Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.
1. Poniedziałek. Tygodniki. Rubryki plotkarskie. Tradycyjnie słaby „Wprost”. W zeszłym tygodniu panie napisały, że Krzysztof Szczerski próbował blokować wyjazd Marka Magierowskiego do Tel Awiwu. Gdyby Krzysztof Szczerski chciał kogokolwiek blokować, to ktokolwiek by był zablokowany.
Gociek z Gmyzem trzymają swój średni poziom. W „Sieciach” pustka po Mazurku i Zalewskim. Nieważne, że Mazurek jest socjopatą, a rubryka w stanie agonii była – nie bójmy się tego słowa – słaba. Pustka wyje.
Sygnalista wciąż nie czuje na czym powinna polegać rubryka plotkarska.
[Plotka głosi, że przed laty Sygnalista wkroczył do działu foto der Dziennika i zażądał zdjęć prymasa Wyszyńskiego z obrad Okrągłego Stołu.]
W „Super Expresie” zdjęcie lokalnego celebryty przy wypożyczonym porsche. Z podpisem, że gdyby celebryta takie kupił, wydałby 250 tys.
Red. Pertyński, z którym się podzieliłem tą wiadomością, zauważył, że za 250 tys. to on natychmiast bierze takie dwa. Dziennikarze tabloidów nie potrafią czytać cenników motoryzacyjnych. Gdyby się nauczyli – życie wielu ludzi stałoby się znacznie trudniejsze. Pamiętam pewnego polityka, któremu wytknięto range rovera Evoque, ale cena, która dla tabloidu była bardzo wysoka, w rzeczywistości stanowiła wartość nieznanego w przyrodzie modelu zupełnie pozbawionego wyposażenia.
2. Za pomocą grabi, z pomocą kolegi Kapli wyrównywaliśmy wyrównany przez sąsiada Tomka fragment parku. Wyrównywaliśmy, by posiać na nim trawę. Kolega Kapla pojechał do Warszawy, by pędzić życie literata, ja za pomocą traktorka–stigi zacząłem wlec włókę, zrobioną przez pracowników sąsiada Tomka ze sporej wielkości dwuteownika z dorobionemi zębami. Włóka okazała się niezwykle skuteczna. I to jest dobra informacja. Złą jest, że za każdym przejazdem wznosiła ścianę kurzu, a kurz według Wikipedii jest niezdrowy.
Po którymś z kolei przejeździe z ziemi wylazły duże kamienie. Koledzy Kapla i Wojciech w pocie czoła wyciągnęli dwa. Wielkie. Kiedy wyciągnęli dwa. Wielkie. Wylazł trzeci. Wielki. Kolega Kapla stwierdził, że to musi być jakiś fundament, albo co. Miał rację. Mnie się przypomniała dykteryjka sprzed lat, bez mała trzydziestu, o chodzeniu z wykrywaczem gdzieś, koło Dynowa.
No więc chodzą z wykrywaczem. Wykrywacz piszczy. Kopią. Dokopali się do koła napędowego od T-34. Próbują wyjąć. Nie idzie. Kopią dalej. Dokopują się do następnego koła od T-34. Też nie idzie wyjąć. Kopią dalej. Kolejne koło. Kopią bardziej. T-34.
Kamieni było więcej. Przez chwilę byliśmy przekonani, że odkryliśmy coś średniowiecznego – wszakże Rokitnica istniała już w XIII wieku, ale przyszła sąsiadka Jolka i powiedziała, że na przełomie lat 70. i 80. XX wieku obozujący w parku harcerze z resztek po poniemieckich chlewniach stworzyli kilka przykładów małej parkowej architektury.
3. Na rosnącym przed domem modrzewiu uaktywniła się mała wiewiórka. Koty postanowiły na nią zapolować. Nieskutecznie, gdyż wystrychnęła je na dudków.
Wiewiórka to jednak nie mysz. Nawet mała.
1. Poniedziałek. Tygodniki. Rubryki plotkarskie. Tradycyjnie słaby „Wprost”. W zeszłym tygodniu panie napisały, że Krzysztof Szczerski próbował blokować wyjazd Marka Magierowskiego do Tel Awiwu. Gdyby Krzysztof Szczerski chciał kogokolwiek blokować, to ktokolwiek by był zablokowany.
Gociek z Gmyzem trzymają swój średni poziom. W „Sieciach” pustka po Mazurku i Zalewskim. Nieważne, że Mazurek jest socjopatą, a rubryka w stanie agonii była – nie bójmy się tego słowa – słaba. Pustka wyje.
Sygnalista wciąż nie czuje na czym powinna polegać rubryka plotkarska.
[Plotka głosi, że przed laty Sygnalista wkroczył do działu foto der Dziennika i zażądał zdjęć prymasa Wyszyńskiego z obrad Okrągłego Stołu.]
W „Super Expresie” zdjęcie lokalnego celebryty przy wypożyczonym porsche. Z podpisem, że gdyby celebryta takie kupił, wydałby 250 tys.
Red. Pertyński, z którym się podzieliłem tą wiadomością, zauważył, że za 250 tys. to on natychmiast bierze takie dwa. Dziennikarze tabloidów nie potrafią czytać cenników motoryzacyjnych. Gdyby się nauczyli – życie wielu ludzi stałoby się znacznie trudniejsze. Pamiętam pewnego polityka, któremu wytknięto range rovera Evoque, ale cena, która dla tabloidu była bardzo wysoka, w rzeczywistości stanowiła wartość nieznanego w przyrodzie modelu zupełnie pozbawionego wyposażenia.
2. Za pomocą grabi, z pomocą kolegi Kapli wyrównywaliśmy wyrównany przez sąsiada Tomka fragment parku. Wyrównywaliśmy, by posiać na nim trawę. Kolega Kapla pojechał do Warszawy, by pędzić życie literata, ja za pomocą traktorka–stigi zacząłem wlec włókę, zrobioną przez pracowników sąsiada Tomka ze sporej wielkości dwuteownika z dorobionemi zębami. Włóka okazała się niezwykle skuteczna. I to jest dobra informacja. Złą jest, że za każdym przejazdem wznosiła ścianę kurzu, a kurz według Wikipedii jest niezdrowy.
Po którymś z kolei przejeździe z ziemi wylazły duże kamienie. Koledzy Kapla i Wojciech w pocie czoła wyciągnęli dwa. Wielkie. Kiedy wyciągnęli dwa. Wielkie. Wylazł trzeci. Wielki. Kolega Kapla stwierdził, że to musi być jakiś fundament, albo co. Miał rację. Mnie się przypomniała dykteryjka sprzed lat, bez mała trzydziestu, o chodzeniu z wykrywaczem gdzieś, koło Dynowa.
No więc chodzą z wykrywaczem. Wykrywacz piszczy. Kopią. Dokopali się do koła napędowego od T-34. Próbują wyjąć. Nie idzie. Kopią dalej. Dokopują się do następnego koła od T-34. Też nie idzie wyjąć. Kopią dalej. Kolejne koło. Kopią bardziej. T-34.
Kamieni było więcej. Przez chwilę byliśmy przekonani, że odkryliśmy coś średniowiecznego – wszakże Rokitnica istniała już w XIII wieku, ale przyszła sąsiadka Jolka i powiedziała, że na przełomie lat 70. i 80. XX wieku obozujący w parku harcerze z resztek po poniemieckich chlewniach stworzyli kilka przykładów małej parkowej architektury.
3. Na rosnącym przed domem modrzewiu uaktywniła się mała wiewiórka. Koty postanowiły na nią zapolować. Nieskutecznie, gdyż wystrychnęła je na dudków.
Wiewiórka to jednak nie mysz. Nawet mała.
Wieczorem, kiedy przygotowywałem kolację pochyliłem się nad garnkiem, w którym powstawał sos pomidorowo-gorgonzolowy no i z nosa spadły mi do tego sosu okulary. Śmiechu było co niemiara. Sos wyszedł niezły. Za to makaronu ugotowałem za mało. I to jest zła informacja, bo Karol, syn sąsiada Tomka, wielbiciel mojej kuchni, wstawał od stołu nie do końca usatysfakcjonowany.