1.Znowu promem do Zielonej. Na promie dwa auta. Dużo wody, więc prom szybko. Od początku Zielonej, od wczoraj oglądam powystawiane gabaryty. Przede wszystkim lodówki. Ale też połamane wiklinowe meble. Trochę klozetowych muszli. Czyli nic ciekawego. I to jest zła informacja. Człowiek liczy, że minie jakiegoś Thoneta. Albo kanister Wehrmachtu. A tu same śmieci.
2. W Zielonej utrwaliłem połączenie kropek: droga od Czerwieńska – Castorama – plac Bohaterów. Następnym razem muszę przećwiczyć prom w Pomorsku.
Z Moim Nowym Szefem byliśmy u Ordynariusza. Podano placek drożdżowy ze śliwką. Nie jadłem. Kawę wypiłem.
Później z nadredaktorem Muchą udaliśmy się do Bagietki. Złą informacją jest, że nie było szarlotki. Sernika też.
Zatankowałem na stacji z warzywniakiem.
3. Prom nam uciekł. Miało to swoje plusy, gdyż mogliśmy kontemplować przypromową ciszę. Ciszę bardziej niż ja kontemplował nadredaktor Mucha. Ja kontemplowałem leżący słupek. Zastanawiając się czy z piaskowca on ci, czy z betonu kontemplowałem. Prom pełen.
W ostatniej chwili skręciliśmy do Świebodzina. Parkomaty przy Lidlu działają. Przejazd kolejowy otwarty.
Dojechaliśmy do domu. Czekali nas goście. Czyli pani nadredaktorowa Muchowa. No i państwo profesorstwo Zybertowiczowie.
Przy kolacji dyskusja o gender. Po kolacji zmusiłem gości do obejrzenia „Zabriskie Point”, po filmie zaś opowiadaliśmy sobie dowcipy. Jeden, z opowiedzianych przeze mnie Profesor określił jako rusofobiczny. I wezwał mnie, bym zaprzestał opowiadania takich dowcipów, bo nasi NATO-wscy sojusznicy będą się utwierdzać w przekonaniu, że Polacy nie są racjonalni w kwestii wschodniej flanki.
W jutrzejszej Gazecie – wywiad z ekspertem o Afganistanie, bar mleczny Agata w Gorzowie, Bociany, no i pałac w Zatoniu.
Państwo Redaktorstwo przywiozło psa z kotem. Kot – Marek – antyteza Kocia. Czarny jak węgiel. Kocio kulturalnie kolegę przyjął. Później, na górze, złoił mu skórę.
Złą informacją jest, że się strasznie objadłem, bo ugotowałem za dużo i za późno.