1. Wróciłem do poszukiwań skrzyni biegów do Suburbana. W Sulechowie jest człowiek, który sprowadza amerykańskie klasyki. Dzwonię. Nie handluje częściami. Nie ma serwisu. Znaczy – ma, ale serwisuje tylko samochody, które sam sprzedał. Nie zna nikogo w okolicy, kto się zajmuje skrzyniami. Złą informacją jest, że nie wpadłem na pomysł, żeby mu zaproponować, że mu Suburbana sprzedam, a potem go od niego kupię i wtedy będzie mógł mi go naprawić.
2. Byliśmy w Zielonej. W TK Maxksie – chyba tak się to deklinuje. Sklep taki mnie kiedyś nerwowo rozstrajał. Dziś mnie rozśmieszył. Półką z notatnikami od Hugo Bossa po trzysta złotych. To trzeci taki sklep, który zwiedzałem. Pierwszy był w Warszawie, drugi w Houston. Ten drugi się inaczej nazywał chyba. I był pełen grubych murzynek. Ciekawe, co dziś jest większym grzechem – napisać o grubej murzynce, że jest gruba, czy że jest murzynką? Nie wiem. I to może być zła informacja.
3. Dla równowagi, w poszukiwaniu mięsa dla kotów, trafiłem do Makro. Było tam też kilka grubych osób. I kolejka. I piwo Noteckie.
Korzystając z pretekstu, jaki dała mi trzecia dawka, zarzuciłem picie. Tylko kolekcjonuję.
Wracaliśmy przez mgły. Następne auto kupię z noktowizją.
Po pracy ostatnie dwa i pół odcinka „Narcos”. Złą informacją jest, że końcówkę ostatniego przespałem. Budziło mnie, gdy ktoś ginął. Będę musiał jutro pooglądać.
środa, 15 grudnia 2021
14 grudnia 2021
piątek, 10 grudnia 2021
9 grudnia 2021
1. Zmarzłem w nocy. Przez tę szczepionkę pewnie. Rano przyszedł Kocio. Myślałem przez chwilę, że chodziło mu o wywarcie presji celem doprowadzenia do otwarcia drzwi na taras. Jednak nie. Przyszedł. Pomiauczał. Wskoczył do łóżka i zasnął.
Ja, niestety, musiałem wstać. Kocio spał do popołudnia. Później wyszedł na mróz.
Mały kot sprawia wrażenie, jakby dotarło do niego ile czasu zmarnował nim zaczął biegać po domu. Wszędzie go pełno. Uwielbia też chodzić po człowieku, i to nie jest dobra informacja, gdyż pazurki ma ostre.
2. Oglądanie z zewnątrz prezydenckich aktywności to wciąż ciekawe doświadczenie. Przyprowadzenie pani Ciechanowskiej na imprezę Bidena – mocna rzecz. U nas pewnie do mało kogo to dotrze. Ale dla Białorusinów to naprawdę coś.
Potem, wieczorem jeszcze rozmowa Biden–B9. I sygnał Białego Domu, że Biden nie poczynił żadnych ustępstw podczas rozmowy z Putinem.
Polityka zagraniczna to bardzo ciekawa jest rzecz. Złą informacją jest, że w Polsce rozmowy o niej sprowadzają się do politycznej nawalanki.
3. „Narcos – Meksyk”. Odcinek trzeci. Amatorska strzelanina przy dźwiękach „Enjoy the silence”. Teraz mnie prześladuje: all I ever wanted, all I ever needed is here in my arms. I to jest zła informacja, bo w młodości nie byłem depeszem.
niedziela, 5 grudnia 2021
5 grudnia 2021
1. W nocy spadł kolejny ładunek śniegu. Słusznej wielkości. Wczoraj miało miejsce pierwsze spotkanie Dr ze śniegiem. Biel Kocia też nabrała sensu.
Nie dałem się wciągnąć niedzielnej publicystyce. Nie słyszałem więc, co w którymś z programów powiedział Andrzej Zybertowicz. Z echa, które do mnie dotarło mogę się domyślać, że powiedział – jak to zwykle bywa – prawdę. W najmniej pożądanej przez słuchaczy wersji.
Gdy ktoś mówił, że na Kremlu strzelają korki szampana – tłumaczyłem, że tam, to raczej wódkę piją. Znudziło mi się, gdyż wzbudzenie jakiejkolwiek refleksji wśród powtarzających ten banał nie było chyba możliwe.
Sukcesem bezdyskusyjnym rosyjskich specjalistów od informacji jest doprowadzenie do tego, że dziś wszyscy są nazywani sojusznikami Kremla. W tym szumie trudno zauważyć, kto takim jest naprawdę.
Nikt już nie pamięta, że Trump był przecież marionetką Putina. A współpraca z Trumpem miała być narażaniem bezpieczeństwa Polski. Ci, którzy to wtedy opowiadali, dalej są nie wychodzą z mediów. I to jest zła informacja.
2. Wbrew własnym zasadom udaliśmy się do placówki pocztowej Lidl i placówki pocztowej Biedronka. W placówce pocztowej Lidl, po remoncie, niczego nie można znaleźć. I to jest zła informacja. Pojawiły się automatyczne kasy. Ustawione za blisko.
W placówce pocztowej Biedronka kolejki. Jak to na poczcie. Pokazałem pani w kasie, że zamiast żonglować dziewięciokilowym sześciopakiem mineralnej, wystarczy oderwać kod paskowy z opakowania. Ciekawe, czy ziarno innowacji trafi na odpowiedni grunt.
3. Nowe odcinki „Narcos”. Naszła mnie myśl, że meksykańskie wesela przypominają jakoś te nasze. Ale może wszystkie wesela są podobne?
Lawina zaliczyła próbę zimnej nocy – nic nie rozładowuje już akumulatora. Złą informacją jest, że prawdopodobnie tak dostał w skórę, że pewnie zaraz będzie trzeba go wymienić.
poniedziałek, 4 września 2017
3 września 2017
Z podstawówki nie mam jakichś traumatycznych wspomnień. Poza tymi, których nie mam zamiaru sobie przypominać.
Dni parę temu, już nie pamietam dlaczego, wygooglowałem trzydziestkę trójkę. Stąd wiem, że reforma edukacji zaowocowała jej odrodzeniem. Jest strona internetowa. Jest lista nauczycieli. Po trzydziestu latach wciąż pracuje dwoje. Nowak od wuefu. I pani Lampa od plastyki. Dziś też od ZPT. Marek Nowak co rano sprawiał wrażenie człowieka wczorajszego. A może tylko tak się nam wydawało. A może dziś tak to pamiętam. A może to jakiś rodzaj projekcji. W każdym razie wuefista Nowak dobrze mi się kojarzy.
Z panią Lampą jest inaczej. To jedno z tych traumatycznych wspomnień, których nie miałem sobie przypominać. Ale sobie przypomniałem. Pamiętam, że nie pamiętam, która to była klasa. Piąta? Szósta? Pani Lampa była młodą, ambitną nauczycielką. Plastyka miała nie być rysunkami, co nam raczej nie pasowało.
No więc na lekcji plastyki jakoś rozrabiałem. Pamiętam, że nie pamiętam, co robiłem i w jakim towarzystwie. Pamiętam, że pani Lampa zapytała mnie w pewnym momencie: „Kędryna, z czego się śmiejesz?”. Znaczy, że pewnie się z czegoś śmiałem. Może to był jakiś z prześladujących mnie dowcipów z podstawówki, którymi dziś prześladuję współpracowników, a zwłaszcza Druha Podsekretarza, który chodził do innej podstawówki i większości z nich nie zna. No więc pamiętam, że pani Lampa mnie zapytała. Ja, uchachany wstałem. I postanowiłem błysnąć ripostą. Rozejrzałem się po klasie. I odpowiedziałem wymieniając pierwszą rzecz na jakiej spoczął mój wzrok: „Z lampy”. Cisza, jaka zapadła na sali uzmysłowiła mi, że coś jest nie tak. Popatrzyłem na panią Lampę i zrozumiałem co.
Dziś, kiedy coś palnę różnica jest taka, że dociera to do mnie w tzw. czasie rzeczywistym. Rozpoczynam próby rozwiązywania problemu nim zdąży wybrzmieć.
W każdym razie, kiedy mi się tamta sytuacja przypomina przechodzi mnie dreszcz.
Na stronie internetowej szkoły nie ma zakładki „znani absolwenci”. I to jest zła informacja. Bo to poważne niedopatrzenie. I w tym przypadku nie chodzi mi o Katarzynę Kolendę, Jana Rokitę czy Andrzeja Dudę. Tylko o moją osobę.
2. Narodowe czytanie. Zapomniałem „Wesele”. I to jest zła informacja. Człowiek pamięta trzy na krzyż cytaty i wydaje mu się, że skoro prawie trzydzieści lat temu czytał, to ma ogarnięte. A tu nagle słyszy czytany dramat. I choć słyszy zasadniczo tylko przez chwilę, to dociera do człowieka, że to na wielu poziomach arcydzieło.
Kraków – małe miasto. Na początku dwudziestego wieku był jeszcze mniejszy. Kościół Mariacki, w środku tego małego miasta, był parafialnym Bronowic – wsi pod tym małym miastem.
I co niedzielę, na Rynek zajeżdżały furmanki z Bronowic wiozące ubranych w najlepsze stroje Bronowic mieszkańców. Furmanki mijały przedstawicieli krakowskiej inteligencji, wychodzących właśnie półprzytomnie z okolicznych knajp, gdyż wtedy rolę piąteczka pełniła sobota. Bronowiczanie musieli robić wtedy za Marsjan.
Rano, w Trójce politycy też czytali. Na głosy. Dla dialogu Pana Młodego – w tej roli marszałek Brudziński z Młodą Panną – poseł Lubnauer, warto było wstać o świcie.
3. Wieczorem oglądaliśmy pół „Narcos”. Wciąż świetne. Po śmierci Escobara widać poważniejszy stosunek do osobistej ochrony. Przedstawiciel Norte del Valle Cartel jeździ w trzy Land Cruisery.
Sympatyczny skąd-inąd inżynier – szef ochrony Cali używa telefonu Sony CMD-Z1. W 1995 roku. Czyli na dwa lata przed premierą. I to jest zła informacja, bo pewnie takich niedoróbek jest w serialu więcej.
sobota, 27 lutego 2016
25 lutego 2016
Wziąłem udział w pierwszym zebraniu organizacyjnym poświęconym następnemu nibytweetupowi. Zaprosimy więcej osób, ale też mnóstwo ludzi nie będzie zadowolonych. I to jest zła informacja.
2. Nawiedził mnie dawno niewidziany kolega. Przyjechał na rowerze. Czekał w bramie kościoła pewnie licząc, że nie zobaczą go kamery ochrony. Naiwniak. Poszliśmy do Telimeny – jak przeczytałem – najstarszej wciąż czynnej kawiarni w Warszawie. Wymieniliśmy się dykteryjkami. Jego były śmieszniejsze. Ale czemu się dziwić. Ja prowadzę teraz nudne życie. Coś jak a City Stockbroker z Monty Pythona.
Mam wrażenie, że po jakimś wieku niewidzenia spotkałem dyrektora Ołdakowskiego. Udaliśmy się do Hindusa na Nowogrodzką. Ech, gdzie te czasy, kiedy „Nowogrodzka” oznaczała dla mnie wyłącznie ulicę równoległą do Żurawiej, Wspólnej, Hożej, Wilczej… Hindus, u którego poprzednim razem byłem z pięć lat temu, z baru obsługi szybkiej zamienił się w całkiem porządną restaurację z pięterkiem. I do tego wszystkiego jedzenie się nie pogorszyło – co się w Warszawie rzadko zdarza. Z dyrektorem Ołdakowskim nawet specjalnie dużo żeśmy nie poknuli. I to jest zła informacja, bo knucie w dobrym towarzystwie to prawdziwa przyjemność.
3. Wieczorem skończyliśmy oglądać Narcos. Muszę zauważyć, że prezydent Kolumbii to ma naprawdę porządny pałac. [O ile oczywiście w filmie zagrał pałac prawdziwy]. Nasz trzyma poziom, ale ja tam specjalnym wielbicielem nie jestem.
Mieliśmy drobną scysję z Bożeną. Dotyczyła oceny zachowania prezydenta Gavirii. Ja go usprawiedliwiałem, Bożena – niekoniecznie. Któryś z kolei raz staję w takich rozmowach po stronie władzy. Nie wiem, dlaczego przypomina mi się dowcip o afrykańskim dziecku, które wpadło do mąki. Dowcip, którego z oczywistych powodów nie przytoczę.
Skończyliśmy oglądać Narcos. I to jest zła informacja, bo na razie nie udało nam się znaleźć niczego nowego.
Zabraliśmy się za Daredevila i to nie jest to. Nie wychowano nas w kulturze amerykańskiej popkultury. Czegokolwiek by to nie miało znaczyć.
piątek, 26 lutego 2016
24 lutego 2016
Inna pani, siedząca przede mną grała w Boom Beach. Jej baza nie była jakoś specjalnie rozbudowana.
Było nudno. Choć i tak warto było siedzieć. Dla jednego pana, który powiedział [mniej/więcej], że słowo „startup” służy do pasożytowania na europejskich pieniądzach przeznaczonych na rozwój innowacyjności. Dla drugiego pana, który [po angielsku] powiedział [mniej/więcej], że Polska jest ojczyzną wybitnych inżynierów od programowania i że wystarczyłoby im więcej tu płacić, bo jak na razie rozwijają innowacyjność w innych krajach. No i dla trzeciego pana z publiczności, który dopytywał, czy to prawda, że każdy przedsiębiorca musi mieć stronę internetową i codziennie ją uzupełniać. [Wcześniej ktoś powiedział, że w jakiejś starej unijnej dyrektywie jest obowiązek posiadania mejla i strony].
Od początku urzędniczej kariery narasta moje uczulenie na bezproduktywne gadanie. Jest to rodzaj choroby autoimmunologicznej. I to jest zła informacja.
2. Z Mokotowa pojechałem pod GNŻ [żyłem lat ponad 40 bez wiedzy, że Grób Nieznanego Żołnierza nazywany jest przez wtajemniczonych GNŻ-em] na spotkanie organizacyjne w związku z obchodami Dnia Żołnierzy Wyklętych. Ciekawa sytuacja, kiedy w jednym miejscu, przy okazji jednego projektu spotykają się z jednej strony służby, dla których taka impreza to chleb z masłem, z drugiej społeczny komitet, dla którego te obchody to coś najważniejszego na świecie.
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Choć właściwie nie mówi.
Mimo wszystko, pan upierający się, by zrobić trzecią zwyżkę dla mediów w dość idiotycznym miejscu, twierdzący, że telewizje na pewno przyślą po kilka kamer – był jakoś rozczulający.
Spotkanie trwało tyle, że dwa razy zmieniała się pod GNŻ-em warta. Grzecznie robiono żołnierzom przejście. I to jakoś było budujące.
3. Wieczorem kontynuowaliśmy „Narcos”. Co ja biedny poradzę, że Pablo Emilio Escobar Gaviria kojarzy mi się z Lechem Wałęsą. I nie chodzi wyłącznie o wąsy. Czy outfity. Wiele osób porównuje Lecha Wałęsę do marszałka Piłsudskiego. I nie chodzi raczej o wąsy.
Czekam aż ktoś porówna Lecha Wałęsę do płk. Kuklińskiego.
Ekscytując się tym, kto, kiedy, co tam wysyłał do gen. Kiszczaka, czy tym, ile (i czy w ogóle) Lech Wałęsa wziął pieniędzy, od którego oficera prowadzącego, przestajemy widzieć najważniejsze: otóż przez lat 27 tzw. Wolnej Polski pan Czesław trzymał w domu kwity, których mieć w domu nie powinien. No i nie wygląda na to, że trzymał je tak sobie, bez powodu.
Cóż, ludzie wolą się zajmować kolejnymi wersjami tłumaczeń Wałęsy, a jeszcze bardziej tym, czy pan Czesław poznał bliżej gwiazdę srebrnego ekranu, niż – na ile posiadanie przez niego takich czy innych dokumentów mogło wpływać na ważne momenty najnowszej historii Polski.