1. Obudziło mnie jakimś bladym świtem. I to nie jest dobra informacja, bo nic mi się konkretnego nie udało zrobić. Połaziłem godzinę po domu i wróciłem do łóżka.
Obudziło mnie przed jedenastą. W sam raz na „Lożę polityków” (czy jak się to tam nazywa). Kajdanowicz nie panuje nad gośćmi. Ci się tak przekrzykują, że nic nie można zrozumieć.
Swoją drogą to, że Platforma wysyła do takiego programu Michała Kamińskiego najwyraźniej oznacza, że – używając języka polskiej dyplomacji – ma wyjebane. Znaczy albo nie wierzy, że coś jej już może pomóc; albo nie wierzy, że coś jej może zaszkodzić; albo uważa, że może wszystko.
Słuchałem piąte przez dziesiąte. Interesujący był moment, kiedy Rozenek od Palikota chwalił prezydenta i wydatki obronne.
2. Po długim śniadaniu poszliśmy do parku. Połowa parku jest tak zarośnięta, że praktycznie nie jest dostępna i to nie jest dobra informacja. Większa połowa. Zaczęliśmy nawet jakieś prace porządkowe, ale mój kolega Wojciech zaprotestował, mówiąc, że on w niedzielę nie będzie pracował. Mój kolega Wojciech jest zaangażowanym czytelnikiem Starego Testamentu. Nie aż tak zaangażowanam, żeby np. nie jeść wieprzowiny (If you know what I mean), ale gałęzi nosić w niedzielę już nie chce. W ogóle nie chce w niedzielę pracować, choć z drugiej strony ta niechęć nie przeszkadzała mu w tym, żeby popołudniem urządzić sesję fotograficzną BMW, przy okazji której zebrałem kilka prawdziwków. Złą informacją jest, że wszystkie były duże, więc żadnego nie przywiozłem
Krzysiekowi do zamarynowania.
3. Wieczorem ruszyliśmy do Warszawy. Kiedy mijaliśmy Trzciel zadzwonił mój kolega Wojtek, który został na wsi, by doglądać koty. Stanął mu Suburban. Tak to bywa, kiedy braknie paliwa. Ja, głupi, zapomniałem mu powiedzieć, że na schodach stoi kanister. Wywarliśmy więc presję moralną na
Kamilaę, która wsiadła w volvo i przywiozła mu tę bańkę. Nasz dług u sąsiadów wciąż rośnie.
Wojtek nie zdążył na mszę. I to nie jest dobra informacja. Można się oczywiście nabijać z cudzej religijności, ale utrudnianie jej praktykowania nie jest ok.
BMW 530d w trasie tak super, że aż nudno. Mam wrażenie, że mocniejsza wersja trochę mniej pali.
Przed pierwszą stacją benzynową za Strykowem był korek. W znaczeniu: tyle samochodów chciało zatankować, że się kolejka zaczynała jeszcze na autostradzie. Pan premier powinien teraz załatwić, żeby w weekendy paliwo było tam lane za darmo.
Rację ma
Maciej, który ostatnio załamywał ręce nad umiejętnościami jazdy autostradowej naszych rodaków. Zwyczaj spania na lewym pasie jest trudny do wytrzymania. Gdyby policja zaczęła ścigać tych, którzy się nie trzymają prawej krawędzi jezdni, na autostradach przycięłaby więcej pieniędzy niż za prędkość.
Ja zauważyłem, że świetnie budzą światła diodowe, zwłaszcza, jeżeli się szybko do śpiącego zbliżają.
Optymalnym samochodem na polską autostradę jest X5 M50d.
Swoją drogą dotarło do mnie dlaczego Złomnik tak hejtuje właścicieli SUV-ów. Człowiek trzymający się zasad (wymyślonych przez siebie), które każą mu jeździć na co dzień niewygodnym tysiącletnim japończykiem musi jakoś rozładowywać swoją frustrację.
Lepiej, kiedy ludzie trzymają jakichś zasad. Można się z tego oczywiście nabijać, ale nie powinno się im w tym przeszkadzać.