1. Wstałem chwilę po początku „Kawy na ławę”. Włączyłem w momencie, gdy pani Leszczyna zajmowała się panią Le Pen i jej wyprowadzaniem Francji z NATO. Za panią Leszczyną nie przepadam, ale nie na tyle, że pisać, że mózg trzyma na stoliku, co widać było w kadrze. Za panią Le Pen też jakoś specjalnie nie przepadam. I nie przywiązuję wagi do jej przemówień.
Wydawać by się mogło, że sytuacja międzynarodowa jest na tyle poważna, że większą wagę by można przywiązywać do czynów niż słów. Można by do ciekawych wniosków dojść. Na przykład, że Węgrzy nie robią (nie o słowa chodzi) niczego takiego, czego by teraz nie robiły Niemcy.
A jeżeli już koniecznie się mamy skupiać na słowach, to co jest gorsze słowa Le Pen, że jej się NATO nie podoba, czy deklaracje pani van der Leyen, że niezależnie od tego, co Ruskie wykręcą, nie może być mowy o sankcjach na NS2?
Ostatnio się zmieniają linie podziału świata, niektórzy albo tego nie widzą, albo widzieć nie chcą. I to jest zła informacja.
2. W środku dnia znowu wyłączyli prąd. Na całkiem długo, bo UPS od lodówki się poddał. Miłe było to, że jeszcze było jasno. Agregat się ukonkretnia. Zwłaszcza po tym, dy dotarło do mnie, że 12kW pompy to nie pobór.
Kocia nie było całą noc i prawie cały dzień. Przeszedł, zjadł, wyszedł, przyszedł, zjadł, pobawił się chwilę z synem i poszedł.
A przyszedł tak mokry, że wręcz z niego kapało. I to jest zła informacja, bo jeszcze się chłopak przeziębi.
3. Dzień przed telewizorem, z przerwą na brak prądu.
Najpierw obejrzeliśmy film dla dzieci „Snake Eyes”. Nindża w garniturach wbijali w siebie miecze samurajskie i jeździło dużo elektrycznych hyundaiów.
Dwa odcinki „The Gilded Age” – miło popatrzeć. No i ze trzy odcinki „
And Just Like That...”. Ten serial to strasznie smutna historia. I nie chodzi wcale o śmierć w pierwszym odcinku, tylko dziaderskie silenie się na progresywność.
Ta śmierć to zła informacja, gdyż lubiłem tę postać. Dwadzieścia lat temu lubiłem.