Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stiga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stiga. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 czerwca 2021

18 czerwca 2021


1. Jest ciepło. Znaczy, w domu jest super. Ciepło jest na zewnątrz. Zbyt ciepło. 

Mazurek zarzucił Kwaśniewskiemu brak patriotyzmu. Bo nie chciał stawiać pieniędzy na zwycięstwo Polski w piłce kopanej. Później z Mazurka zeszło powietrze i stał się Mazurkiem kieszonkowym, łykającym wszystko, co mu Kwaśniewski łyżeczką podawał. Inna sprawa, że Kwaśniewski to wybitny specjalista. Teraz już takich nie robią. 

Wyjąłem z Kocia dwa kleszcze. Strasznie szybko zleciały te cztery tygodnie, podczas których miał być przed kleszczami zabezpieczony. 

2. Kosiarka. Traktorek – kosiarka. Zrekonstruowałem coś, co służy do podwiedzenia kosiska. Sprężyna i linka. Mogłem kupić oryginalne części za jakieś cztery stówki, wybrałem drogę Adama Słodowego. Konstrukcja na razie działa. Zobaczymy jak długo. 
Skosiłem spory kawał parku. Kosiłem aż rozleciał się pasek klinowy łączący silnik z kołem pośrednim. Najpierw się rozciągnął. Pewnie z gorąca. Później zaczął ślizgać. Ślizgając rozgrzał tak, że się zaczął dymić. Podymił, podymił, i się rozpadł. Część wkręciło pod pasek napędzający kosiko, Reszta wylądowała w trawie. 
Nowy pasek będę miał najwcześniej we wtorek. Szukając paska odkryłem, że kosiarka jest z 1994 roku, czyli to teraz najstarszy pojazd w rodzinie. 

Kiedy szukałem – padł mi internet. Wyglądało na to, że zmarł router. Prawie go pochowałem. W ostatniej chwili coś mnie tknęło – no i się okazało, że to nie tyle router, co UPS, który go zasilał. UPS wyglądał dobrze, świecił zieloną lampką, tylko nie wypuszczał z siebie prądu. Świntuszek. 

3. Kiedy poprzednim razem składałem moduł ABS lawiny, nie miałem pasty termicznej. Takiej, przez którą ciepło z elementów elektronicznych przechodzi na obudowę, która w tym przypadku pełni rolę radiatora. Odkręciłem. Gdzieś mi poleciała jedna z mocujących moduł śrubek. Nie mogłem jej znaleźć. Poszedłem do sąsiada Tomka po wykrywacz metalu. Nie pomogło. 
Najdłużej zajęło mi zdrapywanie sylikonu, którym skleiłem moduł. Zamontowałem. Zgubiona śrubka tkwiła między przewodami hamulcowymi.
Leżąc pod Lawiną zauważyłem delikatny wyciek oleju. Chyba z simeringu wałka sprzęgłowego.

Znowu trafiłem na teleturniej prowadzony przez kolegę Nowickiego. Tym razem dwie panie poległy na Rembrandcie. Myślały, że to nazwisko. Nie znały nikogo, kto by miał tak na imię. W sumie ja też nie znam. Poza Rembrandtem. Ale – z drugiej strony – czy można powiedzieć, że go znam. Coś tam widziałem w Ermitażu. Ale tak właściwie, to było ciemno. 




 

środa, 9 czerwca 2021

8 czerwca 2021


 

1. Kocio, wieczorem awanturował się z jakimś kotem, który wszedł do parku. Postanowiłem Kocia wesprzeć. Obecnością swoją wywarłem na intruzie presję. Czmychnął. Kocio poleciał za nim. Rano spał na poduszkach rozłożonych przez Bożenę na tarasie. Nieco poraniony. 

Mazurek tym razem chciał, żeby o profesorze Terleckim wypowiedział się doktor Giżyński. Jutro będzie chciał, żeby wypowiedział się w tej sprawie Sławomir Naumann. Ja się chyba w tej sprawie wypowiem w sobotę. Wcześniej zdąży się wypowiedzieć cała Polska. 
Z Polsatu się dowiedziałem, że wybory będą 10 października. Po krótkim śledztwie wiem, że niekoniecznie. Pewne jest, że paru opozycyjnych polityków to opowiada. 
Po dziewiątej, w TVN24, prowadzącemu pomylił się Terlecki z Banasiem. Banasiem ojcem. Z Banasiem synem wywiad można było poczytać w DGP. Mocna rzecz. 

2. W Ołoboku postawili paczkomat. Niestety koło Dino, do którego wielbicieli nie należę. Do paczkomatu trafił śrubokręt. Widełkowy. Potrzebny mi do rozebrania tostera. Postanowiłem nie ruszać samochodu. Ruszyłem rower. 
Mam kolegę, który na czterdzieste urodziny kupił sobie porsche, ja kupiłem sobie rower Giant. Używany. Pojechałem tym rowerem do pracy na Pragę. Przez most Poniatowskiego. 
Jazda rowerem po moście Poniatowskiego nie jest fajna. Powinna powstać tam kładka. Powstaje na wysokości Portu Praskiego. Chyba tylko po to, żeby mieszkania tam zyskały na wartości. 
No więc było na tyle niefajnie, że rower został w pracy. Stał tam z pół roku. Może dłużej. W końcu wróciłem na nim na europejską stronę Wisły. Postał chwilę w mieszkaniu, w końcu trafił na wieś. Goszcząca młodzież używała go do jeżdżenia nad jezioro. Ja się raz przejechałem do mechanika w Radoszynie. No i tyle. 
Nadmuchałem opony. Ustawiłem siodełko. Usunąłem połamane fragmenty osprzętu – na przykład uchwyt na iPhone 4. I ruszyłem. Daleko nie zajechałem, bo się okazało, że coś się dziwnego dzieje z przerzutkami. Wróciłem. Zdjąłem koło. No i się okazało, że to nie przerzutki, tylko kaseta się rozkręciła. I tryby zaczęły chodzić bez żadnego trybu. 
Skręciłem, ruszyłem, dojechałem, wyjąłem śrubokręt (widełkowy) w paczkomatu. Żeby go nie trzymać w kieszeni – co by było niezbyt wygodne – umieściłem śrubokręt (widełkowy) w uchwycie na latarkę. Pasował, jakby stamtąd był. Ruszyłem. Dojechałem. Wyjąłem śrubokręt (widełkowy) z uchwytu na latarkę i zająłem się kosiarką. 
Jazda na rowerze poszerza horyzonty. Zza kierownicy samochodu nie zauważyłbym ile interesujących rzeczy leży na poboczu. Na przykład chromowana nakrętka z tych, co mocują koło. Albo plastikowa owiewka montowana na drzwiach, czy plastikowa osłona silnika. 

3. Kosiarka. Najpierw odkręciłem nie tę co trzeba śrubę. I o mały włos kosiarka nie rozpadła się na dwie części. Udało mi się proces dezintegracji zatrzymać i odwrócić. Później odkręciłem śrubę dobrą. Rozebrałem napinacz. Łożysko zrobiło się mniej kulkowe. Po konsultacji z Józkiem – ojcem sąsiada Tomka (rodzaj łożyska poznaje się po napisie na gumce), ruszyłem auto, by się udać się do sklepu po łożysko japońskie. Kupiłem, wróciłem. Próbowałem wymienić. Nie udało się – miałem problem z pierścieniem Segera. Udałem się więc do Józka – ojce sąsiada Tomka. On problem z pierścieniem Segera rozwiązał podszlifowując końcówki szczypiec. Zamontowałem skompletowany napinacz i trochę skosiłem. Trochę, gdyż więcej mi się nie chciało. Po za tym komary – cytując klasyka – zaczęły rypać. 

Śrubokrętem (widełkowym) rozkręciłem toster. Niestety jest to nowoczesne urządzenie, prosty elektryczny układ uzupełniony został elektroniką. Na razie nie rozumiem jak to ma działać. 






poniedziałek, 1 czerwca 2020

30 maja 2020


1. Śniła mi się praca. I to jest zła informacja. Śniły mi się w pracy spiski. Częściowo wymierzone we mnie, które to spiski odkrywałem i musiałem je neutralizować. Jest to o tyle zabawne, że większość opisywanych przez naszych publicystów spisków w rzeczywistości nie istnieje. We śnie zdawałem sobie z tego sprawę i odkrywanie wymierzonych we mnie spisków powodowało dysonans poznawczy.

2. Obudziłem się więc z poważnym bólem głowy. I to jest zła informacja.
Walczyłem z bólem na różne sposoby. W końcu postanowiłem go zignorować. Uruchomiłem kosiarkę. Kosiłem w parku. Maszyna do zbierania trawy nabierając trawy przykładała wektor siły (nie jestem w pełni przekonany, że tę sytuację tak się nazywa) od spodu ucha do którego była przymocowana. Czyli unosząc tył kosiarki zmniejszała nacisk tylnych kół, a co za tym idzie – zmniejszała trakcję. Innymi słowy – im więcej było zebranej trawy, tym większy był problem z jazdą – koła ślizgały się w najmniej odpowiednich momentach. Potem, podczas cofania (żeby wyrzucić zebraną trawę na kompost trzeba cofnąć pod górę) rozwaliła się konstrukcja, którą zmontowaliśmy z sąsiadem Tomkiem. Pękły szpilki (te, które nie są ostre, tylko grube i gwintowane). Później zerwała się linka układu kierowniczego. I tyle było z koszenia.
Nie było źle, bo zasadniczo wykosiłem większość tego, co chciałem.
W międzyczasie sąsiad Gienek, kosą swoją spalinową Stihla wykosił najpierw przy płocie, później poprawił po mnie. Czyli pełen sukces.

3. Złą informacją jest, że nie bardzo wiadomo, kiedy ruszę kosiarkę.
Kiedy my z Gienkiem zajmowaliśmy się parkiem, Bożena kosiła trawnik. W pewnej chwili sprzed kosiarki wyskoczył jej ptaszek. Przestraszyła się, że mu zrobiła krzywdę, bo jakoś słabo latał.
Wrzuciłem zdjęcie na Twittera, żeby się dowiedzieć co to za ptak. Wyszło, że mały kos. Nie chciał pić, nie chciał jeść, nie wyglądał na poturbowanego. Kiedy Bożena go wypuściła, natychmiast koło niego pojawiła się matka, która pilotowała go do kupy gałęzi, która leży obok domu.
W każdym razie od teraz wiem, że te czarne ptaki z pomarańczowymi dziobami to kosy. Samce.



poniedziałek, 18 maja 2020

16 maja 2020


1. 6:30. Zacząłem się zastanawiać, czy nie ma w tym aby jakiegoś większego planu. Coś mnie budzi, żebym coś zrobił. Czymś się zajął. Kolega mój pisarz kryminałów Miłoszewski, zanim został pisarzem kryminałów Miłoszewskim, jako zwykły Miłoszewski wstawał co dzień bladym świtem i pisał ćwiczył pisanie. W sumie, to też bym chciał zostać pisarzem kryminałów. Albo lepiej politycznych książek sensacyjnych. Tyle, że nie bardzo mogę. Wyobraźnie mam – przyznam nieskromnie – niezłą. Problem polega na tym, że w każdej wymyślonej przeze mnie postaci czytelnicy szukaliby kogoś prawdziwego. I to jest zła sytuacja. Nie mógłbym na przykład napisać… Mniejsza z tym. Nie mógłbym.

2. Sobota, więc nie spodziewałem się stolarza. Więc tym razem mnie nie zawiódł. Przyjechał za to sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki. Oplem. Obeszliśmy działkę. Moja pierwsza propozycja miejsca na panele odpadła. Drugą był dach stołówki. Odpadł, gdyż najpierw by było trzeba wykonać jego remont. Trzecia – miejsce przy płocie za stołówką, w którym kiedyś rosły śliwki, ale przyszli źli ludzie i je wycieli. Śliwki – co prawda – próbują rosnąć znowu, ale to już nie takie jak kiedyś.
Na panele namówił mnie dawno temu Piotr Woźny, jeden z ciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich pięciu lat. Kiedy go poznawałem zajmował się internetyzowaniem szkół w miejscach zapomnianych przez poprzednią władzę. Później zajął się smogiem. „Czystym powietrzem”, „Ulgą termomodernizacyjną”. No i jest bardzo sprawny.
Sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki polatał dronem i stwierdził, że trzecie miejsce może być. Trzeba tam będzie zrobić porządek i to jest nie lada wyzwanie.
Złą informacją jest, że sympatyczny młody człowiek od fotowoltaiki przyjechał – jak na Wielkopolanina przystało – minutę przed czasem. A ja – jak na Małopolanina przystało – liczyłem, że przyjedzie ze dwadzieścia minut spóźniony. Więc nie zdążyłem zjeść jajecznicy na pomidorach. Znaczy – zjadłem, jak pojechał. Odgrzewaną. A to już nie to.

3. Założyłem pasek klinowy łączący silnik z kołem napędzającym pasek kosiska. No i kosiarka po dwóch latach przerwy zaczęła kosić. Znaczy – nie tak do końca, bo nie naostrzyłem noży. A miałem je na wierzchu. I to jest zła informacja, bo żeby je naostrzyć muszę odkręcić kosisko, zdjąć pasek, odwrócić kosisko, wyciągnąć szlifierkę, naostrzyć noże, odwrócić kosisko, przykręcić kosisko i założyć pasek.
Odkryłem dlaczego kosiarki nie uruchamia kluczyk. Po prostu do stacyjki nie dochodzi prąd. Cała instalacja składa się z sześciu przewodów, jednego bezpiecznika, stacyjki, przekaźnika i włącznika światła. Naprawienie jej powinno być w zasięgu moich możliwości. Bądź co bądź w latach osiemdziesiątych ukończyłem szkołę podstawową. Ciekawe czy w gimnazjach były zajęcia praktyczno-techniczne.





sobota, 13 sierpnia 2016

12 sierpnia 2016



1. Wstałem na tyle wcześnie, żeby posłuchać prowadzonego przez Jana Wróbla poranka Tok FM. Nigdy nie należałem do specjalnych wielbicieli dyrektora Wróbla. Jego konserwatyzm nie za bardzo pasował mi do opowieści absolwentów jego szkoły. Opowieści o tym, że przy Bednarskiej warszawskie elity kształciły się przede wszystkim w przyjmowaniu białego proszku.
Godzina z Tok FM była zdecydowanie stratą czasu. Ale są wakacje, więc można sobie na takie ekstrawagancje pozwolić.

Przyjechał kurier. Dużym – jak na kuriera – samochodem. Wyciągnęliśmy paletę z listwowym agregatem do Stigi. Kurier pojechał rozjeżdżając wcześniej trawnik koło przystanku, ja się zająłem uzbrajaniem kosiarki. Chwilę mi to zajęło.
Ruszyłem w park. O ile z trawą szło mi nie najlepiej, to chaszcze padały jak rosyjska piechota po zetknięciu z kulami wystrzelonymi z sześciu armat Reduty Ordona. Rozochocony wjechałem w jeżyny. I to był błąd. Kosiarka cięła pędy, ale niestety zaczęła się w nie plątać. Na tyle skutecznie, że ledwo udało mi się z tych jeżyn wyrwać.
Nie bez strat. Zeszło mi powietrze z prawego przedniego koła. I to jest zła informacja.

2. Zniechęcony wziąłem niedziałającą ponoć austriacką pilarkę marki Straus i pojechałem do Tesco. Chciałem wymienić ją na działającą, niestety żadna z trzech dostępnych nie dała się uruchomić. Kupiłem więc prostownik do ładowania akumulatorów. Cyfrowy. Cokolwiek by to miało znaczyć.

Po Tesco zwiedziłem jeszcze cztery sklepy. Ostatni był zakładem pogrzebowym, w którym nie udało mi się kupić jajek [bo się przed chwilą sprzedały]. I to jest zła informacja.
Ruszyłem do Boryszyna. Przed Ługowem trzy traktory orały ścierniska. Przy każdym z traktorów, przechadzał się bocian. Powoli, nic sobie nie robiąc z hałasu. Przedziwny widok.

W Boryszynie się dowiedziałem, że skrzynia do Suburbana jest ponoć gotowa. I może w przyszłym tygodniu będzie założona. I może w przyszłym tygodniu samochód znowu ruszy. Po ponad roku.

3. Okazało się, że cyfrowy prostownik nie działa. A powietrze z kosiarkowego koła zeszło, bo uszkodził się wentyl. Znowu więc pojechałem do miasta. Wymieniłem prostownik. Dopiero na drugim po włączeniu do prądu zapaliły się jakieś diody.
Przy okazji, ze zdziwieniem zauważyłem, że zwrócona przez mnie ponoć austriacka pilarka marki Straus znów jest na półce. Podzieliłem się moim zdziwieniem z kierownikiem sklepu. On zaczął się zarzekać, że musi działać. Ja – że sprawdzałem. Razem z ochroniarzem. On – że musi być jakiś hamulec. Ja – że hamulec jest, ale się nie da odblokować. On – poszedł do półki, zaczął ponoć austriacka pilarka marki Straus ze wszystkich stron oglądać, po czym zaczął czytać instrukcję. No i znalazł dodatkową blokadę, która ani mnie, ani ochroniarzowi znaleźć się nie udało. Kupiłem więc ponoć austriacką pilarkę marki Straus raz jeszcze.
Udałem się na poszukiwania wulkanizatora, by kupić wentyl. Trafiłem za drugim razem, gdyż pierwszy był już zamknięty. Po drodze zauważyłem, że w Świebodzinie wciąż jest ulica Michała Żymierskiego. W Rzymie jest ulica kurewek, więc w tu może być defraudanta.
W domu okazało się, że to, iż diody an prostowniku się świecą – wcale nie znaczy, że rzeczony działa.
Z moralną pomocą sąsiada Gienka udało mi założyć wentyl. Zaczęliśmy pompować, używając przerobionego kompresora z lodówki. Wyglądało na to, że ciśnienie jest zbyt słabe i nic z tego nie będzie. Wzięliśmy więc wózek i pojechaliśmy do Józka, ojca sąsiada Tomka, by pożyczyć porządną sprężarkę..
Kiedy dotargaliśmy ją przed dom, okazało się, że koło w międzyczasie się napompowało. Odwieźliśmy więc sprężarkę z powrotem.
Józek kładł panele. Równocześnie skonstruowana przez niego maszyna wyciskała olej. Z lnianki. Ponoć bardzo zdrowy.
Przed snem skosiłem jeszcze trochę pokrzyw. I przeciąłem pniaczek ponoć austriacką pilarką marki Straus. Piły elektryczne zachowują się zupełnie inaczej niż te spalinowe. I to jest zła informacja. W spalinowych łatwiej zarządzać momentem obrotowym, elektryczne od razu szarpią. Trzeba bardziej uważać.

czwartek, 21 lipca 2016

19 lipca 2016


1. Trawa. Gdybym był kozą, bodź kóz hodowcą – powinienem był być zachwycony. Rok mamy taki, że zielone rośnie jak szalone. Nie jestem. I to jest zła informacja.
Zadzwonili dwaj kurierzy. Pierwszy z kosiarką dla Bożeny,drugi z Bang Olufsenem, którego wypatrzyła na OLX. Swoją drogą trzeba być kimś dziwnym, żeby nazwę tablica.pl zamienić na OLX.
Kosiarka elektryczna. Bang Olufsen – Century. Jak ten, którego kupiłem z dziesięć lat wcześniej.

2. Cały dzień z parkietem. Układanie klepek może przypominać „Redutę Ordona”. A konkretnie ten kawałek, który opisuje proces ładowania i oddawania strzału. Cóż obrońcy reduty mieli gorzej. Funkcjonowali w stresie, a do tego nie mogli słuchać PolskiegoRadia24.
No dobra, ułożyłem. Znaczy kiedy miałem dociąć ostatni trójkącik cztery na cztery na pierwiastek kwadratowy z trzydziestu dwóch [chyba] – zdechła krajzega, znaczy: piła stolikowa. Łożysko. I to jest zła informacja, bo zasadniczo nie powinienem mówić, ze skończyłem. A chciałbym.

3. Przyszedł sąsiad Gienek. Ze swoim młodszym wnukiem Bartkiem. Bartek – rozsądny gość – trochę się mnie bał. Teraz mu przeszło.
Jego starszy brat Karol, w jego wieku mówił ręką, Bartek robi to werbalnie. Używając jedynie końcówek słów. Ma to jakiś sens. Wszyscy go rozumieją, Naładowałem kosiarkę, zabrałem się za akumulator 750. Nie zachowuje się zbyt dobrze. I to jest zła informacja.



wtorek, 16 września 2014

16 września 2014



1. Zadzwonił do mnie czytelnik by sprostować plotkę o marszałku/ministrze (niepotrzebne skreślić) Grabarczyku. Otóż to nie marszałek/minister dilował w swojej kancelarii, tylko jakiś inny orzeł łódzkiej palestry.
Więc serdecznie pana marszałka/ministra przepraszam.

Czytelnik powiedział, że pomyłka ta nie powinna wpływać na wydźwięk tekstu, bo kancelaria pana marszałka/ministra brała ponoć udział w pozyskiwaniu pożydowskich nieruchomości tzw. metodą krakowską.
Kiedy się zobaczymy mam usłyszeć więcej, bo to nie na telefon.

I to jest generalnie zła wiadomość, bo do dilowania w adwokackiej kancelarii potrzeba fantazji. Nieruchomości, jak sama nazwa wskazuje – są nudne.

Później przyszedł ojciec sąsiada Tomka (też sąsiad) Józek. Właściciel białorusa, wielu kur, dwóch psów, pożyczanego przeze mnie sprzętu do zmiany stężeń roztworów oraz wielu pól.

Michał (mój brat) pilnuje, by Lila wychodziła na pole, nie na dwór, czy nie daj Boże – na dworze. Kiedy Lilka powiedziała Karolowi, że zaraz wyjdą na pole, ten zainteresował się – które. Dziadek Józek ma ich kilka.

Ojciec Tomka przeszedł po Renatę. Przeszedł ze swoimi dwoma psami. Psy weszły w interakcję z kotami. Psy są ze dwa razy większe od kotów, ale nie są aż tak zdeterminowane. Więc interakcje kończą się remisem ze wskazaniem na koty. 
Choć było kilka spektakularnych kocich zwycięstw. 
Największe, kiedy kot ojciec z niewielkim wsparciem kota Pawełka wyrzucił oba psy za bramkę.

2. Bożena wywarła na mnie presję i uruchomiłem kosiarkę. Podładowałem akumulator i naostrzyłem noże. Bożena zaczęła kosić. Ja ciąłem drewno. Bożenie źle robi koszenie, ale była dzielna.
Kosiarkę kupiła mi lat temu kilka na urodziny. Znaleźliśmy ją na Allegro. Pojechaliśmy do Puńska, gdzie się okazało że sprzedawcą jest miejscowy notabl. Oczywiście Litwin. Była to bardzo przyjemna przygoda. To było moje drugie spotkanie z Litwinami. Litwina z Puńska nie pytałem jak się czuje w związku z tym, że jego książę był naszym królem. Ci inni po zastanowieniu odczuwali dumę.  

Kosiarka służy. Ma już ponad 20 lat, widlasty silnik i szesnaście koni mocy. W profesjonalnym sprzęcie najważniejsze jest to, że można go tanio i łatwo naprawiać. Samemu. Stiga mogłaby mi już dać swoją autoryzację.

Przed wyjazdem skoczyłem na rydze. Coś tam zebrałem. Rydze niestety są bardzo popularne wśród robactwa. Robaczywieją inaczej, niż np. podgrzybki. Noga może być cała, a kapelusz jak rzeszoto. I to jest zła informacja.

3. Ruszyliśmy do Warszawy. I to jest informacja dziś najgorsza.
Prowadziła Bożena. BMW 640i jej pasuje. Wolałaby jednak wersję z dachem. W Poznaniu był korek. Wg informacji z nawigacji coś się zderzyło. Nawigacja wytyczyła objazd. spieraliśmy się z Bożeną, czy opłacało się objeżdżać. 


Byliśmy w Warszawie przed północą. Jedyny pozytyw to to, że we środę wracam na wieś.