie lata jeździł nissanami. A wcześniejsze jego subaru były dość dotkliwie tuningowane. Teraz ma normalny samochód.
2. Z alei Krakowskiej pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie z zachowaniem wszelkich epidemicznych obostrzeń spotkałem się z panami dyrektorami. Złą informacją jest, że nie dało się z nimi jakoś specjalnie pogadać, bo – jak grom z jasnego nieba – spadła na nich informacja, że od poniedziałku być może będą się mogli otworzyć dla zwiedzających.
Kiedy ruszałem z Muzeum skończył mi się gaz. 460 kilometrów. Bardzo dobry wynik. Zapomniałem już, że Warszawa w ciągu dnia bywa zakorkowana. Pojechałem zatankować na stację obok ronda Dżochara Dudajewa. 76 litrów. Suburban przyjmował 110. I robił na nich ze 420 km. Jednak istnieje jakiś postęp w motoryzacji.
3. Reszta dnia zeszła mi na plotkowaniu w różnych formach i konfiguracjach. Napisałbym, ze chłopcy plotkują bardziej niż dziewczęta. Ale byłoby to chyba seksistowskie. Bezpiecznie będzie napisać, że jedne osoby plotkują bardziej niż inne osoby.
Parę dni tamu, korzystając z Elektronicznej Skrzynki Podawczej Systemu Pojazd i Kierowca złożyłem wniosek o rejestrację pojazdu. Wniosek otrzymał status „przyjęte”. Rubryka „Etap realizacji wniosku” jest pusta. I to jest zła informacja, bo nie wiem co teraz. Sprawdzam co jakiś czas, czy coś się nie zmieni.
Przez cały dzień nie mogłem się pozbyć wspomnienia fragmentu wczorajszego wieczornego występu pani profesor Płatek. W TVN24. Swoją drogą pod Prawem na UW musi być jakiś ciek wodny, jak inaczej tłumaczyć nadreprezentację dziwnych postaci wśród tamtejszej kadry profesorskiej.
Otóż dziennikarz zapytał panią Profesor o głosy mówiące, że nacisk [w uzasadnieniu TK] na przesłankę dotyczącą zdrowia kobiety – również zdrowia psychicznego – może wbrew pozorom ułatwiać przeprowadzanie legalnych aborcji.
Pani Profesor zachowała się jakby tego pytania nie usłyszała. Kontynuowała tyradę o tym, że prawo do aborcji jest prawem człowieka. A kobiety, nie mogące usunąć ciąży są narażone na depresje etc.
Mimbla, siostra Małej Mi, po wizycie w rekwizytorni, gdzie „kwiaty były kwiatami papierowymi, skrzypce nie miały strun, pudełka – dna, a książki nie dawały się otworzyć” powiedziała, że jest tak, jak gdyby wszystko było niczym. Od paru dni, coraz częściej mam takie samo wrażenie.
niedziela, 27 września 2015
27 września 2015
Mój ulubiony redaktor naczelny tygodnika, który jako jedyny wyłamuje się z trendu wpływów reklamowych, walnął – delikatnie mówiąc – niezbyt rozsądnego tweeta. Wieść gminna niesie, że kontem rzeczonego pana zajmuje się pani, która staje na głowie, żeby nieco te tweety przyszlifować. Jej pryncypał wciąż nie ogarnia nowych mediów
2. W Makro już stoją znicze. Jeszcze tydzień i pojawią się ozdoby choinkowe. Pory roku w Makro zmieniają się szybciej niż w supermarketach. Niechęć do poznawania nazw warszawskich ulic kosztowała mnie pół godziny. Zamknięto Niemcewicza. Po drodze były informacje, ale nic mi nie mówiły. Więc razem z setką innych kierowców zwiedzałem Ochotę. Złą informacją jest, że zamiast szukać swojej drogi jechałem za stadem.
Przez część dnia pani Premier walczyła z hejtem. Na choroby autoimmunologiczne podaje się chyba sterydy.
Później oglądaliśmy „The Casual Vacancy” nazwane nie wiedzieć czemu „Trafnym wyborem”. Pani J. K. Rowling potrafi. Serial warto obejrzeć choćby dlatego że jest ładny. Finał może na niektórych działać depresyjnie. I to jest zła informacja.
niedziela, 9 sierpnia 2015
3 sierpnia 2015
2. Niedziela. Zasadniczo nie miałem zbyt wiele do roboty, co było doświadczeniem dość dziwnym. Tej niby „Kawy na ławę” nie pamiętam. Mam wrażenie, że oglądałem „Lożę prasową”, bo jakoś mam w pamięci obraz kołnierzyka red. Stankiewicza. No i to, że gwizdy w telewizorze są głośniejsze niż w rzeczywistości.
Swoją drogą, skoro na lusterkach wstecznych amerykańskich samochodów pojawia się informacja „Obiekt może się wydawać bliżej niż w rzeczywistości” może by na paskach wyświetlać „Niektóre godne potępienia zachowania są nieco przejaskrawiane”. Złą informacją jest nie tyle, że taki komunikat nie jest wyświetlany, co to, że nawet, gdyby był to by dotyczył tylko niektórych godnych potępienia zachowań.
3. Wieczorem była msza w muzeum Powstania. Przypomniały mi się czasy licealne, kiedy msze u Dominikanów spędzano na zewnątrz kościoła. Tym razem całą mszę przegadałem z red. Gursztynem.
Po mszy odbyło się spotkanie PAD z Powstańcami. Prezydent miał świetne przemówienie. Nadawałem je peryskopem i nie wiem, czy się gdzieś zachowało. I to jest zła informacja, bo jest warte spisania.
piątek, 15 maja 2015
14 maja 2015
2. Po konferencji pojechałem po dziewczyny do ich prababci na Asfaltową. Pojechaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie czekał na nie przewodniczka o imieniu Angela. Dyrektor Ołdakowski wpadł na pomysł, że dobrze by było, żeby dziewczyny oprowadzone były po niemiecku, bo mam wrażenie, że zaczynają dzielić rzeczywistości. Czyli to, co słyszą w Polsce po polsku nie miesza im się z tym, co słyszą w Berlinie po niemiecku. I jeszcze parę lat i będ przekonane, że faszyści okupowali Niemcy. A, że robili to najdłużej, to Niemcy są najbardziej poszkodowanym krajem świata. Sophie Scholl über alles.
Dziewczyny poszły zwiedzać, a ja czekałem na dyrektora Ołdakowskiego, który siedział obok prezydenta obywatela Jóźwiaka na jakimś – przepraszam za wyrażenie – evencie.
Przejrzałem „Politykę” (zupełnie nie pamiętam co w niej było, choć parę tekstów przeczytałem) (coś Passent napisał, że go zły Magierowski atakował) (chyba), przeczytałem „Super Express” (był jakiś test – ile twoje ciało ma lat, zacząłem go rozwiązywać, ale poległem przy liczeniu od stu do zera co siedem). W końcu przyszedł wicedyrektor habilitowany Gawin. I zaczęliśmy knuć. Poknuliśmy chwilę i przyszedł dyrektor Ołdakowski. Knucie z oboma panami to jedno z bardziej satysfakcjonujących działań, w jakich zdarza mi się uczestniczyć. Do pełnej satysfakcji brakowało mi jedynie alkoholu.
Kiedy siedziałem w tym Centrum Sterowania Wszechświatem zadzwonił dyrektor Zydel. Opowiedział, że spotkał się z Konsulem Generalnym w Lyonie. No i rzeczony pan Konsul Generalny rozpoznał go, jako bohatera Trzech Negatywów.
Byłem raz w Lyonie. Z ćwierć wieku temu. Pamiętam, że jest tam czegoś siedziba. Chyba Interpolu. W Lyonie mieszkał wtedy jakiś uczeń prof. Eminowicza. I miał forda Granadę. Teraz już jej pewnie nie ma. I to jest zła informacja, bo to bardzo porządny samochód.
3. Obcowanie z dyplomatami nauczyło mnie, że dzielą się oni na politycznych i fachowców (polityczni też mogą być fachowcami ale z rzadka). Pan Konsul Generalny wygląda na fachowca. Znaczy – placówka w Lyonie jest z jakichś powodów ważna. Może przez ten chyba Interpol. W każdym razie nie wygląda na to, żeby pan Konsul Generalny używał Twittera. I to też jest zła informacja
Wywarłem presję na dyrektora Ołdakowskiego, żeby zawiózł mnie do Audi na Połczyńską, bym mógł odebrać Tuarega. Czasu było mało. Dyrektor Ołdakowski pędził narażając życie i publicznie mienie w postaci swojego służbowego pojazdu. W połowie drogi dotarło do mnie, że jest środa – nie czwartek.
Dyrektor Ołdakowski nie pije, więc w prosty sposób nie uda mi się zrewanżować. Może mi się uda w sposób bardziej skomplikowany.
sobota, 25 kwietnia 2015
24 kwietnia 2015
Pana Dyrektora zastałem w zdrowiu. Razem z córką i Wicedyrektorem Habilitowanym. Dowiedziałem się, że ten ostatni jest szefem prof. Glińskiego. Utwierdziło mnie to w podejrzeniach, że gabinet dyrektora Ołdakowskiego to zapasowe centrum sterowania światem. Jak tylko mnie utwierdziło, to spod ziemi wyrósł dr Kowal Paweł. Rzeszowianin, o którym film można by zatytułować: „Urodzony 22 lipca. W Rzeszowie”. Nie wiem, kto by miał dra Kowala Pawła zagrać. Chyba on sam.
Dostałem od dyrektora Ołdakowskiego prezent. Mogłem sobie wybrać jedną ze zdobyczy, które zdobył najeżdżając SKW. Wygrałem coś najfajniejszego. I to jest zła informacja, bo gdybym był kulturalnym człowiekiem, to bym wziął coś mniej fajnego.
2. Poszliśmy z dyrektorem Ołdakowskim i jego córką do tego samego, co poprzednio fudtraka. I zjedliśmy to samo, co ostatnio. Dyrektor Ołdakowski opowiadał o swoim telewizyjnym dziadku, wiał wiatr ale było przyjemnie.
Wiatr wiał tak mocno, że kiedy wracaliśmy o mały włos nie porwał córki pana Dyrektora. Skonstatowaliśmy, że kiedyś tak nie wiało. I to jest zła informacja.
środa, 21 stycznia 2015
21 stycznia 2015
Interesujące jest obserwowanie, kiedy kolejni znajomi pojawiają się na fejsie.
Przyjechał z Płocka kolega Olszański. Zadzwonił, wyszedł na górę i zachwycił się łazienką. Zdziwiłem się nieco. Powiedział, że poprzednim razem korzystał z naszej łazienki, kiedy pożyczał kule. Czyli jakieś dwanaście lat temu. I wtedy był remont. Dwanaście lat. Jak na razie starzenie się mi nie przeszkadza. Gorzej jest z tempem w jakim czas upływa. W poprzednim zdaniu znajdziecie dwa tytuły wychodzących niegdyś w Krakowie gazet. Dziś ich już nie ma. I to jest zła informacja.
2. Suburbanem pojechaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego. Wlazłem do Ringstandu. Wciąż cierpię widząc na przymocowanej do niego tabliczce napis „bunkier”. Obejrzeliśmy replikę Kubusia.
Kubuś zabudowany był na podwoziu chevroleta. Suburban też jest chevroletem. Od dłuższego czasu, a właściwie od czasu, kiedy sąsiad Tomek ma plazmę do palenia blach chodzi za mną pomysł opancerzenia Suburbana, Kiedyś to zrobię. Miejmy nadzieję, zdążę na czas.
Załatwiliśmy, co mieliśmy załatwić. Wpadliśmy na chwilę do dyrektora Ołdakowskiego. Próbował przekazać mi wiadomość od jednej z czytelniczek. Niestety forma, w jakiej to robił nie dawała szansy na to, żeby nawet zgadnąć, czy aby nie mamy do czynienia z szyfrem
Z Muzeum pojechaliśmy najpierw do Castoramy po brykiety, później do Lidla po różne rzeczy. Można w promocji kupić oświetlacz diodowy z czujnikiem ruchu. Idealną rzecz na wieś. Kupiłbym, ale nie miałem kasy. I to jest zła informacja.
3. Wybierałem się da imprezę „Frondy”. Nie bardzo wiedziałem w co ręce wsadzić, chciałem sprzątnąć, zapalić w kominku, zjeść coś, się przebrać no i do tego się zdrzemnąć. Wtedy zadzwonił dyrektor Ołdakowski, że jest w okolicy, bo minął Suburbana. I że mnie zabierze. Pojechaliśmy n miejsce jego koreańskim chevroletem. Na miejscu odbywała się akademia. Za stołem siedzieli paneliści moderowani przez niegdysiejszego redaktora Goćka. Niegdysiejszego redaktora. Dziś mistrza niezależnej literatury science-fiction.
Wycofaliśmy się przed salę, tam zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy szydzić. Szydzenie z dyrektorem Ołdakowskim może dostarczyć wiele rozrywki. Wysokiego – że tak powiem – sortu.
Dyrektor Ołdakowski w Muzeum się trochę marnuje. Z jego talentem byłby świetny, pozyskiwaczem narybku dla niemieckich domów schadzek. Budzi zaufanie, czego o mnie nie da się powiedzieć. Kiedy wcześniej w Muzeum czekaliśmy z kol. Olszańskim na windę, w pokoju obok wyszły dwie panie szybko nas zlustrowały i jedna drugiej zasugerowała zamknięcie drzwi na klucz.
Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony.
Napisałbym może coś do tej „Frondy” (papierowej, nie mylić ze stroną WWW – informacja dla publicystów Gazety Wyborczej)), ale po tym, jak taksówka do wydawnictwa, żeby podpisać umowę kosztowała mnie więcej niż wyniosła wierszówka?
I to jest zła informacja.
sobota, 18 października 2014
17 października 2014
Ruszyliśmy na wieś. Zmieniłem zdanie o XC60. Albo dorosłem, albo model z tym silnikiem jest wyraźnie lepszy.
Złą informacją jest to, że póki tego nie poprawią nie będę mógł przyjeżdżać mniej 'terenowymi' samochodami.
piątek, 5 września 2014
5 września 2014
Dyrektor Ołdakowski ma w gabinecie mnóstwo różnych fajnych rzeczy, które dostał od różnych fajnych ludzi i równie fajnych służb. Najfajniejszy chyba był hełm z napisem MO, który Komenda Główna Policji wręczała z swojego okazji 95-lecia.
Udało mi się wycyganić (wyromić?) pamiątkowe coś, co posłowie wręczają podczas oficjalnych wizyt zagranicznych. Pan Dyrektor powiedział, że to coś pozyskał nielegalnie. Pewnie żartował, bo taki państwowiec raczej niczego by w Sejmie nielegalnie nie pozyskiwał.
Jakieś zasługi mam. Podwoziłem kiedyś pewnego posła na lotnisko audi R8. W samochodzie zepsuł się bagażnik, poseł zaś miał dwie walizki i dwadzieścia minut do odlotu. W każdym razie się udało. Było zabawnie. Dwie walizki w R8.
Od tego czasu nie polecam serwisu audi przy Połczyńskiej.
Wywiad rozpoczął się od dowcipu, którego nie mogę powtarzać, choć redaktor Pertyński stwierdził, że jest bardzo śmieszny.
Chciałem zacząć rozmowę od podziękowania za to, że Dyrektor nie wysłał mi zaproszenia na pokaz „Miasta'44”. Ale jakoś mi nie wyszło. O film zapytał kolega Grzegorz.
[Fragment nieautoryzowanego wywiadu cytuję z pamięci, więc jakby co, może się okazać, że ta sytuacja wcale nie miała miejsca]
Grzegorz Kapla: –Widział pan „Miasto '44”
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Marcin Kędryna (do Grzegorza Kapli): –Musiał widzieć, współprodukował film
Grzegorz Kapla: [cisza]
Dyrektor Ołdakowski: [cisza]
Grzegorz Kapla: [cisza]
Dyrektor Ołdakowski (do Grzegorza Kapli): –Może przejdziemy na „ty”, jestem młodszy, ale tak chyba będzie wygodniej
Grzegorz Kapla: [cisza]
Umówiliśmy się na jeszcze jedno spotkanie. Przed pożegnaniem dyrektor Ołdakowski zasugerował, że mnie nienawidzi. Uważa, że lepiej testowałby samochody niż ja. Zrewanżowałem mu się informacją, że przez weekend będę jeździł pięciolitrowym mercedesem klasy G.
Kiedy wyszliśmy z muzeum i włączyłem telefon okazało się, że ściga mnie Mercedes, żeby powiedzieć, że jakieś głupki uszkodziły Gelendę podczas testów, więc nie będę nią przez weekend jeździł. I to jest zła informacja. Bardzo zła. Zawsze się tak dzieje, kiedy się zbytnio chwalę jakimś samochodem.
Kolega Pawełek opowiadał o porannej scysji z dozorczynią. Na podwórku mają potworny syf, co nie wygląda zbyt dobrze. A przez to podwórko wchodzi się do ich sklepu.
Później przyszła pani, która ślicznie maluje szyldy. Kolega Pawełek chciałby mieć ślicznie namalowany szyld, ale się boi, że ktoś ten szyld natychmiast zniszczy. Długo się zastanawialiśmy jak ten problem rozwiązać. Przy okazji się dowiedziałem, że ponoć wszystkie oficyny między Wilczą a Piękną mają być wyburzone, a w ich miejsce ma powstać pasaż handlowy. I to raczej nie jest dobra informacja, bo zaraz w okolicy będą same hostele, apartamenty i wypierdziane sklepy. A miasto to miasto. Powinno mieć też miejsce na normalnych mieszkańców.
3. Wieczorem, razem z kolegą Grzegorzem spotkaliśmy się z Nie Mogę Powiedzieć Kim. I to jest inna osoba niż dzień wcześniej. Byliśmy w paru miejscach. Na koniec w Domu Whisky przy Kruczej. Kiedy wychodziliśmy rzucił mi się w ramiona artysta Piróg. Krzyknąłem więc „Polska tylko dla Polaków”, to się ucieszył i rzucił jeszcze raz. I to jest zła informacja, bo jak się będzie rzucał w ramiona innych, którzy będą takie rzeczy krzyczeć, kiedyś trafi na kogoś, kto jak go złapie, to nie będzie chciał już puścić.