Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SVX. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SVX. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 sierpnia 2015

17 sierpnia 2015




1. 16 sierpnia. Wstałem zbyt rano. Nie wiem jak wyłączyć wewnętrzny budzik. I to jest zła informacja. W parku się okazało, że schną posadzone przez nas drzewa. Poza jednym platanem, który rośnie, że ho ho.
Zrobiono porządek po nieszczęsnej wichurze. Drzewa (tak się nazywa drewno) mamy sporo. Niestety w miejscu, które z niemałym trudem po wielu latach udało się uporządkować znów leży wielka kupa gałęzi.

2. Pogadałem chwilę z sąsiadami. Rozmawialiśmy o garniturach. Sąsiad Tomek kupił sobie traktorek-kosiarkę. W cenie garnituru Zegnii. Przeczytałem w jakimś tygodniku, że Donald Tusk nosił garnitury tylko do trzeciego czyszczenia. Kosiarka-traktorek powinna starczyć na dłużej.
Przez śniadanie nie oglądałem przedpołudniowych programów politycznych. Dopiero zobaczyłem kawałek „Loży prasowej”. Redaktor Morozowski tak bardzo oderwał się od rzeczywistości, że można było odnieść wrażenie, że redaktor Wroński broni przed nim #PAD-a. I to nie tyle politycznie, co zdroworozsądkowo.
Redaktora Morozowskiego spotkałem parę dni wcześniej pod Krakenem. Szedł razem z kol. Beresiem. Gdybym był złośliwy, to bym zażartował, że ustalali przekazy. Redaktor Morozowski w realu wygląda na dużo młodszego niż w telewizorze. Kolega Bereś jak wygląda – wiedzą wszyscy zainteresowani. Jest przystojniejszy od ministra Kamińskiego. Pewnie dlatego się z nim czasem pokazuje.
Naprawiłem kosiarkę. Znaczy – założyłem pasek. Przejechałem kilkanaście metrów pasek spadł. I to jest zła informacja, bo jest tak zjechany, że trzeba będzie kupić nowy, a ja oczywiście nie zapisałem sobie jego długości.

3. Naprawiłem w Kaplowozie zderzak. Dziewczyny jakoś go odkurzyły i ruszyliśmy do Warszawy.
Kiedy zjechaliśmy z A2 (na 92, żeby oszczędzić 34 złote) zadzwonił mój brat, któremu na autostradzie wybuchło subaru. Znaczy nie tyle wybuchło, co strzelił wąż łączący chłodnicę z silnikiem (ten górny). Na dwóch stacjach kupiłem 15 litrów najdroższej na świecie wody demineralizowanej, taśmę klejącą i kamizelkę odblaskową. Robiąc dwudziestokilometrowe kółko jakoś do niego dojechaliśmy. Wąż strzelił przy króćcu. Udało się go skrócić. Brakło trochę narzędzi, ale jakoś się udało. Kiedy kończyliśmy przyjechali panowie z obsługi autostrady. Udało nam się uniknąć opachołkowania. Panowie użyczyli nam śrubokrętu, ale dopiero na parkingu, do którego zasugerowali nam przejechanie.
Rozjechaliśmy się na wysokości Konina. Do domu dojechaliśmy przed północą. Michał trochę wcześniej. Układ chłodzenia jego SVX-a zachował szczelność właściwie do końca.
Koty jakoś przeżyły dobę bez człowieka. Podobnie słoneczniki.
Przestawiłem beemkę. Wspomaganie działa bez zarzutu. Gaz niekoniecznie. I to jest zła informacja.  

środa, 15 lipca 2015

15 lipca 2015




1. Rano pojechałem na Szaserów, gdzie zamknięto mnie w małym pomieszczeniu i kazano naciskać przycisk. Naciskałem jak umiałem. No i wyszło, że muszę na Szaserów wieczorem wrócić.
Pojechałem do MSZ. Znaczy chciałem pojechać pod MSZ, ale się okazało, że nie ma gdzie stanąć. Po kilku kółkach stanąłem na Flory. Choć bardziej przy Flory, bo na chodniku.
W MSZ się dowiedziałem, że rzeczy na pierwszy rzut oka skomplikowane stają się proste, jeżeli wyjaśni je ktoś, kto ma w nich praktykę.
Złą informacją jest to, że się może okazać, iż coś co za smoking uważałem, smokingiem nie jest. I trzeba będzie smoking obstalować.

2. Kolega Mikołaj zachwycił się SVX-em. Zachwyciłem moich kolegów opanowaniem i maestrią w prowadzeniu samochodu, gdy na rondzie na Tamce jadąc z prędkością 20 km/godz. nie walnąłem w panią, która chyba starą A-Klasą wymusiła na mnie pierwszeństwo. Gdybym jechał Suburbanem, to może bym nie stanął. Ale bym jednak stanął, bo nie jestem taki.
Redaktor Pertyński strasznie szpanerskim lexusem przywiózł mi książkę. Napiszę o niej później. Strasznie szpanerski lexus wydawał dźwięki.
Z kolegą, który ma na imię jak rondo poszliśmy zjeść do Kameralnej. Zamówiłem Ruskie odsmażane. I to jest zła informacja, bo były bardzo niedobre. Przez okno oglądaliśmy parę bardziej siedemdziesięcio niż sześćdziesięciolatków, którzy zamówi dwie pięćdziesiątki (które najprawdopodobniej były czterdziestkami) i jedną galaretę. Wypili, zjedli i poszli.

3. Wieczorem spotkałem się z jednymi znajomymi, później z drugimi. A na koniec Bożena zawiozła mnie na Szaserów, gdzie na oddziale wylądowałem po północy, a przyjmująca mnie pielęgniarka nie uwierzyła w moje tłumaczenie (dlaczego tak późno). Sam bym nie uwierzył.

Okazało się, że jednak szpital to nie hotel, więc trochę się nieodpowiednio przygotowałem. I to jest zła informacja.  

niedziela, 12 lipca 2015

11 lipca 2015


1. Spędziłem sporą część dnia w towarzystwie bardzo zadowolonego dyrektora Ołdakowskiego, jego habilitowanego zastępcy i ich kolegów. Kolega to ciekawe słowo. Po polsku ma szersze znacznie niż oryginalnie.
Choć właśnie zacząłem się zastanawiać, czy to prawda.
Miałem kiedyś kolegę o naprawdę dużej wrażliwości językowej. Dziś właściwie to nie mam nikogo, z kim bym mógł o takich sprawach rozmawiać. I to jest zła informacja.

2. Wygląda na to, że Hestia wypłaci odszkodowanie, zrobimy porządek z BMW czyli wróci pewien ład. Złą informacją jest, że mechanik (blacharz) idzie na urlop. Znaczy potrwa to jeszcze trochę.

3. Mieliśmy po pracy ruszyć na wieś. Później mieliśmy ruszyć o ósmej. Ruszyliśmy po dziesiątej. Dojechałem za Skierniewice i zacząłem zasypiać. Zjechałem na parking, który się nazywa jak jakieś chyba włoskie miasto i przespaliśmy godzinę.
Kiedyś miałem tak, że nie zasypiałem za kierownicą. Potrafiłem się tak koncentrować na jeździe, że drzemałem prowadząc. Koncentrowałem się wyłącznie na torze jazdy i samochodzie za którym jechałem. Nie jestem chyba w stanie w jasny sposób opisać taki stan.
W każdym razie już mi się to nie udaje. I to jest zła informacja.
Przemki śródpodróżne zacząłem stosować ze dwa lata temu. Z tym, że na ogół po kilkunastu godzinach jazdy. Mam nadzieję, że zaczynanie od przerwy nie wejdzie mi w krew.

SVX w trasie głośny, choć jak na subaru cichy. Bardzo porządny samochód, szkoda, że nie automat. Dojechaliśmy po trzeciej. Czubek lipy spadł jakieś pół metra od Suburbana, którego później sąsiedzi przepchnęli na wszelki wypadek. Lipa koło domu straciła jakąś 1/3 wysokości, Z tej na lewo od wjazdu została połowa. Rosły prawie 200 lat i nic. Trzeba sadzić nowe drzewa, bo zaraz się zrobi łyso jak w miasteczku Wilanów.

niedziela, 5 lipca 2015

5 lipca 2015


1. Wstałem rano, poszedłem po bułki, wpadłem na Wieśka, który od niepamiętnych czasów montował radia samochodowe przy Poznańskiej. Dawno go nie widziałem, a w czasach, kiedy jeszcze paliłem i żył Rumpel bardzo często wypalałem z nim papierosa. On wtedy opowiadał mi historyjki, których miał zawsze pod dostatkiem. Na przykład o tym, że Jerzy Urban nie potrafił programować radia w swoim jaguarze. I ze stałą częstotliwością wysyłał więc kierowcę, by Wiesiek mu radio nastawił.
Wiesiek się pakował. W poniedziałek zwraca lokal. Firma w tym miejscu funkcjonowała od 1953 roku. I starczy. Kamienica pewnie trafi do jakiegoś Feniksa, zostanie przerobiona na wysokiej klasy apartamentowiec, a w miejscu dziupli Wieśka będzie wjazd do podziemnego garażu. Albo wejście do wypierdzianej knajpy, albo nie wiem co. Ale na pewno niezbyt przydatnego okolicznym mieszkańcom. I to generalnie jest zła informacja.

2. Z tego upału postanowiliśmy się gdzieś przejechać. Mieliśmy jechać gdzieś konkretnie, ale z tego upału zapomnieliśmy zabrać tego, co było do tej jazdy potrzebne. Więc pojechaliśmy do Makro, gdzie kupiłem skrzynkę pomidorów. Opracowałem nową (dla mnie) metodę tworzenia kremu z pomidorów. Sześciokilowa skrzynka starcza na tydzień.

Zatankowałem gaz w mojej od stycznia ulubionej stacji. 1,69 za litr. Tankując Suburbana mógłbym oszczędzić ze 30 złotych. (Nie tankując na najdroższej w okolicy stacji) Niestety Suburban wciąż nie zaczął być naprawiany. I to jest zła informacja.

3. O najzabawniejszej sytuacji, która się tego dnia wydarzyła nie mogę napisać. I to jest zła informacja. Jak sobie kupię nowy komputer i odpowiednio go zaszyfruję zacznę pisać pamiętniki.


4 lipca 2015




1. Zaspałem. A to był akurat ten dzień, w który zaspać nie byłem powinienem. I to jest zła informacja. Postanowiłem zastosować osobistą interpretację przepisów prawa o ruchu drogowym i pojechałem Nowym Światem. Nie musiałem się z tego nikomu tłumaczyć, bo Policja trzepała kogoś w MINI Clubmanie. Przyjechałem na miejsce i otworzyłem interes. Przy okazji się okazało, że z SVX-a mojego brata leci olej.

2. Jako tymczasowy sekretariat próbowałem wydrukować pismo. No i mi nie szło, gdyż z dziesięć lat nie używałem pakietu Office. Drukowałem chyba z piętnaście razy, W końcu postanowił mi pomóc pewien sympatyczny parlamentarzysta. No i w końcu się udało. Później jeszcze ćwiczyłem używanie faksymile. I to też nie jest wcale takie proste. W każdym razie, gdyby ktoś podsłuchiwał, co się w biurze dzieje, mógłby wyciągnąć fałszywy wniosek z intensywności pracy niszczarki. Otóż nie było żadnego kryzysu. Tylko ja.
Później odbierałem telefony. I to nie było łatwe. Choć było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Po wszystkim pojechałem po Bożenę. Było gorąco. W pewnym momencie zobaczyłem w lusterku wstecznym trzykołowego morgana.
W domu się okazało, że kot Pawełek niedomaga. Więc wróciliśmy do gorącego SVX-a i pojechali na Książęcą do weterynarza. Kotu Pawełkowi odnowiła się kontuzja sprzed trzech lat. I to jest jest zła informacja. Zły bardzo wiejski kot ugryzł Pawełka w nasadę ogona. I ledwośmy ten ogon uratowali. A ogon w tym przypadku stanowi połowę długości kota. Działo się to w lecie, później w zimie się odnowiło, trzeba było robić zastrzyki, roentgeny. Męczył się biedak strasznie. Ale wyglądało na to, że jest ok. Do teraz. Bolało go strasznie. Dostał kroplówkę. My dostaliśmy zastrzyki do późniejszej realizacji. Kroplówka pomogła i jakoś się zaczął zbierać. Ale na zdjęciu wyszło, że z ogonem nie jest dobrze.

3. Wieczorem spotkaliśmy się w Krakenie z kolegą Kubą. Ale wcześniej w TVN24 wystąpił Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmawiał z redaktor Werner, która nieco mnie zadziwiła pytając pana Kazimierza – Jaja pan sobie robi?
Pan Kazimierz – używając tego rodzaju języka – gadał jak potłuczony. Zwłaszcza o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Dotarło do mnie, że płacę za oglądanie TVN24. I to jest zła informacja, bo do studio zaprasza się tam pana Kazimierza, który nawet słowa Syriza nie jest w stanie dobrze zapamiętać.
Później wystąpił minister Kamiński. Jak na to, w jakim stanie widziałem go dzień wcześniej – był w zadziwiająco dobrej formie. Redaktor Piasecki był jednak bezwzględny i na koniec minister Kamiński nieco się posypał. Z niewiadomych przyczyn nie było mi go szkoda. Z niewiadomych? Jaja sobie robię.

sobota, 4 lipca 2015

3 lipca 2015



1. Zakwitł pierwszy ze słoneczników Bożeny.

Jeszcze w wannie przeczytałem tweeta, w którym Jarosław Makowski, którego powoli zaczynam wspominać z rozrzewnieniem, bo jego następcy to już jakaś aberracja [nie do końca pamiętam, co to słowo znaczy, ale mi tu jakoś pasuje], poleca tekst z Wyborczej, w którym dziennikarz załamuje ręce nad polityką międzynarodową #PAD.

Ambasadorowie Niemiec i Francji, czyli nasi najważniejsi partnerzy, od tygodni dobijali się o spotkanie z Krzysztofem Szczerskim, desygnowanym na odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe ministrem w Kancelarii Prezydenta.

Od tygodni. Dobijali się. Nie brzmi to dobrze. Brzmi źle. Chyba, że człowiek ma świadomość, że to zdanie jest – bezdyskusyjnie – nieprawdziwe. [Przyszłotygodniowe spotkanie umówione zostało już dawno, w pierwszym dogodnym dla panów Ambasadorów terminie].

Tekst ten stawiałby panów Ambasadorów w niezbyt zręcznej sytuacji. Gdyby nie to, że jest niemożliwe, iż to oni są źródłem tej informacji.
Że to raczej wygląda na typowy przykład naszej lokalnej przedwyborczej nawalanki.
Zły PiS rękami swojego pozbawionego jakichkolwiek międzynarodowych doświadczeń Prezydenta, zniszczy wspaniałą pozycję Polski na świecie.
Szkoda tylko, że w tę nawalankę zaocznie wciągani są przedstawiciele innych państw. „Naszych najważniejszych partnerów”.

Jakoś tak wyszło, że „Gazeta Wyborcza” stała się ostatnio kuźnią kadr dla polskiej dyplomacji. I nie jest to dobra informacja.

Lekkomyślna polityka zagraniczna. To tytuł tego tekstu.


2. Wyszedłem z wanny, wsiadłem do SVX-a i pojechałem na Grochów. Odzwyczaiłem się od samochodów bez klimatyzacji. Na Grochowie zaparkowałem obok śmigłowcowego lądowiska i – jak to piszą w raportach policjanci – udałem się na spotkanie Generałem-Profesorem-Dyrektorem. Wiem już, że tytułów używa się wymiennie zależnie od środowiska, z jakiego zwracający się pochodzi. W Krakowie tak prosto by nie było.
Było miło. Nic tak dobrze nie robi grafomanowi jak słuchanie o swoich tekstach. Zwłaszcza starszych

Po południu pojechałem do Porsche, żeby odebrać Carrerę dla red. Pertyńskiego, który sam odebrać jej nie mógł, bo był chyba we Francji. Albo w Bawarii. Albo nie wiem gdzie.
Carrera 4 GTS. Czerwona. Musiałem czekać z pół godziny, gdyż była myta po zmianie kół. Cała w poharatanym lakierze, gdyż ktoś ją okleił i jak odklejano, to częściowo z powłoką.
Nie jeździłem porsche parę lat. No i przypomniało mi się, że na Carrerę jestem już za stary. I to na tyle, że długo nie docierało do mnie dlaczego tylu ludzi się za tym autem ogląda. Nie, że nie jest ładne, ale na te czasy zupełnie bez sensu. Bo się tylko chwilę wystarczy zagapić, a już się balansuje na granicy utraty prawa jazdy. Wystarczą sekundy. Cztery sekundy.
Jadąc w korku przypomniało mi się, jak jednego kolegą wiozłem audi R8 na lotnisko. Nie będę teraz tej historii przypominał, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja.
Reasumując chwile z Carrerą nie dały mi takiej radości, na jaką liczyłem. I to jest zła informacja, bo nie wiem kiedy będę miał na taką przyjemność okazję.

3. Pojechaliśmy do ambasadora Mulla na drugolipcową imprezę z okazji 4. lipca. Tłumy były nieprzebrane. Do tego skład przedziwny. Pan Ambasador przemawiał pięknie. Premier Siemioniak – niż oratorsko jednak lepiej sobie radzi na Twitterze. Był tradycyjny tort. Był też minister Kamiński, który najpierw błąkał się pod dużym namiotem nie wzbudzając specjalnego zainteresowania. Nie wyglądał najlepiej. To musiał być upał, bo raczej nie alkohol. Szklankę z piwem nosił raczej by zająć czymś ręce. Później przeniósł się do miejsca koło śmietników, gdzie wolno palić i zazwyczaj grupują się dziennikarze. Tam przyczepił się chyba do redaktor Wielowieyskiej. I później nie odstępował jej ani na krok.
Mogę jakoś zrozumieć zachowanie ministra Kamińskiego. Gdybym wymyślił tak ryzykowny spin jak druga Grecja, też bym się czuł nieswojo. Nie trzeba być specjalnym orłem, żeby zacząć się zastanawiać, czy grecki problem wziął się na pewno z powodu realizacji jakichś wyborczych obietnic, czy raczej przedwczesnego przystąpienia do strefy Euro.
A kto ma problem z komunikowaniem swojego stosunku do wchodzenia do strefy? Raczej nie pani Szydło.

Kogóż jeszcze widziałem? Prezydent Biedroń wyglądał na niesionego sukcesem. Pani Ogórek nieco przyszarzała, ale nie będę tego wiązał ze światłością red. Węglarczyka, z którym przyszła.
Było sporo znanych z twarzy lecz zapomnianych z nazwiska starych polityków SLD. I stoisko Googla, który zrobił oculusa z tektury. Znaczy z tektury zrobił coś, w co się wkłada smartfona. Fajna rzecz, żeby nie to, że nic przez moją wadę wzroku nie widziałem.

Było przyjemnie, choć krótko – ciężko było porozmawiać ze wszystkimi, z którymi się porozmawiać chciało. Na koniec udało się zamienić dwa słowa z panem Ambasadorem. No i się okazało, że jeszcze będzie okazja do tego, żeby się spotkać. I to jest dobra informacja, bo spotkania z panem Ambasadorem poprawiają mi nastrój.

Kiedy wracaliśmy do auta Bożenie złamała się laska. I to jest zła wiadomość, bo to była laska na specjalne okazje, a takich będzie niedługo kilka.



niedziela, 28 czerwca 2015

28 czerwca 2015




1. Wyspałbym się jeszcze bardziej, gdyby nie jakaś starsza pani, która seryjnie dzwoniła do Bożeny, nim w końcu nie dotarło do niej, że się nie myli wybierając numer, tylko ma ten numer źle zapisany.
Tak, czy inaczej poszedłem po bułki. I ogórki małosolne. I „Plus Minus”.
Przy śniadaniu próbowaliśmy oglądać jakiś film o tornadach. Było trudno. Później, przez chwilę oglądałem „Drugie śniadanie mistrzów”. Wojciech Orliński opowiadał takie pierdoły o transporcie samochodowym, że aż dziwne, że pani Waltzowa nie zatrudniła go jeszcze na stanowisku wiceprezydenta Warszawy odpowiadającego za komunikację.
Ludzie, którzy zamieszkali na dalekich przedmieściach są sami sobie winni. To, że nie ma publicznych środków transportu, które by ich mogły do centrum zawieźć jest bez znaczenia. Sami postanowili mieć duże domy i jeszcze większe ogrody. Miasta powinny być zamknięte przed samochodami. Jak Londyn.
Orliński nie zauważył, że Londyn ma metro. Ma też rozbudowaną sieć kolei.
Moi poważni znajomi z niewiadomych przyczyn traktują to, co Orliński głosi poważnie. I to jest zła informacja.

2. Pani Premier wsiadła do pociągu. Postanowiła w ten sposób walczyć o głosy obywateli. Specjalnie na tę okazję puszczono hasztag #KolejNaEwę. Nie będę się z tego nabijał. To zbyt łatwe.
Napiszę tylko, że ktoś nie sprawdził, że Polska jeżeli chodzi o kolej w europejskim pociągu jest tym wagonem z czerwoną latarnią. I to jest zła informacja. 

Gazeta.pl puściła materiał o tym, że ktoś nagrał uprawiających seks w urzędzie Rosjan. Tak, wiem, że Wyborcza i Gazeta.pl są oddzielone murem. Chińskim murem.

Z panią Lisową rozmawiał marszałek Karczewski. Pani Lisowa pytała pana Marszałka w jaki sposób PiS chce walczyć z umowami śmieciowymi. [Pani Lisowa średnio ogarnia rzeczywistość. Uważała, że ustawa o in vitro trafi na biurko Prezydenta z ominięciem senatu.] Tłumaczyła, że na śmieciówkach pracuje się u mikroprzedsiębiorców. Interesujące. Pan marszałek próbował się przebić przez nawijającą panią Lisową przebijać. Z różnym skutkiem.
Nie powiedział jednej rzeczy. Do walki ze śmieciówkami wystarcza obowiązujące prawo. Trzeba je tylko zacząć egzekwować.
Swoją drogą ciekawe co będzie z niektórymi inicjatywami medialnymi, kiedy sądy zaczną zmieniać umowy o dzieło w umowy o pracę. Może się sporo zmienić. I może to być równie dotkliwe jak przykręcenie kurka z państwową kasą.

3. Pojechaliśmy na zakupy Michałowym SVX-em. Po czwartkowej wizycie w Radomiu inaczej patrzyłem na rejestrację tego auta.
W Lidlu nie było crocsów. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wyglądały o nie walki. Crocsy były za to w Makro. Droższe. Była też ziemia do kwiatków po jakieś trzy złote za dwadzieścia litrów.
Prześladowały mnie stare Legacy. W lepszym bądź gorszym stanie. Ich właściciele nie rozpoznawali w SVX-ie subaru. Cieniasy.

Wieczorem oglądaliśmy beznadziejną komedię z McConaugheyem [Co to za niechrześcijańskie nazwisko] Ile się ten chłop musiał wymęczyć, zanim zaczął grać.

Później „Jackass: Bezwstydny dziadek”. Muszę przyznać, że mnie strasznie śmieszył. I to jest zła informacja.

sobota, 16 maja 2015

15 maja 2015




1. Dzień zrobił mi Kamil Sikora z natemat.pl Otóż namaścił mnie na członka sztabu kandydata Dudy. Natemat.pl to wielce opiniotwórczy portal. Nie upłynęło 45 minut, kiedy zadzwoniła do mnie pierwsza agencja PR z delikatnym pytaniem, co mam zamiar robić po wyborach. Telefonów było kilka. Większość z niezbyt określonymi gratulacjami. Cóż, jak się domyślam zamiarem człowieka Sikory raczej nie było podbijanie mi fejmu. I to jest zła informacja.

2. Bożena w końcu dała się namówić na jazdę SVX-em. No i jak się dała namówić, to się okazało, że się jej całkiem dobrze jedzie.
JA pojechałem po Tuarega. Mytaxi. Z jakąś promocyjną zniżką. Z ty, że wcześniej popełniłem strategiczny błąd. Gdybym kliknął ciut w lewo, to kierowca by nie stał przez czterdzieści pięć minut w korku. W każdym razie Tuareg okazał się bardzo interesującym samochodem.
No i zacząłem się zastanawiać, czy gdyby Tuareg był Cayenne z tym samym sześciocylindrowym silnikiem, to czy bym narzekał. Podejrzewam, że tak. I to jest zła informacja.

3. Zmusiłem dziewczyny do oglądania pierwszego odcinka „Twin Peaks”. Milna nie podniosła głowy znad iPhone'a. Tośka, która właśnie się pozbyła nazębnego aparatu – zaczęła oglądać.
Ćwierć wieku temu odcinek ten zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Teraz miejscami wyglądał jak polski serial z końca lat dziewięćdziesiątych. I to jest zła informacja.  

środa, 29 kwietnia 2015

28 kwietnia 2015


1. Od dłuższego czasu dyskutuję z tzw. PiS-owcami. Ja mówię, że w piwnicy TVN-u nie ma tajnego pokoju, w którym siedzi kilku oficerów WSI i pociąga za sznurki. Oni mi na to: dobra, dobra. Ja mówię, że część młodych pracowników gazeta.pl może nie wiedzieć nawet przez jakie „h” pisze się Michnik. Oni mi na to: dobra, dobra.
Ja tłumaczyłem, że pewne rzeczy wynikają z błędów warsztatowych, oni, że świadomych działań.
No i co? No i wyszło, że już nie mam argumentów. I to jest zła informacja.
Kandydat Duda udzielił wywiadu Wirtualnej Polsce. Ale po kolei. Parę tygodni temu modne było mówienie o in vitro. Kandydat Duda wypowiadał się na ten temat. Generalnie mówił: „Jestem przeciw, ale…” Z tym, że media (nie będę pokazywał palcem) skracały wypowiedź do: „Jestem przeciw”.
No i Kandydat udzielił wywiadu Wirtualnej Polsce. W tym wywiadzie powiedział, że jest przeciw, ale… Wirtualna Polska to opublikowała. No i co się stało? No i to, że ci, którzy wcześniej wycinali „ale…” teraz stwierdzili, że Kandydat zmienił zdanie na temat in vitro.
I co? I nic.

2. Znowu jeżdżę SVX-em mojego brata. Bardzo fajny samochód. Chyba znowu będę chciał mieć BMW E31. I to jest zła informacja, bo myślałem, że się z tego wyleczyłem.
Oddałem S80. Właściwie z żalem. Porozmawiałem chwilę ze Staszkiem. Opowiedział, jak będzie wyglądał jego park samochodowy w niedalekiej przyszłości. Istnieje szansa na to, że w sierpniu obejrzę z bliska XC90.
Z Volvo do miasta podwoził mnie kolega Grzegorz. Nieco podminowany, bo po drodze słuchał audycji Najsztuba w TokFM. Świat się zmienia, a Najsztub wciąż taki sam.

3. W spożywczaku spotkałem znowu red. Knapika. Chyba wolę go oglądać na żywo, niż w telewizorze. Chciałem kupić pieczarki. Nie było. Poszedłem więc po pizzę. Była taka sobie. I to jest zła informacja. Bożena za pizzą nie przepada. Nawet za dobrą. A co dopiero za taką sobie.

Wieczorem musiałem się spotkać z kolegą, który gdzieś tam jechał nocnym pociągiem. Usiedliśmy w jakiejś knajpie przy Nowogrodzkiej. Poknuliśmy przez chwilę. Przyszedł kolega kolegi. Prawnik. Miał krawat, jakiego by się nie powstydził mecenas Giertych. Do tego dość jaskrawą poszetkę.
Tłumaczył, że jedno do drugiego nie musi pasować. Doktor praw. Przekonywanie takiego nie ma sensu.
W nocy ulica św. Barbary wygląda jak nie w Polsce.

piątek, 17 kwietnia 2015

16 kwietnia 2015



1. Obudziłem się martwy. Znaczy żywy, bo bolało. Strasznie mi się chciało spać, ale spać się nie dało. Do tego wyraźnie czułem, że część z komórek nerwowych, które wykończyłem alkoholem jeszcze nie zdążyła odrosnąć. W końcu się zwlokłem z łoża boleści. Z Twittera wynikało, że pan Prezydent miał jakieś przemówienie, ale nie zdążyłem zobaczyć ni kawałka.
Kiedy włączyłem TVN24 na ekranie było napisane, że co piąty Polak chce uciec za granicę. Śmiesznie się to zestawiło z paskiem, na którym było, że Bronisław Komorowski podsumował swoją kadencję.
Jakiś czas później był Hangout z panem Prezydentem. Znaczy pan Prezydent odpowiadał na pytania, jakie zadawali mu eksperci przez youtubowy chat. Zacząłem słuchać, ale zasnąłem. Spałem póki nie obudził mnie dzwoniący telefon Przemysława Pająka. I to jest zła informacja, bo się obudziłem i słyszałem jak pan Prezydent próbuje nie powiedzieć, że zapomniał tytułu książki, jaką właśnie czyta.

2. Przez pewien zbieg okoliczności odwiedziłem Teatr Kamienica. Aktor Emilian mnie (z ekranu) denerwuje. Na żywo go nie widziałem, ale też by mnie pewnie denerwował. Mam tak z dwoma polskimi aktorami. Drugim jest taksówkarz z „Klanu”. Zagranicznych jest więcej, ale najbardziej – Eric Roberts.
W piwnicy teatru jest makieta kawałka Warszawy w sierpnia 1939 roku. Teraz miasto wygląda zupełnie inaczej. I trudno powiedzieć, że lepiej.
Makieta kończy się na alejach Jerozolimskich, więc nie ma moich okolic. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem doszedłem do siebie. Dolałem SVX-owi litr oleju Należało mu się. I to jest zła informacja. Pojechałem po Bożenę. Później odwiozłem auto bratu na Wiejską.
Wieczorem okazało się, że pani aktorka Dykiel pojechała prezydentowi Komorowskiemu w telewizorze. W tym, co mówiła nie było zbyt wiele odkrywczych rzeczy, ale przez chwilę cały mój twitterowy tajmlajn się był zagotował. Oglądałem ten program na stronie vod.tvp.pl reklamującej żele intymne. Nie czekaj. Zwiększ doznania.

środa, 15 kwietnia 2015

14 kwietnia 2015


1. Pierwszą rzeczą po przebudzeniu, jaką zobaczyłem był hejt red. Skórzyńskiego na ministra Kamińskiego. Hejt doprowadzony at hitlerum (bo jakże inaczej nazwać „hola-hola, zły człowieku”)
Mój brat, w łaskawości swojej pożyczył nam swojego SVX-a. Zachwycił się nim redaktor Jemielita, którego spotkałem na Wilczej. Rozmawialiśmy chwilę, aż zadzwoniła Bożena, żeby zasugerować, że nie ogarnia tego auta. Mój drogi brat, w miejsce oryginalnej automatycznej skrzyni wsadził manualną z Imprezy STI. Jak był łaskaw zauważyć red. Pertyński pedały w tym aucie zaprojektowano w sposób taki, żeby zasugerować użytkownikowi używanie specjalnego, wyczynowego obuwia. I to jest zła informacja, bo komu by się chciało specjalne obuwie kupować.

2. Cały dzień zajmowałem się czymś, o czym nie mogę napisać choć mnie skręca. I to jest zła wiadomość.

3. No i się w końcu doczekaliśmy nowej serii „Gry o tron”. Pierwszy odcinek był słaby. I to jest zła informacja. HBO nadało później „Dolinę Krzemową”. Pierwszy odcinek był dobry. Później była „Figurantka”. Próbowałem oglądać, ale mnie specjalnie nie wciągnęła. Tak sobie myślę, że nie ma specjalnej szansy, żeby zrobić polski „House of Cards”. Poziom polityki nie przystaje. Można by za to zrobić naszą wersję „Figurantki” no i by mogła być lepsza niż oryginał.

wtorek, 14 kwietnia 2015

13 kwietnia 2015


1. Zerwałem się na „Kawę na ławę”. Pan Czarzasty miał bardzo błękitny sweterek. Gościem niestety był poseł Szejnfeld. Sytuacja była o tyle interesująca, że walczył sam przeciw wszystkim. Była też pani Nowacka, która generalnie robi bardzo dobre wrażenie, do momentu, kiedy sobie człowiek przypomni, że wciąż jest związana z Palikotem. Co może świadczyć o jakimś pani Nowackiej upośledzeniu. I to jest zła informacja.
Najzabawniejszym momentem chyba było, kiedy poseł Mastalerek użył zwrotu „rządowe przecieki stenogramów”. Oburzył się wtedy poseł Sawicki – PSL proszę w to nie mieszać.
W brak związku PO z przeciekiem stenogramów wierzy już chyba tylko red. Piasecki. Albo przynajmniej tak mówi. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Trudno, żeby dziennikarz zdradzał źródła własnej stacji. Nawet, gdyby to były źródła pełniące funkcje sekretarza stanu. Piszę – oczywiście – czysto teoretycznie.

2. Generalnie nie znoszę dnia wyjazdu. Muszę wtedy wykonać strasznie dużo czynności. A ja nienawidzę musieć. Zasiałem trawę w części odzyskanego parku. Ciekawe, czy coś z niej będzie, czy zjedzą ją ptaki. Złe informacje są dwie. Po pierwsze starczyło na 30% odzyskanego areału. [Areał – piękne słowo, pamiętam z Dziennika Telewizyjnego]. Po drugie – nie podlałem jej, bo nie mamy tak długiego węża, żeby tam dosięgnął. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

3. Mieliśmy ruszyć koło 17. Udało się ze dwie godziny później. Przyjechał po nas mój brat swoim SVX-em. Mam coraz lepsze zdanie o tym samochodzie, choć wolałbym, żeby miał zrobione tylne zawieszenie. Ale – żeby nie było – do marki Subaru raczej nic mnie nie przekona. Nawet to, że udało im się trzydzieści lat temu zrobić niezły samochód.
LPG kosztuje na autostradzie 50 groszy drożej, niż na mojej ostatnio ulubionej stacji (obok ronda Dudajewa). I to jest zła informacja, bo 50 groszy to ponad 20% ceny. Komuś zależy, żeby nikt autostradami nie jeździł, a autostrady to ponoć największy sukces dwudziestopięciolecia.