1. Ledwo się człowiek położył, już musiał wstać. Kocio zalegał na tarasie, a wyglądało na to, że zaraz lunie. Wszedł cośtam zjadł, po czym władował się do łóżka i zaczął drzemać w typowej dla siebie przedziwnej pozie.
Długo nie podrzemał, gdyż wzywało nas śniadanie. Wyszedł na deszcz, szybko wrócił i zasnął na zaanektowanym przez siebie fotelu.
Jedząc śniadanie oglądaliśmy przez chwilę „Nasz nowy dom”. Pani Dowbor podzieliła się z nami mądrością: „kwiaty cięte dobrze wyglądają w wazonach”. Później oglądaliśmy „Ucieczkę na wieś”. Tłumacząca serię postać próbuje do polszczyzny wprowadzić określenie „pokój zabaw”. Najwyraźniej nie słyszała – ta postać – słowa „bawialnia”.
Nadzorowałem kiedyś tłumaczenie serii historycznych filmów „Discovery”. Ciężki kawałek chleba. W pewnym momencie chciałem się z rozpaczy nauczyć angielskiego. Kwiatek, który zapamiętałem, to o Rosenbergu, który służył Signal Corps. Przetłumaczono że pracował w rozgłośni radiowej. Kiedy zaprotestowałem – usłyszałem, że się mymandrzam.
Później mignęło mi „Drugie śniadanie mistrzów”. Bez Stanowskiego, na którego się nie zgodziła stacja. Za to z Saramonowiczem i Pawłem Wrońskim. Była też pani o czerwonych włosach i mój kolega Michał Okoński. Coś mówili o piłce. Nie słuchałem. O Michale Okońskim kiedyś mówiono, że kiedyś się będzie o nim mówić, że się zapowiadał na niezłego brydżystę.
2. Pojechaliśmy na poprawiny. Poprawiny są fajniejsze niż wesela. Ludzie są trochę jak towarzysze broni. Łączy ich dotkliwość rzeczywistości. Mniej-więcej pamiętają co razem przeszli we wcześniejszy wieczór. Impreza nad jeziorem, więc pływano. Ja nie. Za to zobaczyłem pływającego zaskrońca. Pierwszy raz w życiu. Jestem też mądrzejszy w kwestii gołębi hodowlanych. Trzysta kilometrów w dwie godziny czterdzieści.
3. Wracaliśmy uciekając przed ulewą, którą zgubiliśmy za Ołobokiem. Dogoniła nas chwilę po tym, jak weszliśmy do domu.
Chwilę później do drzwi zaczął dobijać się Kocio. Precyzyjniej – zaczął się wydzierać żądając wpuszczenia. W każdym razie inaczej się jego wrzasków nie dało się zinterpretować. Wszedł mokrzusieńki. Po chwili się okazało, że nie jest jedynym kotem w domu. Przez uchylone drzwi na taras musiała wejść wcześniej jego koleżanka. Zauważyliśmy ją, jak próbowała wyjść przez zamknięte drzwi. Można było odnieść wrażenie, że Kocio obserwuje te próby z pewnym rozbawieniem. Przestała. Wlazła pod stół. Kocio próbował jej coś wytłumaczyć. Nie wiadomo z jakim skutkiem. W każdym razie przeniosła się pod szezlong. Bożena wywabiła ją jedzeniem. Zjadła dwie saszetki tzw. mokrego z Rossmanna. Kocio jej w tym sekundował. Głaskać się nie pozwoliła. Póżniej przeniosła się pod kanapę. Spod kanapy do kuchni, gdzie zaczęła rozmawiać ze swoim w lustrze odbiciem. Wróciła pod kanapę. Kocio zaordynował otwarcie drzwi na taras i sobie poszli.
Wiele wskazuje na to, że będziemy mieć nowego kota.
niedziela, 13 czerwca 2021
12 czerwca 2021
sobota, 1 maja 2021
1 maja 2021
1. Coś mi się śniło. Pamiętam końcówkę. Jechałem we Francji miejskim autobusem. Tyle, że na Kleparz. Nowy Kleparz. Musiałem kupić u kierowcy bilet. No i występował problem językowy. No i kierowca zajmował się sprzedażą biletów tylko podczas jazdy. Kiedy autobus stawał na przystanku – przerywał.
Zamontowałem w kuchennym piecu podnoszony ruszt. Czekaliśmy na ten wynalazek od grudnia. Bardzo mądry patent. Palenisko jest duże. Z szybą. Kiedy trzeba, ładuje się tam dużo drzewa (w obecnej naszej sytuacji – brykietu) i piec przez tę szybę grzeje. W lecie – znaczy, kiedy nie trzeba grzać szybą – kręcąc korbą, podnosi się ruszt. Wchodzi mniej opału, płomienie szybciej ogrzewają płytę. Usuwanie popiołu będzie teraz trudniejsze. Może nie aż tak. Zobaczymy.
2. –Czy to pani w paski, czy pan w paski? – zapytała Bożena, gdy podczas przerzucania kanałów mignął jej przez moment Marcin Meller w marynarskim podkoszulku.
Do śniadania oglądaliśmy „Ucieczkę na wieś”. Zwykle para chce kupić dom na brytyjskiej prowincji, oglądają trzy propozycje. Do tego jakiegoś interesującego człowieka, z którym coś robią. Na przykład młynarza, z którym pieką chleb, jakby był piekarzem. Albo panią, która za pomocą jakiejś archaicznej techniki robi monochromatyczne obrazki z przykładanych do światłoczułego papieru kwiatów.
Oglądając, można sobie poprawić nastrój, bo trzy/czwarte prezentowanych nieruchomości jest ciasna, niska, ciemna, dziwnie urządzona i droga.
Dziś jedną z par byli kalifornijczycy, którzy do prezentowanych nieruchomości mieli niezbyt ukrywany stosunek zbliżony do mojego. Na koniec pokazano im dom, który nie był ciasny, nie był wysoki, był jasny i bez mebli. Miałem wrażenie, że nietypowość tej nieruchomości napawała prowadzącego niepokojem.
Jakiś czas temu przestałem oglądać „Drugie Śniadanie Mistrzów”. Zrobiło się z tego niegdyś interesującego programu pretensjonalne „Szkło kontaktowe”. Dziś kawałek obejrzałem. Rigamonti, Rosiak, antypisowska adwokat, niegdysiejszy spin doktor Ryszarda Petru i przysypiający Meller w paski. Fascynujące było, że nikt nie rozumiał Rosiaka, który mówił o tym, że można robić niezależne media. Sam robi, więc wie. O ile dyskusja Rosiaka z Rigamonti miała sens, to jeśli odzywały się pozostałe dwie osoby, to już sens oglądania znikał. Coż może powiedzieć antypisowska adwokat związana z FOR? To samo co zwykle. Niegdysiejszy spin doktor Ryszarda Petru naobrażał Rosiaka i miał psa, który szczekał.
Symetryzm Rosiaka był interesujący. Powiedział coś w stylu –Mamy wolne media, TVN całą dobę zajmuje się waleniem w PiS.
W sumie ciekawe, czy się jeszcze w „Śniadaniu…” będzie pojawiał.
Pytałem kiedyś Mellera, czemu nie dobiera gości w sposób bardziej zróżnicowany. Odpowiedział, że mu Stacja się krzywi, bo gdy ludzie mają różne zdanie, to oglądalność spada.
Wieczorem, w TV24 byli Trudnowski z Michalskim. Największym aktualnie problemem Polski jest to, że Wojtek Mucha został naczelnym „Gazety Krakowskiej”. W tej samej sprawie wygłaszano też oświadczenia u Mellera.
3. Sąsiedzi – Gienek z Jolą będą się za tydzień z kawałkiem szczepić. Wątpliwości przecięła ich córka Kamila – po prostu ich na szczepienie zapisała.
W Warszawie skoczyło mi ciśnienie. Wróciliśmy – wraca do normy. Wniosek jest jeden. Dać sobie spokój z tą Warszawą.
poniedziałek, 26 października 2015
26 paźniernika 2015
Nie zrobiłem sobie selfie z Jackiem Kurskim i to jest zła informacja, bo bożyszcze ćwierćinteligentów nazwało mnie jakiś czas temu „Jackiem Kurskim Pałacu Prezydenckiego”.
Przez jakiś czas tłumaczyłem gratulującym mi ludziom, że akurat z tym sukcesem mam mało wspólnego. W końcu przestałem. Bo to nie o mnie chodziło, tylko o gratulujących ludzi.
Na imprezie 300polityki było niedobre wino. No i poznałem tam Sławomira Nitrasa. Człowieka, dzięki któremu przypomniały mi się komendy sterujące zaprzęgiem.
Fascynujące jest, że właśnie postępowcy modlą się do swojego nieistniejącego boga o wejście Korwina do sejmu.