Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pracownia Czasu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pracownia Czasu. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 czerwca 2015

14 czerwca 2015



1. Bożena myślała, że jest niedziela i chciała wstawać na „Kawę na ławę”. Była jednak sobota.

W telewizorze występował redaktor Meller w koszuli w kwiatki. Z obrazków wyświetlanych obok można było dedukować, że mówi o kryzysie rządowym. Mimo iż go lubię nie pogłośniłem telewizora.
Chcieliśmy obejrzeć przy śniadaniu jakiś rodzinny komediodramat (jak nazywane są filmy nadawane przez NC+). Niestety zanim się skończyła przerwa reklamowa zdążyliśmy zjeść.

Po śniadaniu przeczytałem tekst red. Orlińskiego „Wnioski z kampanii wyborczej w interniecie: Hejterami się nie wygrywa” (na gazeta.pl)
Tu zabawny cytat:
„Tylko że na początek trzeba zrozumieć, że autorytetem dla »cyfrowych tubylców« jest nie 53-letni Kuba Wojewódzki, który z niejasnych dla mnie przyczyn ciągle jest w »starych« mediach uważany za młodzieżowy autorytet, tylko np. blogerzy z serwisu »Make Life Harder«”

Dlaczego zabawny? Redaktor Orliński uchodzi za intelektualistę, znawcę „nowych” mediów. Ciekawe z jakich nieznanych dla mnie przyczyn uważa „Male Life Harder” za serwis. A niego „blogerów” za młodzieżowe autorytety, skoro „Make Life Harder” przestało być modne dobre dwa lata temu.
Może dlatego, że sam jest ze „starych” mediów?

Tu sprzedam insajderską wiedzę. Większość czytanych przeze mnie analiz prezydenckiej kampanii internetowej jest nic nie warte. I to jest zła informacja.

2. Wsiadłem w mercedesa, pojechałem na Wiejską do Pracowni Czasu pogadać o zegarkach. Tym razem o tak ważnej dla polskiej polityki marce „Ulysse Nardin”. A konkretnie o zegarach okrętowych. Tu informacja dla posłów związanych z PO – w komisie leży kilka bardzo porządnych zegarków w bezpiecznej cenie.

Później pojechałem do Miasteczka Wilanów, żeby poknuć chwilę z Tęgim Łbem. W ramach knucia zjedliśmy lody. Siedzący przy sąsiednich stolikach mieszkańcy Miasteczka łypali złowieszczo na Tęgiego Łba, w którym musieli najwyraźniej rozpoznać sprawcę ich nieszczęścia.
Później wsiedliśmy w auto i planowo zaczęliśmy błądzić na drogach i dróżkach między Wilanowem a Wisłą. Co wyknuliśmy, to nasze.
Wróciłem po Bożenę i przez rondo Radosława, nad którym majestatycznie powiewała flaga, udaliśmy się na żoliborską imprezę plenerową. Kupiliśmy tam wiele dóbr. Pasztet, obrazek, dziwnych plastikowych mangowych ludzików. I ciasta kawałki.

Z Żoliborza udaliśmy się do Lidla w alejach Jerozolimskich. Straszny jest tam bałagan w kwestii cenowo towarowej. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się ze starym znajomym z Kijowa, który przyleciał z Nowego Jorku, gdzie od lat mieszka. Ustaliliśmy, że ostatnio widzieliśmy się jedenaście lat temu. I to jest zła informacja, bo strasznie czas nam zasuwa.

piątek, 1 maja 2015

30 kwietnia 2015


1. Bożena przy śniadaniu stworzyła bohatera komiksu. Komiksu, który raczej nie powstanie. I to jest zła informacja.
Wiozłem Bożenę do pracy i przypominało mi się, jak jeździłem tą trasą do IDG. Jeździłem ze stałą wizją, że walnę w tramwaj (tramwaj walnie we mnie). Albo na rondzie Wiatraczna, albo dalej, podczas skrętu w Podolską. Wizja się nie ziściła. A w Podolską nie ma teraz skrętu.
Praca w IDG była tak właściwie przyjemna. Z drugiej strony było to chyba największe marnotrawstwo czasu w całej mojej zawodowej karierze.

2. Kandydat Duda ma nowe hasło wyborcze. „Godne życie w bezpiecznej Polsce”. Sztabowcy prezydenta Komorowskiego od razu zaczęli pokrzykiwać, że „bezpieczeństwo” zaklepał sobie pan Prezydent. Problem polega na tym, że w jego ustach „bezpieczeństwo” brzmi podobnie wiarygodnie jak „zgoda”.
Pan Prezydent w swoich opowieściach o bezpieczeństwie używa argumentu dwóch procent. Czyli, że jesteśmy „prymusami” w wydawaniu pieniędzy na obronność. Nie będę się zajmował tym, ile z tych pieniędzy idzie na obronność, a ile na wojskowe emerytury, bo wojskowym emerytury należą się jak psu kość. Zajmę się naszym „prymusostwem”. No dobra, mam dane z 2013 r., więc nie jest to pełne dwa procent. W Polska wydała 1,8% PKB. Niemcy jedynie 1,3%. Brzydcy Niemcy. Nie są prymusami. Tylko, kiedy przychodzi do kupowania armat płaci się za nie nie procentami PKB, tylko pieniędzmi. 1,8% PKB w polskim przypadku to było 9,28 mld dolarów. Brzydcy Niemcy, którzy nie są prymusami i wydają 1,3 PKB wydali 47,67 mld dolarów. Cztery razy więcej.
Politycy PO do perfekcji opanowali nawijanie makaronu na uszy. Nawijanie z użyciem odpowiednich wskaźników.
Dobrze, że wydajemy coraz więcej pieniędzy. Niestety same statystyczne sztuczki nie zapewnią nam bezpieczeństwa. I to jest zła informacja.

3. Odwiozłem na Wiejską SVX-a bratu. Wracałem obok „Pracowni czasu”. Ostatnio panowie pokazali mi zegarki „Meccaniche Veloci”. Przerost formy nad treścią – level hard. Największe wrażenie zrobił na mnie zegarek z czterema tarczami, czterema koronkami, czterema werkami, pokazujący cztery różne czasy. Ponoć taki kupił sobie pewien pisarz, który po latach hejtowania „Gazety” ostatnio wrócił na jej łamy. Albo przynajmniej na stronę internetową. 
Zegarek nazywa się „cztery zawory”. Tylko po włosku. Firma skupuje fragmenty bolidów F1 i wycina z nich kółka, z których robi tarcze do modeli niepowtarzalnych. Mieć zegarek z kawałkiem auta, którym Kubica walnął w Kanadzie – to by było coś.
Wozimy się z Hestią. Zaproponowali jakąś irracjonalnie niską kwotę odszkodowania. I to jest zła informacja.

Spotkaliśmy się wieczorem w Beirucie z fotografem Laską. Jego pankowa wystawa ma przyjechać do Warszawy. 

niedziela, 29 marca 2015

28 marca 2015


1. Włączyłem telewizor w połowie konferencji wojskowych prokuratorów. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy ten, który przemawiał, to był ten, który zawsze miał szpanerskie okulary. Jeżeli to był ten, to tym razem te okulary były mniej szpanerskie niż zwykle.
Później miała być konferencja pana Macierewicza.
Na miejscu szeroko rozumianego PiS-u zachowałbym się jak przed laty jakiś pan mecenas sugerował co niedzielę w TokFM poszkodowanym w wypadkach motoryzacyjnych. Przyjął bezsporne.
Jeździliśmy na Koło. Włączałem TokFM i albo była pani do zwierząt, która się nazywała jak pan o Zwierzyńca. Swoją drogą ile trzeba mieć lat, żeby pamiętać „Zwierzyniec”. Albo program, w którym jakiś adwokat tłumaczył jak należy wyciągać należne pieniądze od firm ubezpieczeniowych. Ludzie dzwonili, on tłumaczył. Zaczynał od zwrotu, że trzeba przyjąć proponowane przez ubezpieczyciela pieniądze jako „część bezsporną”. Później wyrywać resztę.
Wyobraziłem sobie konferencję pana Macierewicza. Wychodzi, wita się, oświadcza: Prokuratura oskarżyła kontrolerów? Super. Bardzo się cieszymy. Czekamy, aż zgodzi się zresztą tez mojego zespołu. Żegna się. Wychodzi.
Konferencji pana Macierewicza nie mogłem już słuchać bo musiałem wyjść. I to jest zła informacja. Wyglądała ponoć zupełnie inaczej niż sobie ją wyobraziłem, ale była ciekawa.

2. Z moim ulubionym Wydawcą pojechaliśmy na Wiejską do „Pracowni Czasu” – miejsca, które miewa tak wielki wpływ na życie polityczne w naszym kraju.
Tym razem rozmawialiśmy o zegarkach, których żaden polski polityk na pewno sobie nie kupi, bo w rubryczce w oświadczeniu majątkowym nie ma tyle miejsca, żeby się zmieściło odpowiednio zer. Choć właściwie na papierze by się te zera zmieściły. Gorzej z horyzontami.
Firma Jaquet Droz, która od połowy XVIII wieku produkuje automatony (zasadniczo po polsku powinno się je nazywać automatami, ale gdybym tak napisał nie oddałbym wyjątkowości produktów tej firmy) zrobiła zegarek z ptaszkiem. Ptaszek otwiera dzióbek, macha skrzydełkami i się obraca. Do tego świergoce. Zegarek jest ręczny. Ptaszek ma chyba centymetr długości od dzióbka do ogonka. Wszystko jest mechaniczne. I ptaszek i ni to miechy, ni to gwizdki, którymi ptaszek ćwierka. Myślę sobie, że moja ś.p. babcia by oszalała, gdyby ten zegarek zobaczyła.
Zegarek kosztuje $500000. Gdyby mnie było stać, to bym sobie taki kupił. Coś porządnego by po mnie zostało.
Rozmawialiśmy o emaliowaniu. Ponoć na całym świecie istnieją tylko dwie firmy, które robią porządne emaliowane tarcze do zegarków. I nie chodzi tu o emalie typu garnek, tylko kolorowe obrazki wypalane wielostopniowo w różnych temperaturach.
Na Wiejskiej spotkałem Lwa Rywina. Myślałem, że zniknął. A jest. Nie wygląda zbyt dobrze. Jeździ land roverem. Ciekawe, czy spisał wspomnienia. Chętnie bym się dowiedział o co wtedy chodziło. Wbrew pozorom od tamtej afery Polska zmieniła się na gorsze. I to jest zła informacja.

3. Wracając wpadłem na chwilę do Faster Doga. Jakoś tak wyszło, że rozmowa zeszła na temat zespołu Bronsky Beat. Pawełek pognał do samochodu, by przynieść płytę, którą kupił w Brighton. Patrycja ma z nią nienajlepsze wspomnienia, bo Pawełek kupiwszy odpalił ją w samochodzie i z otwartymi oknami toczyli się po mieście. Patrycja chyba nie lubi być brana za chłopca.

Wieczorem odwoziłem brata na jego wieś, żeby pożyczyć komputer. Ostatnio zawsze jak jadę w stronę Konstancina leje. I to jest zła informacja, bo nie lubię używać wycieraczek.