Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siódmy dzień tygodnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siódmy dzień tygodnia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 września 2021

26 września 2021


 1. „Siódmy dzień tygodnia”. Przez parę miesięcy nie oglądałem. Może i dobrze. Redaktor Stankiewicz ogłosił, że w Nowym Jorku Prezydent spotkał się tylko ze swoimi odpowiednikami z Brazylii i Mongolii. Uczestniczący Peeselowiec do zastawu dołożył prezydenta Erdogana. 

W realnym świecie Andrzej Duda, poza tymi trzema, spotkał się jeszcze z Prezydentami Albanii, Litwy, Łotwy, Estonii, Mołdawii, Sekretarzem Generalnym ONZ i jego zastępcami, przemawiał na trzech szczytach i robił mnóstwo innych rzeczy. 

Zaczynam się skłaniać ku tezie, że Onet to jednak stan umysłu. I to jest zła informacja,

Dyskutującym w studio politykom bardzo nie pasowało spotkanie z Prezydentem Mongolii. Kiedy w przyszłym roku Andrzej Duda poleci do Senegalu, nasi światli liberałowie pewnie będą drzeć łacha, że się z murzynami spotyka. 

U Piaseckiego, Michał Kamiński opowiadał, że gdyby trafił na imprezę z PiS-owcami, to by wyszedł. Z imprez 300polityki nie wychodził. 

Korespondowałem o tym, z pewnym ważnym, telewizyjnym dziennikarzem. Nie napiszę z kim, bo czasy takie, że nie wiadomo, czy ktoś pretensji do niego kiedyś mieć nie będzie, o to, że się za mną kontaktuje. Napisał, że mimo iż jest fanem ponadpartyjnych kontaktów, przy tym poziomie sporu i retoryki wspólne picie uważa za jakaś aberrację. Że radośnie by się nie potrafił bawić w towarzystwie „zdrajców i złodziei”. Cóż, nie jest politykiem. 

2. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, obejrzałem trzy niedzielne poranne publicystyki. I znowu z przykrością zauważam, że gdybym miał lat piętnaście, najlepsze wrażenie by na mnie robili przedstawiciele Konfederacji.

3. Przyszło zawieźć Suburbana do Zielonej. Do mechanika. Pierwszy postój wypadł zaraz za bramą, gdyż się okazało, że znikł był litr oleju ze skrzyni. Później poszło gładko. Płynęliśmy pełniusieńkim promem. Na Odrze ruch, jak na Marszałkowskiej. Coś robią. I w to coś, zaangażowane jest kilka barek i jeszcze więcej sprzętu na brzegu.Miałem Kociowi zrobić zastrzyk. Dwa zastrzyki. Nie będę udawał, że miałem na to jakąś specjalną ochotę. W końcu, kiedy zebrałem siły i postanowiłem plan zrealizować się okazało, że Kocia nie ma. Gdzieś prysnął. I to jest zła informacja. 




poniedziałek, 6 września 2021

5 września 2021

 


1. Wcześniejszy brak połączenia pomiędzy konwerterem satelitarnej anteny a tunerem odzwyczaił mnie od oglądania niedzielnej publicystyki. „Siódmy dzień tygodnia” zupełnie wyparłem ze świadomości. Zobaczyłem migawkę „Woronicza 17” i przełączyłem na Rymanowskiego, u którego było nudno. Zapamiętałem tylko, że Kanthak jeździ z dziewczyną po dożynkach. Tak właściwie, to Jan Kanthak mógłby być moim synem. I to jest zła informacja, bo chyba jeszcze nie jestem gotowy na to, by być w wieku kogoś, kto jest ojcem posła na Sejm. U Piaseckiego zobaczyłem Leszczynę i natychmiast wyłączyłem telewizor. 

2. Dużo ciekawiej było na ClubHouse. Przysłuchiwałem się rozmowie na temat pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Przy okazji wyciągnąłem z Suburbana akumulator. Wciąż się ładuje. Próbowałem też rozebrać sprzęgło kompresora klimatyzacji. Prawie mi się udało. Jak na kilku youtubowych filmach – odkręciłem śrubę, po której odkręceniu zejść powinien element, który sprzęgło dociska. Nie zszedł. I to jest zła informacja. Udało mi się tylko zalać wszystko WD40. No i się teraz obraca mniej protestując. 

3. Później się spotykałem. Najpierw w Krakenie. Później pojechałem w gości. Na Pragę. Giorgi wiózł mnie Chryslerem Sebringiem. Giorgi marynarkę miał nawet. Przy Palmie nie przejął się zupełnie nadjeżdżającym na sygnale radiowozem. Dżygit. W gościach niestety wszedłem w tryb narzekania. Istnieje niebezpieczeństwo, że mi tak do jutra zostanie.  
Wróciłem do domu Astrą z Anvarim. W domu zacząłem oglądać „Czterdziestolatka”. Ciekaw jestem, czy gdybym był trzydzieści lat młodszy, to by mnie też wciągnął. Gdybym dziś był trzydzieści lat młodszy. Chyba jednak nie. I to jest zła informacja.



poniedziałek, 31 maja 2021

30 maja 2021


 

1. Kocio rano nie spał pod drzwiami. Znalazłem do w trawie, gdzie najwyraźniej bardzo chciał być znaleziony, gdyż kiedy tylko mnie usłyszał, zaczął się wydzierać w niebogłosy. 
Problem z „Siódmym dniem tygodnia” polega na tym, że prowadzący ma więcej do powiedzenia niż goście. Znaczy, że gdyby Stankiewicz mówił przez godzinę – mogłoby to być ciekawsze. 

2. Zabrałem się za prądy w Lawinie. Najpierw sterowanie szybami i centralnym zamkiem. Udało mi się wyjąć cały element łamiąc tylko jedno mocowanie i to w taki sposób, że łatwo się udało je skleić. Swoją drogą nie jestem w stanie zrozumieć jak to się dzieje, że zawsze, gdy używam kleju typu cyjanopan, kropelka etc. muszę się do czegoś przykleić. Może chodzi o to, że nie byłem w wojsku?
Sterowanie centralnym zamkiem/szybami/lusterkami zrobiono w podobnej technologii jak pilot do telewizora. Czyli przycisk naciska na gumę, która dociska coś przewodzącego do płytki drukowanej. Umyłem płynem do odkażania (pozytywy z pandemii – nadmiar wysokoprocentowego alkoholu etylowego w domu), złożyłem, zaczęło działać. Pojawiła się też funkcja składania lusterek. 
Rozebrałem drzwi, by się dostać do czujnika, przez który samochód uważa, że ma otwarte drzwi. Nie tyle do samego czujnika, co do kabli. Okazało się, że kowal-elektryk, który pozostawił niezatarty ślad w instalacji Lawiny, z niewiadomych przyczyn zwarł przewody prowadzące do czujnika. Czujnika uszkodzonego, który sam z siebie łączył te przewody. Wystarczyło czujnik wypiąć, przewody rozewrzeć i zaizolować. I samochód odżył. Po pierwsze przestał dzwonić, po drugie zaczęły działać rasistowskie patenty typu blokowanie drzwi w momencie wrzucenia biegu, żeby nikt nie otworzył drzwi i ukradł torebki. Zaczęło się zapalać światło, gdy się otworzy drzwi (wszystkie, poza tymi kierowcy, bo czujnik uszkodzony) No i zaczęło działać radio bez włączonego zapłonu. Znaczy – wielki sukces. Teraz muszę rozwiązać problem uszkodzonego czujnika. Co nie będzie proste.
No i się okazało, że podczas moich wczorajszych zabaw z masami nie przykręciłem masy przednich lamp. I przez chwilę było dziwnie. Udało się to naprawić. 

3. Zadzwonił sąsiad Tomek, że sąsiad z domu przy dębniaku ma trawę, której mu szkoda wyrzucić. Był trawnik. Żona chciała rabatki, więc wyciął paski darni. Po jesiennym doświadczeniu z trawą sąsiada Tomka – przyjmiemy każdą ilość. Przywiózł ładowarką. Porozkładaliśmy. Teraz będę już musiał znaleźć zraszacze i uruchomić podlewanie. Nie będzie to łatwe, bo wszystkie oczywiste miejsca już przejrzałem. 

Po drodze z Warszawy do Berlina wpadła Józka. Przywiozła mi moje pierwsze lego – jak sobie o nim przypomniałem, znalazłem je na ebay-u. 
Nie pamiętałem, że na tylnych kołach są podwójne opony. 

Kocio nie przyszedł na kolację. Czyżby czerwiec miał być nowym marcem?

poniedziałek, 29 marca 2021

28 marca 2021


1. Więc Kocio wrócił koło pierwszej. Wytrzymał ze dwie godziny, później postanowił wyjść znowu. Darł się, jakby go ze skóry obdzierano. Bezlitośnie spałem. W końcu jednak mnie dobudził. Poparzyłem na telefon – przed piątą. Czyli po zmianie czasu – przed szóstą. Więc można się ruszyć. Wypuściłem go, dołożyłem do kominka. Poszedłem do kuchni – zmywarka działa. Czyli coś jest nie tak. Kiedyś producenci zmywarek się chwalili tym, że mogą szybko umyć. Dziś jest odwrotnie. Chwalą się, że mogą umyć powoli.Za to w minimalnej ilości wody, prawie nie używając prądu. Z tym, że to miało być trzy i pół godziny. Nie cztery i pół. Wtedy dotarło do mnie, że zegar w telefonie się zdecydowanie przestawił. No i jest starego czasu przed czwartą. Czyli mogę iść spać. I poszedłem. Wstałem dwie godziny później. Kocio wrócił, kiedy nieprzestawiony zegar wybijał ósmą. 
Potem znowu poszedł, potem wrócił, potem poszedł, potem wrócił, no i ciągle się darł. Wieczorem poszedł – jak to mówią – na ament. 

2. „Ósmy dzień tygodnia”. Wirus brytyjski mógł się do polski dostać wyłącznie z Wielkiej Brytanii. Logiczne nie? Gdyby przyszedł przez Niemcy, czy Czechy – przestałby być brytyjski. Róża Thun stwierdziła, że sprywatyzowane szpitale nie są gorsze niż państwowe. Potem się poprawiła – że chodziło jej o skomercjalizowane. 
Piętnaście kilometrów ode mnie jest szpital, który najpierw został skomercjalizowany, a później sprzedany wraz z całym majątkiem pewnej spółce. Pierwszy w Polsce.
Po tym powiedziała, że robienie polityki na pandemii to coś obrzydliwego. Dzień po tym jak Platforma ogłosiła, że uzdrowi Polskę.  
Cóż, kiedyś zakolegowany z panią Różą od lat wielu kawaler OOB powiedział: przecież nie kochaliśmy jej za inteligencję
Stankiewicz najpierw powiedział, że TK wypowiedział się w sprawie Antykomora. Kiedy Wróblewski powiedział mu, że wyrok TK był w 2011. Wtedy zaczął udawać, że nie mówił coś odwrotnego. Ale generalnie program chyba się robi coraz ciekawszy. 
Arłukowicz u Piaseckiego znowu wyjechał z niekupionymi szczepionkami. Powiedział, że skoro Polska nie kupiła, to kupili inni. Piasecki zdziwił się, bo nie widać tych szczepionek w statystykach szczepień. Nic dziwnego, że nie widać, skoro dostarczone mają być w przyszłym roku. Jak to było? Robienie polityki na pandemii to coś obrzydliwego?
Na koniec jeszcze Arłukowicz zażądał by na Narodowym rozbudować instalację do podawania tlenu. Ja tam w obu szpitalach tlen dostawałem z butli. Nie było to dla personelu specjalnie wygodne, ale – jak widać – zadziałało.  

3. Cały dzień spędzony na niczym. Publiczna pokazała odcinek „07 zgłoś się” z Dziewulskim spuszczanym na linie z Mi-8 na pakę kraza. Złoczyniec strzela z bliska kilka razy do Dziewulskiego. Kamizelka (biała) zakładana na moro ani chybi musiała zadziałać, bo Dziewulski pojawi się jeszcze i innych odcinkach. 
O ile mnie pamięć nie myli – przy kręceniu innego odcinka, na Okęciu zginął jeden z „chłopców Dziewulskiego”. Naprawdę zginął. Nie tylko w filmie. Dziewulski w filmie skomentował to jakoś. Taka robota – albo coś w tym stylu. 

Kocio wrócił. Zjadł. I znowu poszedł. Gdyby chciał wrócić – będzie musiał zaczekać do rana. 







 

niedziela, 21 marca 2021

21 marca 2021


 1. Codziennie budzę się o szóstej rano. Tak mi po szpitalu zostało. Dziś obudziłem się przed piątą. Dołożyłem do kominka i postanowiłem się jeszcze zdrzemnąć. No i obudziłem się chwilę przed ósmą. I to jest zła informacja. Z niczym nie mogłem zdążyć. Ogarnięcie pieców – kominków i kuchennego pieca – zajmuje mi zwykle 45 minut. Piec kuchenny – nim osiągnie temperaturę pracy – musi się palić z godzinę. Robienie kawy na gazie, to jednak porażka. 

W „Siódmym dniu tygodnia” lepszy zestaw gości. Kluzik-Rostkowską pamiętam z Wiejskiej z papierosa. Pracowała w „Przyjaciółce”. Była wicenaczelną? Nie pamiętam. Później okazało się, że jest w pisowskim rządzie. Potem wiadomo, co było. Teraz jest wciąż jest platformerską neofitką. I będzie nią pewnie do końca życia. Gada to samo, co reszta platformersów, tylko bardziej. Wirus jest bardziej śmiertelny. Czyja wina? Oczywiście rządu. Skąd się wzięła w Polsce brytyjska mutacja? Przyleciała z Wielkiej Brytanii. Później zaczekała prawie dwa miesiące w ukryciu, by wybuchnąć jako trzecia fala. Na pewno nie przyszła z Niemiec, Czech czy Słowacji, bo by się wtedy nie nazywała brytyjska. Musiała przylecieć samolotami, bo by się jej nie chciało jechać samochodem. 


2. Mam kolegę. Znamy się albo lat dwadzieścia, albo lat dwadzieścia pięć. Kolega jest dziennikarzem śledczym. Delikatnie mówiąc – nie sympatyzującym z obecną władzą. Spotykaliśmy się co jakiś czas. Ponarzekać. Z pięć lat temu powiedział, że jego praca traci sens, bo niezależnie co napisze dla połowy Polski jest to prawda, bo tekst pojawia się w tym konkretnie tygodniku, a dla drugiej połowy Polski jest to nieprawda, bo tekst pojawia się w tym konkretnie tygodniku. 
Dwa lata temu prawie opowiedział mi historię. Otóż przez dłuższy czas jeździł po Polsce szukając nieruchomości należących do prezesa dużej spółki Skarbu Państwa. Napisał na ten temat tekst. Do tygodnika, w którym wtedy pracował (już nie pracuje – dotknęły go redukcje). Tekst miał się ukazać. Ale się nie ukazał. Szefostwo wydawnictwa (dużego, międzynarodowego) – po konsultacjach ze znaną ze skuteczności w medialnych kwestiach, żoną jednego z ministrów – postanowiło tekstu nie publikować. Plotka środowiskowa głosi, że rzeczona żona miała decydujący głos w kwestii dość sporego budżetu reklamowego. 
Naczelny tego tygodnika nie podał się w proteście do dymisji, choć jego Twitter zawsze pełen jest wielkich słów. Cóż, mówią, że krowa, która dużo ryczy – mało mleka daje – nie wiem, czy to prawda. U nas na wsi nie ma ani jednej krowy. 
Cała sprawa znikła, by się pojawić teraz. Dlaczego akurat teraz? Na pewno jest jakieś proste wytłumaczenie. 

3. Na Kociu goi się jak na psie. Rana już sucha. Opuchlizna zeszła. Weterynarz działał dziś przed południem, więc na mnie spadł obowiązek zrobienia wstrzyknięcia pod skórę antybiotyku. Nie mam sprawności weterynarza, który mówi z identycznym akcentem jak mój dziadek Machl – Kocio ukłuty wydarł się, jakby go ktoś ze skóry obdzierał. Ważne, że się nie obraził. 


Na covid zmarł ojciec sąsiada Gienka. Kominiarz. Bardzo elegancki człowiek. Z zawsze perfekcyjnie przystrzyżonym wąsikiem. Urodzony w Rzeszy Polak. Przeżył wyzwalanie przez Armię Czerwoną i odzyskiwanie Ziem Odzyskanych. Mimo imponującego wieku – do końca sprawny. Jeszcze całkiem niedawno przyjeżdżał do Gienka skuterem. 
Za chwilę mi rąk braknie, by liczyć znanych mi ludzi, których zabrał Covid. 

niedziela, 14 marca 2021

14 marca 2021


1. Zaczęliśmy oglądać „For All Mankind” na AppleTV. Alternatywna historia podboju kosmosu po tym, jak Sowieci pierwsi lądują na księżycu. 
Usłyszałem kiedyś, że podczas konferencji prasowej, na której von Braun opowiadał o rakiecie Jupiter C, jakiś brytyjski dziennikarz zapytał: panie von Braun, jaką mamy gwarancję, że pierwszy człon tej rakiety nie spadnie na Londyn?


2. „Siódmy dzień tygodnia.” Wytrzymałem kwadrans. Umówmy się, że chodziło o problemy techniczne, a nie dobór gości dokonany w taki sposób, że i bez słuchania wiadomo było jakie słowa padną.
Później jednym okiem oglądałem resztę niedzielnych programów. Wzorcowa strata czasu. Można odnieść wrażenie, że polska telewizyjna publicystyka polityczna funkcjonuje równolegle do rzeczywistych problemów. Na koniec programu próbował to Konradowi Piaseckiemu powiedzieć Andrzej Zybertowicz. Spłynęło jak po – nomen-omen – kurze. 

Morawiecki w lecie powiedział, że wirus się cofa, a teraz widzimy, że się nie cofnął. Jak on mógł? Morawicki nie kupił szczepionek z terminem dostawy styczeń przyszłego roku, a teraz brakuje szczepionek. Jak on mógł?
Brakuje covidowych łóżek, a NFZ zalecił przesuwanie planowych zabiegów, przecież to niebezpieczne. Rząd nie przygotował nas do trzeciej fali, a teraz zamyka hotele. Można by dość łatwo przygotować automat do tworzenia treści telewizyjnej publicystyki. Tylko po co, skoro mamy żywych ludzi, którzy będą to opowiadać sami z siebie. To, że nie ma poważnej dyskusji o przyszłości Polski? Ważne, że się klika, że oglądalność jest. Że dobrze wyjdzie w Nielsenie (czy jak się tam to nazywa). 
Nikt chyba tego dziś nie pamięta. Kiedy PiS był w opozycji, jego posłów oczywiście toczyła choroba opozycyjności. Walczyli o złotą patelnię w kategorii najgłośniejszy medialny cytat. Często gadali chwytliwe głupoty. Ale jednocześnie była „Polska – Wielki Projekt”, był kongres w Katowicach. Coś planowano, nad czymś pracowano. 
A dziś? Ktoś coś słyszał? Ktoś coś zauważył? Może jest coś przykryte przez kolejne dziesiątki konferencji prasowych, których już nawet Polsat News nie transmituje przez szacunek dla czasu widzów. Zostaje sam TVN24. Ciekawe jak długo. Bo się może okazać, że widz jednak woli nawalankę w studio. 
To nie jest kraj dla starych ludzi.

3. Wiało. Tak wiało, że poprzewracało choinki w doniczkach. Obeszliśmy gospodarstwo. Idzie wiosna. Na każdym kroku jakieś nowe pędy. Obiecywałem sobie, że dokonam spustoszeń w zieleni. Nie udało się. 

Lucky, pies sąsiadów dokopał się do zwłok pochowanego przeze mnie jesienią lisa. Nie przez przypadek mówią, żeby kopać przynajmniej na metr. 

Kiedy szliśmy przez park, przypomniało mi się, że kiedy ostatni raz zbierałem liście – mam taką maszynę, którą ciągnę za traktorkiem – słuchałem radia. I tego dnia ogłoszono koniec testów szczepionki AstraZeneca.