1. 8 marca. Dzień, w którym mężczyźni wrzucają na media społecznościowe swoje zdjęcia z bukietami kwiatów.
Zaspałem. Znaczy przed szóstą przyszły panie pielęgniarki wytoczyć ze mnie codzienną porcję krwi. Później zasnąłem i obudziłem się w połowie Mazurka. Nieprzytomny. Akurat w momencie dyskusji na temat imienia pani minister Maląg. Jakoś lubię posła Cymańskiego. On przynajmniej próbuje jakoś tłumaczyć wszystkie nielogiczności na jakich jest łapany. Na pewno na niego nie zagłosowałbym w żadnych wyborach. Mimo, iż wolę go od następnego pokolenia posłów. O, od takiego Marcina Kierwińskiego, który złapany za rękę krzyczy, że to nie jest jego ręka. Głośno krzyczy.
2. Zebrało się nade mną dostojne konsylium lekarskie. Usłyszałem, że jestem wzorowym pacjentem. Że słucham poleceń. Nie bardzo sobie wyobrażałem, jak w takiej sytuacji można nie nie słuchać. Najwyraźniej można.
Jednak nie wyjdę w środę. Coś mi tam będą robić dzień później. Spacerowałem przez dwie godziny. Jednak chyba zbyt wolno, by dojść na Zamek.
Bożena wysłała zdjęcie – w Rokitnicy wystawiły łby przebiśniegi. Ratownik 24 leciał dziś ze trzy razy.
3. Rafał Jemielita przysłał mi PDF swojej książki. Na pewno ją kupię – od pewnego czasu staram się kupować książki znajomych, niezależnie od prób pozyskiwania dedykowanych egzemplarzy autorskich. „Crash Historie czyli jak wypadki zmieniają świat”. Prawie czterysta stron zajęło mi niecałe pięć godzin. Świetnie się czytało.
Nie byłem wielbicielem Rafała w poprzednim wcieleniu Automaniaka. Teraz widać, jak się tam marnował.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Jemielita. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Jemielita. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 8 marca 2021
8 marca 2021
wtorek, 27 października 2015
27 października 2015
1. Obudziłem się w nowej, brunatnej
Polsce nieco niedysponowany. I to jest zła informacja. To pewnie
przez tę duszną atmosferę źle spałem. W drodze do Pałacu
spotkałem redaktora Jemielitę, który na miejskim rowerze (aż
dziw, że nie zlikwidowanym) poruszał się w kierunku zakładu
pracy.
Redaktor Jemielita tryskał humorem. Porozmawialiśmy przez chwilę o polityce i cyckach, z których rezygnacji zasłynął ostatnio periodyk matka periodyku, w którym red. Jemielita pracuje.
Wsiadłem w jedno metro, przesiadłem się w drugie, wysiadłem i piechotą kontemplując Krakowskie Przedmieście jakoś dotarłem do roboty. Po drodze minęła mnie kolumna autobusów z pilotażem radiowozów Żandarmerii. Pomyślałem, że Odchodząca Partia Władzy się właśnie zaczęła zwijać, ale się okazało, że to goście imprezy z okazji rocznicy powstania Sztabu Generalnego.
W Pałacu pani sprzątaczka zamiatała pod Okrągłym Stołem.
2. Exchange, którego używa Kancelaria przypomniał mi lata 90. i to, dlaczego użytkownicy maków o ludziach pracujących na Windowsach myśleli, że są dziwni.
Przeprowadziłem kilka bardzo interesujących rozmów, w tym jedną z przedstawicielem naprawdę poważnej korporacji.
Przez cały dzień miałem fleszbeki z wieczoru 300polityki. Przypomniała mi się na przykład rozmowa z brytyjskim ambasadorem, z którym spędziłem sporo czasu w Londynie jeżdżąc jednym samochodem. Pan ambasador kończy swoją służbę w Polsce, ale zapowiada, że tu wróci. Może niekoniecznie jako dyplomata. W rozmowie można było odnieść wrażenie, że jest bardzo zadowolony z wyniku wyborów. To zupełnie nie pasuje do reakcji Zachodu, którą opisywały media.
W tym samym Viano po Londynie jeździła z nami żona ambasadora (naszego), razem z jakąś panią z ambasady. Kiedy jechaliśmy z Heathrow opowiadała tej właśnie pani o synu swoim czteroletnim. Kiedy powiedziała, że nieznający angielskiego czterolatek w przedszkolu czuje się wyalienowany, zauważyłem, że skoro nie zna angielskiego, to się raczej czuje wyobcowany. W samochodzie najwyraźniej zabrakło Druha Ministra Kolarskiego – nikt nie docenił mojej błyskotliwości. I to jest zła informacja.
3. Z rzeczonym Druhem Podsekretarzem udaliśmy się wieczorem do Krakena, żeby pozałamywać ręce nad naszym ciężkim losem. Ale to nam nie za bardzo wyszło. Druh Podsekretarz Kawaler podzielił się wrażeniami z odsłaniania tablicy pamiątkowej w II LO. Aż mi się żal zrobiło, że w tym nie brałem udziału. I to jest zła informacja.
PKW zdążyła ogłosić wyniki wyborów. O tym, że Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu Janusz Palikot dowiedział się w swoje pięćdziesiąte pierwsze urodziny.
Redaktor Jemielita tryskał humorem. Porozmawialiśmy przez chwilę o polityce i cyckach, z których rezygnacji zasłynął ostatnio periodyk matka periodyku, w którym red. Jemielita pracuje.
Wsiadłem w jedno metro, przesiadłem się w drugie, wysiadłem i piechotą kontemplując Krakowskie Przedmieście jakoś dotarłem do roboty. Po drodze minęła mnie kolumna autobusów z pilotażem radiowozów Żandarmerii. Pomyślałem, że Odchodząca Partia Władzy się właśnie zaczęła zwijać, ale się okazało, że to goście imprezy z okazji rocznicy powstania Sztabu Generalnego.
W Pałacu pani sprzątaczka zamiatała pod Okrągłym Stołem.
2. Exchange, którego używa Kancelaria przypomniał mi lata 90. i to, dlaczego użytkownicy maków o ludziach pracujących na Windowsach myśleli, że są dziwni.
Przeprowadziłem kilka bardzo interesujących rozmów, w tym jedną z przedstawicielem naprawdę poważnej korporacji.
Przez cały dzień miałem fleszbeki z wieczoru 300polityki. Przypomniała mi się na przykład rozmowa z brytyjskim ambasadorem, z którym spędziłem sporo czasu w Londynie jeżdżąc jednym samochodem. Pan ambasador kończy swoją służbę w Polsce, ale zapowiada, że tu wróci. Może niekoniecznie jako dyplomata. W rozmowie można było odnieść wrażenie, że jest bardzo zadowolony z wyniku wyborów. To zupełnie nie pasuje do reakcji Zachodu, którą opisywały media.
W tym samym Viano po Londynie jeździła z nami żona ambasadora (naszego), razem z jakąś panią z ambasady. Kiedy jechaliśmy z Heathrow opowiadała tej właśnie pani o synu swoim czteroletnim. Kiedy powiedziała, że nieznający angielskiego czterolatek w przedszkolu czuje się wyalienowany, zauważyłem, że skoro nie zna angielskiego, to się raczej czuje wyobcowany. W samochodzie najwyraźniej zabrakło Druha Ministra Kolarskiego – nikt nie docenił mojej błyskotliwości. I to jest zła informacja.
3. Z rzeczonym Druhem Podsekretarzem udaliśmy się wieczorem do Krakena, żeby pozałamywać ręce nad naszym ciężkim losem. Ale to nam nie za bardzo wyszło. Druh Podsekretarz Kawaler podzielił się wrażeniami z odsłaniania tablicy pamiątkowej w II LO. Aż mi się żal zrobiło, że w tym nie brałem udziału. I to jest zła informacja.
PKW zdążyła ogłosić wyniki wyborów. O tym, że Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu Janusz Palikot dowiedział się w swoje pięćdziesiąte pierwsze urodziny.
czwartek, 26 marca 2015
25 marca 2015
1. Co za tydzień. Tym razem o ósmej
rano obudził mnie kurier, który przyniósł żwirek. Dwa razy, gdyż
były dwa worki. Każdy po 40 litrów. Nawet nie mogłem mieć do
niego za porę pretensji.
Dwie godziny później przyszedł SMS od firmy kurierskiej informujący o tym, że przesyłka została właśnie kurierowi wydana. Znaczy miałem do czynienia z najszybszym kurierem świata. Nie zapamiętałem jak się nazywa. I to jest zła informacja.
2. Idąc spokojnie ulicą Wilczą ledwo usłyszałem (miałem na łbie słuchawki), że woła mnie red. Jemielita. Ledwo, ale usłyszałem. Redaktor Jamielita opowiedział historię o opadniętych drzwiach przeciwwłamaniowych. Zawsze mi się wydawało, że ciężkie drzwi opadają na skutek działania grawitacji. Okazało się, że sama grawitacja nie wystarczy. Potrzebne są też skoki temperatury.
Redaktor Jemielita przez chwilę się zastanawiał nad startem w wyborach prezydenckich. W tych już nie zdąży. Może za pięć lat.
Koło południa spotkałem się w Krakenie z moim ulubionym Wydawcą i kolegą Grzegorzem. Pozowaliśmy do zdjęcia. Nie chciano nam sprzedać piwa, gdyż było jeszcze przed otwarciem, ale przyszedł kolega Krzysztof i rozwiązał problem. Pogoda taka, że właściwie można by było pić cały dzień. Niestety. Mieliśmy inne obowiązki.
Kolega Grzegorz pojechał robić jakieś dwa wywiady. Ja z kolegą Olszańskim (który się w międzyczasie objawił) udaliśmy się do domu. Kolega Olszański miał średni dzień, bo z jednej strony – udało mu się bezboleśnie autoryzować dwie rozmowy, z drugiej – najpierw Policja zabrała mu dowód rejestracyjny (okazało się, że jeździ bez przeglądu), później parkometr zjadł mu 2,50.
Kolega Olszański wypił kawę i pojechał autoryzować (bezboleśnie) drugą z rozmów, ja udałem się na galę „Internetowy Samochód Roku OtoMoto.pl – Volkswagen Golf”.
Gala odbywała się na dachu garażu przy Parkingowej. Ciekawe miejsce. Ciekawy pomysł. Fascynująca była pani (chyba) Ola, która prowadziła imprezę. Pochodziła ponoć z TVN Turbo i nie potrafiła zapamiętać nazwisk ludzi odbierających nagrody. Za to zupa była bardzo dobra. No i do tego pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy deloreana.
Internetowym Samochodem Roku staje się ten, który najczęściej wyszukują użytkownicy OtoMoto.pl – czyli Volkswagen Golf. Chyba od zawsze.
To właściwie strasznie miło, że OtoMoto.pl robi tę imprezę, bo właściwie nie musi. I tak jest największym portalem motoryzacyjnym w kraju.
Kawałek podwiózł mnie Tuaregiem pan z Volkswagena. Tuareg miał ogrzewaną elektrycznie przednią szybę. Tylko nie za pomocą zatopionych cieniutkich drucików. Zamiast tego jest specjalna folia, która grzeje, a do tego nie przepuszcza promieniowania UV. Człowiek przestaje jeździć na prezentacje motoryzacyjne i od razu nie ogarnia nowinek. I to jest zła informacja.
3. Wracając do domu wpadłem do Krakena. Siedziała tam Ula z ThinkTanka z jakimś dość sympatycznym kolegą. Rozmawialiśmy oczywiście o polityce.
ThinkTank znowu robi jakąś imprezę w Bukovinie z dość interesującym acz nieco może jednorodnym składem gości.
Przez te rozmowy o polityce zacząłem się zastanawiać nad kampanią wyborczą i problemem euro podnoszonym przez sztab kandydata Dudy. Zrozumiałem o co chyba chodzi dopiero następnego dnia (czyli chwilę parę godzin temu) nie bez udziału red. Hytrek-Prosieckiej.
Od godziny próbuję zapisać jak to widzę. Niestety nie jestem przez cały czas zadowolony – być może to kara boża za próbę złamania zasad – pisząc co się działo wczoraj chcę zapisać wnioski, do których doszedłem dzisiaj. Więc chyba muszę przerwać. I to jest zła informacja.
Dwie godziny później przyszedł SMS od firmy kurierskiej informujący o tym, że przesyłka została właśnie kurierowi wydana. Znaczy miałem do czynienia z najszybszym kurierem świata. Nie zapamiętałem jak się nazywa. I to jest zła informacja.
2. Idąc spokojnie ulicą Wilczą ledwo usłyszałem (miałem na łbie słuchawki), że woła mnie red. Jemielita. Ledwo, ale usłyszałem. Redaktor Jamielita opowiedział historię o opadniętych drzwiach przeciwwłamaniowych. Zawsze mi się wydawało, że ciężkie drzwi opadają na skutek działania grawitacji. Okazało się, że sama grawitacja nie wystarczy. Potrzebne są też skoki temperatury.
Redaktor Jemielita przez chwilę się zastanawiał nad startem w wyborach prezydenckich. W tych już nie zdąży. Może za pięć lat.
Koło południa spotkałem się w Krakenie z moim ulubionym Wydawcą i kolegą Grzegorzem. Pozowaliśmy do zdjęcia. Nie chciano nam sprzedać piwa, gdyż było jeszcze przed otwarciem, ale przyszedł kolega Krzysztof i rozwiązał problem. Pogoda taka, że właściwie można by było pić cały dzień. Niestety. Mieliśmy inne obowiązki.
Kolega Grzegorz pojechał robić jakieś dwa wywiady. Ja z kolegą Olszańskim (który się w międzyczasie objawił) udaliśmy się do domu. Kolega Olszański miał średni dzień, bo z jednej strony – udało mu się bezboleśnie autoryzować dwie rozmowy, z drugiej – najpierw Policja zabrała mu dowód rejestracyjny (okazało się, że jeździ bez przeglądu), później parkometr zjadł mu 2,50.
Kolega Olszański wypił kawę i pojechał autoryzować (bezboleśnie) drugą z rozmów, ja udałem się na galę „Internetowy Samochód Roku OtoMoto.pl – Volkswagen Golf”.
Gala odbywała się na dachu garażu przy Parkingowej. Ciekawe miejsce. Ciekawy pomysł. Fascynująca była pani (chyba) Ola, która prowadziła imprezę. Pochodziła ponoć z TVN Turbo i nie potrafiła zapamiętać nazwisk ludzi odbierających nagrody. Za to zupa była bardzo dobra. No i do tego pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy deloreana.
Internetowym Samochodem Roku staje się ten, który najczęściej wyszukują użytkownicy OtoMoto.pl – czyli Volkswagen Golf. Chyba od zawsze.
To właściwie strasznie miło, że OtoMoto.pl robi tę imprezę, bo właściwie nie musi. I tak jest największym portalem motoryzacyjnym w kraju.
Kawałek podwiózł mnie Tuaregiem pan z Volkswagena. Tuareg miał ogrzewaną elektrycznie przednią szybę. Tylko nie za pomocą zatopionych cieniutkich drucików. Zamiast tego jest specjalna folia, która grzeje, a do tego nie przepuszcza promieniowania UV. Człowiek przestaje jeździć na prezentacje motoryzacyjne i od razu nie ogarnia nowinek. I to jest zła informacja.
3. Wracając do domu wpadłem do Krakena. Siedziała tam Ula z ThinkTanka z jakimś dość sympatycznym kolegą. Rozmawialiśmy oczywiście o polityce.
ThinkTank znowu robi jakąś imprezę w Bukovinie z dość interesującym acz nieco może jednorodnym składem gości.
Przez te rozmowy o polityce zacząłem się zastanawiać nad kampanią wyborczą i problemem euro podnoszonym przez sztab kandydata Dudy. Zrozumiałem o co chyba chodzi dopiero następnego dnia (czyli chwilę parę godzin temu) nie bez udziału red. Hytrek-Prosieckiej.
Od godziny próbuję zapisać jak to widzę. Niestety nie jestem przez cały czas zadowolony – być może to kara boża za próbę złamania zasad – pisząc co się działo wczoraj chcę zapisać wnioski, do których doszedłem dzisiaj. Więc chyba muszę przerwać. I to jest zła informacja.
Etykiety:
Grzegorz Kapla,
Kraken,
Krzysztof Gałkowski,
Marcin Ranuszkiewicz,
Michał Olszański,
otoMoto,
Rafał Jemielita,
ThinkTank,
Tuareg,
Volkswagen
czwartek, 5 marca 2015
4 marca 2015
1. Przez większość dnia zajmowałem
się sprawami, o których nie mogę napisać. I to jest zła
informacja, bo tak właściwie, to uważam, że byłyby warte
opisania.
W przerwie w sprawach, o których nie
mogę napisać zintegrowałem się z blogerem Rybitzkim, który dwa
razy (przynajmniej) powtórzył, że poznając dziewczynę nie patrzy
w dowód rejestracyjny jej samochodu. Bloger Rybitzki opiekował się samochodem swojej narzeczonej. Samochodem renault Thalia.
Thalia to jeden z najbrzydszych samochodów we Wszechświecie a zarazem dowód na to, że Francuzi mają jakieś poczucie humoru. Talia to córka Zeusa i Mnemozyny. Muza komedii.
Thalia to jeden z najbrzydszych samochodów we Wszechświecie a zarazem dowód na to, że Francuzi mają jakieś poczucie humoru. Talia to córka Zeusa i Mnemozyny. Muza komedii.
2. Zabrałem się za „Esquire”.
Litościwie ominąłem edytorial naczelnego. Z pokorą przyjąłem
fakt, że redakcja promuje Pawła Smoleńskiego (choć człowiek w
moim wieku i z moimi doświadczeniami powinien takie czasopismo
potraktować jak najtańsze świece zapłonowe firmy Bosch).
Przeczytałem, że kolega Jemielita (którego serdecznie pozdrawiam)
rozmawiał z pilotem Baranem prywatnie osiem godzin (fascynujące: –
excusez le mot – po chuj mnie ta informacja, skoro spisano z tych
ośmiu godzin jakieś dwadzieścia minut).
Dość szybko doszedłem do tekstu
Philipa Boyesa o prezydencie Putinie. Do rzeczonego autora mam
stosunek o tyle osobisty, że jestem tymczasowym opiekunem archiwum
wycinków prasowych jego ojca. Do tego czymś, do czego najbardziej z
pracy w „Malemenie” tęsknię jest dzielenie biurka z jego
siostrą.
Dlatego nie będę recenzował całego tekstu. Przepiszę tylko dwa pierwsze zdania: „Władimir Putin nie jest dziś najpopularniejszym europejskim przywódcą. Jego notowania spadną jeszcze bardziej, jeśli nie powstrzyma wspieranych przez Rosjan separatystów we wschodniej Ukrainie i jeśli przerwie zawieszenie broni.”
Z powodów wymienionych wyżej Philipa zostawię w spokoju, ale pochylę się nad Redakcją. Określenie „popularny” po polsku nie do końca znaczy to samo, co „popular” po angielsku. Ale to nie jest największy problem.
„Esquire” jest magazynem dla odpowiednio sytuowanych mężczyzn. Ci odpowiednio sytuowani mężczyźni tzw. LOL-kontent pozyskują z Wykopu, Demotywatorów czy od przyjaciół z fejsbuka. Nie potrzebują do tego drukowanego czasopisma.
Philip Boyes pisał przemówienia prof. Buzkowi w czasach, kiedy ten był przewodniczył Europejskiemu Parlamentowi. Jeżeli te przemówienia były na takim poziomie jak ten tekst do „Esquire” to bardzo zła informacja.
3. W Genewie właśnie się zaczynają targi motoryzacyjne. I mnie tam nie ma. I to jest zła informacja.
Dlatego nie będę recenzował całego tekstu. Przepiszę tylko dwa pierwsze zdania: „Władimir Putin nie jest dziś najpopularniejszym europejskim przywódcą. Jego notowania spadną jeszcze bardziej, jeśli nie powstrzyma wspieranych przez Rosjan separatystów we wschodniej Ukrainie i jeśli przerwie zawieszenie broni.”
Z powodów wymienionych wyżej Philipa zostawię w spokoju, ale pochylę się nad Redakcją. Określenie „popularny” po polsku nie do końca znaczy to samo, co „popular” po angielsku. Ale to nie jest największy problem.
„Esquire” jest magazynem dla odpowiednio sytuowanych mężczyzn. Ci odpowiednio sytuowani mężczyźni tzw. LOL-kontent pozyskują z Wykopu, Demotywatorów czy od przyjaciół z fejsbuka. Nie potrzebują do tego drukowanego czasopisma.
Philip Boyes pisał przemówienia prof. Buzkowi w czasach, kiedy ten był przewodniczył Europejskiemu Parlamentowi. Jeżeli te przemówienia były na takim poziomie jak ten tekst do „Esquire” to bardzo zła informacja.
3. W Genewie właśnie się zaczynają targi motoryzacyjne. I mnie tam nie ma. I to jest zła informacja.
czwartek, 2 października 2014
1 października 2014
1. Wstałem rano, poszedłem do
Krakena-Beirutu, gdzie kręcono film. Film był polsko-niemiecki.
Człowiek krzyczący „na miejsca” krzyczał z akcentem
funkcjonariuszy Geheime Staatspolizei z filmów o Klossie. No może
nieco mniej dotkliwym tonem.
Krzysztof zauważył, że produkcja
filmowa przypomina proces robienia z gówna sera. Trudno się z tym
nie zgodzić.
W centrum ciągle kręcą jak nie
serial, to fabułę. Jak nie fabułę, to reklamę. Zaczyna się
zawsze od tego, że przyjeżdża firma ochroniarska i zawłaszcza
miejsca parkingowe, z którymi i tak jest zawsze problem.
Film kręcony w Krakeno-Beirucie
zawłaszczył kilka miejsc, w tym dwa dla inwalidów. Były
zawłaszczone, aż przyjechał właściciel kamienicy i jedno odbił,
tłumacząc, że go nie interesuje to, że film kręcą. Jeden z
ochroniarzy wyraził zdziwienie, że inwalidzi jeżdżą tak dobrymi
autami. Ciekawe, czy by się chciał wymienić zdrowiem, na np.
ośmioletnią A6.
Później ten ochroniarz mi się
przyglądał i w końcu zagadał, że skądś mnie zna.
Odpowiedziałem, że nie jestem na to wstanie nic poradzić. I
poszedłem do tramwaju.
Miasto powinno jakoś uporządkować
kwestie filmowania. Ekipy potrafią zablokować połowę miejsc
parkingowych na ulicy i nic z tego nie wynika. ZDM-owi łatwiej
czepiać się mieszkańców.
I to może być zadanie dla kolegi
Zydla, który rozpoczyna pracę na dyrektorskim stanowisku w Urzędzie
Miasta.
Pod Marquardem wpadłem na redaktora
Jemielitę, który właśnie parkował pięknego mercedesa 190.
Dwulitrowy, benzynowy. Pierburg, znaczy z gaźnikiem.
To ciekawe, ale wielu ludzi słowo
gaźnik dopiero, kiedy przestał jeździć ich skuter. Albo kosiarka
nie chciała się odpalić i zawlekli ją do serwisu. I to jest zła
informacja, bo gaźnik jako taki, to bardzo interesujący wynalazek.
Jak dziś pamiętam, jak lat temu ze
dwa, w lobby hotelu w Vence redaktor Jemielita mówił, że używane
samochody są bezsensu, i że ma C2(C3?) i że to optymalne dla niego
auto. Ale najwyrażniej – żartował.
2. Tramwajem pojechałem na konferencję
SkyScannera. (To taka wyszukiwarka biletów lotniczych) To już
trzecia z kolei ich impreza. Nie chciałbym zajmować się PR-em tej
firmy. Nie wiem, czy by mi się udało coś wymyślić. Bo tak
naprawdę, to mamy usługę, która działa, i jak się wejdzie na
stronę (czy zainstaluje aplikację) to wszystko jasne. Wpisujesz,
klikasz, działa.
Na konferencji się dowiedzieliśmy, że
najtaniej jest latać w listopadzie. I najlepiej kupować bilety
wcześniej.
Impreza odbywała się w Izumi Sushi na
Mokotowie. Niedobre jedzenie, beznadziejna obsługa.
Przy stole siedziałem obok komisarza
(zdymisjonowanego) Urbańskiego, który wcześniej imprezę
prowadził. W klapkach, żeby się kojarzyło z urlopem.
Komisarz (zdymisjonowany) Urbański
wybiera się z HTC do Stanów. Dreamlinerem. Narzekał, że LOT chce
ekstra kasę za rezerwowanie konkretnego miejsca.
Kolega Mikosz robi z LOT-u tanie linie.
Choć właściwie nie tyle tanie, co drogie, ale o standardach
tanich.
Poradziłem komisarzowi, by spróbował
– jak to robi zwykle redaktor Pertyński – podnieść komfort
podróży zużywając mile. Udało mu się to zrobić, i był bardzo
wdzięczny za pomysł. Powiedziałem, że wdzięczność powinien
skierować do redaktora Pertyńskiego, bo gdybym od niego nie
usłyszał o tym sposobie, to bym się tą wiedzą nie dzielił.
Komisarz miał tego wielkiego iPhone,
ale nie był z niego zadowolony. I to nie jest dobra informacja.
Miałem nadzieję, że jest świetny.
3. Komisarz siedział po mojej lewicy,
po prawicy siedział młody człowiek, z którym, kiedy komisarz
wymawiając się koniecznością spotkania z kurierem – zniknął,
wdałem się w rozmowę na tematy polityczne. Zaczęliśmy od Rosji,
przeszliśmy na sprawy krajowe nakręcając się nawzajem. Ktoś
próbował z nami polemizować, że nie jest aż tak źle, że
rozwój, że autostrady, ale szybko go (w tym przypadku ją)
zgasiliśmy. Strasznie się ucieszyłem, że na takiej imprezie
znalazłem bratnią duszę. Że tak narzekać mogę nie tylko na
Twitterze. Ale, kiedy sąsiadowi zadzwonił telefon, podejrzałem, że
dzwonił Jan Piński, więc to nie mógł być żaden nawrócony
leming.
Kolega z – jak się okazało –
„Uważam Rze” podrzucił mnie pod Galmok. Udałem się stamtąd
do Samsunga, gdzie wywarłem presję na koledze Jerzym, i ten
zapgrejdował mi Note2 na Note3 i jeszcze dołożył Geara. Oswajałem
się z nimi przez całą drogę domu. Więc dopiero później dotarła
do mnie zadyma literacko-feministyczna.
Włączyłem się w dyskusję na
Twitterze. I po raz kolejny skonstatowałem, że nic tak nie
wyprowadza z równowagi kobiet (niekoniecznie feministek) jak
stwierdzenie, że potrafią być równie agresywne jak mężczyźni.
To właściwie interesujące, że
warszawska kawiorowa lewica z coraz większym zaangażowaniem
popełnia zbiorowe seppuku.
Eryk Mistewicz wrzucił na chwilę na Twittera zdjęcie wręczenia krzyża Bundeswehry profesorowi Niesiołowskiemu. Na zdjęciu widać płk. Franke, który wydaje się do Eryka podobny. W rzeczywistości pułkownik jest objętości dwóch Eryków. Znaczy – mały nie jest. Przesadziłem 1 Franke = 1,33 Mistewicza.
Koty nie ruszyły jedzenia, które dzień wcześniej kupiłem im w Biedronce. Zachowywały się, jakby nie istniało. No i jest to zła informacja, bo było tańsze, niż to z Lidla.
Eryk Mistewicz wrzucił na chwilę na Twittera zdjęcie wręczenia krzyża Bundeswehry profesorowi Niesiołowskiemu. Na zdjęciu widać płk. Franke, który wydaje się do Eryka podobny. W rzeczywistości pułkownik jest objętości dwóch Eryków. Znaczy – mały nie jest. Przesadziłem 1 Franke = 1,33 Mistewicza.
Koty nie ruszyły jedzenia, które dzień wcześniej kupiłem im w Biedronce. Zachowywały się, jakby nie istniało. No i jest to zła informacja, bo było tańsze, niż to z Lidla.
Ja też wolę Lidla. Tylko skąd koty
mogą wiedzieć, że Lidl jest fajniejszy, skoro nigdy tam nie były?
Etykiety:
190,
Beirut,
Eryk Mistewicz,
HTC,
Izumi Sushi,
Kraken,
LOT,
Maciej Pertyński,
Mercedes,
Pierburg,
Rafał Jemielita,
Samsung,
Sebastian Mikosz,
SkyScanner,
Zbigniew Urbański
piątek, 26 września 2014
26 września 2014
1. Zawiozłem Bożenę do pracy jej
beemką i pojechałem do gazownika, bo instalacja LPG z uporem godnym
lepszej sprawy paliła bezpiecznik. Gazownik mieści się przy
Burakowskiej za CeDeKiem.
Właściwego gazownika nie było, bo
pojechał coś załatwić. Byli jego pracownicy. Jeden męczył się
z Micrą, drugi właściwie nie wiem co robił.
Gazownik przyjechał Legacy kombi, w
środku miał psa typu bokser, do którego mówił coś w stylu
„Tatuś ci jedzonko przygotował”. Jakoś nie myślałem
wcześniej, że może być gejem. Choć to, że jeździł dużym
chopperem mogło nasuwać taki wniosek.
Nakarmił dziecko, i zajął się
beemką. Znaczy zgodził się ze mną, że to pewnie któraś z cewek
daje zwarcie. Przy okazji zauważył, że gniazda bezpieczników są
wypalone, więc trzeba je będzie zmienić. Cewki okazały się w
porządku, ale na wszelki wypadek zostały wymienione.
Zaordynowałem czyszczenie filtrów.
Zajęło to chwilę. W międzyczasie Leganzą przyjechał chłopak z
synem. Leganza mogłaby być ładnym autem. Ta miała niesamowity
kolor szkieł w reflektorach. Szaro-żółty. Przyjechała jeszcze
pani Hondą, bo jej się zapaliło check engine. Gazownik podpiął
urządzenie, wyczytał, że chodziło o zbyt bogatą mieszankę. Pani
się zdziwiła, bo jeździ na oparach, żeby oszczędzić na benzynie
– 30 litrów jest tańsze. (Nie wiem, gdzie w tym jest logika).
Gazownik wykasował błąd i skasował 50 zł. Równie dobrze mógł
150, więc zasadniczo zachował się w porządku.
W beemce niestety same z siebie nie
naprawiły się wtryski, więc będę je musiał wymienić. I to nie
jest dobra informacja. Choć, z drugiej strony, jeśli silnik znowu
zacznie ładnie pracować, to ten wydatek się opłaci.
Od gazownika pojechałem do szewca.
Dokładniej, to do cholewkarza, ale trafiłem do sąsiadującego z
cholewkarzem szewca o nazwisku Cholewa. Szewc Cholewa nie chciał
naprawić moich dziurawych butów, odesłał mnie do cholewkarza,
który stwierdził, że może i mógłby mi wszyć w miejsce
dziurawych niedziurawe kawałki skóry, ale do tego jakiś szewc
musiałby buty rozebrać. Wróciłem więc do szewca Cholewy, ale on
odpowiedział, że się tego nie podejmie. I żebym sobie kupił nowe
buty, będzie taniej. Ale gdzie ja znajdę nowe hipsterskie buty,
które wyglądają, jakby się miały zaraz rozlecieć?
2. Od szewca Cholewy pojechałem do
Piaseczna, gdzie umówiłem się z kolegą Wojciechem. Razem z nim
pojechaliśmy w stronę Mysiadła, gdzie kolegi Wojtka znajomy
naprawiał wentylator do systemu ogrzewania powietrzem w Rokitnicy.
Okolice Mysiadła to widzialny dowód
na to, że minister Sienkiewicz nie kłamał mówiąc, że Państwo
nie istnieje. Takiej liczba domów bez żadnej drogowej
infrastruktury. Bez chodników. Dróżki, na których z trudem mijają
się dwa samochody. Systemowo – południowoamerykańskie slumsy.
Ludzie, którzy kupowali tam nieruchomości, chyba nigdy nie widzieli
prawdziwego miasta.
Znajomy kolegi Wojciecha nie zdążył
skończyć naprawy, więc podjechaliśmy do Auchanu. Na stoisku z
elektroniką były kamery endoskopowe USB. Za jedyne sto złotych
można w domowym zaciszu spróbować zrobić sobie kolonoskopię.
Były też kamery w brelokach i piórach. Przecenione.
Żadnej nie kupiliśmy. Zjedliśmy za
to po kawałku najgorszej pizzy świata. Jedliśmy, patrząc na
bezobsługowe kasy. Napisano nad nimi, że są miłe. Dlatego, że
nie ma w nich kasjerek?
Lunął deszcz. Okazało się, że
nowe, kupione na Allegro wycieraczki słabo zbierają. I to nie jest
dobra informacja.
Znajomy kolegi Wojtka naprawił
wentylator. Zrobił to bardzo porządnie, a wziął tylko 200 zł.
Wydzwoniony przeze mnie serwis producenta sugerował, że naprawa się
nie będzie opłacać. Nowy wentylator kosztuje z 600 zł.
3. Pojechałem po Bożenę, z którą
podjechaliśmy na Żurawią, a właściwie Parkingową, gdzie była
impreza Jack Danielsa. Spotkałem dawno nie widzianych znajomych,
którzy mówili, że nie muszę mówić, co u mnie słychać, bo
czytają 3 negatywy. To wygodne. Redaktor Jemielita powiedział, że
mu się nie podoba moja broda. Jak wiadomo jestem mistrzem ciętej
riposty, więc odpowiedziałem mu „Spierdalaj”. Redaktor
Jemielita wyjaśnił, mi skąd się biorą dzieci – otóż biorą
się stąd, że ludzie przestają uprawiać seks analny. Powiedział,
że tłumaczy to swoim studentom. Redaktor Jemielita pracuje w
„Playboyu” i „Automaniaku” w TVN Turbo. Na pewno można tam
trafić na więcej przykładów jego poczucia humoru. Przyznał, że
pracuje nad nowym potomkiem. Trzymam kciuki. Im więcej dzieci –
tym lepiej.
Porozmawiałem przez chwilę z Piotrem,
który wcześniej w Brown-Formanie zajmował się Jackiem, teraz
awansował i ma stanowisko z nazwą, której nie jestem w stanie
wymówić. Piotr jeździ na motorze. I opowiada o tym tak, że sam
człowiek sam by chciał gdzieś na motorze pojechać.
Jeździ na porządnym motorze, a na
imperezie prezentowane były harleye. Rozmawialiśmy ze dwa lata temu
z Tomaszem Kaczmarkiem. Bardziej znanym jako Agent Tomek.
Rozmawialiśmy o samochodach, których używał udając innych ludzi.
Przy okazji powiedział pewną mądrość o harleyu. Otóż jest to
idealny motor dla przykrywkowca. Jeżdzi powoli, robi dużo hałasu.
I do tego nikt nie traktuje człowieka na harleyu poważnie.
Zrobiliśmy sobie zdjęcie na harleyu z
kolegami Kaplą i Fiedlerem. Zrobiłem sobie potem sam – tyłem,
ale nie wyszło zbyt korzystnie.
Na imprezie było kilku dziennikarzy
motoryzacyjnych. Niektórzy – samochodami. Wychodząc zostawiali mi
swoje talony do baru.
Przyszedł redaktor Modelski. Spotkania
z redaktorem Modelskim zawsze są interesujące.
Redaktor Modelski uważa, że Esquire
będzie ograniczonym sukcesem. Ale zasugerował, żeby się tam nie
pchać. Inaczej niż pani dyrektor Wdowiak, która będzie się tam
zajmować reklamą. Powiedziała, żebym do Filipa wysyłał CV.
Odpowiedziałem, że nic ciekawego w moim CV nie ma. Jak mnie ktoś
będzie chciał znaleźć, to mnie znajdzie.
Chyba nie mogę pracować w tym
magazynie, bo gdybym pracował, to bym nie mógł narzekać, że jest
słaby. A tak, to przynajmniej jeden negatyw co jakiś czas z głowy.
Uwielbiam Jacka Danielsa. Mogę go
strasznie dużo wypić, czego nie można powiedzieć o szkockich
single maltach, które uwielbiam z innych powodów.
Imprezy Brown-Formana mają wiele
plusów. I wychodzę z nich zawsze w bardzo dobrym humorze.
Ale zanim wyszedłem, posiedziałem
przez chwilę przy stole z dwiema gwiazdami czeskiego rocka. Chciałem
się przysiąść do malemenowego stolika, ale jakoś nie było
chemii. Teraz myślę, że gdybym zostawił im talony do baru, to by
pewnie było jakoś milej. Nie zostawiłem, czyli nie jestem fajnym
kolegą. I to nie jest dobra informacja.
Wracając wpadłem do Krakena, żeby
odebrać paczkę z dyskiem, którą zostawił tam dla mnie kurier.
Przy okazji oddałem kasę, którą winien byłem koledze
ochroniarzowi za rewolwer. Wojna idzie, więc lepiej pewne rzeczy
uporządkować. Niespłacony rewolwer może krzywo strzelać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)