Mój drogi kolega Grzegorz Kapla od pewnego czasu wypisuje na swoim profilu po trzy pozytywy dziennie. Czyta się to świetnie, niestety czytelnik pozostaje ze świadomością, że świat jest dużo lepszy, niż w rzeczywistości. A to nie jest dobre, bo żeby świat poprawiać należy sobie zdawać sprawę z tego, co do poprawienia jest.
No więc zaczynam: trzy negatywy na dziś (znaczy na wczoraj, ale Grzegorz, też pisze o dniu poprzednim). A nawet cztery.
1. Nawet się wyspałem, bo z wyjątkowych powodów dziewczęta, które wprowadziły się do kamienicy po drugiej stronie ulicy nie imprezowały od 3 do 6 rano na balkonie, (jak to mają w zwyczaju).
W sąsiedztwie grupy imprezujących dziewcząt Grzegorz pewnie by widział pozytywy, mnie niestety wzrok się psuje tak, że coraz słabiej widzę z bliska. To, co z daleka: jeszcze jako-tako, więc szybko zauważyłem, że jednak nie ma na co patrzeć.
Cóż, nigdy nie byłem klientem polskiej pornografii, która się ponoć specjalizuje w „dziewczynach z sąsiedztwa”.
Nad nowymi sąsiadkami mieszka wielopokoleniowa rodzina z dużą liczbą córek. Wieszają wielką biało-czerwoną flagę 10 kwietnia, 1 sierpnia,
11 listopada i w te inne dni, kiedy wypada.
Kiedyś, kiedy zrobiłem urodzinową obiadokolację goście podzielili się na część męską, która stała na balkonie i podglądała, córki sąsiadów; i żeńską, która dyskutowała przy stole. Kiedy córki skończyły się przebierać, koledzy się zainteresowali pijanymi niemożebnie gośćmi imprezy promującej pobliski salon gier.
Gdzie negatyw? Panowie, którzy odwiedzili mnie wtedy nie są już z paniami, z którymi przyszli. Poza jednym, który siedział cały czas przy stole. Temu się urodziło ostatnio trzecie dziecko, czego mu nieustająco gratulujemy.
2. No więc obudziłem się wyspany. Poszedłem do wanny, w których zrobiłem sobie poranny przegląd informacji. „Wirtualne media” potwierdziły, że nowy magazyn Edipresse będzie się nazywał „Uroda życia”. I to jest smutne, bo liczyłem, że będzie celował wyżej niż „Twój Styl”. A tak wyszedł luksusowy magazyn dla pań sprzedających w supermarketach.
Trochę poprawiło mi humor, gdy wymyśliłem, że – jakby co – będę ten magazyn hejtował nazywając go „Uroda Rzyci”
3. Odwiozłem Bożenę do pracy i pojechałem do wydawnictwa na literę „V”, żeby podpisać umowę. Dość przerażające miejsce. Biurowiec nieco przypominający „Lipsk”. Ludzie siedzą i gapią się w monitory.
Spotkałem człowieka, z którym pracowałem w „Ozonie” (pod sam koniec). Pogadaliśmy przez 45 sekund o Robercie Tekielim, po czym kolega uciekł tłumacząc, że nie może na tak długo porzucać stanowiska pracy.
Dzięki temu miałem trochę czasu, by pojechać do miłych pań przy Narbutta, by zamówić parę drobiazgów do BMW.
Tam się przypadkiem dowiedziałem, że ktoś właśnie zamawia blok silnika do E32. Duch w narodzie najwyraźniej nie ginie. Przy okazji usłyszałem historię o tym, że parę lat temu BMW wyprzedawało czterocylindrowe silniki (kompletne z osprzętem) z lat 70. po coś koło 2000 zł. I to jest smutne, bo chętnie taki fabrycznie nowy, czterdziestoletni silnik BMW bym chętnie miał.
Później poszliśmy z Bożeną na chwilę do „Beirutu”. Sprzedają z tam z beczki cydr. Niepolski. Bożena zauważyła, że to jednak prawda, że więcej jest atrakcyjnych kobiet niż mężczyzn. Przed 17 w „Beirucie” stosunek był mniej-więcej 6 do 1.
4. Wieczorem oglądaliśmy film o wyprawie Kon-Tiki. Pomyślałem, że gdybym był doktorantką na jakiś gender studies mógłbym zająć się badaniem wątków homoseksualnych w tej historii. Ale nie jestem, więc kolejna okazja zmarnowana.