Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stefan Niesiołowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stefan Niesiołowski. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 stycznia 2015

27 stycznia 2015



1. Nie mogłem w nocy spać, więc dosłuchałem do końca „Prokurator Alicję Horn”. Wbrew zapowiedziom kończy się dobrze. Muszę zobaczyć teraz film. Ale nie w nocy.
Oddałem audi. To jest zła wiadomość, bo się po jeździe zaśnieżoną Autostradą Wolności do tego samochodu przywiązałem.

2. Wróciłem do domu i zacząłem się napawać liczbą wejść na 3neg. Napawałem się i napawałem, aż tu nagle jak coś nie – przepraszam za wyrażenie – jebnie. Po chwili kolega Rybitzki zaczął wrzucać na Twittera zdjęcia z rogu Koszykowej i Noakowskiego. Później wrzucać zaczął poseł Wipler. Napisał, że w bloku wybuchnął gaz. Bloku.
Włączyłem TVN24. To trudna sztuka mówić w kółko o czymś, o czym nie ma zbyt wielu informacji. Może dlatego w kółko puszczali panią, które wszystko widziała, na koniec mówiła, że to nie był jej czas, zaczynała płakać i odchodziła. Później puszczali inną elokwentną, tym razem ewakuowaną z budynku – panią. Ta wzięła z domu laptop i komórkę, buty i dwa stare płaszcze. Znaczy nie były one stare, tylko od tego pyłu wyglądają jak stare. Ktoś zapytał, czy Miasto zaproponowało pomoc. Pani coś odpowiedziała o plejadzie gwiazd, która się pojawiła.
Chodziło jej pewnie o panią Waltzową i prezydenta obywatela Jóźwiaka. Pani Waltzowa zaprosiła ewakuowanych mieszkańców do OSiR-u przy Polnej. Basen być może działa odstresowująco.

Zadzwonił redaktor Pertyński, żeby sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku, bo usłyszał, że walnęło w mojej okolicy. To było miłe, zwłaszcza, że ostatnio strasznie źle znosi moje poglądy na rzeczywistość.

Poszedłem kupić coś na kolację. Znaczy najpierw wpadłem do Krakena. W Beirucie siedział Krzysztof, którego dawno nie widziałem, bo – jak się okazało – musiał się koncentrować na rodzinie. Poczęstował mnie piwem Kraken. Specjalnie warzonym dla nich w Belgii. Piwem z dodatkiem rumu. Mocne, słodkawe, w porządku.
Krzysztof poszedł, przyszedł mój kolega Grzegorz, ze swoim kolegą, z którym robią coś w Radomiu. Nie napiszę co, bo nie wiem, czy mogę. Chcieli coś skonsultować. Nie wiem czy pomogłem. I to jest zła informacja
Kolega Grzegorz leci za tydzień do Chin. Na pewno wróci zachwycony. Poszliśmy zobaczyć na własne oczy wybuchniętą kamienicę. Coś tam zobaczyliśmy. Kolega Grzegorz kupił kartę nanoSIM w sklepie dokładnie po przeciwnej stronie skrzyżowania. Znaczy: kupił normalną, a pan za pięć złotych dociął mu do odpowiedniego wymiaru.
W okolicznych domach powypadały szyby. W krakowskim mieszkaniu mojej ś.p. babci jedna z szyb była z kawałków. Kiedy w 1945 roku wycofujący się Niemcy wysadzili most dębnicki w całej okolicy wywaliło szyby. Więc brakowało w mieście szkła. Okno z kawałków przetrwało jakieś 60 lat. Później matka wynajęła komuś mieszkanie i ten ktoś doprowadził do wybuchu gazu i te szyby w kawałkach wyleciały. Szkoda.

3. Odprowadziłem kolegę Grzegorza do metra. Przeszedłem przez Placyq. Później Mokotowską do Kruczej. Minąłem X5, w której kierowca (ochroniarz?) liżąc długopis rozwiązywał krzyżówkę. W międzyczasie zadzwonił kolega Wojciech, który chciał się spotkać. Spotkaliśmy się na Wilczej, poszliśmy do świeżo zmodyfikowanego wietnamczyka. Kolega Wojciech co jakiś czas chce się spotkać, żeby coś omówić. A jak się spotykamy, to właściwie nic nie mówi. Zafascynował się obsługującą nas Wietnamką. Choć z akcentu można wnosić, że raczej Polką wietnamskiego pochodzenia.
W domu trafiłem na „Kropkę nad I”. Redaktor Olejnik zadała prof. Niesiołowskiemu pytanie „Czy jest pan przeciw zygocie?”.
Profesor Niesiołowski zna się na wszystkim. Od teraz wiem, że na wszystkim i na tabletce Po.

Zmarł Denis Russos. Znaczy, przez całe życie wydawało mi się, że się tak nazywał. Przez to, że umarł dowiedziałem się, że nazywał się jednak Demis Roussos. Ciekawe ile taki niespodzianek jeszcze przede mną.

Ktoś, kiedyś opowiadał historię o tym, jak wjeżdżał ze znajomym do Związku Radzieckiego. No i temu znajomemu zaczął się przyglądać sowiecki celnik. Patrzył, patrzył i kazał ściągnąć spodnie.
Pod spodniami dżinsowymi, były drugie. Pod drugimi, trzecie. Przy czwartych celnik zapytał, po co mu tyle spodni. Ten z kamienną twarzą odpowiedział, że w Związku Radzieckim jest Syberia, czyli zimno. Pod czwartymi spodniami była spódnica. Która też zainteresowała celnika – Po co mężczyźnie spódnica? To wy w ZSRR nie znacie Demisa Roussosa?

Złą informacją jest, że to strasznie hermetyczna historia. Kto dziś pamięta o jeżdżeniu „na handel”? Chyba ci, którzy pamiętają jak ubrany był w Sopocie Demis Roussos.  

środa, 14 stycznia 2015

14 stycznia 2015


1. Chwilę po tym, jak się obudziłem wyjaśniono mi, że pociąg „Matejko” wyleciał z rozkładu nie dlatego, że trzeba było zrobić miejsce Pendolino, tylko brakło do niego wagonów.
Te, które jeździły musiały być użyte gdzie indziej. Te, które zostały były zbyt wolne, żeby jeździć po CMK.
Pendolino nie zajęło torów.
Zjadło za to kasę. Ciekawe ile za jeden skład Pendolino by można kupić normalnych wagonów. Choć właściwie nie wiem czy ciekawe.

Jaki pożytek z Pendolino ma mieszkaniec podszczecińskiej wsi? Może poczuć dumę oglądając je w 48 calowym telewizorze LCD kupionym na kredyt od Providenta. Naprawdę wielką dumę.

Słuchałem powtórkę jakiegoś programu na TokFM. Prowadzący rozmawiał z panią, która pracowała w jakimś laboratorium którejś z przeznaczonych do likwidacji, przepraszam: wygaszenia kopalni. Pani opowiadała o profitach. Dostaje trzynastkę, z czternastek dobrowolnie zrezygnowały. Podstawę ma poniżej płacy minimalnej. Tylko dzięki bonusom przekracza próg. Pracuje w administracji, więc w przypadku zamknięcia kopalni dostanie trzymiesięczną odprawę. Ale jest w stosunkowo dobrej sytuacji, bo do emerytury brakuje jej tylko kilkanaście miesięcy. Dostanie więc zasiłek przedemerytalny – kilkaset złotych. Jej młodsze koleżanki tak fajnie mieć nie będą. Kiedy nie będzie kopalni, w okolicy właściwie nie będzie nic, więc mają małą szansę na jakąkolwiek pracę.
Górnicy mają lepiej. Choć też nie są to kwoty oszałamiające, bo normalny górnik zarabia u nich mniej–więcej cztery tysiące. Więcej zarabia nadzór. Ci z dołu mają dostać dwuletnie zarobki.
Dziennikarz się oburzył, że inni nie dostają. I zacytował włókniarkę z Łodzi, która wcześniej dzwoniła i mówiła, że jak jej zakład likwidowano, to nic nie dostała.
Pani odpowiedziała, że to nie jest tak, że tylko górnicy dostają, że jak ostatnio były zwolnienia w jakiejś śląskiej spółce kolejowej (nie zapamiętałem jakiej), to wszyscy zwalniani dostali odprawy w wysokości trzyletnich zarobków. Wszyscy. Pracownicy biurowi też.
Dziennikarz zacytował na to emerytkę z Warszawy, która powiedziała, że ma jakąś małą emeryturę i nie chce, żeby z jej podatków dawać pieniądze na górników.
Ciekawe co będzie, kiedy kopalnie pozamykają, a importowany węgiel pójdzie w górę. Pani emerytki może wtedy nie być stać na prąd zużywany przez jej telewizor i nie będzie mogła już oglądać „Szkła kontaktowego”.

Po tym jak zobaczyłem redaktora Durczoka złorzeczącego na rząd w obecności redaktora Kuźniara mam podejrzenia graniczące z pewnością, że w całej kopalnianej zadymie chodzi o coś zupełnie innego. I nie wiem o co. I to jest zła informacja.

Bo – tu użyję modnego ostatnio słowa – hejt na górników, kanały, którymi do mnie dociera wygląda na robotę niezłej agencji PR.

2. Teatr Wielki Opera Narodowa w łaskawości swojej w końcu zapłaciła mi za krzyżówkę, którą przygotowałem do druku wydanego z okazji wystawy o Dygacie. Poszedłem więc do sklepu „Perełka” by kupić ogórki kiszone i kabanosy dębowe. Kiedy kupujemy kabanosy dębowe ludzie patrzą na nas dziwnie. Są najtańsze i prawdopodobnie zrobione z czegoś dziwnego. Koty je uwielbiają, choć już coraz mniej. I to jest zła informacja.
Po drodze wpadłem do Faster Doga. Zaczęli sprzedawać jedwabne szaliki Knightsbridge. Chciałem się z nimi podzielić wrażeniami z oglądania „Watahy”. Pawełek oglądał jeden odcinek. Przedostatni. Nie pozwolili mi narzekać na film, bo spora część aktorskiej ekipy to ich klienci. Pawełek oglądał odcinek, żeby zobaczyć, czy Topa ma buty. Znaczy – pewnie aktor Topa kupił frye'e.

Przyszedł klient oglądać biżuterię. Powiedział, że nosił srebro, później złoto i teraz chce wrócić do srebra. Przymierzył, nie kupił, poszedł. Razem z Pawełkiem rozpoznaliśmy w nim funkcjonariusza państwowego. Ja stawiałem na MSW, Pawełek miał podejrzenia, że jakieś służby specjalne.
Patrycja się dziwiła – po czym rozpoznajemy. Pan był ogolony na łyso, w garniturze, płaszczu – to było ok. Buty miały zdarte obcasy. Więc pan nie z biznesu. Gdyby był z biznesu, miałby na tyle dużo par, że nosił by do szewca. Do tego jakoś tak się ruszał, że czuć było szeroko rozumiane MSW.
Kiedyś latem, kiedy do nich przyszedłem palili na schodach sklepu. Zobaczyłem przez okno, że w lombardzie są cywilni policjanci. Pawełek natychmiast się zgodził. Patrycja też się dziwiła po czym poznajemy. Ale jak policjanta po cywilu nie rozpoznać.

Wracając do domu wpadłem na pocztę. Policja ze Świebodzina przysłała pismo, że umarza dochodzenie w sprawie uszkodzenia samochodu Nissan Navara na szkodę firmy Nissan Sales Central & Eastern Europe.
Jestem wielbicielem świebodzińskiej Policji. Są szybcy. Jak się da, to włamywaczy w miesiąc złapią, jak się nie da, to w dwa dni umorzą.
Na poczcie wciąż można kupić kieszonkowe kalendarze ze św. Janem Pawłem II.

3. Korespondowałem na Twitterze z Parlamentem Europejskim. Dało się obejrzeć przemówienie przewodniczącego Tuska, dało przewodniczącego Junckera. Nie dało dyskusji. Parlament tłumaczył, że ma jakieś techniczne problemy.
W końcu ktoś wrzucił na youtube przemówienie Andrzeja Dudy. Niezłe muszę przyznać. Gdybym wiedzę o polityce czerpał z amerykańskich filmów byłbym przekonany, że od jakiegoś czasu nad kandydatem Dudą pracuje grupa mistrzów od retoryki.
Informacje o polityce czerpię z innych źródeł, więc bliższy jestem stwierdzenia, że kandydat Duda to samorodny talent.
Fakty TVN, które oglądałem nie dał piętnaście sekund z przemówienia przewodniczącego Tuska, nie wspomniały o tym Dudy. Było za to o proboszczu, który nazywał wikarego cha. i cha. (cokolwiek by to miało znaczyć).

W „Kropce nad I” redaktor Olejnik rezonowała z profesorem Niesiołoswkim. Wydawało mi się, że jestem na tyle uodporniony, że red. Olejnik nie uda się mnie zniesmaczyć. Myliłem się. I to jest zła informacja.



czwartek, 20 listopada 2014

19 listopada 2014


1. Ta przykra sytuacja, kiedy budzisz się o czwartej z narastającym bólem głowy. Po godzinie męczenia się w łóżku wstajesz. Łazisz bez sensu po domu. Siedzisz godzinę w wannie, niby coś czytasz, ale konkretnego nic nie możesz zrobić. W końcu przychodzi dziewiąta, o której wstałbyś normalnie i nagle się okazuje, że właściwie to mógłbyś zasnąć. Mógłbyś? Właściwie zasypiasz. A tu już się nie da. I to jest zła informacja.
Moja ulubiona poseł Platformy, pani Ligia Krajewska wrzuciła na Twittera link do tekstu prof. Niesiołowskiego. Tekstu pod wiele mówiącym tytułem „Nagonka”. Lektura przypomniała mi rysunek Andrzeja Mleczki. Nie jestem specjalnym wielbicielem rysunków pana Andrzeja. Ale czasem mi się jakiś przypomni. Tym razem ten, na którym jakiś pan trzymaną jedną ręką lornetkę przykłada do oczu. To, co widzi komentuje z oburzeniem: zboczeńcy. Drugą rękę wsadza w spodnie.

2. Dalej nie działał system sprzedaży biletów PKP. Ktoś był świadkiem tego, jak konduktorom w pociągu skończyły się bloczki z biletami. Wieczorem jeszcze była jakaś inna awaria, która z kolei zatrzymała ileś tam pociągów w polu. Albo na stacjach.
Ale to mnie jakoś niespecjalnie martwi. Bo decydując się dziś na korzystanie z usług PKP Intercity trzeba być na coś takiego przygotowanym. No i złą wiadomością jest chyba, że mnie to nie martwi.

Żal mi jakoś panów sędziów z PKW. Choć właściwie wcale mi ich nie żal. Tylko wydaje mi się, że sprowadzanie całego problemu do nich nie ma sensu.

Ponabijam się więc z Pendolino. No bo mi się przypomniał dowcip o warszawskim menedżerze, który poczuł się wypalony, więc pojechał na Warmię na ryby. Na tej Warmii znalazł chłopa z łódką. Chłop najpierw nie chciał, ale odpowiednio opłacony popłynął z wypalonym menedżerem na środek jeziora. Menedżer zaczął łowić. Łowi, łowi i w końcu złowił. Chłop pomógł z podbierakiem. Okazało się że wyciągnęli złotą rybkę. Rybka, jak to rybka. Za wolność zaproponowała trzy życzenia. Menedżer widząc nadzieję w oczach chłopa wynegocjował po trzy na głowę. Chłop się od razu nakręcił. Pyta, czy może pierwszy, że bardzo prosi, żeby mógł pierwszy, że pierwszy. Menedżer się bez problemu zgodził.
Chłop do rybki: Widziałem kiedyś w telewizji takiego człowieka, któremu tak ręka migotała. I ja bym bardzo chciał, żeby mnie też ta ręka migotała.
Rybka machnęła ogonkiem i chłopu ręka zaczęła migotać.
Chłop patrzył jak urzeczony na migoczącą rękę. Patrzy na drugą i poprosił rybkę, żeby druga ręka mu też tak migotała. Więc rybka machnęła ogonkiem i druga ręka zaczęła migotać.
Chłop zadowolony ze swoich migoczących rąk pomyślał chwilę i poprosił: cały bym chciał tak migotać.
Rybka machnęła ogonkiem i chłop cały zaczął migotać. Był tym zachwycony.
Wprost promieniał migoczącym szczęściem.
Przyszła kolej na menedżera. Zaczął od firmy. Produkującej coś, co raczej zawsze będzie potrzebne, Z obrotami na poziomie 50 milionów. Z zamówieniami z różnych części świata. Z ustabilizowaną kadrą. Działającą tak, żeby właściciel nie miał zbyt wielu obowiązków.
Drugim życzeniem była kochająca żona. Inteligentna, wykształcona, spełniająca się w domu. Zdrowa, z dobrymi genami.
Na trzecie na wszelki wypadek dwadzieścia milionów dolarów na koncie w Szwajcarskim banku.
Kiedy skończył i wypuścił rybkę, migoczący chłop popatrzył na swoje migoczące ręce i westchnął: chyba żem dał dupy.
[Dla tych, którzy nie zrozumieli: złota rybka to fundusze europejskie. Chłop to my. Migotanie to Pendolino. No i jeszcze do nas nie dotarło co zrobiliśmy]

3. Najpierw się pojawiły w sieci opinie różnych informatyków o systemie wyborczym, że jest dziurawy jak sito, że byle jak napisany, że jest podatny na ataki, że średnio rozgarnięty licealista bez specjalnych kłopotów będzie mógł się włamać i coś z wynikami zmajstrować.
Później pojawił się w sieci adres strony na serwerze Krajowego Biura Wyborczego z czymś, co wyglądało na program do obliczania liczby głosów. Wieczorem w TVP Kielce dr Witold Sokała opisał jak jednemu z jego znajomych udało się włamać do systemu PKW, dopisywać głosy, odejmować je. Zmienić nazwisko zwycięzcy.
Z dr. Sokałą pracowałem przed dwudziestu paru laty w „Gazecie Krakowskiej”. Jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kieleckiego, doradcą MSZ, coś tam robi w PAN. Można oczywiście założyć, że zwariował lub postanowił na stare lata zrobić karierę za cenę wszelką. Ale dlaczego mamy to zakładać, skoro rozmowę z nim wyemitowała publiczna telewizja. To, że oddział? Że w Kielcach? Dlaczego by tam miały obowiązywać inne standardy niż na Woro?
Chwilę później okazało się, że ktoś się włamał na stronę PKW. Nie związaną z wyborami ale wyciągnął loginy i hasła pracowników. A większość ludzi nie myśli o tym, żeby do każdego serwera mieć inny login czy hasło. Więc zaistniało poważne podejrzenie, że i tu tak mogło być.
Właściwie nie wiem po co to opisuję.
W każdym razie wieczorem na Twitterze powstała grupa, która postanowiła prowadzić ludzi na ulice. Aktywny był pewien redaktor z TV Republika. Dziennikarze z innych stacji sugerowali mu, że jednak misja mediów polega na czymś innym, on odpowiadał, że reżimowcy nie będą go uczyć o misji mediów (upraszczam tę dyskusję oczywiście).
Przy okazji poinformował, że rano będzie rozmawiał na antenie z dr. Sokałą. Zrobił błąd w nazwisku. I właściwie było bardzo zabawne.
Smutne jest, że pamiętam jak przed prawie 25 laty młodzi, wywodzący się z opozycji dziennikarze mieli problemy podczas relacjonowania zadym. Trudno się im było opanować przed porzuceniem kamer, mikrofonów, i rzucaniem kamieniami w policję, której zdarzało się mieć jeszcze na tarczach napis milicja. Pamiętam kopiącego radiowóz redaktora Czuchnowskiego. Nie dość, że pamiętam, to mam zdjęcie jak się z policją szarpie. Tłumaczył się potem bardzo podobnie do redaktora z TV Republika.
Dobrze, że przez te 25 lat przynajmniej moda się nieco zmieniła.

poniedziałek, 20 października 2014

19 października 2014


1. Obudził mnie dźwięk koparki. Dokładniej: obudziła mnie Bożena, którą obudził dźwięk koparki. Zanim wstałem przejrzałem tajmlajny. Ruski szpieg miał w domu listę ważnych postaci, którymi się interesował.
Pomyślałem, że fajnie by było być na takiej liście. I od razu dotarło do mnie, że to samo myśli pół Warszawy. A już na pewno profesor Niesiołowski.
Ruski szpieg publikował w „Krytyce politycznej”. I to właściwie strasznie śmieszne.
Całą aferę nieco czuć. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Mój brak zaufania do struktur Państwa to jednak zła informacja.

2. Panowie kopacze w mocno okrojonym składzie przekopali się z rurą do sąsiada Tomka. Ponarzekałem na błoto przed wjazdem – pan Kierownik-brygadzista poprosił pana Janka – wirtuoza koparki, by Catem (ładowarką) coś z tym błotem zrobił. Pan Janek chciał zrobić to dopiero przed fajrantem. Pan Kierownik-brygadzista powiedział, by zrobił to od razu. –Będzie chciał gdzieś pojechać, to se samochód osra – argumentował wskazując na XC60.
Pan Janek – wirtuoz koparki coś tam zrobił. Dwa przejazdy scanii i cała robota była na nic.
Naostrzyłem łańcuch i pociąłem akacje w klocki, które później porąbałem. Nie było łatwo.
Pan Janek – wirtuoz koparki przesadził koparką krzak. Rozsypał jeszcze trochę ziemi i się pożegnał. Usuwanie szkód będzie trwało jeszcze kilka tygodni. I to jest zła informacja.

3. Przeczytałem wywiad z panią Erbel. Wdałem się w dyskusję na temat etyki dziennikarzy „Wyborczej”.
Rozmawiałem kiedyś o pani Erbel z jednym kolegą, którego nazwiska nie wymienię, bo zaczął karierę w administracji samorządowej. Kolega zna się na ruchach miejskich, panią Erbel też zna. Powiedział, żeby się nią nie przejmować, bo to krańcowa idiotka.
Złą informacją jest, że wstawiają się za nią wartościowe, inteligentne osoby.

Ale najważniejszym wydarzeniem 18 października 2014 roku było to, że w tym dniu po raz pierwszy w życiu ubrałem gumofilce.
Mam ambicje rozpropagować ten rodzaj obuwia na warszawskich salonach. Nie będę pierwszym, który ma takie ambicje. Mój poprzednik najpierw zmienił je na garnitury Zegni. A teraz nie żyje. Ja od Zegni będę się trzymał z daleka.