1. Nawiedził mnie brat z córką.
Córka wymagała włączenia telewizora, na któryś z tych
potwornych kanałów, na jakich ludzie mówią cienkimi głosami i
śpiewają dziwne piosenki.
Kiedy moja bratanica pojechała
zwiedzać okolicę, a konkretnie do miejsca, gdzie dorośli wrzucają
dzieci do zbiornika pełnego kolorowych kulek, przełączyłem na
TVN24.
Trafiłem na breaking news, że na polu wylądowały
helikoptery. Od razu mi się przypomniał dowcip o UFO, które
wylądowało na polu. Nie przytoczę go w tym miejscu, bo nie chcę
wyjść na antysemitę, a – jak wiadomo – każdy dowcip, w którym
pada słowo „Żydzi” jest z definicji antysemicki. I lepiej z tym
nie dyskutować.
Kiedyś wdałem się w bezsensowną dyskusję z
twitterowym profilem „Amerykanie w Polsce” (albo jakoś tak).
Napisałem, że „Jebać żydów” nasprajowane naprzeciw
prokuratury w podkrakowskiej Bochni nie jest antysemickie, bo nie
dotyczy ani ludzi pochodzenia żydowskiego, ani obywateli Izraela,
ani wyznawców judaizmu tylko kibiców klubu sportowego „Cracovia”.
Czyli, że nie ma to nic wspólnego z kwestiami narodowościowymi. Z
podobnych powodów, kiedy kibice klubu sportowego „Cracovia”
piszą na murze „Jebać psy” nie sugerują wykonywania wciąż
jeszcze zabronionych przez prawo czynności zoofilskich, zresztą w
obu przypadkach nie chodzi o nic związanego z seksem. Tu „jebać”
znaczy – w uproszczeniu – nie darzyć szacunkiem. Zaś „psy”
to kibice Towarzystwa Sportowego „Wisła”.
No i się
dowiedziałem, że nie mam racji. Od tego czasu staram się nie
używać słowa „Żyd”. Zwłaszcza w piśmie.
Helikoptery
wylądowały. Reporterzy TVN24 przeprowadzili zakrojone na szeroką
skalę dziennikarskie śledztwo. Wylądowały w trzech miejscach
naraz. Gdzieś chciały zamówić pizzę, ale się nie udało. Gdzieś
dostały ciasto. Gdzieś pozwoliły komuś zasiąść za sterami.
Gdzieś przyjechała polska Żandarmeria i zabraniała podejść.
Ktoś dostał – o ile dobrze zrozumiałem – medal za wspieranie
amerykańskiej armii. W jednym z miejsc była studentka, która znała
angielski, więc z helikopterami porozmawiała. Słowem – cała
prawda, całą dobę.
Matka Madzi zjadła już śniadanie.
Rano pan ambasador Mull powiedział, że
helikoptery lądowały związku z procedurami bezpieczeństwa. Nasi
eksperci – jak powszechnie wiadomo, mamy najwięcej i najlepszych
ekspertów lotniczych na świecie – powątpiewali. Mówiąc, że
wojskowe helikoptery mogą latać – cokolwiek to znaczy – na
przyrządach.
Później była konferencja pani rzecznik od
gazu. Powiedziała ona, że Rosjanie przysyłają nie tyle gazu ile
chcemy. A powinni tyle ile chcemy. Jakiś orzeł z TVN24 koniecznie
chciał się dowiedzieć, czy wcześniej przysyłali więcej, czy my
więcej chcemy. Pani rzecznik od gazu nie chciała odpowiedzieć.
Zadał więc to pytanie więcej razy niż cała „Gazeta Polska”
pytała premiera Tuska o to, kiedy się poda do dymisji.
Później
orzeł z TVN24 był strasznie dumny, że przyparł panią rzecznik od
gazu do muru.
Powiedziałem bratu, że coraz częściej
dziennikarze telewizji informacyjnych przypominają tych z magazynów
typu „Party”, „Gala” czy „Show” [więcej tytułów nie
wymieniam, ale wiadomo o co chodzi]. Brat odpowiedział, że się
mylę. Że jeszcze nie przypominają.
I to jest zła informacja, bo znaczy,
że może być jeszcze gorzej.
2. Kolega Jakóbczyk wrzucił
informację, że nowy samochód Opla będzie się nazywał Karl.
Chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, co mi to imię w kontekście
maszyny mówi.
Ale sobie przypomniałem.
Najcięższy
samobieżny moździerz 60-cm Karl Gerät 040. Ten, z którego pocisk
w tak widowiskowy sposób walnął w Prudential. Zdjęcie tego
walnięcia (zrobione przez Sylwestra „Krisa” Brauna) Bożena dała
na obwolutę albumu o Powstaniu, który robiliśmy dziesięć lat
temu.
Ze zdjęcia PAP-u dowiedziałem się, że prezydent
Kaczyński dał w prezencie ten album Benedyktowi XVI. Niestety jakoś
specjalnie oprawiony, więc obwoluty ze zdjęciem nie było.
Warszawski Karl ochrzczony był „Ziu” [to nie chodzi o
dźwięk pocisku]. Przetrwał wojnę, stoi w Muzeum Czołgów w
Kubince. I to jest zła informacja, bo kto by tam teraz jechał.
Karle produkowała Rheinmetall AG.
Dziś należąca do niej firma KSPG produkuje części do samochodów.
Również opli.
3. Pojechałem z sąsiadem moim Tomkiem do
Świebodzina. Docenił możliwości Golfa, choć było mokro i
jechałem bardziej niż rozsądnie. Wracając wpadliśmy do
pracownika sąsiada Tomka, Tomka. Tego, który wcześniej prasował
przy kasacji aut. Zwłaszcza Golfów III. Tomek, pracownik sąsiada
Tomka, Golfa R również docenił. Uważa jednak, że gdyby miał
wolne 200 tysięcy, to by raczej dom wybudował, zwłaszcza, że
Golfa już ma. Golfa I. Ze zdrową blachą.
Tomek, pracownik
sąsiada Tomka obiecał żonie, że nie będzie już jeździł na
ścigaczu i chce sobie kupić jakiś fajny samochód. Odradziłem mu
mitsubishi 3000GT, bo wszystkie które widziałem na własne oczy
były zepsute. Zrobiłem chyba dobry uczynek. Opowiedziałem mu za to
o silniku M70 BMW. I to może być zły uczynek. Może, ale nie musi.
Smutne jest to, że te 200 tys. za tego Golfa to naprawdę
nie jest dużo pieniędzy. I każdego z nas powinno być na niego
stać. Sąsiada Tomka, to już stać.
Kiedy usłyszał cenę,
powiedział „O tyle samo, co moja plazma” [nie chodziło mu o
duży telewizor, tylko o sterowaną komputerem maszynę do robienia
dziur w blasze] „Tyle, że moja plazma zarabia na siebie”. Golf
nie zarobi. Chyba, że znajdziemy jakiś sposób na monetyzację
radości, której dostarcza prowadzenie go. Dużej
radości.
Informację o helikopterach na polu przekazały
światowe media. Ze zdjęciami wsi fotografującej się pod jednym z
nich. Cały świat już wie, że do tego, żeby mieć na polu
amerykański helikopter nie trzeba mieć amerykańskiej bazy.