Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Volkswagen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Volkswagen. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 maja 2015

25 maja 2015



No i znowu mało co napiszę.

1. Tu miał być opis jazdy Passatem do Krakowa i z powrotem. Z naciskiem na sytuację, w której, w Słomnikach o mały włos nie walnąłem w skręcającego w lewo jegomościa. I, że uratował mnie przed tym system w samochodzie, który służy wykrywaniu zagrożeń.
Złą informacją jest, że systemy rozrywkowe nowych samochodów są tak wciągające, że trzeba w samochody wkładać systemy, które zastępują kierowcę.


2. Tu, z kolei miało być o wieczorze wyborczym sztabu Andrzeja Dudy. O niedoszłym alarmie bombowym, torcie Bronisława Komorowskiego, wielkim nieobecnym i licznych obecnych, do końca nie jestem pewien, czy złą informacją było to, że w najważniejszym momencie padł mi telefon, czy to, że łosoś był taki sobie.

3. Na koniec opisałbym wieczór 300polityki, kilka ważnych rozmów, pijanego kolegę Zbroję, czarodziejskie kubki, wycieczkę na Krakowskie Przedmieście, rozmowy z redaktorem Modelskim.
Tu złą informacją by był minister Kamiński na którego wspomnienie wciąż mnie trzęsie.

Niestety nie mam siły, żeby to wszystko opisać I to jest naprawdę zła informacja.  

piątek, 22 maja 2015

21 maja 2015


1. Wymieniłem jednego volkswagena na drugiego, czyli Tuarega na Passata. Tuareg bardziej niż w porządku. Passat kombi. Passatem pojechałam na Pragę. Konkretnie na Mińską, przy której była konwencja podsumowująca kampanię kandydata Dudy. 

Niby miałem słuchać przemówień, ale zadzwonił dyrektor Ołdakowski i zamiast słuchać zająłem się knuciem. Ale zanim się zająłem knuciem dyrektor Ołdakowski oznajmił mi, że Negatywy są depresyjne. I – tak właściwie – słabe. I to jest zła informacja, bo i bez tego przez głowę przechodziła mi parę razy myśl, żeby przynajmniej do niedzieli zawiesić pisanie. 

2. Przez cały dzień i część nocy zajmowałem się geopolityką. I to jest zła informacja, bo przez tę geopolitykę nie pojechałem do Wrocławia na prezentację elektrycznych volkswagenów. Samochody ponoć świetne a towarzystwo doborowe. Ważne, że problem geopolityki udało się rozwiązać.

3. Aktor Poniedziałek wygłosił oświadczenie na fejsbuku, że kiedy Duda zostanie prezydentem, w szkołach przestaną uczyć o Darwinie. Wpis podało dalej wielu – wydawać by się mogło – rozsądnych ludzi. 
Wzmożenie na fejsbuku jest szaleńcze. Towarzystwo chce uratować Polskę przed PiS-em. Nie zauważając, że to, co przez ten PiS rozumieją stoi za prezydentem Komorowskim. Stoi w osobach ministra Kamińskiego, mecenasa Giertycha i innych. 

Nikt z towarzystwa nie zauważa, że minister Kamiński walczy z PiS-em, cytując swoje własne słowa z czasów, kiedy w PiS-ie jeszcze był. I to jest zła informacja. 

wtorek, 19 maja 2015

18 maja 2015



1. Najpierw trzeba było wstać. I to jest zła informacja.

2. Potem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do Berlina, żeby odstawić dziewczyny. Najpierw autostradą. Wolności. Ciekawe, czy gdyby pan Prezydent miał chomika to też by go nazwał Wolność. Albo Freiheit, jak autostradę A12. Kiedy tak sobie jechaliśmy młodzieżówka PO w ramach obrony wolności przez PiS-em siedziała w klatkach. Generalnie nie ma się zbyt dobrego zdania o partyjnych młodzieżówkach. Ale pomysł, żeby w siedzieć w klatce protestując przeciw temu, że za marihuanę wsadzać się będzie do więzień, jednocześnie będąc związanym z partią, która rządzi o lat ośmiu i przez te osiem lat jej rządów wsadzono do więzień za marihuanę więcej ludzi, niż liczy cała ta młodzieżówka – jest bardziej niż kuriozalny. I to jest zła informacja.

3. Później jechaliśmy trasą koło Treptower Park. Jechałem po raz pierwszy za dnia. I faktycznie po drodze była aleja platanów. Dojechaliśmy. Udało mi się nawet jakoś zaparkować. Tyle, że musiałem nawrócić, bo przepis (nie wiem, czy niemiecki, czy berliński) mówi, że równolegle parkować można wyłącznie zgodnie z kierunkiem jazdy. Znaczy zawsze po swojej prawej.
Swoją drogą nie wiem, jak jest na jednokierunkowych.

Rozładowaliśmy się, później podrzuciliśmy dziewczyny do parku na winnej górce i ruszyliśmy zurück. Muszę przyznać, że nawigacja w Tuaregu nie jest jego najmocniejszą stroną. Albo ja jakiś głupi jestem. W każdym razie parę razy chciała mnie koniecznie prowadzić pod prąd. Ale się nie dałem sprowokować.

Ropa w Berlinie po 5 zł. Czyli taniej niż na stacji po polskiej stronie granicy przy autostradzie. Kiedy w końcu udało nam się już z miasta wyjechać, poszło już szybko. I bezboleśnie, bo samochód spalił osiem litrów. Później było gorzej, bo się okazało, że pakowanie zajęło zbyt wiele czasu. I zasadniczo w dwie godziny (i kwadrans) muszę przejechać 400 km.
No i się nie udało. Ale to nie jest najgorsza informacja. Bo najgorsze było, że za mało zatankowałem. I straciliśmy dobre 15 minut na Orlenie, gdzie wszyscy kupowali hot-dogi i działała tylko jedna kasa. Jestem gotów płacić więcej za paliwo, byle tylko na stacji nie sprzedawano hot-dogów.  

sobota, 16 maja 2015

15 maja 2015




1. Dzień zrobił mi Kamil Sikora z natemat.pl Otóż namaścił mnie na członka sztabu kandydata Dudy. Natemat.pl to wielce opiniotwórczy portal. Nie upłynęło 45 minut, kiedy zadzwoniła do mnie pierwsza agencja PR z delikatnym pytaniem, co mam zamiar robić po wyborach. Telefonów było kilka. Większość z niezbyt określonymi gratulacjami. Cóż, jak się domyślam zamiarem człowieka Sikory raczej nie było podbijanie mi fejmu. I to jest zła informacja.

2. Bożena w końcu dała się namówić na jazdę SVX-em. No i jak się dała namówić, to się okazało, że się jej całkiem dobrze jedzie.
JA pojechałem po Tuarega. Mytaxi. Z jakąś promocyjną zniżką. Z ty, że wcześniej popełniłem strategiczny błąd. Gdybym kliknął ciut w lewo, to kierowca by nie stał przez czterdzieści pięć minut w korku. W każdym razie Tuareg okazał się bardzo interesującym samochodem.
No i zacząłem się zastanawiać, czy gdyby Tuareg był Cayenne z tym samym sześciocylindrowym silnikiem, to czy bym narzekał. Podejrzewam, że tak. I to jest zła informacja.

3. Zmusiłem dziewczyny do oglądania pierwszego odcinka „Twin Peaks”. Milna nie podniosła głowy znad iPhone'a. Tośka, która właśnie się pozbyła nazębnego aparatu – zaczęła oglądać.
Ćwierć wieku temu odcinek ten zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Teraz miejscami wyglądał jak polski serial z końca lat dziewięćdziesiątych. I to jest zła informacja.  

czwartek, 26 marca 2015

25 marca 2015


1. Co za tydzień. Tym razem o ósmej rano obudził mnie kurier, który przyniósł żwirek. Dwa razy, gdyż były dwa worki. Każdy po 40 litrów. Nawet nie mogłem mieć do niego za porę pretensji.
Dwie godziny później przyszedł SMS od firmy kurierskiej informujący o tym, że przesyłka została właśnie kurierowi wydana. Znaczy miałem do czynienia z najszybszym kurierem świata. Nie zapamiętałem jak się nazywa. I to jest zła informacja.

2. Idąc spokojnie ulicą Wilczą ledwo usłyszałem (miałem na łbie słuchawki), że woła mnie red. Jemielita. Ledwo, ale usłyszałem. Redaktor Jamielita opowiedział historię o opadniętych drzwiach przeciwwłamaniowych. Zawsze mi się wydawało, że ciężkie drzwi opadają na skutek działania grawitacji. Okazało się, że sama grawitacja nie wystarczy. Potrzebne są też skoki temperatury.
Redaktor Jemielita przez chwilę się zastanawiał nad startem w wyborach prezydenckich. W tych już nie zdąży. Może za pięć lat.

Koło południa spotkałem się w Krakenie z moim ulubionym Wydawcą i kolegą Grzegorzem. Pozowaliśmy do zdjęcia. Nie chciano nam sprzedać piwa, gdyż było jeszcze przed otwarciem, ale przyszedł kolega Krzysztof i rozwiązał problem. Pogoda taka, że właściwie można by było pić cały dzień. Niestety. Mieliśmy inne obowiązki.
Kolega Grzegorz pojechał robić jakieś dwa wywiady. Ja z kolegą Olszańskim (który się w międzyczasie objawił) udaliśmy się do domu. Kolega Olszański miał średni dzień, bo z jednej strony – udało mu się bezboleśnie autoryzować dwie rozmowy, z drugiej – najpierw Policja zabrała mu dowód rejestracyjny (okazało się, że jeździ bez przeglądu), później parkometr zjadł mu 2,50.
Kolega Olszański wypił kawę i pojechał autoryzować (bezboleśnie) drugą z rozmów, ja udałem się na galę „Internetowy Samochód Roku OtoMoto.pl – Volkswagen Golf”.
Gala odbywała się na dachu garażu przy Parkingowej. Ciekawe miejsce. Ciekawy pomysł. Fascynująca była pani (chyba) Ola, która prowadziła imprezę. Pochodziła ponoć z TVN Turbo i nie potrafiła zapamiętać nazwisk ludzi odbierających nagrody. Za to zupa była bardzo dobra. No i do tego pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy deloreana.
Internetowym Samochodem Roku staje się ten, który najczęściej wyszukują użytkownicy OtoMoto.pl – czyli Volkswagen Golf. Chyba od zawsze.
To właściwie strasznie miło, że OtoMoto.pl robi tę imprezę, bo właściwie nie musi. I tak jest największym portalem motoryzacyjnym w kraju.
Kawałek podwiózł mnie Tuaregiem pan z Volkswagena. Tuareg miał ogrzewaną elektrycznie przednią szybę. Tylko nie za pomocą zatopionych cieniutkich drucików. Zamiast tego jest specjalna folia, która grzeje, a do tego nie przepuszcza promieniowania UV. Człowiek przestaje jeździć na prezentacje motoryzacyjne i od razu nie ogarnia nowinek. I to jest zła informacja.

3. Wracając do domu wpadłem do Krakena. Siedziała tam Ula z ThinkTanka z jakimś dość sympatycznym kolegą. Rozmawialiśmy oczywiście o polityce.
ThinkTank znowu robi jakąś imprezę w Bukovinie z dość interesującym acz nieco może jednorodnym składem gości.
Przez te rozmowy o polityce zacząłem się zastanawiać nad kampanią wyborczą i problemem euro podnoszonym przez sztab kandydata Dudy. Zrozumiałem o co chyba chodzi dopiero następnego dnia (czyli chwilę parę godzin temu) nie bez udziału red. Hytrek-Prosieckiej.

Od godziny próbuję zapisać jak to widzę. Niestety nie jestem przez cały czas zadowolony – być może to kara boża za próbę złamania zasad – pisząc co się działo wczoraj chcę zapisać wnioski, do których doszedłem dzisiaj. Więc chyba muszę przerwać. I to jest zła informacja.

sobota, 1 listopada 2014

31 października 2014




1. Obudził mnie dyrektor Zydel. Zadzwonił, żeby mi opowiedzieć, że w parku spotkał Radosława Sikorskiego. Szedł smutny. Kawałek za nim szedł pojedynczy borowiec.
Dyrektorowi Zydlowi tak się żal zrobiło Sikorskiego, że chciał podejść, powiedzieć coś miłego, ale nagle uświadomił sobie, że nie pamięta jaką funkcję teraz Sikorski pełni. No i nie podszedł. Tylko zadzwonił. Do mnie. I mnie obudził. I to nie jest dobra informacja. Bo się naprawdę późno położyłem.

2. Później zadzwonił kolega Grzegorz, by mi powiedzieć, że usłyszał w radio, że Amerykanie wystąpili o zatrzymanie Polańskiego. Jechał do Bukowiny spotkać się z kucharzem od gotowania na zimno. Strzelił go fotoradar, kiedy przejeżdżał na czerwonym świetle.

Mnie fotoradar trafił ostatni raz kiedy wracałem z Kołobrzegu z prezentacji A6 Avant. Ze trzy lata temu. Fotoradar był w śmietniku. Przekroczyłem prędkość o jakieś 11 kilometrów. Straż gminna z jakiejś Dupy na Pomorzu ścigała Volvo Polska, bo jechałem wtedy XC60. Musiałem się więc do tej Straży odzywać. Kosztowało mnie to chyba 300 złotych.
Kolega Grzegorz ma gorzej. Jemu błysnęło i teraz czeka na to, czy z tego błysku jakiś efekt będzie. Mój fotoradar był w śmietniku, więc o tym, że cyknął dowiedziałem się kiedy zadzwoniono z Volvo.

Twitter żył Polańskim.
Nie wolno nazywać Polańskiego pedofilem, bo dziewczynka staro wyglądała. To był jeden taki przypadek. Już wystarczająco się nacierpiał. Ona nie była dziewicą.
Ukoronowaniem dyskusji były chyba słowa Moniki Olejnik, która napisała: „Do diabła, Roman Polański to nie ksiądz, tylko reżyser”.
Ciekawe co będzie, jak kiedyś pani Monice jakiś reżyser ukradnie portfel.

Przyjechał rozdrabniacz do gałęzi. Nie wiem, jak sobie bez niego dawałem radę. Wiem. Nie dawałem.
Wcześniej udało mi się odpalić kosiarkę. To już chyba ostatnie podrygi akumulatora. I to jest zła informacja.
Jak sobie kiedyś ludzie radzili bez sprzętu?
Bez dmuchawy liście pewnie by doczekały wiosny.

3. Razem z Antosią pojechaliśmy do Świebodzina po Bożenę. Spieszyłem się, więc nie bardzo mogłem wypatrywać grzybów. Kanie (sowy) w nocy, gdy je oświetlą światła drogowe wręcz świecą.
Za Ołobokiem kombajn zbierał kukurydzę. A już myślałem, że doczeka do pierwszych śniegów. Pan Zgirski (rolnik) mówił, że kukurydza jest tańsza niż w zeszłym roku. O połowę. I to jest zła informacja. Nie rozumiem dlaczego u nas nie robi się z kukurydzy spirytusu. Dlaczego nie robi się spirytusu z jabłek. Szkoda gadać.

Ledwo zdązyliśmy. Przez stację przejechał pociąg z volkswagenami. Ten sam, co ostatnio, tylko w drugą stronę. Z Niemiec. To interesujące. Wysyłamy im Caddy, oni nam Passaty.
Nic dziwnego, że mają więcej pieniędzy.

Wieczorem coś mnie tknęło, sprawdziłem – i się okazało, że na Paypalu mam jeszcze 20 złotych. Zapłaciłem więc sobie za pełne Spotify. A mogłem wcześniej. Na dłuższą metę reklamy są trudne do wytrzymania.

czwartek, 30 października 2014

29 października 2014



1. Monika Olejnik wrzuciła na fejsa swoje zdjęcie z Romanem Polańskim zrobione podczas otwarcia Muzeum Żydów Polskich. Mam wrażenie, że kiedy rozmowy o panu Romanie były modne, czyli kiedy siedział w szwajcarskim areszcie pani Monika nie miała o nim jednoznacznie pozytywnego zdania. Ale oczywiście mogę się mylić.

Szczerze mówiąc wolałbym, żeby pan Roman do Polski nie przyjeżdżał. Jeszcze bardziej bym wolał, że gdyby przyjechał, to na lotnisku zostałby zatrzymany i dość szybko przekazany Amerykanom.

To właściwie fascynujące, że rządzi nami partia, która chciała kastrować chemicznie pedofilów, a jej przedstawiciele nie mają problemu w spotykaniu się z gościem, który trzynastolatkę upił, poprawił dragami a na koniec zerżnął analnie. Też by tak chcieli?

Zazdroszczę Amerykanom systemowego uporu w wymierzaniu sprawiedliwości. U nas tego nie ma. I to jest zła informacja.

2. Skończyło się paliwo do piły z Tesko i dmuchawy Husqvarny. Wziąłem więc okno (do szklarza) i pojechałem do Świebodzina. Szklarz mieści się przy parkingu sklepu Netto. W ramach przyzwoitości zawsze kiedy odwiedzam szklarza wchodzę do Netto. To jest taka Biedronka, tylko żółta.
Na wypatrzyłem chemiczne ogrzewacze do rąk. Dawno, dawno temu. Czyli ze trzydzieści lat (ale jestem stary), w kaponierze fortu Grębałów, znaleźliśmy strasznie dużo chemicznych ogrzewaczy do rąk. Leżały tam od wojny. Czyli od czasu, kiedy fort używany był przez Wehrmacht jako magazyn. Tamte, żeby działać potrzebowały wody (śniegu) tym z Netto wystarczy powietrze.
Sam fort ciekawej konstrukcji. Zaprojektowany przez Maurycego von Brunnera. Różniący się od typowych konstrukcji Emila Gołogórskiego. Bardziej wpisany w krajobraz z tradytorem i grodzową kaponierą.
Za niecały miesiąc będzie setna rocznica Pierwszej Bitwy o Kraków. Fort brał w niej udział.

Z Netto pojechałem do Lidla. Dziewczyny zażyczyły sobie truskawkowy kisiel, którego nie znalazłem w pierwszym sklepie. Do kasy stałem za gimnazjalistą, który kupił kolę i czipsy. Dołożył do tego paczkę prezerwatyw, którą dyskretnie przyłożył czipsami – żeby nie widzieli czekający na niego koledzy. Minąłem ich później. Wsiadali do autobusu – wyglądało, że jadą na szkolną wycieczkę.

Zatankowałem piłę i dmuchawę. Pociąłem ściętego dzień wcześniej klona. Dziewczyny zdmuchiwały liście. Dmuchawa jest zbyt mocna, żeby można ją używać do rozdmuchiwania ogniska. I to jest zła informacja. Bo liście zamiast się spalić tliły się całą noc.

3. Piłem piwo u sąsiadów, kiedy zadzwoniła Józka, że właśnie wsiada do pociągu i będzie ją trzeba odebrać ze Świebodzina. Akurat rozmawialiśmy o tym, że 0,2 promila jest bez sensu. Im bardziej na wschód tym niższy poziom dopuszczalny. Że w Niemczech, że w Holandii, że we Francji etc.
Przyjechał pan Zgirski z synem. Pan Zgirski to rolnik. Nie ma ich u nas na wsi zbyt wielu. Rozmawialiśmy cenach samochodów i maszyn.
Sąsiad Tomek mówił, że strasznie dużo w tym roku zainwestował w sprzęt. No to mu powiedziałem, że mógłby te pieniądze wydać na porządne auto.
Pan Zgirski na to: że samochód się kupuje na końcu, że on ma traktor za 300 tys. i samochód za 100 tys.
Powiedziałem, że to i tak najdroższy we wsi samochód, więc się trochę zawstydził.
Żeby mu przykro nie było, przypomniałem, że ja co jakiś czas zawyżam średnią Rozmowa zeszła na Gelendę. Pan Zgirski powiedział, że takie pieniądze nie robią na nim wrażenia, bo zna kogoś, kto ma trzy siewniki, każdy po milion złotych. No ale ma tysiąc hektarów.
Zapytałem ile z tego jest dopłat. Wyszło, że rocznie koło miliona. Czyli siewnik.


Piwa nie dopiłem. Wróciłem do domu. Dziewczyny zrobiły częściowo obiad. Z drugą częścią postanowiły zaczekać na Józkę.
Na dworcu przy drugim peronie stał pociąg pełen volkswagenów. Pewnie z fabryki, w której – jak mówił nam jego ekscelencja Rüdiger Freiherr von Fritsch – występuje najmniej w całym Koncernie pracowniczych absencji. Kiedy wszedłem na peron od strony Niemiec wjechał pociąg bez volkswagenów. Później przez megafony ogłoszono, że wyjątkowo Berlin-Warszawa-Express wjedzie na peron trzeci. Peron drugi wszakże zajęty był przez volkswageny.

Wieczorem próbowałem obejrzeć kolejny odcinek „The Wire”, ale nie dałem rady za bardzo mi się spać chciało. I to jest zła informacja.  

sobota, 13 września 2014

12 września 2014


1. Nawiedził mnie brat z córką. Córka wymagała włączenia telewizora, na któryś z tych potwornych kanałów, na jakich ludzie mówią cienkimi głosami i śpiewają dziwne piosenki.
Kiedy moja bratanica pojechała zwiedzać okolicę, a konkretnie do miejsca, gdzie dorośli wrzucają dzieci do zbiornika pełnego kolorowych kulek, przełączyłem na TVN24.

Trafiłem na breaking news, że na polu wylądowały helikoptery. Od razu mi się przypomniał dowcip o UFO, które wylądowało na polu. Nie przytoczę go w tym miejscu, bo nie chcę wyjść na antysemitę, a – jak wiadomo – każdy dowcip, w którym pada słowo „Żydzi” jest z definicji antysemicki. I lepiej z tym nie dyskutować.
Kiedyś wdałem się w bezsensowną dyskusję z twitterowym profilem „Amerykanie w Polsce” (albo jakoś tak). Napisałem, że „Jebać żydów” nasprajowane naprzeciw prokuratury w podkrakowskiej Bochni nie jest antysemickie, bo nie dotyczy ani ludzi pochodzenia żydowskiego, ani obywateli Izraela, ani wyznawców judaizmu tylko kibiców klubu sportowego „Cracovia”. Czyli, że nie ma to nic wspólnego z kwestiami narodowościowymi. Z podobnych powodów, kiedy kibice klubu sportowego „Cracovia” piszą na murze „Jebać psy” nie sugerują wykonywania wciąż jeszcze zabronionych przez prawo czynności zoofilskich, zresztą w obu przypadkach nie chodzi o nic związanego z seksem. Tu „jebać” znaczy – w uproszczeniu – nie darzyć szacunkiem. Zaś „psy” to kibice Towarzystwa Sportowego „Wisła”.
No i się dowiedziałem, że nie mam racji. Od tego czasu staram się nie używać słowa „Żyd”. Zwłaszcza w piśmie.

Helikoptery wylądowały. Reporterzy TVN24 przeprowadzili zakrojone na szeroką skalę dziennikarskie śledztwo. Wylądowały w trzech miejscach naraz. Gdzieś chciały zamówić pizzę, ale się nie udało. Gdzieś dostały ciasto. Gdzieś pozwoliły komuś zasiąść za sterami. Gdzieś przyjechała polska Żandarmeria i zabraniała podejść. Ktoś dostał – o ile dobrze zrozumiałem – medal za wspieranie amerykańskiej armii. W jednym z miejsc była studentka, która znała angielski, więc z helikopterami porozmawiała. Słowem – cała prawda, całą dobę.
Matka Madzi zjadła już śniadanie.

Rano pan ambasador Mull powiedział, że helikoptery lądowały związku z procedurami bezpieczeństwa. Nasi eksperci – jak powszechnie wiadomo, mamy najwięcej i najlepszych ekspertów lotniczych na świecie – powątpiewali. Mówiąc, że wojskowe helikoptery mogą latać – cokolwiek to znaczy – na przyrządach.

Później była konferencja pani rzecznik od gazu. Powiedziała ona, że Rosjanie przysyłają nie tyle gazu ile chcemy. A powinni tyle ile chcemy. Jakiś orzeł z TVN24 koniecznie chciał się dowiedzieć, czy wcześniej przysyłali więcej, czy my więcej chcemy. Pani rzecznik od gazu nie chciała odpowiedzieć. Zadał więc to pytanie więcej razy niż cała „Gazeta Polska” pytała premiera Tuska o to, kiedy się poda do dymisji.
Później orzeł z TVN24 był strasznie dumny, że przyparł panią rzecznik od gazu do muru.

Powiedziałem bratu, że coraz częściej dziennikarze telewizji informacyjnych przypominają tych z magazynów typu „Party”, „Gala” czy „Show” [więcej tytułów nie wymieniam, ale wiadomo o co chodzi]. Brat odpowiedział, że się mylę. Że jeszcze nie przypominają.

I to jest zła informacja, bo znaczy, że może być jeszcze gorzej.

2. Kolega Jakóbczyk wrzucił informację, że nowy samochód Opla będzie się nazywał Karl. Chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, co mi to imię w kontekście maszyny mówi.
Ale sobie przypomniałem.
Najcięższy samobieżny moździerz 60-cm Karl Gerät 040. Ten, z którego pocisk w tak widowiskowy sposób walnął w Prudential. Zdjęcie tego walnięcia (zrobione przez Sylwestra „Krisa” Brauna) Bożena dała na obwolutę albumu o Powstaniu, który robiliśmy dziesięć lat temu.
Ze zdjęcia PAP-u dowiedziałem się, że prezydent Kaczyński dał w prezencie ten album Benedyktowi XVI. Niestety jakoś specjalnie oprawiony, więc obwoluty ze zdjęciem nie było.

Warszawski Karl ochrzczony był „Ziu” [to nie chodzi o dźwięk pocisku]. Przetrwał wojnę, stoi w Muzeum Czołgów w Kubince. I to jest zła informacja, bo kto by tam teraz jechał.

Karle produkowała Rheinmetall AG. Dziś należąca do niej firma KSPG produkuje części do samochodów. Również opli.

3. Pojechałem z sąsiadem moim Tomkiem do Świebodzina. Docenił możliwości Golfa, choć było mokro i jechałem bardziej niż rozsądnie. Wracając wpadliśmy do pracownika sąsiada Tomka, Tomka. Tego, który wcześniej prasował przy kasacji aut. Zwłaszcza Golfów III. Tomek, pracownik sąsiada Tomka, Golfa R również docenił. Uważa jednak, że gdyby miał wolne 200 tysięcy, to by raczej dom wybudował, zwłaszcza, że Golfa już ma. Golfa I. Ze zdrową blachą.
Tomek, pracownik sąsiada Tomka obiecał żonie, że nie będzie już jeździł na ścigaczu i chce sobie kupić jakiś fajny samochód. Odradziłem mu mitsubishi 3000GT, bo wszystkie które widziałem na własne oczy były zepsute. Zrobiłem chyba dobry uczynek. Opowiedziałem mu za to o silniku M70 BMW. I to może być zły uczynek. Może, ale nie musi.

Smutne jest to, że te 200 tys. za tego Golfa to naprawdę nie jest dużo pieniędzy. I każdego z nas powinno być na niego stać. Sąsiada Tomka, to już stać.
Kiedy usłyszał cenę, powiedział „O tyle samo, co moja plazma” [nie chodziło mu o duży telewizor, tylko o sterowaną komputerem maszynę do robienia dziur w blasze] „Tyle, że moja plazma zarabia na siebie”. Golf nie zarobi. Chyba, że znajdziemy jakiś sposób na monetyzację radości, której dostarcza prowadzenie go. Dużej radości.

Informację o helikopterach na polu przekazały światowe media. Ze zdjęciami wsi fotografującej się pod jednym z nich. Cały świat już wie, że do tego, żeby mieć na polu amerykański helikopter nie trzeba mieć amerykańskiej bazy.

czwartek, 11 września 2014

11 września 2014



1. Poranek zrobił mi szef małopolskiej Platformy, kolega Lipiec. Napisał na fejsie, że nie wiedział, iż Dumbledore był gejem.
Ciekawe, czy kiedy będzie zmieniał barwy partyjne też powie, że był w PO, bo o niczym nie wiedział.

Wstałem. Ubrałem spodenki, w których była osa. Użarła mnie w nogę. I to jest zła informacja, choć mogła być dużo gorsza.

2. Po śniadaniu obserwowałem przez chwilę kolejne łańcuszki wodno-książkowo-filmowe. I z tego obserwowania wpadłem na pomysł, żeby zrobić swój. Łańcuszek z założenia wadliwy, bo nikogo nie chciałem „wyzywać”. Łańcuszek: wymień trzy niezaprzeczalne sukcesy rządów Donalda Tuska. Niezaprzeczalne, czyli takie, z którymi nie będzie mógł dyskutować najbardziej zatwardziały Platformy wróg.

Przypomniało mi się jak do projektu polskiego „GQ” obdzwaniałem różnych ludzi, by się dowiedzieć jakie są według nich największe wady prezydenta Kaczyńskiego. Odpowiedzi sprowadzały się do: jest niski, nosi złe garnitury i sepleni. Z tego wyciągany był wniosek, że to najgorszy polski prezydent w historii.
Dzwoniłem do – wydawać by się mogło – poważnych wtedy dziennikarzy.

Mnie się udało wynaleźć dwa sukcesy rządów PDT. Rozliczanie PIT-ów przez Internet bez drogiego i skomplikowanego podpisu elektronicznego. I zrobienie ze mnie pisowca.

Mam wrażenie, że większość komentujących nie zrozumiała założeń i wymieniała „sukcesy” zamiast sukcesów. I to jest zła informacja. Miałem nadzieję, że więcej ludzi potraktuje to wyzwanie poważnie.
O dwóch nadesłanych by można dyskutować. o tym, że coś drgnęło w polityce rodzinnej. Drgnęło. Jak ruszy na poważnie, to się zgodzę.
No i zniesienie przepisów o wsadzaniu do więzienia rowerzystów. To z kolei inicjatywa min. Gowina. Więc się nie do końca liczy.
Zresztą człowiek, który o tym napisał uważał, że wsadzanie rowerzystów to pomysł Ziobry i Kaczyńskiego. W rzeczywistości przepis wprowadzono za Cimoszewicza.

3. Pojechałem do Lidla. Przełączyłem Golfa R w tryb Racing. I przed początkiem lasu miałem ponad dwie paczki. Do Ołoboku nie trzeba było jakoś specjalnie zwalniać. Niesamowity samochód.
Nigdy nie byłem koneserem dźwięków wydawanych przez silniki. Raczej śmieszyli mnie dorośli ludzie, którzy się tym ekscytują. Golf R jednak świszcze, prycha i gulgoce w taki sposób, że aż żałuję, że w okolicy nie ma tunelu.

W Lidlu jest szpinak (gdyby ktoś był zainteresowany).

To strasznie śmieszne, że w tej krainie Golfów i Passatów, R stał pod sklepem nie budząc niczyjego zainteresowania. Pewnie zbyt wiele samochodów tuningowano, żeby wyglądał jak ten, więc nikt nie wierzył, że ten jest tym naprawdę.

Wracając podjechałem do dębniaka sprawdzić, czy są grzyby. Jadąc leśną drogą naszła mnie refleksja – jak to ci Niemcy zrobili, że droga, której nikt nie naprawiał od dobrych siedemdziesięciu lat wciąż się nadaje do tego, żeby jechać po niej samochodem, o takim jak ten Golf zawieszeniu, nie urwać spojlera, nie uszkodzić felgi.
Zupełnie inaczej niż na niektórych, parę lat temu remontowanych warszawskich ulicach


Znalazłem kilka prawdziwków i z dziesięć sów nazywanych też kaniami.
Niemcy sówko-kanie nazywają parasolami. Szkoda, że nie znam żadnego sposobu na ich (kań, nie Niemców) przechowywanie. Będę musiał je wszystkie zjeść. I to nie jest dobra informacja. Bo ileż można zjeść grzybów naraz.

10 września 2014



1. No więc wtorek okazał się kolejnym dniem, w którym postępowcy nadawali na właściciela nadmorskiej knajpy, który postanowił nie obsługiwać Rosjan. Odezwał się nawet znany i lubiany redaktor Reszka, który w zylion razy podawanym dalej felietonie napisał, że to źle, a ma prawo się na ten temat wypowiadać, bo dostał wpierdol w Moskwie i w imię wyższych celów nie żywi urazy.
To niesamowite do jakiej jedna kartka, treści „NIE OBSŁUGUJEMY ROSJAN” doprowadziła eksplozji grafomanii . 
I to jest zła informacja. Można oczywiście dyskutować, ale autor, który jedną ręką pisze, drugą… nie napiszę co robi drugą ręką, czytając, co napisał, bo mój kolega Wojtek prosił, bym bardziej ważył słowa.

Ludzie, który obcują z domowymi zwierzętami mają zwyczaj nadawania tym zwierzętom cech ludzkich, czyli, że jeżeli kotek popatrzy tak, to coś tam, a jeżeli piesek, to coś tam. Naukowcy to zbadali, wynika to ponoć z tego, że ludzie wolą funkcjonować w znanej rzeczywistości.

Podobnie jest ze stosunkiem do Rosjan.

Żeby nie było niedomówień – ja nie porównuję Rosjan do zwierząt, ja porównuję tzw. Zachodnioeuropejczyków (w tym niektórych naszych rodaków) do właścicieli zwierząt domowych.

Rosjanie są zupełnie inni niż my. Rosja jest krajem funkcjonującym w zupełnie dla nas abstrakcyjny sposób. To, co dla nas jest oczywiste, dla Rosjan oczywiste jest niekoniecznie.
Ale, jako że nawet nie próbujemy tego ogarnąć – udajemy, że jest inaczej.

Na pierwszej swojej solowej płycie Sting śpiewał, że „I hope the Russians love their children too”.
Gdyby oni „love their children” w naszym znaczeniu, to by towarzysz Lenin dość szybko zakończył karierę. Oni jednak woleli funkcjonować w zdecydowanie jednej z najgorszych rzeczywistości w historii.

Swoją drogą, gdyby do tej nadmorskiej knajpy przyszedł jakiś protestujący przeciw polityce Putina Rosjanin, właściciel pewnie by go serdecznie przyjął, bo w przeciwieństwie do większości jego krytyków, on akurat ma pojęcie na temat tego, co się w Rosji dzieje. I wie z własnego doświadczenia, jak to jest walczyć z reżimem.

2. Golf R. Kolega redaktor Pertyński zawiózł mnie do Audi na Połczyńską, bym mógł odebrać Golfa R. Bez kolegi redaktora Pertyńskiego bym się pewnie tym autem nie zainteresował, bo na słowo „golf” mam uczulenie – nie lubię, gdy mnie coś w szyję pije.
W Audi przy Połczyńskiej tradycyjnie naładowałem sobie kieszenie leżącymi na recepcji cukierkami. Lubię te cukierki tak bardzo, że właściwie powinienem zacząć je sobie kupować.

Golf R podbił me serce tym, że w przeciwieństwie do innych volkswagenów da się w do niego podłączyć telefon komórkowy w logiczny sposób. I – po wcześniejszych doświadczeniach z innymi volkswagenami – to jest niesamowite. I to jest za razem zła informacja. No bo skoro potrafią zrobić, by działało w logiczny sposób, to dlaczego nie robią tego w innych autach?

3. Zanim ruszyłem na wieś, musiałem wykonać trochę skomplikowanych czynności, bo jazda na raz dwoma samochodami. Jedną była jazda do Góry Kalwarii. I z Góry Kalwarii powrót. Przez ulicę Wiejską, gdzie przez chwilę stanąłem pod sklepem z zegarkami, gdzie – poprzez pośredników – zaopatrywał się (wciąż) poseł Nowak. Zauważyłem, że niefajne zegarki zaczynają się tam już od 860 zł. Znaczy afery mogło nie być.

Z Wiejskiej na Wilczą jechaliśmy przez plac Trzech Krzyży, kierujący pojazdem (nie mogę powiedzieć kto) zobaczył rowerzystkę.
–O, Kasia Tusk na rowerze – rzucił
–Nie, to nie ona – kontynuował wewnętrzny dialog.
–Kasia Tusk ma inny tyłek, wiem o tym, obrabiałem ją już wiele razy.


Coraz więcej ludzi prosi, bym nie pisał co mówili bądź robili. I to jest zła wiadomość.
Zagadka – czym się zawodowo zajmuje kierujący pojazdem na placu Trzech Krzyży?