1. Wipler. Nie przepadam. Odniosłem wrażenie, że przyszedł do Mazurka, by powiedzieć, iż Tomasz Karolak nie oddał mu trzydziestu tysięcy złotych. W pewnym momencie powiedział coś, co brzmiało, jakby uważał, że nie należy pozbawiać immunitetu profesora Grodzkiego. Bo wszyscy wiedzieli, o co jest oskarżany, a i tak na niego zagłosowali. Złą informacją jest, że Robert nie zapytał w takim razie czy Wipler, jak koledzy z Konfederacji, uważa, że należy szybko pozbawić mandatów Kamińskiego i Wąsika. Wszyscy wiedzieli o co z nimi chodzi. Kamiński dostał trzy razy a Wąsik dwa razy więcej głosów niż Wipler.
2. Musiałem podjechać do miasta. Do weterynarza i po ziemniaki. Psa coś ugryzło w plecy. Rozdrapał to. Zaczęło się jadzić. Smarowaliśmy maścią do krowich wymion. Bardzo jest skuteczna, ale się skończyła. Stąd weterynarz. Ziemniaki zaś potrzebne były na kolację. Drugi raz w życiu zapomniałem wziąć kwitek na lidlowym parkingu. I to jest zła informacja, mimo iż drugi raz uszło mi to płazem. Kiedyś może nie ujść. A zapłacenie opłaty podwyższonej jest jeszcze głupsze niż wędrówka do niezbyt działającego parkomatu, by wziąć darmowy parkingowy bilet. Zanieść go do samochodu, umieścić w widocznym miejscu i pójść do sklepu, zrobić zakupy. I po pewnym czasie wydłubywać dziesiątki tych biletów, które utknęły w niezbyt dostępnych miejscach.
Zrobiło się zimno. Padało i wiało. Pogoda taka, że psa nie wygonisz. Ale co zrobisz, gdy pies nie zna tego powiedzenia i żąda wygonienia? Nic nie zrobisz.
3. Szydzą z Pawła Wrońskiego, nowego rzecznika MSZ. Ja nie szydzę. Praca w rządowej komunikacji nie jest łatwa. Zwłaszcza dla kogoś, kto przychodzi z mediów. Najpierw człowiekowi się wydaję, że przecież jest mądrzejszy niż wszyscy wkoło, więc będzie świetnie. Po chwili się okazuje, że nawet jeżeli jest mądrzejszy, to i tak niewiele to może pomóc. No i się okazuję, że rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. No i co chwilę wybucha jakiś pożar. Spokój osiąga się wtedy, gdy do człowieka dotrze, że ma tak mały wpływ na rzeczywistość, iż właściwie nie ma się czym przejmować.
Oglądałem jednym okiem awanturę, którą sprokurował Hołownia. Naszła mnie myśl, że gdyby ktoś kiedyś zaproponował mi stanowisko marszałka sejmu, to bym odmówił. Do pełnienia takiej funkcji potrzebne jest choć minimalne przygotowanie. I trochę pokory.
Słyszałem kiedyś ogólnowojskowy dowcip. Dokładnie (a właściwie prawie wcale) go nie pamiętam. Było tam coś o punktowaniu za donosy. Najwięcej punktów było za doniesienie na samego siebie. Coś takiego zrobił dziś marszałek Hołownia, tłumacząc przed kamerami, że próbował wywrzeć wpływ na dobór składu orzekającego w Sądzie Najwyższym.
Szymon Hołownia marszałkiem niecałe dwa miesiące, więc dopiero się rozkręca. I to jest zła informacja.
piątek, 5 stycznia 2024
4 stycznia 2024
wtorek, 6 lipca 2021
5 lipca 2021
1. Do śniadania odtworzyłem Hołownię u Piaseckiego. Gospodarz pocisnął i nieco się wijący gość nie potwierdził wersji, jakoby miał być informowany o terminie powrotu Tuska do Polski. Wersji, którą w niedzielę sam Tusk przedstawił na swojej konferencji. Wraca stare.
Zjadłem, zapakowałem plecaczek i ruszyłem na wschód.
2. Jako ubogi publicysta regionalnej prasy musiałem ominąć autostradę. Jechałem drogą krajową nr 92. Ruch nie był duży. Widoki interesujące. Delikatnie przykorkowany był Poznań. Za Wrześnią przez chwilę ścigałem się z elektrowozem, który wyglądał jak z kalendarza promującego przewozy towarowe PKP, w czasach nim na wszystkich kalendarzach promujących były prawie gołe baby. Prawie wszystkich i prawie gołe. Czyli pole rzepaku, za polem nasyp, na nasypie tory, na torach elektrowóz. Jedzie. Na zdjęciu nie widać, że jedzie, ale domyślać się można. No więc się ścigałem z tym elektrowozem prawie do Strzałkowa. Przegrałem ten wyścig, gdyż mnie przyblokowało. W Koninie źle skręciłem. Przejechałem przez lewobrzeżną część, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Zatankowałem na stacji z bunkrem. Polskim schronem na karabin maszynowy z 1939 roku. Muszę przeczytać skąd się wziął pomysł by fortyfikować taki kawał od granicy. Później, gdzieś za Kołem był wypadek. W rowie leżał wymięty bus, który chyba parę razy dachował. Przed Łowiczem, poboczem jechała ładowarka marki Hanomag. Kiedyś częściej można było spotkać sprzęty tej firmy. Przejechałem przez centrum Sochaczewa. Przypomniało mi się, że ostatnio w Sochaczewie byłem w dniu, w którym w Żyrardowie zgubiłem moje połówkowe okulary. Wcześniej w Łowiczu, przypomniało mi się, że ostatni raz byłem tam później niż w Sochaczewie. Po sześciu godzinach z kawałkiem dojechałem do Warszawy. Na Połczyńskiej stał kontener pełen siana. Bardziej niż pełen. Można było odnieść wrażenie, że drugie tyle, co w kontenerzem leżało na kontenerze. I jakakolwiek próba przemieszczenia kontenera skończyła by się rozsypaniem tego, co na kontenerze. Na kontenerze napisano zieleń. Kontener był szary. Siano było w kolorze siana. Więc logiki w tym zbyt wiele nie było.
3. Po przyjeździe udałem się do Krakena, w którym spotkałem się z kolegą Grzegorzem, który po sukcesie pierwszej książki o Chinach, piszę drugą książkę o Chinach. Wypiłem trzy bezalkoholowe piwa. Uważam, że coś tak niedobrego powinno być ze dwa razy droższe. Wtedy piwo bezalkoholowe nabrałoby jakiegoś sensu. W Krakenie nie było Donalda Tuska.
Przyszedł za to kolega Marcin, którego rozpoznała pewna pani, która ma proces z Tyrmandem, jest ambitną osobą, jest otwarta na innych ludzi i chciałaby zrobić karierę w dyplomacji – normalnie, żeby oddać nastrój, powtórzyłbym to cztery razy, ale mi się nie chce, bo już jest późno. Z kolegą Marcinem przeszliśmy na Placyk. Usiedliśmy przy betonowych zaporach, które zwężają jezdnię. Przyjechał traktor. Z beczką. Z traktora wyszedł pan w klapkach stylizowanych na klapki Kubota i zaczął podlewać rabaty. Było po północy, silnik traktora pracował. Nie był cichy. Silnik diesla. Zastanawialiśmy się po co wozić wodę beczką, skoro jest doprowadzona. Przynajmniej kiedyś była, do spryskiwaczy tęczy. Ale zostawmy w spokoju preydenta Trzaskowskiego. Nie ma łatwego czasu.
środa, 27 stycznia 2021
26 stycznia 2021
1. Siemoniak u Mazurka. Fascynujące jest tempo w jakim potrafi diametralnie zmieniać zdanie. Przypomniał mi zabawkę mojego brata. Latający talerz. Jeżdżący znaczy. Z napisem Mars z boku. To były jakieś wczesne lata osiemdziesiąte. Od tego czasu wiem co znaczy „mars” od tyłu. Wyprowadziłem kiedyś z równowagi – dzięki tej wiedzy – pracownika firmy tytoniowej. Prywatnie męża koleżanki mojej z „Gazety Krakowskiej”. Przyniósł kiedyś przedpremierowo parę paczek marsów. Wyciąga. Z dumą pokazuje. Mówi, że to hit będzie. A ja na to – a wiesz jak jest „mars” od tyłu. Nie wiedział. Sprawdził.
Jeżdżący latający talerz jeździł prosto, kiedy na coś wpadał, praktycznie bez zmiany prędkości zmieniał kierunek. Znowu jechał prosto. Aż na coś wpadł. Zmieniał kierunek. I tak dalej. Zupełnie jak Siemoniak u Mazurka. Mówił jedno. Mazurek go punktował. Zmieniał zdanie. Dalej jechał. Znowu zderzenie z Mazurkiem. Znowu zmiana. Zupełnie jakby miał z boku napis Mars. Zła informacją jest, że robił to w takim tempie i takim przekonaniem, że pewnie mało kto to zauważył.
2. Siemoniak przypomniał wczorajszego Hołownię. Bożena była pod wrażeniem pustki, którą wypełnione były jego słowa. Zasadniczo trudno jest wypełnić coś pustką. Najpopularniejszym wyjątkiem są słowa polityków. Naprawdę mogą być pełne pustki. Zauważyła, że jedyne co miał konkretnego do powiedzenia, to zgrabnie przeprowadzona krytyka władzy. Ale nic więcej. Żadnej wizji. Zacząłem jej tłumaczyć, że najwyraźniej z badań wyszło, że do uzyskania dwucyfrowego wyniku w wyborach to wystarczy. Że plany – przepraszam za wyrażenie – konstruktywne, się robi, kiedy się idzie po władze. A po władzę aktualnie nikt się nie wybiera.
Badacze nie wymyślą idei która może ponieść. [Jedyny, znany mi, który miewał takie przebłyski, to Tęgi Łeb] Badacze będą będą pytać na fokusach. A, że ludzie na fokusach nie mają pojęcia, jak należy zmieniać świat, więc zapytani czy walić w PiS kulturalnie, czy ostro? Odpowiadają jak chcą badacze. Kulturalnie, bądź ostro. Ci od Hołowni wolą kulturalnie.
Czy się komuś to podoba czy nie – jak na razie jedynym poważnym politykiem, który ma jakąś spójną wizję politycznej przyszłości jest Jarosław Kaczyński.
W 38 milionowym kraju wypadałoby, żeby było takich ludzi więcej. Nie ma i to jest zła informacja.
3. Pojechaliśmy w do gazownika. W dwa auta. Gazownik, jak gazownik. Tylko czystszy niż średnia. Wymieni świece. Siedem. Złą informacją jest, że zapomniałem, którą z ośmiu wymienił Jacek. Może zostanie rozpoznana po stanie. Gazownik powiedział, że zrobi auto jutro. Albo pojutrze. Gdyby zrobił pojutrze – rozwaliłoby to moje plany. Ale powinien jutro. Chyba, że coś znajdzie, co się nie uda jutro zrobić.
Od Gazownika pojechaliśmy do skupu palet. Wcale nie po to, żeby sprzedać paletę, tylko kupić skrzynie, które Bożena wypatrzyła na OLX. OLX* kiedyś nazywał się tablica.pl. Jakiś marketingowiec pewnie wymyślił, że to nie jest wystarczająco nowocześnie, bo nie ma V, Q albo X w nazwie. Pewnie to jeszcze przebadał i wyszło mu oczywiście to, co chciał. Tak to zwykle z badaniami jest. {Dyrektor Zydel to teraz Dyrektor Muzeum Zydel, więc się nie powinien – jako były badacz – oburzać. Ma większe problemy.]
Skrzynie, w których Bożena chce sadzić różne rosnące rzeczy, okazały się opakowaniami na coś, co przyszło z Niemiec. Porządnie zrobionymi opakowaniami. Nie na tyle porządnie, żeby wyglądały na opakowania na rakietową amunicję, ale i tak na tyle porządnie, że będzie można w nich siać i sadzić. Podwiózł je sympatyczny młody człowiek. Sztaplarką. Ze strasznie długimi widłami. Skoro wózek widłowy, to pewnie są to widły. Pomógł mi załadować je na pakę chevroleta. Paka, to po amerykańsku bed. Jakoś to mnie – nie wiedzieć czemu – śmieszy.
Otwarta klapa paki przedłuża ją o dobre pół metra.
Ze skrzyniami na pace pojechaliśmy do Lidla. Szczerze mnie ubawiły przecenione wegańskie hamburgery w lodówce z mięsem.
Nie chciało mi się ściągać skrzyń z paki, więc wstawiłem chevroleta do stołówki. Żeby wjechać trzeba składać lusterko. Ale się mieści. Nawet przedłużony o pół metra otwartej klapy.
Wieczorem przez moment oglądałem Paszporty Polityki. Dziadersi łaszący się do progresywnej młodzieży. Nawet śmieszne.
*Historia z nazwą OLX jest nieprawdziwa. Zmienił się właściciel. Nowy miał już globalną sieć o tej nazwie.
wtorek, 26 stycznia 2021
25 stycznia 2021
1. Słuchaliśmy rano prof. Horbana u Mazurka. Naszła mnie konstatacja, że nikt już chyba nie chce słuchać jak jest. Ludzie przyzwyczaili się do rzeczywistości, w której słyszą to, na co mają ochotę. Nic innego ich nie interesuje. I to jest zła informacja.
Z całej rozmowy z Horbanem przebiło się tylko, że jak ktoś musi ćwiczyć, to niech se hantle kupi. Nie przebiło się coś, co ze słów Horbana wynika. Mianowicie, że przy tak nieprzewidywalnej przyszłości, plany ewentualnościowe to jedynie propaganda.
2. Wieczorem, w Faktach po Faktach wystąpił Aleksander Smolar. Dawno temu, we Free Pubie poznałem jego brata Eugeniusza. Zapytał mnie: –A kolega zasadniczo, to czym się zajmuje? –Zasadniczo, to niczym – odpowiedziałem. I tyleśmy porozmawiali.
Ale nie o tym. Teraz, na stronie TVN24 są fragmenty rozmowy. Fragmenty krytyczne o Platformie i o nadziejach związanych z Hołownią. Nie ma tych, których prawdopodobnie nie chcieliby słyszeć wierni widzowie stacji. I to jest zła informacja. Nie ma na przykład o tym, jakie są we Francji obostrzenia. No i nie ma o obywatelskim nieposłuszeństwie. Otóż, że nie chodzi w nim tylko o to, żeby się nie podporządkowywać prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Otóż, że chodzi w nim o to, żeby być gotowym na konsekwencje niepodporządkowania się prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Konsekwencjami mogą być więzienie, grzywna, tradycyjne oberwanie po grzbiecie pałką lub bliskie spotkanie z gazem łzawiącym.
Po Smolarze był Hołownia. U Moniki Olejnik. Był w okularach. Jak wiadomo, ludzie w okularach wyglądają inteligentniej.
3. Odezwał się nabywca beemek. Chce je w tym tygodniu zabrać. We środę jadę do Warszawy, więc pewnie uda się to zrobić dopiero w weekend. Jutro wstawiam audi go gazownika na przegląd instalacji, bo mam wrażenie, że gdzieś jest jakaś nieszczelność. Wypadałoby też wymienić w Avalanche olej. Może to zrobię w Warszawie. Znowu się wybieram tam z długą listą rzeczy do zrobienia. I to jest zła informacja, bo im dłuższa lista, tym mniejszy procent planów uda mi się zrealizować.
poniedziałek, 27 kwietnia 2020
25 kwietnia 2020
Michał Wójcik opowiadał historię – jeśli dobrze pamiętam – jego dziadka, który zwiał z łagru do Andersa. Namówił dwóch (?) kryminalistów (Rosjan), żeby z nim uciekli. Po drodze złamał nogę. Kryminaliści go nieśli. Bo opowiadał im „Trylogię”. Donieśli. Zdobywał później Monte Cassino. Nie wiem, co stało się z Rosjanami. Mogliby na przykład też wylądować u Andersa, na przykład odkryć swoje żydowskie korzenie i na przykład zostać bohaterami odrodzonego Izraela.
Ja bym nie potrafił opowiedzieć „Trylogii” w wystarczająco interesujący sposób. I to jest zła informacja. Bo nie wiadomo co się jeszcze może wydarzyć.
3. Bartosz T. Wieliński zarzucił na Twitterze Ministerstwu Spraw Zagranicznych, że w żaden spoosób nie odnotowało piątej rocznicy śmierci Władysława Bartoszewskiego. Ministerstwo w osobie Moniki Luft – rzecznika odpowiedziało, że wręcz przeciwnie. Odnotowało na profilu (swoim) Historia Dyplomacji.
Raz w życiu rozmawiałem z redaktorem Wielińskim. Prawie pięć lat temu. Napisał tekst o tym, że Krzysztof Szczerski nie chce rozmawiać z ambasadorami Francji i Niemiec. Tekst nieprawdziwy. Rozmowy były dość częste. Ostatnia w przeddzień ukazania się tekstu. Zadzwoniłem, powiedziałem, że się myli, że rozmowy trwają i że nawet panowie są umówieni na obiad. Zasugerował, że go okłamuję. I tyle było z tej rozmowy. Muszę przyznać,że było to ciekawe doświadczenie. I cenne. Od tego czasu nie traktuję poważnie niczego, co red. Bartosz T. Wieliński pisze.
Plotka głosi, że najgorzej miał ambasador Francji, gdyż jego centrala miała mieć do niego pretensje: nie może być tak, żeby prasa pisała, że ambasador Republiki nie może załatwić sobie jakiegoś spotkania. Najtrudniej udowodnić, że się nie jest wielbłądem. Zwłasza ludziom pokroju redaktora Wielińskiego.
Szymon Hołownia zapraszał w piątek na live chat. Napisał, że Andrzej Duda miał na swoim 3 tys. widzów. „My zróbmy 10 razy więcej: 30 tys. Pokażmy, gdzie naprawdę są Polacy! ”
Sprawdziłem liczbę wyświetleń ostatniego Q&A Andrzeja Dudy. 388 tysięcy.
Plecy mnie bolą. I to jest zła informacja.