1. Opony stały ostatnio się ważnym
elementem mojego życia. Mieliśmy wyjechać w poniedziałek. Jak
najwcześniej. Znaczy miałem z pracy wyjść jak najwcześniej.
Wyszło jak zwykle. Czyli, że im wcześniej chcę wyjść, tym
wychodzę później.
Wróciłem do domu, zdjąłem ubiór roboczy,
przystąpiłem do próby zmiany koła w beemce, gdyż stała na
flaku. Gdyby flak był PAX-em [powinno się pisać 'paksem', ale
wtedy chyba nikt już by nie zgadł o co chodzi], mógłbym na flaku
pojechać do męczygumy. I to byłby plus. Minusem by było, że bym
pewnie męczygumy ze sprzętem do zakładania PAX-ów zbyt łatwo nie znalazł.
No więc próbuję zmienić koło. Znaczy najpierw
nie mam czym ściągnąć plastikowego dekielka, który zasłania
śruby. Szukam. Otwieram schowek. Niczego, co by się nadawało nie
ma. Próbuję zamknąć. Przypominam sobie, że już trzy lata temu
miałem się zająć naprawieniem zamknięcia, bo prawie nie działa.
Prawie – czyli proces zamykania trwa dobre pół godziny, po którym
się na czas jakiś zapamiętuje, że schowka otwierać nie należy.
Szukam dalej. Bez skutku. W końcu próbuję użyć kluczyk do
skrzynki na listy. Skutecznie i bez strat. Próbuję odkręcić
śruby. Najpierw po dobroci. Później na siłę. Bezskutecznie. Myślę skąd wziąć kompresor, by na podpompowanym kole dojechać do męczygumy. Bezskutecznie. Wpadam na pomysł wezwania męczygumy samobieżnego. Dzwonię. Mówi,
że może być za godzinę. Dobrze. Zaczekam.
Idę do apteki. W aptece się przypominam
sobie, że kartę zostawiłem na stole. Wracam do domu. Wracam do
apteki. Moja ulubiona pani mówi, że widziała mnie w telewizji. Że
fryzura mnie postarza. Zwłaszcza z tyłu. I to jest zła informacja.
Przyjeżdża męczyguma. Porządnym kluczem z porządną
przedłużką odkręca nieodkręcalne dla mnie śruby. Konstatuje, że
jest młodszy od beemki. Na pierwszy rzut oka nie jest to takie oczywiste. Pytam jak idzie mu interes. Mówi, że
myślał, że będzie lepiej. Nie znajduje dziury. Zakładamy, że
rozszczelniło się przy feldze. Ściąga gumę, smaruje tym dziwnym
smarem, zakłada, pompuje. Przed wyważeniem jeszcze raz dokładnie
ogląda oponę. Znajduje gwóźdź. Ściąga gumę, wyciąga gwóźdź,
łata, zakłada, pompuje, wyważa, przykręca, przeprasza, że tak
długo trwało. Bez sensu, bo
wcale długo nie trwało. [Gdyby ktoś potrzebował rozwiązać gumowy problem – szczerze
polecam 504049142]
2. Z tego wszystkiego pojechaliśmy rano. Beemce należą się nowe amortyzatory, opony, przegląd instalacji elektrycznej. Zestaw naprawczy do skrzyni Suburbana czeka pod Waszyngtonem. Zanim trafi do Poznania, gdzie ta skrzynia leży. A później (już w skrzyni) do Boryszyna, gdzie stoi Suburban – upłynie jeszcze z miesiąc. Jak nie dwa.
Dom zimny. Nim się wypakowaliśmy – zaczął sypać grad. W związku z tym, że sypał na mnie pomyślałem, że lepiej by było, gdyby się dalej zajmował energetyką jądrową. Przestał sypać. Ubrałem gumofilce i udaliśmy się na obchód.
Za stodołą zwaną stołówką rosły śliwki. Węgierki. Bardzo smaczne. Tak bardzo, że rzadko udawało się nam je jeść, bo zazwyczaj, kiedy dojrzewały – dostawały nóg i gdzieś sobie szły. Od dobrych dziesięciu lat obiecywaliśmy sobie, że o nie zadbamy. Tak, by owocować mogły bardziej. Już nam się nie uda. Ktoś, podczas naszej nieobecności je ściął. Równo przy ziemi. Krzaki ułożył w dwóch rzędach. Nie dość, że pożytku z nich już nie będzie, to trzeba je będzie jeszcze uprzątnąć. Excusez le mot – kurwa mać.
W parku kilka przebiśniegowych dywaników. Bardzo ładnych dywaników.
Jakiś czas temu wywiozłem z domu do Pałacu telewizor. Patrzono na mnie dziwnie – wcześniej modny był transfer sprzętu RTV i AGD w przeciwną stronę.
2. Z tego wszystkiego pojechaliśmy rano. Beemce należą się nowe amortyzatory, opony, przegląd instalacji elektrycznej. Zestaw naprawczy do skrzyni Suburbana czeka pod Waszyngtonem. Zanim trafi do Poznania, gdzie ta skrzynia leży. A później (już w skrzyni) do Boryszyna, gdzie stoi Suburban – upłynie jeszcze z miesiąc. Jak nie dwa.
Dom zimny. Nim się wypakowaliśmy – zaczął sypać grad. W związku z tym, że sypał na mnie pomyślałem, że lepiej by było, gdyby się dalej zajmował energetyką jądrową. Przestał sypać. Ubrałem gumofilce i udaliśmy się na obchód.
Za stodołą zwaną stołówką rosły śliwki. Węgierki. Bardzo smaczne. Tak bardzo, że rzadko udawało się nam je jeść, bo zazwyczaj, kiedy dojrzewały – dostawały nóg i gdzieś sobie szły. Od dobrych dziesięciu lat obiecywaliśmy sobie, że o nie zadbamy. Tak, by owocować mogły bardziej. Już nam się nie uda. Ktoś, podczas naszej nieobecności je ściął. Równo przy ziemi. Krzaki ułożył w dwóch rzędach. Nie dość, że pożytku z nich już nie będzie, to trzeba je będzie jeszcze uprzątnąć. Excusez le mot – kurwa mać.
W parku kilka przebiśniegowych dywaników. Bardzo ładnych dywaników.
Jakiś czas temu wywiozłem z domu do Pałacu telewizor. Patrzono na mnie dziwnie – wcześniej modny był transfer sprzętu RTV i AGD w przeciwną stronę.
Miałem oglądać przy pracy. Okazało się, że
nie mam właściwie czasu – ostatnio prawie mnie nie ma przy
biurku.
Jestem więc od przekazu telewizyjnego odzwyczajony. A tu trafiłem na Brukselę. Ciężkie doświadczenie. Utkwiły mi dwie sceny. Młody psycholog nadużywający określenia „cholernie” i exposeł Zalewski siedzący obok pana Dziewulskiego. Jak by na to nie patrzeć – upadek naprawdę nigdyś niezłego specjalisty od spraw europejskich.
Jeszcze był sądowy rzeczoznawca od materiałów wybuchowych, który nim jeszcze cokolwiek było wiadomo zarzekał się, że materiały użyte w zamachach były zrobione na miejscu, z ogólnie dostępnym środków. Generalnie z tych w sumie trzech godzin, przez które oglądałem dwa informacyjne kanały – po wyciśnięciu waty – można by mieć informacji na jakieś trzy tweety. I to jest zła informacja.
3. Wieczorem, nie pamiętam dlaczego, przypomniała mi się uratowana flaga.
W zeszłą sobotę [tę zeszłą tydzień temu] pojechałem na Szaserów stomografować sobie głowę. Liczę na to, że dostanę zaświadczenie o posiadaniu mózgu. Na własne potrzeby – nikt, jak na razie, ode mnie takiego zaświadczenia nie wymagał. Tomograf kojarzył mi się z czymś strasznie hałaśliwym. Pani technik wyjaśniła mi, że najwyraźniej myliłem go z rezonansem.
Jestem więc od przekazu telewizyjnego odzwyczajony. A tu trafiłem na Brukselę. Ciężkie doświadczenie. Utkwiły mi dwie sceny. Młody psycholog nadużywający określenia „cholernie” i exposeł Zalewski siedzący obok pana Dziewulskiego. Jak by na to nie patrzeć – upadek naprawdę nigdyś niezłego specjalisty od spraw europejskich.
Jeszcze był sądowy rzeczoznawca od materiałów wybuchowych, który nim jeszcze cokolwiek było wiadomo zarzekał się, że materiały użyte w zamachach były zrobione na miejscu, z ogólnie dostępnym środków. Generalnie z tych w sumie trzech godzin, przez które oglądałem dwa informacyjne kanały – po wyciśnięciu waty – można by mieć informacji na jakieś trzy tweety. I to jest zła informacja.
3. Wieczorem, nie pamiętam dlaczego, przypomniała mi się uratowana flaga.
W zeszłą sobotę [tę zeszłą tydzień temu] pojechałem na Szaserów stomografować sobie głowę. Liczę na to, że dostanę zaświadczenie o posiadaniu mózgu. Na własne potrzeby – nikt, jak na razie, ode mnie takiego zaświadczenia nie wymagał. Tomograf kojarzył mi się z czymś strasznie hałaśliwym. Pani technik wyjaśniła mi, że najwyraźniej myliłem go z rezonansem.
Wracałem Trasą Łazienkowską. Przed
mostem, na pasie dla autobusów leżała biało-czerwona flaga. Nie
będę się wyzłośliwiał wymyślając skąd się tam wzięła,
kto, w drodze na jaki marsz ją porzucił. Leżała. Kierowca
autobusu, który mijałem delikatnie skręcił by na nią nie
najechać. W połowie mostu postanowiłem po nią wrócić. Musiałem
Wisłostradą dojechać do Poniatowskiego. Pomyliły mi się pasy,
ale jakoś w końcu wbiłem się na most. Pogubiłem się trochę
jadąc przez Saską Kępę. W końcu udało mi się wrócić na
Łazienkowską. Stanąłem trochę utrudniając ruch. Wysiadłem i
zebrałem flagę. Kiedyś bym czegoś takiego nie zrobił.
Miałem zagwozdkę z praniem flagi.
Czerwona część sprawiała wrażenie farbującej białą.
Zawierzyłem programowi pralki. Słusznie. Mam flagę. Nie mam kija.
I to jest zła informacja.
Obejrzeliśmy kawałek „Pulp fiction”. Nigdy wcześniej nie wsłuchałem się w cytat z Ezechiela. Reklamowa przerwa przerzuciła nas na „American Beauty”. Poprzedni raz oglądany z dziesięć lat temu. Tym razem jestem starszy od bohatera. Daje to inne spojrzenie. Niestety w połowie zasnąłem. Obudziłem się chwilę po strzale.
Generalnie dobrze się po strzale móc obudzić.