sobota, 24 stycznia 2015

24 stycznia 2015


1. Sąsiedzi z naprzeciwka wygasili choinkę. Myślałem, że zrobią to wcześniej, bo sprawiają wrażenie tradycjonalistów. Pierwszego sierpnia wywieszają wielką biało-czerwoną flagę. Dziesiątego kwietnia też.
Niechętnie włączyłem telewizor. Na TVN24 co chwilę chodziła reklama pakietu onkologicznego. Reklamy w TVN24 zbyt tanie nie są. Zacząłem się zastanawiać ilu ludzi by można za wydany na nie budżet wyleczyć. Zapytałem nawet o to przez Twittera ministra Arłukowicza. Ale nie odpowiedział. I to jest zła informacja. Dyrektor Zydel, zanim został dyrektorem Zydlem i pracował w sieciowej agencji reklamowej jako inny dyrektor Zydel przy produkcji kampanii promującej in vitro. Próbowałem wyciągnąć z niego ile to kosztowało, ale milczał jak grób.
Swoją drogą takie akcje publiczna telewizja powinna produkować i emitować w ramach swojej misji. Wydaje przecież publiczne pieniądze. .
Oszczędzona pieniądze mogły by iść na coś pożytecznego. Do tego jeszcze skończyłyby się (oczywiście zupełnie nieuzasadnione) podejrzenia, że Rząd kupuje sobie za publiczne pieniądze przychylność niektórych mediów.

2. Wyjąłem z walizki komputer, z którego wiertarką wyciągałem w święta dysk. Zawiozłem do MacLife na Puławską. Wzięli, sprawdzą. Ponoć się spotkali z sytuacją, że w wymienionej przez Apple płycie po jakimś czasie znowu szlag trafiał grafikę. Ale może to nie to.
Mają tam Classica i Duo. Pamiętam czasy, kiedy były nowe.

Z Puławskiej pojechałem do mechanika Jacka, żeby mu podrzucić olej. Nie było już Espace. Na jej miejscu stała M3. Ze zdziwieniem zauważyłem, że zagazowana. Na gazie auto przejechało 80 tys. wcześniej 300 tys. A mówią, że te silniki źle znoszą gaz.
Olej, który przywiozłem jest zielony. Nazywa się Zenzation. I ma ponoć specyficzny zapach. Co jakiś czas u mechanika Jacka spotykam pewną panią, która kiedyś zieloność tego oleju zauważyła, powąchała i ten zapach tak jej się spodobał, że tym razem zapytała czy butelkę z olejem otworzyć.
Więc kiedy oglądałem nieco zdemontowaną M3, ona wąchała olej. I wyrażała radość z tego powodu. To miłe dostarczyć komuś radości w tak prosty sposób.

Od Jacka pojechałem do Lidla w alejach Jerozolimskich. W promocji były niby „delicje”. Paczka za chyba 1,50 zł. Za podobne, koło domu muszę zapłacić ze trzy razy więcej.
Lubię małe sklepy koło domu, ale coraz mniej mnie na nie stać. I to jest zła sytuacja.
W Lidlu za jedyne 39,99 można kupić symulator migotania. Chyba chcę dostać to w prezencie.

3. Nie zdążyłem wrócić na „Fakty po Faktach”. Zdążyłem na sam początek audycji redaktora Piaseckiego. Występowali u niego panowie Czarzasty i Kamiński. Ten pierwszy znów nie w sweterku. Panowie pili sobie z dzióbków. Zagadali nawet redaktora Piaseckiego.
Oglądaliśmy później film o wampirach Jarmuscha. Bardzo ładny, trochę nudny. Niestety nie wiem jak się skończył. Bo zasnąłem.
Później się obudziłem. Czekałem na powtórkę „Faktów po Faktach”. No i się nie doczekałem. I to jest zła informacja. Za to było dwugodzinne „Szkło kontaktowe”.





piątek, 23 stycznia 2015

23 stycznia 2015


1. Newslettery „Press” i „Wirtualnych Mediów” napisały o moim byłym miejscu pracy. Chyba po raz pierwszy od okładki z Jaruzelskim „Malemen” był na ustach tylu ludzi. Kiedyś kolega Grzegorz powiedział mi, że koledzy redaktorzy mierzą teraz sukces magazynu liczbą wejść na stronę. Powinni mieć rekord.
Muszę się przyznać, że w obecnej sytuacji naprawdę się cieszę, że z „Malemenem” nie mam od ponad roku nic wspólnego. I to jest zła informacja.

2. Do śniadania słuchałem Kontrwywiadu. Wolę Piaseckiego w telewizorze. Mówi wolniej. Przerywa, kiedy musi. No i wygląda dostojniej. Zupełnie jakby widzów TVN24 traktował inaczej niż słuchaczy RMF.
Rozmawiał z kandydatem Dudą. Rozmowa skończyła się tak:

Piasecki: Ostatnie pytanie od słuchaczy – wysłałby pan, jako prezydent, polskich żołnierzy na pomoc Ukrainie, zwłaszcza w obliczu tego, co się dzisiaj rano o świecie wydarzyło w Doniecku?

Duda: To zależy od pewnych relacji międzynarodowych. Jesteśmy członkiem NATO i uważam, że powinniśmy to respektować. Jeżeli to zostanie uzgodnione w obrębie NATO i jakieś siły NATO zostaną wysłane.

Piasecki: Nie, ale nie mówimy o siłach NATO. Wczoraj Zbigniew Bujak siedział na tym miejscu i mówiłby: fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli w Doniecku. Pan by to powtórzył czy nie?

Duda: Wie pan, pamiętajmy o tym, że jeżeli już, to Polska mogłaby udzielić wsparcia, należałoby to rozważyć, to jest bardzo poważna decyzja. Trzeba by się było nad nią dobrze zastanowić.

Jeśli mam być szczery to denerwują mnie takie pytania. –Czy wydałby pan zgodę na użycie broni jądrowej? –Ale my nie mamy broni jądrowej. –A gdybyśmy mieli to by pan wydał zgodę? –Gdybyśmy mieli? –Tak gdybyśmy mieli, wydałby pan zgodę? –A gdyby w środku puszczy wpadł pan w sidła, to odgryzłby pan sobie nogę? Wyborcy mają prawo do tej wiedzy!
Czekam jak kiedyś któryś z wywiadowanych zada redaktorowi pytanie: Przestał pan już bić żonę?

Zacząłem pisać tekst o Navarze, ten sam, który piszę od Świąt. Ale co jakiś czas rzucałem okiem na Twittera. Na którym coraz więcej pojawiało się głosów, że Duda chce wysłać wojsko na Ukrainę.
Wszyscy linkowali tekst na gazeta.pl. Tekst do którego link brzmiał „Duda: Należy rozważyć wysłanie wojsk na Ukrainę”.
Tego rodzaju manipulacje to, w kraju z normalnym medialnym rynkiem domena tabloidów. U nas robi to portal niegdyś najważniejszego dziennika w Polsce.

Ale jak tu mieć pretensje do gazeta.pl, skoro podobny numer parę godzin później wykonała pani Premier. Z tym, że ona poszła dalej wyciągnęła z tego wniosek, że PiS zawsze ciągnie do wojny, a PO do pokoju. Choć w to drugie byłbym w stanie uwierzyć, pod warunkiem, że w pokoju stałaby lodówka.

Później odezwał się Mastalerek, który mam wrażenie, że wciąż ma kompleks Hofmana i chce być nim bardziej. Chyba ze 140 razy użył słowa kłamstwo i ze trzy razy zwrotu „Urban w spódnicy”. Za to nie wyjaśnił dokładnie na czym kłamstwo polegało – nie odczytał słów Dudy.

W TVN24 zestawili słowa Dudy ze słowami pani Kopacz, i nawet Witek Bereś nie był w stanie jej obronić. Zajął się więc Mastalerkiem.

Później w Faktach wypowiedź Dudy skrócono tak, żeby można mu było podżegactwo wojenne przykleić.
Więc cały dzień mnie ta sytuacja wyprowadzała z równowagi. I to jest zła informacja, bo powinienem się był przyzwyczaić.

Na pocieszenie w „Kropce nad I” wystąpił mecenas Giertych w zabójczym krawacie. I powiedział „zbudowaliśmy Gazoport”.

3. Wieczorem Bożena zapytała:
–Dlaczego Kopacz wyrzuciła Sulik?
–Bo współpracowała z Wiplerem
–Wipler jest przystojniejszy od Kopacz.
–Wipler, przystojny?
–Nie, nie wiem jak wygląda.

Straszna ta polska polityka. I to jest zła informacja.

czwartek, 22 stycznia 2015

22 stycznia 2015


1. Spałem do jakiejś jedenastej. Ale i tak nie pomogło. Wlazłem do wanny, też nie pomogło. Musiałem z niej szybko wyjść w sprawie wagi państwowej. Poszedłem do sklepu z azjatyckim żarciem, kupiłem koreańską zupę instant, sojowy makaron i żeńszeniową herbatę. Wróciłem do domu, zjadłem zupę, nie pomogło. Wypiłem żeńszeniową herbatę. Nie pomogło. Zabrałem się więc za robotę. Znaczy zamierzałem się zabrać, ale najpierw chciałem dojść do porządku z tajmlajnem. Nie zdążyłem. Wciągnęły mnie udostępnione przez prokuraturę stenogramy z wieży w Smoleńsku. Utrwaliłem sobie słowo блядь, poznałem блин. Fascynujące jest tłumaczenie innych przekleństw – niekiedy moim skromnym zdaniem – całkowicie pozbawione logiki. Podobnież niemożność przetłumaczenia słowa давай.
Ale ta fascynacja trwała tylko chwilę. Później, kiedy czytałem jak kontroler przez telefon próbuje się dowiedzieć jak po angielsku będzie odejście na drugi krąg czy lotnisko zapasowe naszła mnie taka konstatacja: lotnisko w Smoleńsku było zupełnie nieprzygotowane na przyjęcie polskich samolotów. Rosjanie oczywiście powinni je byli przygotować, ale my, tu, w Polsce znamy Rosję od jakichś 500 lat. Wiemy, że jest inna. Od katastrofy zaraz minie pięć lat a wciąż nie pociągnięto do odpowiedzialności żadnego пиздецa, który brał publiczne pieniądze za przygotowanie takich wizyt. Połączyło mi się to z informacją, że sąd oddalił skargę rolnika, któremu komornik zabrał ciągnik za cudze długi. Oddalił, bo komornik ciągnik zdążył już sprzedać. Więc go nie ma. Czyli go nie zajmuję. Czyli nie ma sprawy.
Minister Sienkiewicz nie miał racji mówiąc, że to Państwo nie istnieje. Ono istnieje, tylko w odwrotną stronę.
I to jest zła informacja.

2. Pojechałem Suburbanem na Żoliborz po kolegę Grzegorza. Wrócił z Bukowiny. Robi tam coś z mistrzem Tomaszewskim. Opowiadał, że praca z mistrzem Tomaszewskim prócz wielu plusów ma też minusy. Otóż Mistrz potrafi przez kilka godzin czekać na to, żeby mu się kadr czymś wypełnił (na przykład furą z gnojem). A jak się parę godzin czeka na mrozie, to można zmarznąć, jak to zrobił kolega Grzegorz. Więc się przeziębił – i to jest zła informacja.
Z Żoliborza pojechaliśmy obwodnicą do Audi na Połczyńską. Gdzie jakiś inny pan wydał mi A7. Ktoś wcześniej poharatał w niej felgi, więc ja się nie muszę bać, że to zrobię – i to jest dobra informacja.
Z Połczyńskiej obwodnicą pojechaliśmy do mechanika Jacka. Renault, które widziałem przed kilkoma dniami miało już włożony silnik. Mechanik Jacek wykonywał pracę biurową – zamawiał części do BMW 550i. Wstyd się przyznać, ale nie zauważyłem wcześniej, że do poprzednich piątek władano (prawie) pięciolitrowy silnik. Mechanik Jacek narzekał, że to niezbyt stare, a przez cały czas w autoryzowanie serwisowane auto wymaga poważnego remontu za zbyt ciężką kasę.

3. Odwiozłem kolegę Grzegorza na Żoliborz. Częściowo obwodnicą. Prezentując mu jak umiejętnie użyta butelka z wodą zamienia go w pojazd autonomiczny. Pokazali to panowie Wieruszewski (ten, który nie jest gejem mimo iż jeździ MX5) i Bołtryk (https://www.youtube.com/watch?v=t0WwaOq5ALk) Znaczy zanim oni ten sposób pokazali opowiadał o nim pan Dr Inż. z Audi. Z tym, że mówił o powieszeniu na kierownicy puszki z colą. Panowie koncepcję zmodyfikowali – w dziurę w kierownicy wepchnęli butelkę z wodą, którą zawsze można w prasowych samochodach Audi znaleźć.
Ale o co chodzi? Chodzi o to, że część samochodów Audi wyposażona jest w aktywy system pilnowania pasa ruchu – czyli, że jeżeli się człowiek zagapi i zacznie z pasa zjeżdżać, samochód sam skoryguje tor jazdy. Tez system działa, co nie jest zbyt często spotykane wśród aut innych firm. Problem polega na tym, że z jakichś tam powodów Audi nie chce, żeby kierujący zrzucali na samochód pełną odpowiedzialność. Samochód sprawdza więc, czy kierujący trzyma ręce na kierownicy. Jeżeli zdejmie je na zbyt długo – wcześniej ostrzegając wyłącza system pilnowania pasa.
Zanim usłyszałem o sposobie z puszką (butelką) po prostu co jakiś czas trącałem kierownicę kolanem, ale nie było to zbyt wygodne.
Nie będę ukrywał, że nigdy nie byłem specjalnym wielbicielem linii A7. Wolałem A8.
Ale razem jestem chyba gotów zmienić zdanie.
No i zauważyłem, że porządne nowe bawarskie samochody poprawiają mi nastrój. Niektóre z Wirtembergii też. I to jest zła wiadomość, bo ostatnio rzadko mam z nimi do czynienia.

środa, 21 stycznia 2015

21 stycznia 2015



1. Za stary już jestem na nieprzespane noce. Zwłaszcza, kiedy zamiast spać zajmuję się pracą, która jest pozbawiona sensu. Znaczy, nie tyle sama praca jest sensu pozbawiona, co jej efekty pójdą psu w rzyć.
Interesujące jest obserwowanie, kiedy kolejni znajomi pojawiają się na fejsie.
Przyjechał z Płocka kolega Olszański. Zadzwonił, wyszedł na górę i zachwycił się łazienką. Zdziwiłem się nieco. Powiedział, że poprzednim razem korzystał z naszej łazienki, kiedy pożyczał kule. Czyli jakieś dwanaście lat temu. I wtedy był remont. Dwanaście lat. Jak na razie starzenie się mi nie przeszkadza. Gorzej jest z tempem w jakim czas upływa. W poprzednim zdaniu znajdziecie dwa tytuły wychodzących niegdyś w Krakowie gazet. Dziś ich już nie ma. I to jest zła informacja.

2. Suburbanem pojechaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego. Wlazłem do Ringstandu. Wciąż cierpię widząc na przymocowanej do niego tabliczce napis „bunkier”. Obejrzeliśmy replikę Kubusia.
Kubuś zabudowany był na podwoziu chevroleta. Suburban też jest chevroletem. Od dłuższego czasu, a właściwie od czasu, kiedy sąsiad Tomek ma plazmę do palenia blach chodzi za mną pomysł opancerzenia Suburbana, Kiedyś to zrobię. Miejmy nadzieję, zdążę na czas.
Załatwiliśmy, co mieliśmy załatwić. Wpadliśmy na chwilę do dyrektora Ołdakowskiego. Próbował przekazać mi wiadomość od jednej z czytelniczek. Niestety forma, w jakiej to robił nie dawała szansy na to, żeby nawet zgadnąć, czy aby nie mamy do czynienia z szyfrem

Z Muzeum pojechaliśmy najpierw do Castoramy po brykiety, później do Lidla po różne rzeczy. Można w promocji kupić oświetlacz diodowy z czujnikiem ruchu. Idealną rzecz na wieś. Kupiłbym, ale nie miałem kasy. I to jest zła informacja.

3. Wybierałem się da imprezę „Frondy”. Nie bardzo wiedziałem w co ręce wsadzić, chciałem sprzątnąć, zapalić w kominku, zjeść coś, się przebrać no i do tego się zdrzemnąć. Wtedy zadzwonił dyrektor Ołdakowski, że jest w okolicy, bo minął Suburbana. I że mnie zabierze. Pojechaliśmy n miejsce jego koreańskim chevroletem. Na miejscu odbywała się akademia. Za stołem siedzieli paneliści moderowani przez niegdysiejszego redaktora Goćka. Niegdysiejszego redaktora. Dziś mistrza niezależnej literatury science-fiction.
Wycofaliśmy się przed salę, tam zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy szydzić. Szydzenie z dyrektorem Ołdakowskim może dostarczyć wiele rozrywki. Wysokiego – że tak powiem – sortu.

Dyrektor Ołdakowski w Muzeum się trochę marnuje. Z jego talentem byłby świetny, pozyskiwaczem narybku dla niemieckich domów schadzek. Budzi zaufanie, czego o mnie nie da się powiedzieć. Kiedy wcześniej w Muzeum czekaliśmy z kol. Olszańskim na windę, w pokoju obok wyszły dwie panie szybko nas zlustrowały i jedna drugiej zasugerowała zamknięcie drzwi na klucz.
Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony.


Napisałbym może coś do tej „Frondy” (papierowej, nie mylić ze stroną WWW – informacja dla publicystów Gazety Wyborczej)), ale po tym, jak taksówka do wydawnictwa, żeby podpisać umowę kosztowała mnie więcej niż wyniosła wierszówka?
I to jest zła informacja.

wtorek, 20 stycznia 2015

20 stycznia 2015



1. W bardzo ważnej, acz tajnej misji musiałem pojechać do Krakowa. Nie mogłem zrobić tego samochodem, bo zakładałem, że uda mi się popracować w pociągu. Pamiętając o 650 złotowej opłacie dodatkowej przed wyjściem na dworzec kupiłem bilet przez Internet. Zapłaciłem jedyne 150 zł. Bożena jadąc do pracy podrzuciła mnie na Centralny.
Na peronie spotkałem poznanego przed laty w „Przekroju” Jakuba Kumocha. Który zarzucił dziennikarstwo na rzecz pracy innego rodzaju. Zajmuje się między innymi przyglądaniem się wyborom dla OBWE. No i powiedział, że chodzą słuchy iż OBWE na tegoroczne wybory przyśle pełną misję. Co znaczy, że będzie się im przyglądać jak robi to w krajach, z którymi wolelibyśmy mieć mało wspólnego.
Ciekawe, jak będą to tłumaczyć ludzie, którzy wcześniej pokrzykiwali, że wybory w Polsce są przeprowadzane w cywilizowany sposób. Pewnie nie będą tego tłumaczyć, a dziennikarze nie spróbują od nich tych tłumaczeń wydobyć. I to jest zła informacja.

2. Pociąg ruszył. Między siedzeniami było gniazdko 230V. Nie było za to WiFi. Rozrywki miały dostarczać ekrany, na których ciągle się coś zmieniało. Najpierw zauważyłem porady jak przygotować cerę na Sylwestra, później zdjęcia pingwinów. Informację o tym, kto pierwszy zaczął ubierać choinki. [gdyby ktoś nie wiedział: „społeczeństwa germańskie”]. Był też film z Pendolino z lotu ptaka. Były zdjęcia ptaków zimą. Informacja o tym jak przyrządzić domową przyprawę do pierników. Wyjaśnienie angielskich słówek. Recenzje kilku filmów. Zdjęcia rysi. Informacja o tym, że najszybszy wąż to czarna mamba. Zestawienie jak w słowiańskich językach brzmi „kawa rozpuszczalna” [to ponoć z błędem, bo po słowacku nie „rozpustna”], zdjęcia jelonków. No i tak zamiast pracować wgapiałem się w ekran zastanawiając o co chodzi. Nie udało mi się tego problemu rozwikłać. I to jest zła informacja. PKP Intercity jest spółką prawa handlowego, więc się pewnie nie podzieli informacją kto ten kontent przygotował i ile za to wziął pieniędzy.
Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że jeżeli gdzieś naraz występują trzy słowa: „ekran”, „komunikacja” i „Nowak” – od razu przypomina mi się czwarte (z piątym): „CAM Media”. Nie wiem dlaczego, ale to jest silniejsze ode mnie.

3. Nie mogę napisać, co robiłem w Krakowie. I to jest zła informacja. Mam nadzieje, że to zapamiętam i jak będę mógł to to opiszę.
W każdym razie o 20:30 wsiadłem do Pendolino w przeciwną stronę. Nauczony starałem się nie patrzyć w ekrany. Patrzyłem więc to w komputer, to w sąsiadów. Pociąg dość żwawo minął tunel w Tunelu i wyjechał na Centralną Magistralę Kolejową. W pewnym momencie zaczął się trząść w dość nieprzyjemny sposób i po chwili z głośników odezwał się głos kierownika pociągu informujący o tym, że osiągnęliśmy prędkość 200 km/godz. I, że PKP Intercity jako jedyna w środkowej Europie rozpędzą pociągi do tej prędkości. Część pasażerów zaczęła wtedy sarkastycznie klaskać.
Przejrzałem „Stan Gry” 300polityki żałując, że nie oglądałem bezprzykładnej agresji red. Olejnik wobec Janusza Palikota. Zainspirowany tym przykładem bezkompromisowego dziennikarstwa postanowiłem udać się do „Warsu” i osobiście wyrobić sobie zdanie na temat jakości obsługi i serwowanych tam potraw.
Obsługa była miła. Części potraw z karty już nie było. Zamówiłem sałatkę i małego Żywca. Kiedy przyszło do płacenia zrobił się problem – w pociągu nie ma Internetu (ponoć jakieś problemy robią z jego założeniem Włosi), zaś – jak powiedział pan warsowy – wagony są tak szczelne, że sygnał z terminala słabo przechodzi. Po tym, jak terminal wypluł dobre 40 cm papieru z informacjami o niemożności nawiązania połączenia pan warsowy wyciągnął mnie między wagony (tam, gdzie jest gumowa harmonijka), bo tam sygnał jest lepszy. I był lepszy. Przy okazji się dowiedziałem, że tam chodzą dzwonić. Więc jeżeli ktoś musi zadzwonić z Pendolino, a sygnał jest zbyt słaby, niech stanie między wagonami. Sałatka była w porządku. W zestawie nie było pieczywa, ale mówią, że to zdrowo. Wracając na miejsce postanowiłem skorzystać z toalety. Niestety drzwi postanowiły wybrać wolność i spadły z zawiasów. Gdybym miał pół metra i 50 kilogramów mniej mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nie mam, więc skończyło się nijak. Obsługa pociągu zachowywała się bardzo odpowiedzialnie – pytała mnie, czy na pewno nic sobie nie zrobiłem. I to dwa razy. Nic sobie nie zrobiłem, więc czuję dumę. Zaatakowały mnie drzwi najdroższego pojazdu w Polsce i nic im się nie udało mi zrobić.
To, że do Pendolino nie zamówiono urządzeń do Internetu, czy repeaterów GSM – można zrozumieć. Ale, żeby drzwi…  

poniedziałek, 19 stycznia 2015

19 stycznia 2015


1. Już od paru tygodni brak mi determinacji, żeby wstać na „Kawę na ławę”. Włączyłem chwilę przed przerwą. Z ważnych spraw: pan Czarzasty wystąpił w marynarce zamiast pastelowego sweterka. I to jest zła informacja, bo jakoś od razu się zrobiło smutno.
Poseł Szejnfeld miał marynarkę, której wcześniej nie widziałem. Niestety nie przełożyło się to na merytoryczność jego wypowiedzi. Logika ich przypominała wypowiedzi pani premier Kopacz. Choć wypowiadane były lepszym językiem.

W „Loży prasowej” niestety oglądałem redaktora Stasińskiego. Musiał od kogoś usłyszeć, że jeżeli będzie mówił z pewną manierą, to wszystkim się będzie wydawać, że to, co mówi jest mądre. I chyba w to uwierzył. Stasiński zna się na wszystkim. Od górnictwa po owulację. Naszła mnie konstatacja, że chyba wolę Jacka Żakowskiego. Żakowski jest przekonany o swoim geniuszu, Stasińskiemu się wydaje, że ma sposób. No i przez to nudna z natury „Loża Prasowa” robi się jeszcze nudniejsza.

2. W TVN7 puszczono „Top Secret” jeden z najśmieszniejszych filmów jakie w życiu widziałem.
Niestety pod koniec trochę mnie zmęczył. I to jest zła informacja.
Muszę zobaczyć jeszcze raz.

Nie oglądałem wystąpienia pani dr Ogórek. Kandydatka SLD budzi bardzo złe uczucia u pań feministek. Jest to w pewien sposób zrozumiałe.
Podobnie, budzi bardzo złe uczucia u pewnego typu mężczyzn. I to też jest zrozumiałe. Po dzisiejszym wystąpieniu zaczęła denerwować doktrynerskich lewicowców i – ponoć – dziennikarzy. To ostatnie, to raczej nieprawda, bo gdyby się dało ich zdenerwować – byliby śmiertelnie obrażeni na: [tu nie chce mi się wpisywać nazwisk większości polskich polityków, urzędników, funkcjonariuszy].

3. Redaktor Majewski (Michał) napisał na Twitterze: „Z A. Dudą to jest problem. Jest KOMPLETNIE nijaki.”
Przypomniała mi się historia, jak to Andrzej Duda, natenczas poseł. Siedział spokojnie w pustej knajpie i sącząc piwo rozmawiał ze znajomym. Podkreślę – knajpa była zupełnie pusta. Prawie zupełnie pusta. Przy stoliku obok dwie gwiazdy polskiego dziennikarstwa śledczego rozprawiały o jakiejś aferze. Nie pamiętam o co chodziło, zresztą świadek całej sytuacji nie wszystko rozumiał. Panowie mówili na tyle głośno, że słychać ich było w połowie lokalu. Świadek z nazwisk tych dziennikarzy nie kojarzył, widział któregoś w telewizji. Pamiętał, że jeden z nich był łysy.
Kiedy panowie powiedzieli, co na temat afery mieli do powiedzenia – wyszli zapalić. No i akurat wyszedł wtedy też poseł Duda. No i wtedy do rzeczonych tuzów śledczego dziennikarstwa dotarło, że swoją wiedzą podzielili się z panem posłem.
Morały z tej historii mogą być dwa. Pierwszy – Andrzej Duda jest tak nijaki, że gwiazdy polskiego dziennikarstwa śledczego mimo swojego oczywistego profesjonalizmu – nie są go w stanie rozpoznać z pół metra. Drugi – polscy dziennikarze śledczy mają problemy z BHP.
Którą wersję bym wybrał, gdybym był jednym z bohaterów tej historii? Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

Oczywiście – nie jest powiedziane, że historia jest prawdziwa, i że brał w niej udział redaktor Majewski. To mogą być podłe plotki. No i to jest zła informacja.  

niedziela, 18 stycznia 2015

18 stycznia 2015


1. Obudziłem się z lekkim kacem. A tak właściwie, to obudził mnie telefon od dyrektora Zydla, który jak się później okazało chciał wyrazić oburzenie moim brakiem entuzjazmu oskarową nominacją dla „Idy”. Z dyrektorem spotkaliśmy się dzień wcześniej w Beirucie. Trochę narzekał, że ma dużo pracy. Że coraz więcej ludzi czegoś od niego chce. Próbowałem mu tłumaczyć, że gdyby (jak przystało na urzędnika) pracą się zajmował z mniejszym zaangażowaniem, to by się od niego odczepiono. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
I nie wiadomo czy to dobra, czy zła informacja. Choć raczej zła, bo się biedny dyrektor Zydel wykończy i tyle będzie z jego oszałamiającej kariery.


2. „Idę” oglądałem od środka. Chyba. Wieczorem, po tym, kiedy ogłoszono nominacje. Rozśmieszyła mnie najpierw formą, później treścią, a na koniec – różnymi drobiazgami. Na szerokim telewizorze kadry filmu wyglądają kwadratowo. Każda scena komponowana jak zdjęcie. Czarno-białe, kwadratowe zdjęcie – artysta znaczy.
Można by zrobić taki filtr na FinalCut'a – „Zrób mi Idę”.
Dziękuję autorom filmu, że mi wyjaśnili, że stalinizm sprowokowany był polskim antysemityzmem. To logiczne uzasadnienie.

Ale tak naprawdę to ubawiły mnie dwie sceny. Pierwsza, kiedy milicjant pakuje na dołek nie sprawdzając dokumentów bohaterkę, która mówi, że jest sędzią (na prowincjonalnym posterunku używa słowa „immunitet”). I druga, kiedy Ida wraca do klasztoru. Dziurawą asfaltową drogą. Na której ruch jest jak na Marszałkowskiej. Asfalt położony w latach 60. w latach 60. jeszcze nie wyglądał jak nieremontowany do 10 lat.

Naszła mnie refleksja, że amerykańskie filmy robi się dla widzów, europejskie – dla krytyków. I to jest zła informacja.

3. Na naszych oczach (dzięki uprzejmości TVN24) widzieliśmy jak związkowcy podpisują porozumienie z rządem. Usłyszeliśmy jak Jacek Żakowski mówi (nie wiem o na jaki temat), że ludzie zeszli z drzewa i zbudowali TVN. Głęboka myśl.
Przeczytałem treść porozumienia. I mam wrażenie, że związkowcy uzyskali wszystko, co chcieli. Parę punktów wygląda jakby żywcem przepisano je z brukselskiego przemówienia Andrzeja Dudy.
Redaktor Piasecki napisał na Twitterze: Czyżbyśmy właśnie obserwowali narodziny hasła „jaki kraj taka Margaret Thatcher?”
Nie rozumiem po co była ta cała zadyma. I to jest zła informacja.
Dobrą jest to, że chyba nie należy przywiązywać zbyt dużej wagi do tego, co mówi pani Premier.

Poszliśmy do Beirutu, żeby się spotkać z red. Pawlak. W Beirucie siedział prezydent obywatel Jóźwiak z wiernym dyrektorem Zydlem. Nawet się przez chwilę zastanawiałem, czy nie zapytać kiedy ruszy druga linia metra. Ale było zbyt głośno. No i pewnie bym usłyszał, że ruszy, kiedy będzie gwarancja, że jest bezpieczne. Safety first.

sobota, 17 stycznia 2015

17 stycznia 2015



1. Przyszła pani w sprawie wodomierza. Z synem małoletnim. Wodomierz mamy nowoczesny odczytywany radiowo. Pani przyszła, bo radiowość nie zadziałała. Weszła, zaczęła narzekać, że zawsze nie działa radiowość wodomierzy na najwyższych piętrach. Zobaczyła koty i stwierdziła, że nie ma co narzekać, bo przynajmniej mogła obejrzeć koty.
Okazało się, że radiowość nie działa, bo ktoś źle wpisał numer wodomierza. Wpisała dobrze, więc problemu już nie będzie.
Później przyszedł listonosz, który nie mógł znaleźć kwitu od listu, który przyniósł. Szukał, szukał, w końcu się poddał i zmajstrował kwit sam.

Dawno temu przypadkiem – prawdopodobnie wróciwszy o świcie po upojnej nocy – zobaczyłem odcinek kreskówki „Roger Odrzutowiec” o tym, jak źli kosmici zaatakowali ziemię z pomocą wielkiej lupy, którą ogniskowali słoneczne promienie. Na ziemi było strasznie gorąco. Roger Odrzutowiec swoim odrzutowcem poleciał, by kosmitów przegonić. Niestety było zbyt gorąco, żeby do ich statku (z lupą) dolecieć. Wysłał się więc pocztą.

Kosmici siedzą w swoim statku ciesząc się z tego, że na ziemi jest potworny upał. Nagle do drzwi ich statku ktoś puka. Otwierają, a tam listonosz z paczką. W mrozie i słońcu, w deszczu i śniegu amerykańska poczta zawsze dostarcza przesyłki na czas (mówi listonosz). Kosmici otwierają paczkę i ze środka wyskakuje Roger Odrzutowiec.
Od kiedy toi zobaczyłem inaczej patrzę na pracę pocztowców.

Na placu Zbawiciela spotkałem kolegę Grzegorza. Rozmawiając z kolegą Grzegorzem zobaczyliśmy fotografa Niedenthala. Niedenthal nazywał się mój nauczyciel PO na początku liceum. PO w tym przypadku nie znaczy Platforma Obywatelska.
Fotograf Niedenthal ma na imię Chris. Chris to był pseudonim fotografa Powstania Warszawskiego – Brauna. Braun… No dobra. Mogę tak w nieskończoność i to jest zła informacja.

2. Przedpołudnie zeszło mi na czymś, czego nie mogę opisać. Później pojechałem do Muzeum, do dyrektora Ołdakowskiego. Dostałem list z podziękowaniem za pomoc w organizacji pokazu filmu „Warsaw Uprising” dla żołnierzy US Army przebywających w Polsce. Oprawię sobie ten list w ramki i powieszę obok listu od ambasadora Mulla, w którym dziękuje mi za… nie napiszę za co. W każdym razie mam zamiar jedną ścianę w moim pokoju przeznaczyć na dowody zaangażowania w sprawy międzynarodowe.
Próbowałem namówić dyrektora Ołdakowskiego, żeby pozyskał nieco TNT, by zapakować Goliatha. Goliatj mechanicznie sprawny, czasy niepewne, więc lepiej być przygotowanym. Dyrektor Ołdakowski nie wyraził tą koncepcją specjalnego zainteresowania i to jest zła informacja. Powiedział za to, że ma informacje, że w ciągu dwóch najbliższych lat wojna u nas raczej nie wybuchnie.

3. Z Muzeum pojechałem zrobić przegląd Suburbana. Pad diagnosta powiedział, że jednak najpierw muszę wymienić końcówki drążków kierowniczych. I to jest zła informacja, bo przy obecnej cenie franka będę miał problem z tego sfinansowaniem.
Pojechałem do mechanika Jacka, żeby się dowiedzieć jakie ma moce przerobowe. Zastałem go nad wyciągniętym z Espace silnikiem, do którego wcześniej jakiś kowal zapomniał składając włożyć uszczelek. Pracownik mechanika Jacka pokazał mi genialny pomysł francuskich inżynierów. Otóż spora część podzespołów elektronicznych umieszczona jest pod samochodem i chroniona niezbyt szczelną plastikową osłoną. Ma to jeden plus – łatwo się do tych podzespołów dostać. I wymieniś je na nowe, kiedy na przykład zostaną zawilgocone.
Przy okazji zauważyłem, że do wymiany sprzęgła w Espace najlepiej jest wyjąć silnik i skrzynię biegów. Może jednak szkoda, że Francuzi nie dostarczyli Rosji Mistrali. Może projektowali je inżynierowie po tej samej szkole, co ci od Espace.

Cały dzień nie bardzo miałem jak zajrzeć na Twittera. I to jest zła informacja, bo ominęły mnie #Wygaszone.
Choć z drugiej strony nie sądzę, żeby się skończyła. Wygaszonych zakładów w Polsce starczy na dużo więcej postów.  

piątek, 16 stycznia 2015

16 stycznia 2015


1. Właściwie nie spałem, więc trudno powiedzieć, od którego momentu jest dzisiaj. Oglądałem sejm. Zasadniczo zmarnowany czas, bo nic z tej dyskusji nie wynikało i to jest zła informacja. Z drugiej to, że przemawiali prawie wyłącznie Ślązacy, że też mieli świadomość, że z dyskusji nic nie wyniknie, że jest środek nocy i prawie nikt obrad nie ogląda, było jakoś budujące.

Przez noc zmienił się wygląd gazeta.pl. Rano na Twitterze pojawiły recenzje niezbyt – powiedziałbym – korzystne. Cóż, po tym jak gazeta.pl zaczęła chcieć kasę za obcowanie z jej – excusez le mot – kontentem, przestałem tam wchodzić. Więc zupełnie mnie nie rusza nowy wygląd tej strony.

2. Nagle się okazało, że frank zaczął kosztować 5 zł. Później spadł do 4,10. Potem znowu skoczył. Patrzyłem jak skacze rata kredytu. Ciekawe doświadczenie.
Pamiętam jak pan z banku namawiał nas na franki. Kulturalny, ubrany, inteligentny. Tłumaczył, że rząd Szwajcarii nigdy nie dopuści do zbytniego wzrostu wartości franka, bo Szwajcaria eksportuje i gdyby frank podrożał, eksportować by było trudno, więc eksporterzy by wymogli na rządzie interwencję. Sprawdzało się przez jakieś dwanaście lat.
Kilka lat później Bożena chciała zmienić bank. Na mBank. Prawie podpisała umowę. Pan zapomniał powiedzieć jej, że przy dwukrotnym przewalutowaniu straciłaby jakieś 40 tysięcy. Miał pełną tego świadomość. Liczył, że się tego nie sprawdzi. Mało brakowało.

Z jednej strony trudno wymagać od Państwa, żeby pomagało grupie obywateli, która wzięła kredyty we frankach i teraz ma w związku z tym kłopoty. Choć z drugiej strony ktoś kiedyś zgodził się na to żeby matura z matematyki przestała być obowiązkowa. Ktoś przez lata nie dopilnował, żeby w szkołach uczono praktycznych podstaw ekonomii.
Jednocześnie ktoś doprowadził do tego, że banki w Polsce mają nieskończenie lepszą pozycję niż ich klienci. Banki przy kredytach hipotecznych ponoszą praktycznie minimalne ryzyko. Klient, który zaczyna mieć kłopoty jest załatwiony, bo to, że bank przejmie nieruchomość rozwiązuje problem tylko do wysokości kwoty, którą bank uzyska ze sprzedaży tej nieruchomości. Resztę też trzeba spłacić.

Wyobraźmy sobie sytuację: młode małżeństwo, dziecko w drodze. Wynajmują mieszkanie, zarabiają. Wychodzi im, że gdyby kupili na kredyt płaciliby podobne pieniądze. Do tego mieszkania drożeją. Więc trzeba się spieszyć. Idą do banku. Mają taką zdolność za słabą na złotówki, ale z kłopotami wystarczającą do kredytu we frankach. Nikt w banku ich nie przestrzega, że cokolwiek ryzykują. Wręcz przeciwnie. Biorą kredyt. Kupują. Przez jakiś czas jest ok. Potem frank rośnie. Na początku jakoś sobie dają radę, ale jest ciężko. Frank rośnie bardziej. Mieszkania przestają drożeć. Frank rośnie. Bank zaczyna mieć pretensje, bo mieszkanie jest mniej warte niż kredyt. Muszą płacić jakieś dodatkowe ubezpieczenie. Płacą, chociaż jest naprawdę ciężko. Mijają lata, oni wciąż więcej są winni niż pożyczyli. No i nagle frank przebija cztery złote, czyli kosztuje dwa razy więcej niż w momencie, kiedy brali kredyt. Bank w każdej chwili może od nich zażądać zwrotu kredytu – nieruchomość ma już wartość 40% kwoty.
Żąda. Nie są w stanie spłacić. Bank sprzedaję mieszkanie za mniej niż jego rynkową wartość (kto mu zabroni). Oni zostają na lodzie mając do spłaty kwotę wyższą niż wzięli.
Ich wina mogli nie brać kredytu w walucie, w której nie zarabiają.

Po ostatnich wyborach Prezes Trybunału Konstytucyjnego nazwał ludzi, którzy mieli problem z „listami zbroszurowanymi” – analfabetami. Chwilę później te słowa skomentował prof. Osiatyński – demokracja jest też dla analfabetów.

Państwo nie może zakazać ludziom ryzykownych działań (choć właściwie często to robi). Ale powinno pilnować, żeby obywatele zdawali sobie sprawę z ryzyka. I pilnować, żeby było sprawiedliwie, żeby w kontaktach z czymś tak mocnym jak bank człowiek miał jakiekolwiek szanse. Nie jest w tym skuteczne. I to jest zła informacja.

3. Spotkałem się z Henrykiem Umawialiśmy się z rok. Więc do końca nie wierzyłem, że nam się uda spotkać. Henryk wrócił z Las Vegas. Był na CES. Targach użytkowej elektroniki. Rozmawialiśmy więc o telewizorach. Trzeba się nauczyć nowego skrótu: SUHD.
To Ultra HD (znane też jako 4K) tylko lepsze. Henryk próbował mi tłumaczyć jak to działa, ale chyba muszę zobaczyć. W każdym razie, jeśli ktoś rozważa kupno telewizora, to niech się wstrzyma. I na pewno nie kupuje Full HD. Teraz telewizor musi być krzywy, ale odwrotnie niż kiedyś – wklęsły. Nie – wypukły.

Na CES wszyscy jeździli autonomicznym mercedesem. Ja w przyszłym tygodniu będę jeździł częściowo autonomiczną A7.
Długo nie pogadaliśmy, bo Henryk musiał wracać do domu i pracować (zawsze to robi).

Wróciłem do domu i zacząłem oglądać sejmowe głosowania nad reformą górnictwa. Przykre doświadczenie. Właściwie można by zlikwidować Parlament. Posłowie głosują to, co im każe kierownictwo partii. Więc nie ma sensu ich tylu utrzymywać.
Pięć lat temu dostałem zdjęcie instrukcji głosowania dla posłów PO. „Podczas głosowań proszę patrzeć na rękę posła S. Karpiniuka”
I to strasznie zła informacja. Uratować nas mogą chyba tylko okręgi jednomandatowe.

Poseł Wipler nazwał panią Premier „Lawirantką” doprowadzając do furii posłów PO. I PSL. Jeden z posłów klubu PSL (zresztą do niedawna w Twoim Ruchu Palikota) chyba nie zrozumiał co to słowo znaczy i wykrzyczał, że poseł Wipler zachowuje się jak menel spod budki z piwem. Chciałbym wiedzieć, gdzie taka budka jest. I gdzie ci menele, którzy takich słów używają.

Koalicja głosowanie wygrała. Naszła mnie myśl, ze teraz pan Prezydent ustawę zawetuje, żeby pokazać, że Konstytucja i los ludzki jest mu bliski.
Jakiś sens tej reformy górnictwa musi być. A jakoś nie chcę wierzyć, że chodzi tylko o to, żeby rozwalić je tak jak się to udało ze stoczniami.


czwartek, 15 stycznia 2015

15 stycznia 2015



1. Zasadniczo się wyspałem. Obudziły mnie dwa telefony, których nie odebrałem. Pierwszy dzwonił kolega Misiek. Kupił w MediaMarkt smartfon marki Sony. Zasadniczo był zadowolony do momentu, kiedy odkrył w swoim nowym telefonie kilka lat czyjegoś życia na zdjęciach.
Ciężko to przeżył, bo liczył na czystość nowego, kupionego w sklepie telefonu.
Misiek niby nieskończony etnograf. Powinien znać Ibrahima Ibn Jakuba, który pisał, że jeżeli jakiś nasz praszczur poślubioną kobietę odnajdywał dziewicą, to ją odprawiał mówiąc „inni by w tobie coś dobrego zdążyli odnaleźć”.
Ale ten zwyczaj raczej nie odnosił się do smatfonów. Chyba.
Później dzwonił mój brat, żeby powiedzieć, że śnił mu się Donald Tusk, który dziękował Męskim Blogerkom Modowym za profesjonalizm.
Złą informacją jest, że to nie mnie się przyśnił. Zadałbym mu kilka pytań.

2. Razem z kolegą Wydawcą Gazet Lotniskowych udaliśmy się do sklepu z zegarkami, który miał wielki wpływ na karierę ministra Nowaka. Sympatyczny pan od zegarków opowiedział nam o zegarkach firmy Vulcain, które charakteryzują dwie cechy. Po pierwsze mogą mieć budzik. Zegarek. Mechaniczny. Z alarmem. Druga – Vulcainy to zegarki amerykańskich prezydentów. (Z wyjątkiem Cartera i Bushów). Zastanawialiśmy się, czy w trzecim sezonie House of Cards Frank dostanie swojego Vulcaina. Pan od zegarków zauważył, że w poprzednich częściach nosił IWC.
Mechaniczny naręczny budzik. Mógłbym mieć. 
Choć właściwie nie wiadomo po co, bo jednak jestem wielbicielem smartwatchy. Więc jednak nie mógłbym. I to jest zła informacja.

3. W „Faktach po faktach” obejrzałem wywiad, jaki premier Ewa Kopacz udzieliła Kamilowi Durczokowi. Patrzyłem jak urzeczony. Niby zdanie o Pani Premier mam już wyrobione ale to było niesamowite.

Durczok: W jakiej perspektywie państwo budowali ten plan? W oparciu o jaki bilans elektroenergetyczny? W jakiej perspektywie te kopalnie mogą być zamknięte a kiedy nie?
Co było podstawą?

Pani Premier: Ale dlaczego my mówimy o zamknięciu kopalni? Dlaczego mówimy o likwidacji kopalni? Czy w tym planie, który został przyjęty przez Radę Ministrów przewija się słowo likwidacja kopalni?
Durczok: Tak.

Od razu mi się przypomniał „metr w głąb”.

Durczok: Kopalnia to jest taki biznes, który bardzo łatwo zamknąć, ale się go już właściwie nie da otworzyć. Jaką mamy gwarancję, że państwa wyliczenia dzisiaj obowiązujące, dzisiaj prezentowane przez ministra Kowalczyka za trzy lata okażą się aktualne, skoro poprzednie plany naprawcze Kompanii Węglowej wzięły w łeb.
Pani Premier: Dlatego należy monitorować cały proces. Nie można się tylko przywiązać do jednych wyliczeń i jednego planu. Dzisiaj staranna i obiektywna ocena działalności tych spółek nie powinna polegać na tym, że to organ właścicielski czy organ nadzorczy będzie ręcznie sterował tym, co się dzieje w tych spółkach. Tam mają być odpowiedzialne za to, co się dzieje zarządy, ale tam mam być też monitoring i ocena wyników finansowych tej spółki, bilansowania się bądź niebilansowania tej spółki, kosztów wydobycia, ilości sprzedaży, bo to jest istotne. To jest plan.
Durczok: Tylko, jeśli to nie działa wcześniej, to właściciel wkracza do akcji, bo to jest jego…
Pani Premier: I właśnie wkracza
Durczok: Dlatego ja nie mogę zrozumieć, dlaczego w takim razie nie wkraczał przez te 7 lat i ci górnicy też nie rozumieją.
Pani Premier: Dobrze, ale ja jestem od 1 października. 
Durczok: Dobrze, Pani Premier, ale Platforma jest od 7 lat
Pani Premier: Dobrze, ale ja jestem od 1 października.



Jeżeli ktoś wierzy, że to, że Pani Premier (jako Minister Zdrowia) nie zamówiła szczepionek na ptasią grypę w wyniku świadomego procesu myślowego niech jeszcze raz przeczyta powyższy dialog, choć lepiej niech wejdzie na stronę „Faktów po Faktach” i zobaczy z jaką ekspresją pani Premier te słowa wypowiada.
http://faktypofaktach.tvn24.pl/premier-w-faktach-po-faktach-zrobie-wszystko-by-100-proc-gornikow-dolowych-nie-stracilo-zatrudnienia,506054.html

Pani Premier trafiwszy na dziennikarza, który więcej na temat górnictwa wie niż ona, do tego jest jakoś zdeterminowany – rozmawia o być albo nie być swoich krajan nie daje rady. Przyznaje się do tego, że nie bierze odpowiedzialności za słowa swoich ministrów, że nie jest w stanie od prezesa państwowej spółki dowiedzieć się ile zarabia. Do tego jeszcze udaje, że wygaszanie to nie likwidacja.

Należy być wdzięcznym red. Durczokowi, że na koniec przypomniał, że kobieta, z którą rozmawiał to premier polskiego rządu. Zresztą minę na koniec zrobił, jakby nie mógł w to uwierzyć.


Donald Tusk musi nienawidzić kobiet. Nie wiem, czy można by zrobić więcej złego niż on w sprawie obecności ich w polityce. No i to jest zła informacja.  

środa, 14 stycznia 2015

14 stycznia 2015


1. Chwilę po tym, jak się obudziłem wyjaśniono mi, że pociąg „Matejko” wyleciał z rozkładu nie dlatego, że trzeba było zrobić miejsce Pendolino, tylko brakło do niego wagonów.
Te, które jeździły musiały być użyte gdzie indziej. Te, które zostały były zbyt wolne, żeby jeździć po CMK.
Pendolino nie zajęło torów.
Zjadło za to kasę. Ciekawe ile za jeden skład Pendolino by można kupić normalnych wagonów. Choć właściwie nie wiem czy ciekawe.

Jaki pożytek z Pendolino ma mieszkaniec podszczecińskiej wsi? Może poczuć dumę oglądając je w 48 calowym telewizorze LCD kupionym na kredyt od Providenta. Naprawdę wielką dumę.

Słuchałem powtórkę jakiegoś programu na TokFM. Prowadzący rozmawiał z panią, która pracowała w jakimś laboratorium którejś z przeznaczonych do likwidacji, przepraszam: wygaszenia kopalni. Pani opowiadała o profitach. Dostaje trzynastkę, z czternastek dobrowolnie zrezygnowały. Podstawę ma poniżej płacy minimalnej. Tylko dzięki bonusom przekracza próg. Pracuje w administracji, więc w przypadku zamknięcia kopalni dostanie trzymiesięczną odprawę. Ale jest w stosunkowo dobrej sytuacji, bo do emerytury brakuje jej tylko kilkanaście miesięcy. Dostanie więc zasiłek przedemerytalny – kilkaset złotych. Jej młodsze koleżanki tak fajnie mieć nie będą. Kiedy nie będzie kopalni, w okolicy właściwie nie będzie nic, więc mają małą szansę na jakąkolwiek pracę.
Górnicy mają lepiej. Choć też nie są to kwoty oszałamiające, bo normalny górnik zarabia u nich mniej–więcej cztery tysiące. Więcej zarabia nadzór. Ci z dołu mają dostać dwuletnie zarobki.
Dziennikarz się oburzył, że inni nie dostają. I zacytował włókniarkę z Łodzi, która wcześniej dzwoniła i mówiła, że jak jej zakład likwidowano, to nic nie dostała.
Pani odpowiedziała, że to nie jest tak, że tylko górnicy dostają, że jak ostatnio były zwolnienia w jakiejś śląskiej spółce kolejowej (nie zapamiętałem jakiej), to wszyscy zwalniani dostali odprawy w wysokości trzyletnich zarobków. Wszyscy. Pracownicy biurowi też.
Dziennikarz zacytował na to emerytkę z Warszawy, która powiedziała, że ma jakąś małą emeryturę i nie chce, żeby z jej podatków dawać pieniądze na górników.
Ciekawe co będzie, kiedy kopalnie pozamykają, a importowany węgiel pójdzie w górę. Pani emerytki może wtedy nie być stać na prąd zużywany przez jej telewizor i nie będzie mogła już oglądać „Szkła kontaktowego”.

Po tym jak zobaczyłem redaktora Durczoka złorzeczącego na rząd w obecności redaktora Kuźniara mam podejrzenia graniczące z pewnością, że w całej kopalnianej zadymie chodzi o coś zupełnie innego. I nie wiem o co. I to jest zła informacja.

Bo – tu użyję modnego ostatnio słowa – hejt na górników, kanały, którymi do mnie dociera wygląda na robotę niezłej agencji PR.

2. Teatr Wielki Opera Narodowa w łaskawości swojej w końcu zapłaciła mi za krzyżówkę, którą przygotowałem do druku wydanego z okazji wystawy o Dygacie. Poszedłem więc do sklepu „Perełka” by kupić ogórki kiszone i kabanosy dębowe. Kiedy kupujemy kabanosy dębowe ludzie patrzą na nas dziwnie. Są najtańsze i prawdopodobnie zrobione z czegoś dziwnego. Koty je uwielbiają, choć już coraz mniej. I to jest zła informacja.
Po drodze wpadłem do Faster Doga. Zaczęli sprzedawać jedwabne szaliki Knightsbridge. Chciałem się z nimi podzielić wrażeniami z oglądania „Watahy”. Pawełek oglądał jeden odcinek. Przedostatni. Nie pozwolili mi narzekać na film, bo spora część aktorskiej ekipy to ich klienci. Pawełek oglądał odcinek, żeby zobaczyć, czy Topa ma buty. Znaczy – pewnie aktor Topa kupił frye'e.

Przyszedł klient oglądać biżuterię. Powiedział, że nosił srebro, później złoto i teraz chce wrócić do srebra. Przymierzył, nie kupił, poszedł. Razem z Pawełkiem rozpoznaliśmy w nim funkcjonariusza państwowego. Ja stawiałem na MSW, Pawełek miał podejrzenia, że jakieś służby specjalne.
Patrycja się dziwiła – po czym rozpoznajemy. Pan był ogolony na łyso, w garniturze, płaszczu – to było ok. Buty miały zdarte obcasy. Więc pan nie z biznesu. Gdyby był z biznesu, miałby na tyle dużo par, że nosił by do szewca. Do tego jakoś tak się ruszał, że czuć było szeroko rozumiane MSW.
Kiedyś latem, kiedy do nich przyszedłem palili na schodach sklepu. Zobaczyłem przez okno, że w lombardzie są cywilni policjanci. Pawełek natychmiast się zgodził. Patrycja też się dziwiła po czym poznajemy. Ale jak policjanta po cywilu nie rozpoznać.

Wracając do domu wpadłem na pocztę. Policja ze Świebodzina przysłała pismo, że umarza dochodzenie w sprawie uszkodzenia samochodu Nissan Navara na szkodę firmy Nissan Sales Central & Eastern Europe.
Jestem wielbicielem świebodzińskiej Policji. Są szybcy. Jak się da, to włamywaczy w miesiąc złapią, jak się nie da, to w dwa dni umorzą.
Na poczcie wciąż można kupić kieszonkowe kalendarze ze św. Janem Pawłem II.

3. Korespondowałem na Twitterze z Parlamentem Europejskim. Dało się obejrzeć przemówienie przewodniczącego Tuska, dało przewodniczącego Junckera. Nie dało dyskusji. Parlament tłumaczył, że ma jakieś techniczne problemy.
W końcu ktoś wrzucił na youtube przemówienie Andrzeja Dudy. Niezłe muszę przyznać. Gdybym wiedzę o polityce czerpał z amerykańskich filmów byłbym przekonany, że od jakiegoś czasu nad kandydatem Dudą pracuje grupa mistrzów od retoryki.
Informacje o polityce czerpię z innych źródeł, więc bliższy jestem stwierdzenia, że kandydat Duda to samorodny talent.
Fakty TVN, które oglądałem nie dał piętnaście sekund z przemówienia przewodniczącego Tuska, nie wspomniały o tym Dudy. Było za to o proboszczu, który nazywał wikarego cha. i cha. (cokolwiek by to miało znaczyć).

W „Kropce nad I” redaktor Olejnik rezonowała z profesorem Niesiołoswkim. Wydawało mi się, że jestem na tyle uodporniony, że red. Olejnik nie uda się mnie zniesmaczyć. Myliłem się. I to jest zła informacja.



wtorek, 13 stycznia 2015

13 stycznia 2015


1. Przejazd Autostradą Wolności, znaną bardziej jako A2 będzie kosztował teraz w jedną stronę 79 złotych (bez dziesięciu groszy). Wcześniej kosztował 76 (bez dziesięciu groszy). Za parę miesięcy cena wzrośnie pewnie o kolejne parę złotych, później o następne i następne. W końcu przekroczy 100 złotych.
Na razie gdyby jechać samochodem z instalacją LPG palącym 11 litrów/100 km. Paliwo będzie nas kosztować mniej niż bramki. Podobnie, gdybyśmy jechali oszczędnym dieslem.
Tak się składa, że z największych polskie sukcesy nie wszyscy mogą się cieszyć. Że największe polskie sukcesy są wykluczające. Autostrady można jakoś omijać, ale z Pendolino jest ten problem, że, żeby zrobić mu miejsce zlikwidowano część tańszych połączeń.
To, że jedni ludzie mają więcej, inni mniej pieniędzy jest dla mnie naturalne. Ale nienaturalne, niesprawiedliwe, niedopuszczalne, jest dla mnie wydawanie publicznych pieniędzy w taki sposób, żeby ułatwiać życie tylko tym, którzy finansowo mają się lepiej niż większość społeczeństwa.
Przez 25 lat nie udało się nam zbudować sprawiedliwego państwa. I to jest zła informacja.

2. Odwiozłem Bożenę do pracy. Cactus ma poważną wadę – jak na miejskie auto. Otóż bardzo powoli się nagrzewa. Mrozu nie było, a (ruszaliśmy z Wilczej) ogrzewanie ruszyło dopiero za Stadionem Narodowym. Znaczy – należy zainwestować w podgrzewane siedzenia. 800 zł.
Pojechałem do Baniochy po drewno. Pan Syn Właściciela był niepocieszony, że drugi raz tym samym samochodem. Porozmawialiśmy o mercedesach. Jego szwagier pracuje w jednym z motoryzacyjnych pism. Był kiedyś w Niemczech na prezentacji G-klasy. Wrócił chwaląc się, że na autostradzie doprowadził do zapalenia silnika. Pan Syn Właściciela nie był pewien, czy jego szwagier wciąż jeździ na prezentacje Mercedesa.

Z Baniochy pojechałem na Żoliborz, skąd wziąłem kolegę Grzegorza, z którym (w dwa auta) pojechaliśmy oddać Cactusa. Kolega Grzegorz pracuje nad historyczną książką. Rozmawia z ludźmi, którzy naprawdę dostali w skórę od komuny. Działa to na niego depresyjnie, bo widzi, że III RP o tych ludziach zapomniała.
Rozmawialiśmy przez chwilę o Owsiaku i Rachoniu. Kolega Grzegorz opowiedział, jak kiedyś jego i drugiego dziennikarza ochrona wyrzucała ze spotkania z pewnym prezesem. Próbowałem go namówić, żeby tę historię spisał. Jak zwykle w takich sytuacjach się nie dał. Kolega Grzegorz – niż doświadczenia ze swoich bojowych czasów – woli opisywać podróże.
I to jest zła informacja. Bo historie, które czasem mu się wypsną są warte spisania.

W Citroenie dowiedziałem się, że mają nowe DS3. Czarne z różowymi wstawkami. Męskie Blogerki Modowe marzą o tym, żeby w tym aucie zaistnieć. Najlepiej z redaktorami Bołtrykiem i Wieruszewskim (tym, który mimo iż jeździ MX-5 nie jest gejem)

3. Wpadłem do „Beirutu”. Krzysztof próbował kupione na Agito.pl słuchawki. W życiu bym nie kupił nic na Agito.pl. Nie ma innego sposobu na to, żeby karać za denerwujące reklamy.
Słuchawki okazały się problematyczne. Miały mieć jakiś superekstra bas. Nie udało się tego uzyskać. Były dużo gorsze niż moje LevelOn Samsunga.

Wieczorem w „Kropce nad I” wystąpił poseł Hofman. Przewidywałem, że ma duże szanse na osiągnięcie w TVN24 pozycji Marcinkiewicza. Nie słuchałem całego programu, bo zadzwonił dyrektor Ołdakowski, z którym do pewnego czasu dyskutujemy o filmach. Ogląda teraz „Generation Kill”, czego wszystkim życzę.

Trafiłem na kawałek programu Lisa. Zbigniew Hołdys sugerował, że „Przystanek Jezus” mógł stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa. Powiedział, że Timothy McVeigh, sprawca zamachu w Oklahoma City był gorliwym katolikiem.
Rzeczony McVeigh w liście napisanym dzień przed własną egzekucją określił się jako agnostyk.
Zbigniew Hołdys wie lepiej. Telewizja (publiczna) tę wiedzę rozpowszechnia. Mnie to dziwi. I to jest zła informacja.

***

Po wczorajszym wpisie odezwał się do mnie kolega z Krakowa, który pracował pod Blumsztajnem w krakowskiej „Wyborczej”. Napisał, że zmiany, które Blumsztajn zrobił miały uzasadnienie ekonomiczne. Z tym nie dyskutuję. Uważam tylko, że zwolnienie Bobka – zwłaszcza w sytuacji, kiedy miał program w telewizji było idiotyczne.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

12 stycznia 2015


1. Blumsztajn w „Loży Prasowej” komentując decyzje finansowe Sikorskiego powiedział, że „MSZ pracuje na standardach europejskich, nie na naszych, pszenno-buraczanych”.

Redaktor Seweryn kierował kiedyś krakowskim oddziałem „Gazety”. Przeprowadzał restrukturyzację. Zwolnił ponoć wszystkich najlepszych pracowników tłumacząc, że łatwiej im będzie znaleźć pracę, niż tym słabym. Logika jakaś w tym jest.
Wśród zwalnianych chyba był Bobek Makłowicz.

Tak w ogóle, to redaktor Seweryn jest szkodliwym głupkiem.
Ale jest zapraszany do telewizji i to jest zła informacja.

2. Pojechaliśmy na wycieczkę do Pułtuska. Trochę na około. Nawigacja w Cactusie wymaga operatora, bądź programowania na postoju. Ekrany dotykowe w samochodach mają wady. Podstawową jest, że słabo działają.
Nie będę narzekał na skrzynię biegów. Gdybym przez większość życia nie jeździł automatami – zupełnie by mi nie przeszkadzała. W mieście wszystkie minusy auta równoważy wielki plus – spalanie. Skrzynia zniechęca do nadmiernego wciskania gazu, więc jeździ się naprawdę oszczędnie. W trasie spalanie wzrasta, ale hałas, który się pojawia po przekroczeniu 100 km/godz. szybko prowadzi do powrotu do ekonomicznej prędkości. Nie udało mi się ustawić dobrze fotela. I to jest zła informacja.
Generalnie citroën Cactus to przyjemne miejskie auto. Atrakcyjny wygląd, sporo miejsca w środku, ekonomiczny, dynamiczny silnik. Nowoczesne wyposażenie. Mogę sobie wyobrazić powtarzających te słowa szczęśliwych użytkowników.
W każdym razie auto zupełnie nie dla mnie. I nie chodzi mi o to, że okna w tylnych drzwiach się nie otwierają, czy kanapa nie jest dzielona.
Chyba chodzi o to, że między siedzeniami kierowcy i pasażera jest miejsce w sam raz, żeby posadzić krasnoludka. Niestety nie ma dla niego pasa bezpieczeństwa. Więc przy ostrym hamowaniu krasnoludek mógłby walnąć głową w dotykowy ekran nawigacji i coś przestawić. I wtedy by się trzeba znowu zatrzymać, żeby ją programować.
I tej wersji się będę trzymał.

3. Pułtusk – bardzo ładne miasto ze strasznie brzydką Akademią. Akademia jeszcze brzydsza niż jej strona internetowa. Napoleon Bonaparte był w Pułtusku dwa razy. To zupełnie jak ja. Z tym, że ja nie wysiadłem z samochodu.
Wracaliśmy przez Wyszków i Legionowo. Drogi się wyraźnie poprawiły od czasu, kiedy jechałem tamtędy ostatni raz.

Wieczorem w TVN7 było „Monachium”. Wspaniała scena, kiedy Golda Meir podejmuje decyzję o rozpoczęciu operacji. „Cywilizacja musi czasami pójść na kompromis z wartościami”.

Ciekawy zbieg okoliczności. Kilka godzin wcześniej w Paryżu Donald Tusk szedł pod rękę z Mahmudem Abbasem, prezydentem Autonomii Palestyńskiej, którego Abu Daoud w pamiętnikach wskazał jako odpowiedzialnego za finansowanie zamachu w Monachium.
Ciekawe kto tak ich ustawił, bo w to, żeby Tusk zrobił to świadomie jakoś nie mogę uwierzyć.

Marcin Kamiński napisał na Twitterze, że znalazł w raportach Kompanii Węglowej, że koszty jej zarządu wyniosły dwa miliardy złotych. Z tym węglem będzie coraz ciekawiej. I to jest zła informacja.  

niedziela, 11 stycznia 2015

11 stycznia 2015


1. Cały dzień stracony. I to jest zła informacja. Obudziłem się nieprzytomny. Z bólem głowy. Po próbie jakiejś aktywności wróciłem do łóżka.
Zadzwonił kolega Podłoga, żeby opowiedzieć, że byłem bohaterem jego wczorajszego wieczoru. Razem ze znajomymi dyskutował o teorii sześciu uścisków dłoni. Pierwszym przykładem był Barack Obama. Więc kolega Podłoga wymienia: Kędryna, amerykański ambasador, Obama.
Następna była Beyonce. Akurat znał jakiegoś jej współpracownika, więc stwierdzili, że się nie liczy. Tym razem więc: Kędryna, amerykański ambasador, Obama, Beyonce.
I tak przez cały wieczór. Bohaterem wieczoru byłem przez znajomość ze Stephenem Mullem. Powiedziałem koledze Podłodze, że przez ambasadora von Fritscha mam teraz jeden uścisk do Putina. Jeszcze ze trzy takie wieczory i stanę się legendą Skierniewic.
Kolega Podłoga oczekuje potomka. To dobra informacja, bo by było szkoda, gdyby ktoś o tak rzadko spotykanym nazwisku nie przedłużył rodu.


2. Rano dyrektor Zydel występował w „Dzień dobry TVN” namawiałem go, żeby zapytał red. Węglarczyka, jak się nazywać może „pierwsza dama” w wersji męskiej. Nie zapytał. I to jest zła informacja. Red. Węglarczyk powinien mieć odpowiedź na to pytanie już przemyślaną.

3. Strajkują górnicy. Nic dziwnego po tym, jak premier Kopacz postanowiła zamykać kopalnie. Nawet takie, które w perspektywie mogą przynosić dochód. Przeczytałem, że węgiel jest teraz wyjątkowo tani. To dziwne o tyle, że na składzie w Świebodzinie wcale nie potaniał i kosztuje ponad 800 zł. No i nie wiadomo, czy nie jest rosyjski, czyli tańszy niż ten z polskich kopalni.
Sprawdziłem, że w kopalni kosztuje prawie 500 zł. Z Górnego Śląska do Świebodzina jest nieco ponad 400 km. Wystarczy, by podrożał o 60%. Cena wydobycia tony to 309 zł. Nie rozumiem, jak to się może nie opłacać.

Później przeczytałem, że kopalnie odbiorcom przemysłowym węgiel sprzedają po niecałe 250 złotych. I wtedy przestałem rozumieć cokolwiek. Kopalnie sprzedając węgiel poniżej kosztów dotują sektor energetyczny. Np. takie RWE, któremu pani Waltzowa sprzedała STOEN.

Ludzie palą byle czym, bo nie stać ich na węgiel, który kosztuje ich prawie cztery razy więcej, niż koncerny energetyczne. A zaraz z ich podatków zapłaci się miliardy złotych za likwidację kopalń.
Boję się, że nikt mi nie wyjaśni o co w tym chodzi. I to jest zła informacja.