Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Kropiwnicki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Kropiwnicki. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 września 2021

16 września 2021


1. Mazurek po wakacjach jeńców nie bierze. Tym razem był dysonans poznawczy posła Kropiwnickiego. Jak w mediach niepisowskich ktoś może go pytać o majątek. Był chyba jeszcze bardziej niż Sikorski ciśnięty przez Kolendę w kwestii opozycyjnych pomysłów na przejęcie władzy. 
Złą informacją jest, że mam wrażenie, że te mazurkowe wywiady na nikim wrażenia już nie robią.  

2. Rudzia z Kocięciem biegały po drzewach. Znaczy – Rudzia polowała na Kocię, zaganiając je na drzewo. Kocię wspinało się na dobre trzy metry. Rudzia za nim. Później złaziły. I tak kilka razy.
Przez pół dnia nie mogłem wymyślić o czym tu napisać do „Dziennika Polskiego”. I wtedy wjechał Braun. Cały na biało. Choć może raczej cały na brązowo. Im bliżej będzie wyborów, tym w Sejmie bardziej będzie brązowo. I to jest zła informacja. 

3. Napisałem i pojechałem do Zielonej. Magazyn koło Sulechowa robi wielkie wrażenie. W Zielonej wpadłem w korki. Mówią, że nie ma lepszego skrzyżowania niż rondo. Niestety, gdy odległości między rondami są niewielkie mogą się te ronda nawzajem zatykać. Praca poszła sprawniej niż tydzień temu. Wróciłem przed północą. Kocio w domu. Reszta rodziny – nie.
Złą informacją jest, że mnie chyba znowu choroba zaczyna rozbierać. 




 

środa, 21 kwietnia 2021

21 kwietnia 2021


1. I znowu piąta rano i łażący po człowieku Kocio-Budzik. Wypuściłem go i zasnąłem. Zapomniałem – no właśnie – co się robi z zegarem, który ma ciężarki? Naciąga? Przecież nie nakręca? W każdym razie zegar identyczny z tym w pokoju Hitlera w „Upadku” stanął. A jak stał, to nie bił. Więc śpiąc nie wiedziałem, która jest godzina. No i wstałem na Mazurka. Z posłem Kropiwnickim. Platforma przyjmie każdego, kto nie jest Jarosławem Kaczyńskim. I Gowina. I Ziobrę. Skoro każdego, to dlaczego nie wpadli jeszcze na rząd techniczny z premierem Morawieckim?
Siedzimy tutaj, więc omija nas warszawski problem cen za śmieci. Poseł Kropiwnicki bronił nominacji profesora Gawlika na szefa warszawskiej spółki od śmieci. Profesor Gawlik to doświadczony cywilista. Jego doświadczenie i umiejętności mają być cenne w nowej pracy. Coś z warszawskimi śmieciami musi być dziwnego, skoro zajmować się nimi musi profesor prawa. 
Chyba muszę zacząć wstawać o tej piątej. Tyle, że wtedy powinienem się chodzić spać przed drugą. 

2. Wiosna. Ciepło. Zabrałem się za płot. Zacząłem od zniszczenia przejściówki, która umożliwia używanie normalnych wierteł a nie tych wtykanych, które pewnie mają jakąś swoją nazwę. Skoro przejściówka się rozleciała, to znaczy, że była zła, więc nie trzeba jej żałować. Później przez dobra dwadzieścia minut szukałem młotka, który leżał na samym wierzchu. Częściowo się tylko schował pod pudełko z bitami. Potem nie mogłem znaleźć odpowiedniej długości wkrętów. Potem zrobiłem płot. Na tyle mi się to spodobało, że mógłbym zrobić tego płotu więcej. 
Wiosna zmotywowała mnie do tego, żeby uruchomić kosiarkę. Odpaliłem. Zgasła. Odpaliłem. Zgasła. Odpaliłem. Zgasła. Brak paliwa. Znak, żeby jednak dziś nie uruchamiać. Wiosna zmotywowała mnie niewystarczająco. 
Mam gdzieś jeszcze kanister z zeszłoroczną benzyną. Tą poniżej czterech złotych. 

3. Zaczęliśmy oglądać „Mare z Easttown”. No i na następny odcinek trzeba czekać do poniedziałku. Następny „For All Mankind” będzie w piątek. Zaczęliśmy oglądać „Nierealne” (już bez takiej przyjemności). Były dwa odcinki. Następny w poniedziałek.
Człowiek już zapomniał, że kiedyś to było normalne. No i co tu oglądać. Zostaję „Gardeners World”, który jakiś tytan intelektu postanowił puszczać w sposób taki, że teraz ,wiosną idą jesienne odcinki. 

 

środa, 10 lutego 2021

9 lutego 2021


 

1. Wstałem idiotycznie wcześnie. Oporządzając piece, słuchałem u Mazurka Roberta Kropiwnickiego na żywo. Usłyszałem, że każdy poseł Zjednoczonej Prawicy, który przejdzie na stronę Platformy będzie mile widziany. Każdy. Właściwie szkoda, że Mazurek nie napisał, czy miel widzianym by był Antonii Macierewicz. Albo Zbigniew Ziobro. Albo… Skoro każdy, to każdy. Mam wrażenie, że rozmowa straciła resztki sensu, kiedy Kropiwnicki zaczął opowiadać jak świetnie miała się służba zdrowia za rządów Platformy. Że mimo iż procent budżetu wydawanego na ochronę zdrowia spadał, to tak naprawdę pieniędzy przybywało, bo PKB rosło jak nigdy później i nie było inflacji. Żyjemy w czasach, kiedy Poseł na Sejm Rzeczypospolitej może w najważniejszej rozmowie radiowej duby smalone bredzić i nic się nie dzieje. Niebo się nie otwiera i piorun jasny z tego nieba rzeczonego Posła nie trafia. 
To nie jest kraj dla starych ludzi. I to jest zła informacja. 

2. Pojechałem do Starostwa. Postanowiłem wyjechać wcześniej, więc wyjechałem później. Drogi jak w Warszawie. Zanim się nie przyzwyczaiłem do tego, że mnie tył auta na zakrętach lata – poruszałem się z prędkością średniowytrenowanego maratończyka. Ubity śnieg ma swoje plusy. Na przykład zatyka dziury w asfalcie i pozbawia sensu istnienia progów spowalniających. Dojechałem. Połamałem ramkę wyciągając tablicę rejestracyjną. Mimo wszystko zdążyłem. Musiałem udać się do banku, by zapłacić opłatę skarbową za pełnomocnictwo, gdyż w niedzielę przelałem na złe konto. W banku, za wpłacenie na konto konto nim prowadzone siedemnastu złotych, zapłaciłem złotych chyba cztery. Za to było miło. 
Wyposażony w nowe tablice FSW, udałem się do Lidla, w którym nakupiłem dużo jedzenia dla ptaków. I ogórki kiszone. I czosnek. Później w Tesco kupiłem chleb wiejski, który po odmrożeniu jest jak nowy. No i wracałem do domu. Przez Skąpe. Jazda po śniegu tak mi się spodobała, że zamiast w lewo do domu skręciłem w prawo do Ołoboku. Przez Niesulice do Kalinowa. Przez Złoty Potok do Przełaz. Później Niedźwiedź, Toporów, Poźrzadło. W Mostkach skręciłem w prawo, żeby przez las dojechać do Ołoboku drogą, którą nie jechałem z pięć lat. Jechałem przez las niczym Vorläufer przez dziewiczy śnieg. Prawie dziewiczy, gdyż przede mną, czas jakiś wcześniej szła rodzina z sankami i psem. Dziury w drodze urosły od poprzedniego razu – pod śniegiem był lód, pod lodem kałuże. Jak to w nienaprawianych od 45 roku leśnych duktach. Przejechałem dwie trzecie trasy. Dojechałem do zwalonego drzewa. Którego się nie dało ani objechać, ani przeskoczyć. Ze śladów można było wywnioskować, że ktoś do tego drzewa dojechał również z przeciwnej strony. Przyszło mi się wycofać, co nie było łatwe, bo opony w kierunku przeciwnym miały jakby gorszą trakcję. Przy pierwszej okazji spróbowałem nawrócić. Skutecznie, choć na początku wyglądało, że się nie uda. Wróciłem do Mostek. Później przez Wilkowo, Borów i Ołobok dojechałem do domu. W którym zdążyły prawie wygasnąć piece. I to jest zła informacja, bo się musiałem zabrać za przynoszenie drzewam, na co nie miałem specjalnej ochoty.

3. Z tego wszystkiego nie wstawiłem Lawiny do stołówki i zasypał ją śnieg. I to jest zła informacja. Bo nie lubię odśnieżać samochodów. Z drugiej strony, sąsiad Tomek zauważył, że korzystając z tego, że przez mróz śnieg jest sypki, można go przemieszczać dmuchawą do liści. Jeżeli uda mi się ją jutro odpalić – to może być ciekawe doświadczenie.