1. Ledwo zdążyłem do sądu. W
drzwiach przepuszczaliśmy się z oskarżonym Gzelem. Najpierw ja
jego, później on mnie. Więc pierwszy poddałem się kontroli
pirotechnicznej. Bramka zapiszczała, pan ochroniarz zapytał, czy
mam pasek. Zaprzeczyłem. Więc mnie przepuścił.
Napisałbym,
że pod salą rozpraw kłębił się tłum. Ale tłumem trudno było
to nazwać.
Sąd rozprawę rozpoczął od informacji, że TV
Republika dostarczyła materiały wideo bez dźwięku, zaś TVN24 nie
dostarczyło wcale. Stacja zażądała od sądu pieniędzy.
To
ciekawa informacja. Sąd poprosił o materiały na wniosek obrony. Na
nagraniu był moment zatrzymania oskarżonego Pawlickiego.
Zawsze
mi się wydawało, że prośby sądu należy spełniać, bo jeżeli
się tego nie robi, to można zostać ukaranym.
Gdyby TVN odmówił
wydania tych materiałów w imię wolności mediów, to by było
śmiesznie. Ale skoro zrobił to dla pieniędzy – to chyba nawet
nie jest żałosne.
Pierwszy przesłuchiwany policjant
sprawiał wrażenie weterana sal sądowych. Na pytania sądu
odpowiadał na tyle wolno, żeby łatwo było protokołować. Na
wszystkie niebezpieczne pytania odpowiadał „nie wiem”, „wydaje
mi się”, „nie potrafię powiedzieć”. Podkreślał, że
żądania opuszczenia sali dotyczyły również mediów. Że
najważniejsze w działaniach Policji było to, żeby się odbyły
szybko i sprawnie, bo na zewnątrz trwała manifestacja. Nie widział
wyprowadzania. O zatrzymaniu dziennikarzy dowiedział się na
komendzie. Zatrzymania nie były potrzebne do odblokowania sali.
Kolejny policjant zachowywał się tak, jakby był po szkole
specjalnej z drugiej strony bardzo pilnował, żeby nie powiedzieć
zbyt dużo. Ale trochę popłynął.
Mówił o tym, że nie
potrafił rozpoznać dziennikarzy. „Dla mnie to, że osoba ma
mikrofon, obok stoi operator, ma legitymację – nie jest dowodem na
to, że jest dziennikarzem”.
Wnioski były dwa: dziennikarze
powinni być wyprowadzeni. Nie dało się rozpoznać dziennikarzy. [Z
wyjątkiem człowieka z mikrofonem z logo TVN24, bo do niego wezwań
nie kierowano]
„Byłem skoncentrowany na działaniach, nie
miałem czasu na legitymowanie”, „Nie mogę określić czy na
sali byli przedstawiciele mediów. Nie mieli kamizelek.”
Warto
obejrzeć relację, może jest gdzieś w internecie. Funkcjonariusz
Policji. Chyba nawet oficer. Robi z siebie idiotę. Żeby nie
powiedzieć zdania za dużo.
Słuchając go przypomniał mi się
dowcip: Dlaczego milicjanci chodzą parami? Bo jeden umie czytać, a
drugi pisać.
Policjant, który wyprowadzał
Pawlickiego zastosował na nim „ŚPB [Środek Przymusu
Bezpośredniego] dźwignię transportową”. Wcześniej oskarżony
Pawlicki „stawiał lekkie opory słowne” – mówił, że
„wykonuje obowiązki”. Zapytany „Czy kiedy dokonywał pan
zatrzymania, wiedział pan, że to dziennikarz?” Zawahał się nim
zaprzeczył.
Wcześniej jego dowódca zaznał, że Pawlicki w
momencie zatrzymania był sam i nie było wokół niego żadnego
sprzętu. Od widział innych ludzi i że „kamera jakaś była, nie
jestem w stanie określić, czy była to kamera czy telefon”.
Dostał wyraźniej polecenie kogo ma
zatrzymać.
Inny świadek z zawodu logistyk, z
powołania dziennikarz obywatelski, widział moment zatrzymania
Gzela. „Pokazał akredytację, powiedział, że jest w pracy,
Policjant zareagował: I co z tego.”
Później była
przerwa. Po której zeznawało dwóch panów z PKW. Czaplicki i
Jaworski. Przez ostatnie tygodnie posunęli się bardzo. A może
zawsze byli tacy. Obaj poprosili o to, żeby ich nie nagrywano.
Z
ich zeznań wynikało, że PKW nie prosiła Kancelarii Prezydenta o
pomoc.
Najbardziej rozbrajające było stwierdzenie sędziego
Jaworskiego: „Rozważaliśmy odcięcie trzeciego piętra, na którym
obradowaliśmy i na którym znajduje się pion informatyczny, ale nie
było kluczy do klatki schodowej”.
Policjant, który zatrzymał Gzela:
„Wziąłem pana Tomasza Gzela i doprowadziłem do autobusu”.
„Miał plakietkę i był tam jakiś napis”. „Pan Gzel utrudniał
czynności Policji, bo chodził i robił zdjęcia”.
Dziewczyna z TV Republika, która była
świadkiem zatrzymania Pawlickiego: „Janek trzymał mikrofon,
operator nagrywał, wycofywaliśmy się do drzwi. Panowie policjanci
podeszli do naszej trójki, jeden z nich powiedział: Bierzcie tego
pana”
Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta
„Otrzymałem informację, że PKW oczekuje od Kancelarii Prezydenta
rozwiązania problemu”. Nic konkretnego o tym jak tę informację
otrzymał czy od kogo – nie usłyszeliśmy.
Jego zeznania generalnie były w
sprzeczności z zeznaniami panów z PKW. Zeznania policjantów też
były sprzeczne. Sąd poprosił obrońców, by ograniczyli swoje mowy
do pięciu minut.
Mecenas Nowiński, drugi z adwokatów
Pawlickiego – dobry mówca. Wymieniał argumenty prawne. Jak
wymieniał – sędzia kiwał głową.
Cytuję za PAP – nie
byłbym w stanie tego zapamiętać: „Mamy do czynienia z
pozaustawowym kontratypem wyłączającym odpowiedzialność karną
mediów w takiej sprawie: dziennikarz może więcej. Świadczą o tym
przepisy polskie, a także zalecenia Rady Europy, które nabierają
szczególnego znaczenia w okresie wyborów”
Sąd wyszedł
się zastanawiać. Na korytarzu doszło do spięć pomiędzy
chłopkiem-roztropkiem, kamerzystą z TVP Info, potwornie
zaangażowaną panią z „Gazety Polskiej” reporterem od chłopka
roztropka. A właściwie, to pomiędzy tą panią, a całym
towarzystwem.
Pani zaczęła używać słów powszechnie
uważanych za obelżywe i jakiś policjant jej uwagę zwrócił.
Później był wyrok. Uniewinniający.
Sądowi udało się ominąć wszelkie
konstytucyjno-polityczno-systemowe problemy. Na nagraniach usłyszał,
że w ostatnim wezwaniu policjant wezwał dziennikarzy do
nieutrudniania pracy policji. Czyli zmienił zdanie. Przestał wzywać
do opuszczenia.
Sąd wyraził przypuszczenie, że do wszystkiego
doszło przez pomyłkę.
Czyli super. Dziennikarze wolni.
Tyle, że pozostał niesmak. Wolałbym,
żeby Policjanci nie rozbili z siebie przed sądem idiotów. Wolałbym
nie mieć wrażenia, że coś z ich zeznaniami jest nie tak.
Podobnie, chciałbym wiedzieć skąd się wzięły rozbieżności
w zeznaniach panów z PKW i panów z Kancelarii Prezydenta.
No
i chyba chciałbym, żeby wobec kogoś wyciągnięto w tej sprawie
konsekwencje. Bo bez tego nikt się niczego nie nauczy.
Wychodziłem
z sądu razem z Agnieszką Romaszewską. Powiedziała na schodach, że
już od pewnego czasu jej matka uważa, że z polską policją źle
się dzieje.
Pani Zofia raczej wie, co mówi. I to jest zła
informacja.
2. Zmęczony wróciłem do domu. Przeczytałem
jeden tekst z „Esquire”. O Tusku. Philip Boyes to europejska
liga. Też bym chciał mieć takiego autora. Ale gdybym przeczytał w
przysłanym prze niego tekście zdanie: „KLD umościł się w
polskiej polityce m.in. dzięki chwytliwemu sloganowi wyborczemu »Ani
w prawo, ani w lewo, tylko prosto do Europy«”, to bym mu odpisał,
że nie pisze do „New York Times”, że czytelnicy mieszkają w
Polsce, mają pamięć, więc nie łykną wszystkiego, jak by to
zrobili Amerykanie.
Kongres Liberalno-Demokratyczny trzy lata
po wyborach do których przystąpił z tym hasłem już nie istniał.
Więc jak tu mówić o „umoszczeniu”.
Zresztą tego hasła,
to już chyba nikt nie pamięta. W przeciwieństwie do określenie
„aferałowie”, które przykleiło się do członków tej partii
przez wiele lat.
Zastanawiam się, dla kogo ten „Esquire”
jest robiony. Na pewno nie dla dorosłych ludzi.
I to jest zła informacja.
3.
Relacjonowanie rozprawy na Twitterze mnie wykończyło. Nie miałem
więc siły uczestniczyć w rozpoczęciu triduum urodzin Krakena. I
to jest zła informacja.