Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stanisław Żerko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stanisław Żerko. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 maja 2022

10 maja 2022


1. Urodziny profesora Żerki. Pamiętam, jak się pierwszy raz z panem Prfesorem spotkaliśmy na niezbyt mądrze wymyślonym iwencie wyborczym – oglądaniu meczu w piłkę kopaną z panią przyszłą premier Szydło. Niezbyt mądrze wymyślonym, gdyż mecz utrudniał rozmowy, a przecież porozmawiać się tam przyszło. W każdym razie profesor Żerko widząc mnie powiedział: więc jednak istnieje pan naprawdę. Trudno się z tym nie zgodzić. Choć w takich sytuacjach przypomina mi się cytat z wiersza kolegi mojej babci: umrę i nigdy się nie dowiem, czy świat będzie istniał beze mnie. 

2. U Mazurka pani z OSW. Warto słychać ludzi z OSW. Mazurek z ekspertami, to zupełnie inna bajka, niż Mazurek z politykami. Nawet, gdy ci politycy są ekspertami. 
W zeszłym roku, po wyjściu ze szpitala, zrywało mnie codziennie koło szóstej. Miałem wtedy bogaty przegląd porannej publicystyki. Ciekawe, czy tracę coś poza tematem do komentowania tutaj. 
Zatkana przeze mnie rura nie cieknie. Czyli sukces. Mogłbym teraz rozwinąć się hydraulicznie i uruchomić nieużywaną od lat osiemdziesiątych toaletę. Niebieskie rury powinny być bardziej odporne na mróz. Ciekawe, czy jest jakiś patent na to, żeby je prostować. 
Lawina będzie mieć jutro wymieniany olej. I w silniku, i w skrzyni. W silniku bym wymienił sam, ale w skrzyni mi się nie chce. Na sześćdziesiąte urodziny – o ile dożyję, rzecz jasna – sprawię sobie kolumnowy podnośnik. Postawię przed stołówką i będę oglądał samochody od spodu.

3. Oglądamy na Amazonie „The Lost Symbol”. Książka był opisywała bardzo dokładnie Waszyngton, serial zrobiony jest po taniości, kręcony pewnie gdzieś w Kanadzie. I to jest zła informacja, bo bym sobie chętnie Waszyngton pooglądał. Świetny, w sumie, serial do drzemania przed telewizorem, człowiek zasypia, budzi się, odkrywa, że zasadniczo nic nie stracił. 





 

czwartek, 24 lutego 2022

23 lutego 2022


1. Mazurek rozmawiał z ekscelencją Piekłą. Od godziny się zastanawiam, z Piekłą, czy z Piekłem. I to jest zła informacja. Rok po COVID-zie, a mnie to ciągle trzyma. I to jest zła informacja. 
Mówili o modnym ostatnio twierdzeniu: że Putin zwariował. Mnie tam się wydaje, że był taki od dawna. Tym, którzy twierdzili inaczej, najłatwiej mówić, że zwariował ostatnio.

2. Cały dzień zajmowałem się trudno powiedzieć czym. Rano, przez dobre dwie godziny, kombinowano z prądem. Pojawiał się i znikał. Kiedyś takie skoki wykończyły nam lodówkę. Nowa przystosowana jest do polskich warunków. Uruchamia się dopiero, gdy zasilana jest bez przerwy przez kilka minut. Zresztą i tak podpięta jest przez UPS. Gorzej było z WiFi. Po każdym wyłączeniu, routery musiały chwilę wstawać. Przekonfigurowałem sieć. Tak, by główny router mógł być podpięty do UPS-a. 
Sprawdziłem przyłącza masy w Lawinie. Kiedyś pomogło to na ABS. Tym razem nie pomogło. I to jest zła informacja. 
Kurier przywiózł kawałek Suburbana, później drugi kurier przywiózł pudło doniczek. Trzech doniczek. W tym jedną, niestety, pękniętą. 

3. W pewnej chwili, w salonie pojawił się nietoperz. Latał w kółko niepokojąc koty. W końcu zawisł nade mną na lampie. Złą informacją jest, że to chyba nie pora na nietoperze. 

Przysnąłem przy telewizorze. Obudził mnie profesor Żerko wypowiadający się na temat amerykańskiej prasy z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Program był niby o kwaterach Hitlera, jednak opowiadał o schronach OKH i OKW w Zossen, na miękko przechodząc w analizę psychologiczną Adolfa Hitlera. W tym profesora Żerkę wspierał dr Bilewicz. 
Przerwałem, bo nie mogłem zdzierżyć sposobu w jaki niemieckie słowa wypowiadał gospodarz programu. Cóż, nie każdy może być Wołoszańskim. 


 

piątek, 22 października 2021

21 października 2021


 

1. Wieje. Wieje. No wieje i rozwiewa mnie.
Wiatr obudził mnie o piątej. Przez godzinę prawię z nim walczyłem, udając że mi wcale w spaniu nie przeszkadza. Poległem. Wstałem. I to jest zła informacja, bo koło dziewiątej znów mi się spać zachciało. 

2. Wiało. Na tyle wiało, że zabrali prąd. Z rok temu kupiłem wielkiego UPS-a. Takiego, który jest w stanie pociągnąć lodówkę. Niestety, uruchomiony strasznie hałasuje. Gdy zabiorą prąd, podłączam do niego lodówkę. Wtedy ważniejsze jest, że lodówka chłodzi, niż to, że UPS hałasuje. Pół roku temu wymyśliłem, że UPS zniosę do piwnicy, i przeprowadzę jakoś do kuchni przewód. Wtedy UPS będzie mógł działać ciągle. Złą informacją jest, że wymyśliłem to pół roku temu i nic z tym nie zrobiłem. 

3. Jechałem najpierw do Świebodzina. Po drodze, o mały włos nie wpadłem w leżący na drodze kawałek drzewa. Nałożyły się: zabrudzona szyba, deszcz i chęć wyłączenia bluetootha, bo się zawiesza, kiedy po raz pierwszy się podłączy. O mały włos nie wpadłem, trochę mnie poślizgnęło na liściach. 
Przy drodze z Ołoboku do Lubogóry leżało parę powalonych drzew. 
W Świebodzinie bardzo interesujące spotkanie. 
Do Zielonej S3. Wiało. Prawie trzy tony Lawiny miotało po drodze, jak nie napiszę kogo po pustym sklepie. 
W Zielonej stanąłem pod poniemieckim kasztanem. Kasztan stanął na wysokości zadania. 
Wracałem przez Kije i Skępe. Przed Skąpem położyło kilka drzew.

Profesor Żerko zniknął z Twittera. I to jest zła informacja. 

wtorek, 11 maja 2021

10 maja 2021


 

1. Od rana upał. Pojechałem odwieźć audi do gazownika. Powiedział, że raczej nic poważnego. I że oddzwoni jak będzie gotowe. Ruszyłem piechotą w stronę domu. Wędrując odkryłem, gdzie w Świebodzinie jest lądowisko śmigłowców LPR. No i że w Świebodzinie jest gabinet medycyny chińskiej. W bardzo ciekawym budynku. 
Na skrzyżowaniu Piłsudskiego z Kolejową Policja kierowała ruchem. Z jakiegoś auta spadły wiaderka z jakąś farbą. Farba się wylała. Strasznie dużo ludzi zajmowało tym, żeby tę farbę usunąć, lub chyba czymś zasypać, żeby się po niej samochody nie ślizgały. Z daleka wyglądało to dużo poważniej. Przez moment się zastanawiałem, czy aby ktoś się nie próbował zamachnąć na stojące przy tym skrzyżowaniu Starostwo Powiatowe. 
Nim Bożena zdążyła dojechać z Rokitnicy – przeszedłem przez całe miasto. Zabrała mnie spod Lidla. Pod który wrócił parkometr. Muszę przyznać, że parkometr mnie irytuje. Człowiek przyjeżdża na zakupy. Wychodzi z auta, pobiera kwitek, wraca do auta, zostawia kwitek, idzie po wózek, wchodzi do sklepu. A jak kwitka nie zostawi za szybą, tylko trzyma w kieszeni – może mieć do czynienia z panem, który ściga za brak kwitków. Panem w stylu emerytowanego milicjanta. Takiego, co nie lubi swojej nowej pracy. A przede wszystkim to ludzi nie lubi. 

2. Śniadanie sponsorowała literka Ł. Jak Łepkowska. Najpierw jako bohaterka programu Stanowskiego, później rozmówczyni Mazurka. Najdłuższa to była rozmowa Mazurka – z tego, co pamiętam. Trwała prawie pięćdziesiąt cztery minuty. Chodziła o opłatę reprograficzną, której to wprowadzenia pani Łepkowska jest orędownikiem. A cały świat jest przeciwko niej. W pewnej chwili zarzuciła Stanowskiemu. Że jest sponsorowany przez producentów elektroniki, którzy nie chcą się swoimi zyskami dzielić z biednymi artystami. Słuchając wywiadów z panią Łepkowską można odnieść wrażenie, że to ona jest sponsorowana przez producentów elektroniki. Każda jej wypowiedź mobilizuje kolejnych przeciwników tej opłaty.
Ledwo skończyłem odsłuchiwanie Mazurka, zadzwonił gazownik, że audi zrobione. Nie było nic poważnego. Zostawiłem u niego Lawinę, żeby przejrzał instalację i przesiadłem się do audi. Wjechałem do myjni, która jest po drugiej stronie ulicy. Kolejka. Pojechałem do Wilkowa, żeby dobić klimatyzację. Nie udało się, gdyż brakowało króćca (cokolwiek by to miało znaczyć). Wróciłem do domu i wymieniem w audi koła na letnie. Chwilę mi zeszło. Przestała działać aplikacja Polskiego Radia. Prawdopodobnie nie zdążyli z wersją dostosowaną do nowej polityki Apple. Jakoś nie jest to dla mnie zaskoczenie. Przeszła nawet kiedyś mi przez głowę idea, że Polskie Radio to spisek Kury, który może odpowiadać hejterom – mnie przynajmniej wzrasta oglądalność, czego o radio mnie można powiedzieć. I nie chodzi o to, że radia się nie ogląda. Chodzi o to, że coraz mniej ludzi jest tym radiem zainteresowanych. 
Ale przez to, że nie działała aplikacja Polskiego Radia posłuchałem TokFM. Trafiłem na audycję, w której Najsztub czyta dziwnym głosem fragmenty z „Sieci”. Wydawało mi się, że po doświadczeniach motoryzacyjnych Najsztub raczej miejsca w mediach nie znajdzie. A jednak. 

3. Urodziny miał prof. Żerko. Przypomniało mi się pierwsze z nim spotkanie. Na oglądaniu meczu z Beatą Szydło w kampanii parlamentarnej w 2015 roku. –Więc jednak pan istnieje – powiedział, gdy mnie zobaczył. Nie wymyśliłem chyba żadnej na to błyskotliwej odpowiedzi. Wolałem nie cytować Kartezjusza, bo jeszcze bym znikł, jak bohater dowcipu o zomowcu. 



wtorek, 16 marca 2021

16 marca 2021

 


1. Rano nie było prądu. Obudziły mnie piski UPS-ów. Kiedy następnym razem będę miał pieniądze – kupię agregat. I jakieś zmyślne sterowanie, które będzie w stanie ogarnąć prąd z paneli. 
Ruszyłem do Gorzowa. Przez całą S3 lał deszcz. Miejscami nic nie było widać. Nic, a zwłaszcza samochodów, które jadąc na automatycznie włączonych światłach do jazdy dziennej nie miały z tyłu zapalonej ni żarówki. 
Mam wrażenie, że większość użytkowników nowoczesnych samochodów nie zdaje sobie sprawy z tego, że kiedy automat włącza im światła do jazdy dziennej – nic nie świeci się z tyłu. Do tego, żeby automat włączył światła mijania musi się zrobić ciemno. Mgła czy deszcz często nie wystarczają. 

Na wysokości Międzyrzecza słuchałem rozmowy Piaseckiego z jakąś panią profesor. O szczepionkach. Bardzo rozsądnie tłumaczyła, że prawdopodobieństwo poszczepionkowych powikłań jest wielo-wielokrotnie niższe niż prawdopodobieństwo śmierci z powodu wirusa. 

Przez Gorzów jechałem słuchając Mazurka nietypowo rozmawiającego z człowiekiem z Instytutu Pileckiego o kwitach, które w szafie na Śląsku trzymał pozytywnie zweryfikowany ubek. Znaczy esbek. Bo mimo wszystko jest różnica.


2. Do szpitala trafiłem na czuja. Znaczy przypomniało mi się, że z okna było widać logo Castoramy. Więc jechałem do Castoramy – zgodnie z drogowskazami stojącymi przed każdym skrzyżowaniem. Przy Castoramie zaś pojawił się drogowskaz „szpital”. Do szpitala wpuszczała pani, która wymagała wypełnienia ankiety. Czy w ciągu ostatnich dwóch tygodni miałeś kontakt z osobą zakażoną. Tak. Ale jak to? Byłem chory. A kiedy się panu kwarantanna skończyła? Nie wiem. Wyszedłem w piątek ze szpitala. Aha. Swoją drogą dotarło do mnie, że po teście, który zrobiono mi w szpitalu system wysłał mnie na domową izolację, na którą nie mogłem się udać, bo byłem w szpitalu. 
Pani od ankiety zwracała się do mnie – najpierw panie Marcinie, później: panie Mariuszu, panie Marku. Panie Macieju chyba jednak nie. Z kłopotami trafiłem do przychodni. Zostałem zbadany, EKG, no i oczywiście pobrano krew. Musiałem zaczekać na wyniki krwi. Chwilę to trwało. 
Podsłuchałem – co nie było trudne – rozmowę dwojga czekających na chemioterapię pacjentów. 
Bo widzi pani, ja na PiS głosowałem. –Ja też proszę pana. –Syn mnie zapytał na kogo głosowałem. Powiedziałem, że na PiS. No to mi powiedział, że żebym nie był jego ojcem, to by mnie z domu wyrzucił, bo tak tych pisowców nienawidzi. Ja co – mówi – tak telewizor ustawię, żebyś tej cholernej pisowskiej telewizji oglądać nie mógł. I co ja na to – proszę pani – poradzę?

Przeczytałem połowę Studnickiego. Zdziwiłby się widząc jak wygląda dziś nasz kawałek Europy. 
Wyniki dobre. Nawet bardzo dobre. Chcą mnie widzieć za miesiąc. Wychodząc zrobiłem zdjęcie okna, przez które oglądałem śmigłowce LPR-u. Z góry nie było widać, że przed budynkiem jest parking. 

3. Zachłyśnięty wolnością wszedłem do Castoramy. Kupiłem płyty gipsowo-kartonowe. Robią teraz takie zgrabne małe – jednoosobowe. Może się uda wykończyć kominek. Dwa lata już straszy. 
Kiedy mnie nie było, Bożena posadziła kolejną choinkę. I wykopała dziury na jeszcze dwie. Choinek do posadzenia mamy jeszcze cztery. Muszę przyznać, że jakoś mnie do łopaty nie ciągnie. Ale to też z czasem powinno przejść. 

Profesor Żerko – mniejsza z tym, co – nazwał pajacjadą klaunolewicy. Przez jakiś czas będzie to chyba móje ulubione politologiczne określenie.

niedziela, 17 stycznia 2021

16 stycznia 2021


 

1. Osiągnąłem taki poziom degrengolady, że zapomniałem podciągnąć ciężarki w faszystowskim zegarze no i biedaczek stanął. Koło czwartej nad ranem. I to jest zła informacja, bo nie ma ci on sekundnika i ciężko trafić tak, by zaczynał bić kiedy trzeba.
Śnieg jest. Niestety go nie przybywa. Jest też mróz. Na naszym przydomowym betonie jest półcentymetrowa warstwa lodu przysypana śniegiem. Można wywinąć orła. 

2. Długo sobie nie mogłem przypomnieć, jaki serial – poza „The Crown” mieliśmy obejrzeć, bo kiedy się pojawił męczyliśmy „The Americans”. Ale sobie w końcu przypomniałem. No i od śniadania oglądaliśmy „The Undoing”. Od śniadania do końca. Z przerwą na naniesienie opału. Kiedy oglądaliśmy pomyślałem, że właściwie można łatwo rozpoznać, czy serial jest HBO, Amazonu czy Appla. I nie chodzi mi o logo w rogu ekranu. Najtrudniej mi chyba rozpoznawać produkcję Netfliksa. 
The Undoing” jest jakoś typowym serialem HBO. Złą informacją jest, że z nieco rozczarowującym zakończeniem.

3. Kocio spał cały dzień. Wstał. Wyszedł. Wrócił. Znowu wyszedł. Wrócił. Zjadł. Padł i śpi. 
Kupiłem książkę prof. Żerki. „Stosunki polsko-niemieckie 1938–1939”. Nie, żebym się dotąd jakoś specjalnie fascynował stosunkami polsko-niemieckimi w latach 1938–1939. Dotarło do mnie, że każdy, kto profesora Żerkę kojarzy powinien mieć jego książki. Ta przyszła w kopercie z pieczątką „Instytut Zachodni im. Zygmunta Wojciechowskiego 61-854 Poznań, ul. Mostowa nr 27A”. 
Nazwa: Instytut Zachodni przypomina mi od zawsze – a przynajmniej od prawie czterdziestu lat – dykteryjkę, którą opowiadała ciocia Bogusia, kuzynka mojej matki. 
Otóż ciocia Bogusia była numizmatykiem [dziś pewnie by była numizmatyczką, ale mówimy o latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku]. No i była na jakiś zjeździe, sympozjum czy czymś takim. No i na tym czymś najpierw występował ktoś z Instytutu Zachodniego, po nim jakiś Słowak. I rzeczony Słowak prelekcję swoją zaczął od nawiązania, do instytucji, której przedstawicielem był jego przedmówca. Powiedział, że u nich jeszcze instytutów od takich spraw nie ma. [Jeżeli ktoś nie wie o co chodzi, niech poprosi Googla, by mu przetłumaczył słowo „zachod” ze słowackiego na polski].
Mnie to wciąż śmieszy. Jestem raczej prostym człowiekiem i śmieszą mnie prostackie żarty. I to jest zła informacja. 








niedziela, 14 czerwca 2020

9–12 czerwca 2020


Wtorek-środa-czwartek–piątek
Jest tak wspaniale, że trudno znaleźć trzy negatywy dziennie. Choć może raczej czas na to, by je spisać.

1. Wezwany do tablicy prof. Żerko wrzucił zmontowane przez kogoś na YouTube co lepsze kawałki programu „Poligon”. Nie było tam niestety zapamiętanej przeze mnie wersji czołówki. Za to YouTube zaczął mi wyświetlać Dzienniki Telewizyjne z roku 1984. Ciekawe doświadczenie. Dotarło do mnie, skąd u niektórych moich kolegów wola walki o to, by media za każdym razem odnotowywały ich obecność w pozbawionych większego znaczenia wydarzeniach. Z dzieciństwa. O problemach działów ekonomicznych przedsiębiorstw rozmawiano na spotkaniu Mariana Woźniaka z kierownictwem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. 

Dotarło do mnie, że jestem dziś starszy niż ludzie, którzy wtedy byli w mojej ówczesnej świadomości starzy. I to nie jest dobra informacja. 

2. Środa. Rano zmokłem na Spokojnej. Trochę. Wysiadłem z auta, kiedy zaczęło lać. Ale to nie był specjalny problem. Impreza odbywała się w miejscu, które red. Mazurek upodobał sobie do organizacji imprez towarzyskich. Za dnia jest tam trochę inaczej. Wieczorem nie ma tylu dzieci.
„Karta rodziny”. Kiedy tylko padły słowa o „Ideologii LGBT” wiedziałem, że przykryją całą resztę. Że się zaraz rzucą postępowe media. Rzucą – ramię w ramię – wraz z przedstawicielami klasy politycznej. Jazgot będzie taki, że nikt już nie usłyszy o co tak naprawdę chodzi. I to jest zła informacja. Odezwą się wszyscy zawodowi obrońcy uciśnionych. Setki ludzi zmienią sobie awatary na tęczowe. Homofobia stanie się tematem kampanii. 

Mierzi mnie wykorzystywanie mniejszości seksualnych w rozgrywkach politycznych. Mierzi podgrzewanie do nich niechęci w imię politycznych interesów. Czymże innym było wrzucanie tematu małżeństw czy adopcji. Wprowadzenie małżeństw jednopłciowych wymagałoby zmiany Konstytucji. Czego nie da się zrobić w sytuacji, kiedy większość społeczeństwa nie chce o tym słyszeć. Po co więc podrzucanie tego tematu? Po to, by podgrzać atmosferę. Dlaczego zamiast wymyślać „Kartę LGBT” nie przygotowali projektu ustawy o osobie najbliższej? Dlatego, że nie chodzi o rozwiązanie problemu, tylko o emocje. O podkręcenie podziałów.

Po południu pojechaliśmy do Wielunia. Miło zobaczyć to miasto za dnia – nie przed świtem. Rada Miasta postanowiła uhonorować Prezydenta tytułem honorowego obywatela. Uroczystość miała miejsce w kinie Syrena. Później był więc na rynku. Przez którego większą część kilkuosobowa grupa ukrywająca się pod parasolami piwnego ogródka gwizdkami wyrażała dezaprobatę. Przeczytałem później na stronie TVN24, że Prezydent otrzymał tytuł wbrew mieszkańcom. Autor pominął informację, że tych mieszkańców było dziewięciu.

3. Czwartek. Droga na zachód. Nie spieszyło się nam, więc pojechaliśmy drogą nr 92. Kawałek przed Koninem urodził się pomysł, by skręcić do Lichenia. Poprzednio w Licheniu byliśmy prawie dwadzieścia lat temu. Jeszcze się budował. Złą informacją jest, że przez lata obrósł turystyczno-pielgrzymkową infrastrukturą.
Stołówka ma już nowe drzwi. Są na tyle fajne, że przyjdzie zrobić jeszcze jedne.

Piątek. Pojechałem dobić klimatyzację. Do pana, który zajmuje się serwisowaniem diesli. Wynikł pewien problem techniczny. Znaleźliśmy nie to przyłącze, co trzeba, Nie dało się do niego podłączyć z powodu braku przejściówki – było ono nie takie, jak być powinno. W końcu pan, który zajmuje się serwisowaniem diesli zamówił przejściówkę i zaprosił mnie na poniedziałek. Już miałem wyjeżdżać, kiedy się znalazło właściwe przyłącze – wypełzło z fałdy czasu, w której musiało być, bo nie możliwe, żeśmy go nie zauważyli.
Z panem, który zajmuje się serwisowaniem diesli rozmawialiśmy o podróżowaniu. Wybiera się z rodziną na Florydę na wakacje. Chciałby, żeby CPK był już gotowy. Teraz lata z Berlina. A wolałby z Polski. Był lepszy w udowadnianiu sensowności CPK niż prezes Wild u Mazurka.
Wariują mi klapy nawiewów. Więc klima nie działa jak powinna. Pan, który zajmuje się serwisowaniem diesli polecił mi elektryka w sąsiedniej miejscowości. Podjechałem tam i zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Pan elektryk jest drogi, robi powoli, nie da się z nim umówić na termin – trzeba zostawić samochód w kolejce. Oczekiwanie i naprawa mogą trwać nawet kilka tygodni. Z krótkiej rozmowy wyniosłem wrażenie, że samochód na pewno zostanie naprawiony.

Stolarz narzekając na upał skończył taras.

Wieczorem sąsiedzi robili grilla. Przyjechał ich kuzyn czołgista. Jego Leopard wylądował w Wesołej. Teraz strzela z T72. Nie spytałem go, czy powiedzenie „przejebane jak w ruskim czołgu” nabrało dla niego jakiegoś nowego znaczenia.





wtorek, 9 czerwca 2020

7–8 czerwca 2020



1. Niedziela mi zupełnie wypadła. I to jest chyba zła informacja.

2. Babimost. Choć właściwie bardziej Nowe Kramsko. Żyłem – jak to zwykł mówić mój były kolega – w mylnym błędzie. Wydawało mi się, że lotnisko jest poniemieckie. Okazało się, że jest z lat pięćdziesiątych. A dokładniej z drugiej połowy lat pięćdziesiątych. Lotnisko wojskowe, po którym zostały obsypane ziemią hangary i pomalowany przez jakiegoś domorosłego artystę Lim przy wjeździe,
Po tygodniu pracy port lotniczy Zielona Góra-Babimost wyraźnie się rozkręca. Uruchomiono stoisko spożywcze. Za ladą stało dziewczę. Stało cały czas, mimo iż za mojej świadomości nikt się nią nie zainteresował. Łatwo sobie dopowiedzieć historię – zły kapitalista zabronił jej siadać –Jak zobaczę, że siedzisz z głową w telefonie, to zobaczysz.
Chwilę po mnie wparował lokalny senator partii opozycyjnej. Przywitał się z wszystkimi – jak na bywalca przystało. Później przez chwilę szeptał w kącie, za stoiskiem spożywczym z jakimiś dwoma panami. Jednym starszym, drugim młodszym. Jeszcze poźniej zniesmaczony tym, że pani sprawdzająca karty pokładowe poprosiła go o dokument tożsamości, tłumaczył, że zebrali 30 tys. podpisów.
Lot spokojny, niestety chmury nisko, nie mogłem więc bawić się w rozpoznawanie Polski z lotu ptaka.
Przespacerowałem się z Okęcia cywilnego na wojskowe. No i polecieliśmy Casą do miejscowości, której nazwy nie mogę zapamiętać. W każdym razie, blisko niej stoi w polu koń trojański. Stoi i wygląda dość irracjonalnie.
W Ustce, korzystając z chwili przerwy – obleciałem cztery sklepy z pamiątkami w poszukiwaniu paluszków AAA. W czasach mojej młodości paluszki nazywały się R6, ale były to te paluszki, które dziś nazywają się AA. Tych AAA wcale nie było. Podobnie w Ustce. Zupełnie, jak za komuny. Były tylko AA. Czyli niegdysiejsze R6. Niedostępność paluszków AAA bardzo śmieszyła moich kolegów. Nie wiem dlaczego.
Baterie potrzebowałem do słuchawek. Słuchawki – aktywnie wyciszające hałas w samolocie. Casa jest bardzo fajna. Ale nie jest cicha. Brak baterii – to zła informacja.

3. Oglądaliśmy ćwiczenia z rozwalania celów pływających na morzu. Złą informacją jest, że wojskowe ćwiczenia albo robione są pod media – wyglądają wtedy jak czołówka programu „Poligon”. (Profesor Żerko wraz z docentem Gibonem mogą opowiedzieć urodzonym po roku 90 o co chodzi) Albo są robione na poważnie. I wtedy lecący tak wysoko, że go właściwie nie widać samolot wystrzeliwuje rakietę w kierunku czegoś, coś jest oddalone o 20 kilometrów. Rakieta trafia, na horyzoncie coś chyba widać. Później chyba słychać. Napięcie jak na rybach. A fachowcy mówią, że stało się coś ważnego, bo to pierwszy użycie takiej rakiety. Mnie się wydaje, że taką rakietą w roku dziewięćdziesiątym niszczyłem lotnisko w Radomiu w grze symulującej F-15. A fachowcy mówią, że tamta rakieta różni się literkami w nazwie.

Kiedy wracaliśmy telefon poinformował mnie, że przyjechał stolarz. I coś zaczął robić. Kamera jest pod złym kątem, więc nie wiem co. 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

2 stycznia 2015


1. No i dogonił mnie chiński mróz. Chwilę mu zeszło ale nie leciał Dreamlinerem.
Pojechałem do Świebodzina zrobić przegląd. Powoli pojechałem, bo z lewego przedniego koła zejszło powietrze. Z tego mrozu zejszło. Nie miałem jak napompować, bo nie było prądu. [Drogie dzieci, w Polsce powiatowej może nie być prądu. Czasem przez nawet cały dzień]
Sąsiad Gienek ma kompresor zrecyclingowany ze starej lodówki. Pompuje powoli, lecz skutecznie. Niestety bez prądu – nie. I to jest zła informacja.

2. Powoli lecz skutecznie jechałem. Udało mi się z bożą pomocą nie zniszczyć opony. Pan diagnosta przyjmował w czapce, gdyż na hali było zimno. Dowiedziałem się, że podczas naprawy po nieszczęsnym marcowym wypadku wstawiono światło od tzw. anglika. Znaczy święcące nie w tę stronę, co trzeba. Czyli do tego, że naprawa trwała dłużej niż miała trwać, kosztowała więcej niż miała kosztować, to jeszcze częściowo musi być powtórzona. I to jest zła informacja.
Terminal pana diagnosty nie rozliczył jeszcze zeszłego roku, więc musiałem pojechać do bankomatu po brakujące 10 złotych.
Pojechałem do Tesco. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”. Okazało się, że Morawiecki, z którym rozmawiał Mazurek, to Kornel nie Mateusz, jak mi się nie wiedzieć czemu wydawało.
Kornek to ważne imię w życiu Mazurka – więc się nie powinienem był mylić.
Na zdjęciu za panem Marszałkiem jest rama. Parę dni temu Mazurek na Twitterze pytał z którym malarzem ma rozmawiać. Ciekawe, czy chodziło o rozmowę do tego numeru.
Pan Marszałek zawsze wart przeczytania.

3. Pojechałem do Boryszyna. Zapaliłem babci świeczkę. Mam wrażenie, że cmentarz ma nową bramę. Kutą niemiecką zastąpiła nowa chyba chińska. I to jest zła informacja.
Na środku wsi, na zbiorniku przeciwpożarowym postawiono armatę. Bardzo poważnie wygląda. Chyba we wszystkich wsiach w okolicy są zbiorniki przeciwpożarowe. W Boryszynie podziemne. U nas – stawy. Ciekawe, czy to pomysł Bismarcka. Profesor Żerko powinien wiedzieć [gdzie się można dowiedzieć].

Po powrocie rozpocząłem proces sprzątania garażu. Poszło mi nawet całkiem szybko. Z części śmieci drewnianych zrobiłem ognisko. Całkiem spore. Wyemitowałem więc sporo dwutlenku węgla. Nie zrobiło się cieplej, więc z tym globalnym ociepleniem to jakaś ściema.


poniedziałek, 9 marca 2015

8 marca 2015


1. Nie akredytowano mnie na konwencji pana Prezydenta. I to jest zła wiadomość, bo w ten sposób nie powstał tekst „Konwencja okiem hejtera”.
Powstanie więc „Konwencja okiem ultrahejtera
Nie bez przyjemności oglądałem nawalankę w socjalmediach. Podstępną zemstę sztabowców PiS za zajęcie przez sztabowców PO domeny jutromanaimiepolska.pl
Zrobiłem sobie własny plakat na naszprezydent.pl, niestety nie zdążyłem go upublicznić, bo po tym jak poseł Tyszkiewicz oficjalnie ogłosił, że strona nie jest oficjalnym ich działaniem – wszystko znikło.
Jak napisał na Twitterze @exen „Whoever came up with this is either a complete moron or a political genius”. Coś mi się wydaje, że to drugie jest raczej mało prawdopodobne.
Później z radością zobaczyłem o tym, że sztabowcy PO pamiętają o „Kubusiu Puchatku” a konkretnie o Prosiaczku. „Go Bron” to chyba nawiązanie do prosiaczkowego dziadka.
Pan Prezydent wjechał na salę autobusem. Z półtorej godziny przebijał się przez tłum. No dobra. Dwadzieścia minut. Widać było, że pan Prezydent ma tradycyjny stosunek do podziału ról w rodzinie. Jego biedna małżonka przebijała się metr za nim.
Zaczęli przemówienia goście. Najpierw o maratonie mówił chodziarz z TVP. Poprzednim razem słuchałem go, kiedy prowadził konferencję dotyczącą cateringu na Narodowym przed Euro2012.
Z przemówienia aktora Pszoniaka nic nie zapamiętałem.
Zdziwiłem się, że nie wyłączono mikrofonu Janowi AP Kaczmarkowi, gdy ten brutalnie zaatakował pana Prezydenta przypominając mu, że ma inicjatywę ustawodawczą. Przemawiała też jakaś dziewczynka, która chciała spotkać pana Prezydenta i jej się udało. Premier Buzek, któremu też się udało. Była też jakaś pani z dzieckiem o imieniu Bronek i startupowiec, którego chyba poznałem kiedyś w Bukovinie. Był też kuzyn pana Sonika i prezydent Majchrowski. Później min. Bartoszewski przyznał, że się wybiera na tamten świat. Na koniec wystąpiła premier Kopacz, której minister Kamiński napisał przemówienie na motywach reklamówki pani Clintonowej. Tej z telefonem. Pani premier atakowała krwiożerczo. A przynajmniej tak się wydawało ministrowi Kamińskiemu. Nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Chyba przed Janem AP Kaczmarkiem. W końcu przemówił pan Prezydent. Ciekawe, czy na kartce miał napisane „tutej”.
Przespałem całe przemówienie. Ocknąłem się, kiedy pan Prezydent raczył powiedzieć, że nie stać nas na przypadkowe inwestycje. Przypomniało mi się lotnisko w Radomiu. Ekrany przy autostradach. Zylion Aquaparków. Pendolino. I od tego przypominania znowu zasnąłem.
Przez sen usłyszałem, że KanPrez powstaje program dla wsi. Kiedy otwierałem jedno oko, widziałem, że młodzieży za panem Prezydentem definitywnie skleiły się oczy.
Później ogłoszono hasło. Wybierz skodę i bezpieczeństwo usłyszałem. Ale to jednak nie była prawda.


2. Pan Prezydent wsiadł do szesnastu Bronkobusów. Ja wsiadłem do BMW i pojechałem zatankować. Gaz wciąż zdecydowanie poniżej 2 zł. Benzyna za to nieco podrożała. I to jest zła informacja.
Przeczytałem wywiad red. Mazurka z panią językoznawcą. I chyba będę się starał nie pisać już więcej socjalmedia. No i wiem już jak pisać „michniki, kuronie”.

3. Profesor Nałęcz uważa, że słowo establishment ma znaczenie pejoratywne. I to jest zła informacja, bo to niby prawdziwy profesor. Inny profesor, Śpiewak uważa, że będzie druga tura wyborów. I – co ciekawe – wierzy bardziej niż Andrzej Urbański.
Obejrzeliśmy kolejne odcinki „Banshee”. Trzeci sezon zdecydowanie najlepszy.

A, przypomniało mi się zdanie, które usłyszałem parę dni temu. Chodzę po Warszawie i pytam różnych mądrych ludzi dlaczego wygaszany jest Instytut Zachodni. No i ktoś mi powiedział – chyba żartując – żeby sprawdzić, czy ktoś nie jest zainteresowany nieruchomościami, w których Instytut Zachodni się mieści. Chyba żartując, bo się obaj roześmieliśmy. Ale przypomniały mi się różne historie z miasta Łodzi. Wybory idą. Może się coś zmieni, więc niektóre sprawy trzeba przyspieszać.

wtorek, 3 marca 2015

2 marca 2015


1. Nie pamiętam, kiedy ostatnio w niedzielę wstałem tak wcześnie. Na wszelki wypadek poszedłem się zdrzemnąć do wanny. Ale jak już do wanny wszedłem, to mi się spać odechciało. Korzystając z okazji postanowiłem posłuchać programu red. Olejnik. Chwilę mi zajęło zainstalowanie aplikacji Radia Zet, bo przez przeglądarkę nie szło. Zainstalowałem. Ruszyło akurat kiedy sekretarz Gawkowski mówił red. Olejnik, że w 1989 roku miał 9 lat. Grubianin.

Wrzaski pani Moniki obudziły Bożenę, musiałem więc wyjść z wanny. Włączyłem TVP Info, ale jakoś mnie nie wciągnęło. Później, w „Kawie na ławę” poseł Kłopotek przyznał, że był jednym z tych pięćdziesięciu biznesmenów, których prezydent Komorowski zabrał ze sobą do Japonii.
Z panem Prezydentem w Japonii była też pani prezydent Łodzi. Ciekawe, czy też jako biznesmen.
Poseł Kłopotek później mówił coś o DNA gęsi, ale nie bardzo zrozumiałem o co mu chodziło.
Powiedział też, że pan Prezydent jest znany z „takiego chłopskiego zachowania”
Poseł Mastalerek przestał za to powtarzać swoje dowcipy. I to jest dobra informacja. Powtórzył za to dowcip pana Czarzastego i to jest zła informacja. Ale nie aż tak. To właściwie niesamowite jak szybko się zmienia. Jak tak dalej pójdzie, to PiS-owcy powinni postawić Hofmanowi pomnik. Za wyrzucenie Hofmana z partii. Gdyby nie Hofman nikt by Hofmana z PiS-u nie wyrzucił.

Sąsiedzi z naprzeciwka wywiesili flagę. Zawsze na nich można liczyć.

2. Po „Loży Prasowej” ruszyliśmy na zachód. Parę dni temu się zastanawiałem, czy to, że Vito nie chce ruszać z dwójki to efekt momentu silnika i skrzyni biegów, czy raczej mojego kaca. I wyszło, że jednak kaca, bo to nie z dwójki nie chce ruszać, tylko z czwórki.
Od kiedy pamiętam zawsze wśród znajomych miałem kogoś, kto miał busa. I to był albo ojciec dużej rodziny, albo właściciel psów, albo biznesmen. Albo ktoś, kto lubił wozić dużo rzeczy w samochodzie. Właściciel busa zawsze był w stanie wytłumaczyć sens posiadania busa. Na ogół logicznie. Dziś się trochę pozmieniało, bo firmy motoryzacyjne wprowadziły odmiany samochodów, które są zaprojektowane specjalnie dla ojców dużych rodzin, specjalnie dla posiadaczy psów. Oni raczej Vito nie kupią. Vito jest samochodem dla biznesu.
Porównując zasadniczo nieporównywalne (kto mi zabroni). Porównam Vito z XC70. Jest połowę tańsze. Mniej pali. Ma wygodniejsze fotele. Jest za to głośne. Ale da się wytrzymać. Nawet 14 godzin z przerwą. Niezbyt długą.

Omijaliśmy kulczykowe bramki. We Wrześni skręciłem bardziej w stronę Rynku, żeby pokazać Bożenie pomnik Wrzesińskich Dzieci, który oglądałem we czwartek podróżując Dudabusem. Przy okazji zauważyliśmy, że we Wrześni jest sporo naprawdę ładnych budynków.

Do Rokitnicy dojechaliśmy chwilę przed zmrokiem. Zdążyłem zauważyć, że Jeżyk – czwarta z choinek (po Żyrafie, Flipie i Flapie) ma się dobrze. Z pomocą sąsiada Gienka rozładowaliśmy samochód i ruszyliśmy dalej. Na drodze do Węgrzynic przed autem przeleciały dwie sarenki. W dość bezpieczny sposób. Ale i tak zacząłem się zastanawiać, co by było, gdybym tę drugą trafił.
W Nevadzie w Poźrzadle też nie było Jarzębiaku. Wcześniej nie było go w Makro. Wcześniej w pięciu sklepach monopolowych. Gdyby ktoś gdzieś zobaczył Jarzębiak – proszę o informację. Od Poźrzadła prowadziła Bożena. Ja się zabrałem za pisanie Negatywów. Nie szło mi najlepiej, bo jednak 10-calowy tablet z dziwnie działającą klawiaturą dawał ograniczony komfort pracy.
Kiedy dojechaliśmy do Berlina z nieba leciało coś, co było rzęsistym deszczem o temperaturze deszczu ze śniegiem. I to była zła informacja.
Odkryłem nowy sposób wjeżdżania do Berlina. Przed lotniskiem skręca się w prawo. I jedzie strasznie szeroką drogą, po której prawie nic nie jeździ, bo wszyscy wolą nową autostradę. Jedzie się i jedzie, aż się dojedzie do parku, który trzeba objechać wkoło. Platanową aleją. Później się jedzie wzdłuż rzeki, koło wielkiej O2 World, i jakoś się dojeżdża na Alexanderplatz. Muszę przyznać, że rzygałem wewnętrznym Ringiem. Choć z drugiej strony na Tempelhof zawsze przyjemnie jest popatrzeć. Paliwo w Berlinie wciąż jest tańsze niż na stacjach przy A2.

3. Bożena z wielkim poświęceniem bohatersko prowadziła (nie lubi jeździć w nocy). Ja pisałem Negatywy. Napisałem. Opublikowałem. Profesor Żerko i tak narzekał, że późno.

Profesor Żerko napisał parę dni temu, że właśnie się odbywa wygaszanie Instytutu Zachodniego. I to jest bardzo zła informacja. Póki nie podejmiemy decyzji o podzieleniu Polski na landy i włączeniu ich do Republiki Federalnej powinniśmy dbać o takie jak Instytut Zachodni instytucje, a raczej się nie zanosi, żebyśmy taką decyzję szybko mieli podejmować.
Gdyby osoba odpowiedzialna za sytuację Instytutu była Czechem – mógłbym jakoś zrozumieć jej do Instytutu stosunek.

Moja ciotka. Dokładniej córka siostry mojej babci jest numizmatykiem. Opowiadała kiedyś dykteryjkę, jak na jakimś sympozjum jakiś gość z Czech usłyszał nazwę Instytutu. Zdziwił się bardzo i powiedział, że u nich od takich spraw instytutu nie ma. Jeżeli nie wiecie o co chodzi sprawdźcie, co po czesku znaczy záchod. Mój Boże zacząłem powtarzać dowcipy.

Do Warszawy dojechaliśmy po czwartej. I to jest zła informacja.