1. Właściwie nie spałem, więc
trudno powiedzieć, od którego momentu jest dzisiaj. Oglądałem
sejm. Zasadniczo zmarnowany czas, bo nic z tej dyskusji nie wynikało
i to jest zła informacja. Z drugiej to, że przemawiali prawie
wyłącznie Ślązacy, że też mieli świadomość, że z dyskusji
nic nie wyniknie, że jest środek nocy i prawie nikt obrad nie
ogląda, było jakoś budujące.
Przez noc zmienił się
wygląd gazeta.pl. Rano na Twitterze pojawiły recenzje niezbyt –
powiedziałbym – korzystne. Cóż, po tym jak gazeta.pl zaczęła
chcieć kasę za obcowanie z jej – excusez le mot – kontentem,
przestałem tam wchodzić. Więc zupełnie mnie nie rusza nowy wygląd
tej strony.
2. Nagle się okazało, że frank zaczął
kosztować 5 zł. Później spadł do 4,10. Potem znowu skoczył.
Patrzyłem jak skacze rata kredytu. Ciekawe doświadczenie.
Pamiętam
jak pan z banku namawiał nas na franki. Kulturalny, ubrany,
inteligentny. Tłumaczył, że rząd Szwajcarii nigdy nie dopuści do
zbytniego wzrostu wartości franka, bo Szwajcaria eksportuje i gdyby
frank podrożał, eksportować by było trudno, więc eksporterzy by
wymogli na rządzie interwencję. Sprawdzało się przez jakieś
dwanaście lat.
Kilka lat później Bożena chciała zmienić
bank. Na mBank. Prawie podpisała umowę. Pan zapomniał powiedzieć
jej, że przy dwukrotnym przewalutowaniu straciłaby jakieś 40
tysięcy. Miał pełną tego świadomość. Liczył, że się tego
nie sprawdzi. Mało brakowało.
Z jednej strony trudno wymagać
od Państwa, żeby pomagało grupie obywateli, która wzięła
kredyty we frankach i teraz ma w związku z tym kłopoty. Choć z
drugiej strony ktoś kiedyś zgodził się na to żeby matura z
matematyki przestała być obowiązkowa. Ktoś przez lata nie
dopilnował, żeby w szkołach uczono praktycznych podstaw ekonomii.
Jednocześnie ktoś doprowadził do tego, że banki w Polsce mają
nieskończenie lepszą pozycję niż ich klienci. Banki przy
kredytach hipotecznych ponoszą praktycznie minimalne ryzyko. Klient,
który zaczyna mieć kłopoty jest załatwiony, bo to, że bank
przejmie nieruchomość rozwiązuje problem tylko do wysokości
kwoty, którą bank uzyska ze sprzedaży tej nieruchomości. Resztę
też trzeba spłacić.
Wyobraźmy sobie sytuację: młode
małżeństwo, dziecko w drodze. Wynajmują mieszkanie, zarabiają.
Wychodzi im, że gdyby kupili na kredyt płaciliby podobne pieniądze.
Do tego mieszkania drożeją. Więc trzeba się spieszyć. Idą do
banku. Mają taką zdolność za słabą na złotówki, ale z
kłopotami wystarczającą do kredytu we frankach. Nikt w banku ich
nie przestrzega, że cokolwiek ryzykują. Wręcz przeciwnie. Biorą
kredyt. Kupują. Przez jakiś czas jest ok. Potem frank rośnie. Na
początku jakoś sobie dają radę, ale jest ciężko. Frank rośnie
bardziej. Mieszkania przestają drożeć. Frank rośnie. Bank zaczyna
mieć pretensje, bo mieszkanie jest mniej warte niż kredyt. Muszą
płacić jakieś dodatkowe ubezpieczenie. Płacą, chociaż jest
naprawdę ciężko. Mijają lata, oni wciąż więcej są winni niż
pożyczyli. No i nagle frank przebija cztery złote, czyli kosztuje
dwa razy więcej niż w momencie, kiedy brali kredyt. Bank w każdej
chwili może od nich zażądać zwrotu kredytu – nieruchomość ma
już wartość 40% kwoty.
Żąda. Nie są w stanie spłacić.
Bank sprzedaję mieszkanie za mniej niż jego rynkową wartość (kto
mu zabroni). Oni zostają na lodzie mając do spłaty kwotę wyższą
niż wzięli.
Ich wina mogli nie brać kredytu w walucie, w
której nie zarabiają.
Po ostatnich wyborach Prezes Trybunału
Konstytucyjnego nazwał ludzi, którzy mieli problem z „listami
zbroszurowanymi” – analfabetami. Chwilę później te słowa
skomentował prof. Osiatyński – demokracja jest też dla
analfabetów.
Państwo nie może zakazać ludziom ryzykownych
działań (choć właściwie często to robi). Ale powinno pilnować,
żeby obywatele zdawali sobie sprawę z ryzyka. I pilnować, żeby
było sprawiedliwie, żeby w kontaktach z czymś tak mocnym jak bank
człowiek miał jakiekolwiek szanse. Nie jest w tym skuteczne. I to
jest zła informacja.
3. Spotkałem się z Henrykiem
Umawialiśmy się z rok. Więc do końca nie wierzyłem, że nam się
uda spotkać. Henryk wrócił z Las Vegas. Był na CES. Targach
użytkowej elektroniki. Rozmawialiśmy więc o telewizorach. Trzeba
się nauczyć nowego skrótu: SUHD.
To Ultra HD (znane też jako
4K) tylko lepsze. Henryk próbował mi tłumaczyć jak to działa,
ale chyba muszę zobaczyć. W każdym razie, jeśli ktoś rozważa
kupno telewizora, to niech się wstrzyma. I na pewno nie kupuje Full
HD. Teraz telewizor musi być krzywy, ale odwrotnie niż kiedyś –
wklęsły. Nie – wypukły.
Na CES wszyscy jeździli
autonomicznym mercedesem. Ja w przyszłym tygodniu będę jeździł
częściowo autonomiczną A7.
Długo nie pogadaliśmy, bo Henryk
musiał wracać do domu i pracować (zawsze to robi).
Wróciłem
do domu i zacząłem oglądać sejmowe głosowania nad reformą
górnictwa. Przykre doświadczenie. Właściwie można by zlikwidować
Parlament. Posłowie głosują to, co im każe kierownictwo partii.
Więc nie ma sensu ich tylu utrzymywać.
Pięć lat temu dostałem
zdjęcie instrukcji głosowania dla posłów PO. „Podczas głosowań
proszę patrzeć na rękę posła S. Karpiniuka”
I to strasznie
zła informacja. Uratować nas mogą chyba tylko okręgi
jednomandatowe.
Poseł Wipler nazwał panią Premier
„Lawirantką” doprowadzając do furii posłów PO. I PSL. Jeden z
posłów klubu PSL (zresztą do niedawna w Twoim Ruchu Palikota)
chyba nie zrozumiał co to słowo znaczy i wykrzyczał, że poseł
Wipler zachowuje się jak menel spod budki z piwem. Chciałbym
wiedzieć, gdzie taka budka jest. I gdzie ci menele, którzy takich
słów używają.
Koalicja głosowanie wygrała. Naszła mnie
myśl, ze teraz pan Prezydent ustawę zawetuje, żeby pokazać, że
Konstytucja i los ludzki jest mu bliski.
Jakiś sens tej reformy górnictwa musi
być. A jakoś nie chcę wierzyć, że chodzi tylko o to, żeby
rozwalić je tak jak się to udało ze stoczniami.